Na Straży 1961/2/06, str. 35
Poprzedni artykuł
Wstecz

Kiedy sposobności do służby skończą się

Często stawiane było pytanie: Gdy drzwi sposobności do wejścia na wąską drogę zostaną zamknięte, a ktoś jeszcze potem znajdować się będzie w serdecznej społeczności z Bogiem i Jego planem, lecz będzie odcięty od wszelkich sposobności służenia, to czy będzie on mógł mniemać, że już uczynił swoje wezwanie i wybranie pewnym?

Odpowiedzią naszą jest, że nie myślimy, aby takie coś mogło stanowić podstawę, czyli gwarancję do mniemania, że taki uczynił swoje wezwanie i wybranie pewnym. Mogłoby to raczej wskazywać na coś zupełnie przeciwnego; myślimy jednak, że w warunkach takich nie powinniśmy poddawać się zniechęceniu, ale wnosić, że jeśli nasze serce trwało i trwa w wierności ku Bogu, to teraz prawdopodobnie przechodzimy próbę wiary, więc właściwą rzeczą byłoby stać silnie w wierze, w duchu słów Ijobowych: „Chociażby mnie zabił, ja w nim ufać będę”. Zdaje się, że Bóg chce, aby lud Jego trwał w miłości Jego ustawicznie i zarządził, że nasze trwanie w niej, nasz pokój serca, zależy od naszej wierności wobec sumienia i obowiązków albo raczej od wierności w obowiązkach zgodnie z naszym sumieniem.

Stan najbardziej podobający się Bogu jest widocznie ten, gdy codziennie trzymamy się blisko Niego, gdy czuwamy, aby nie było takiego dnia, w którym nie staraliśmy się usilnie czynić Jego woli; a gdy niekiedy nie wykonamy Boskiej woli najlepiej, jak ją pojmujemy, powinniśmy natychmiast udać się z tą sprawą do tronu łaski w modlitwie, aż odczujemy Boskie przebaczenie i pojednanie. W taki sposób żyjąc z dnia na dzień możemy być pewni, że trwamy w miłości Bożej i każdego dnia możemy czuć, że co się tyczy tego dnia, uczyniliśmy nasze wezwanie i wybranie pewnym, że znajdujemy się w stanie odpowiednim do nagrody przy końcu drogi.

Uniżone prośby do Tego, który Go miał zachować od śmierci

Gdy w jakimkolwiek stopniu poczuliśmy się odłączeni od Boga i Jego miłości, gdybyśmy nie odczuli Jego łaski, nie powinniśmy od razu wnosić, że nie znajdujemy się w odpowiednim stanie – w stanie przyjemnym Bogu, ponieważ wiemy, że nasz Pan, gdy zbliżał się do końca swej drogi, odczuwał tego rodzaju obawy. Obawiał się, że może niezupełnie wykonał wymagane warunki, więc modlitwy i uniżone prośby do Tego, który Go mógł zachować z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował i wysłuchany był w tym, czego się obawiał. Obawiał się, że może nie dosyć był wiernym; że może w jakiś sposób mimowolnie nie zastosował się do Boskich wymagań.

Przypominamy sobie również, że w godzinie Jego śmierci wolą Ojca było, aby doświadczył chwilowego odcięcia od obliczności Ojca, co wyrwało z Jego piersi ów bolesny okrzyk: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” – cóż uczyniłem, że odmówiłeś mi swej społeczności? Jeżeli tedy tak rzecz się miała z Nim, to może tak samo być z którymkolwiek z Jego uczniów. Przeto sumienie nasze nie zawsze może być pewnym doradcą co do stanu przyjemnego Bogu. Toteż apostoł Paweł po oświadczeniu, że inni źle go sądzili i że on uważał to sobie za małą rzecz, iż sądzony był przez braci lub przez jakichkolwiek innych, dodał: „lecz i sam siebie nie sądzę”. Rozumiem, że nie jestem kompetentny do sądzenia swej własnej sprawy. Jest ktoś, kto mnie sądzi, a jest nim Bóg.

Tak samo rzecz się ma w naszych doświadczeniach. Znamy takich, których sumienia są tak wrażliwe, że gotowi są zawsze ganić samych siebie, jakoby zawsze chybiali, jakoby zawsze czynili coś złego. Zdaje się być ich normalnym stanem tak się czuć. Takie osoby mogą łatwo popełnić pomyłkę w rozsądzaniu samych siebie i sądzić się za surowo. Inni wręcz na odwrót –zawsze czują się zadowoleni z samych siebie, chociaż nie są w zupełnej harmonii z Bogiem. Przeto tak ci, co są za bardzo sumienni, jak i ci. którym brak sumienności w rozsądzaniu samych siebie, powinni starać się uregulować swoje sumienie tak, aby mogli dobrze rozsądzać zgodnie z Boskim sądem.

Chrześcijański wzrost potrzebny

Jednocześnie mamy pamiętać, że wszystko, co możemy czynić, aby być przyjemnymi przed obliczem Bożym, to postępować wiarą i wiarę tę pielęgnować. Wiara nasza nie powinna być w samego siebie, bo taka wiara jest tylko poleganiem na samym sobie. Powinniśmy rozumieć, że nie mamy nic takiego, co by nas zalecało Bogu. Mamy rozumieć, że zawsze nam nie dostaje; że niemożliwym jest, aby ktoś doszedł do doskonałego ideału; przeto zawsze mamy być w tym usposobieniu wyrażonym w modlitwie Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy”, czując, że przewiniliśmy, starając się również, aby te przewinienia były coraz mniejsze, czyli postępować tak wiernie, aby ich było coraz mniej.

Z własnego doświadczenia uważamy, że najwłaściwszą myślą byłoby: „Czy ja żyłem dziś najlepiej, jak tylko rozumiem i czy moje rachunki z Bogiem są załatwione? Czy nie ma czasem czegoś takiego, co mógłbym lepiej uczynić jutro, aniżeli uczyniłem dziś, osiągnąwszy lekcję z doświadczeń dzisiejszych? Czy nie mógłbym być roztropniejszym, silniejszym i więcej poświęcającym się? Gdy czynimy wszystko najlepiej jak nas stać, możemy wiedzieć, że więcej niż to Bóg nie żąda.

Przypominamy sobie zdanie pewnego brata wypowiedziane na jednej konwencji. On powiedział: „Ja czynię wszystko najlepiej, jak tylko mogę i mam ufność w Bogu”. Przypominamy sobie, iż zrobiliśmy uwagę, że naszym zdaniem było to wielkie oświadczenie, że ktoś sumiennie może powiedzieć, że czyni tyle, na ile go stać, na ile jest możliwym czynić. Osobiście nigdy nie wiemy, czy uczyniliśmy wszystko najlepiej, jak jest możliwe. Zawsze staramy się uważać następnego dnia, czy można by czynić coś lepiej; lecz jeżeli ktoś doszedł do tego stanu, że uczynił najlepiej, jak jest możliwe, ten zaiste uczynił dobrze. Niekiedy myślimy, że uczyniliśmy wszystko jak najlepiej, a jednak rzadko kiedy zakończymy dzień z tym przekonaniem, że uczyniliśmy wszystko jak najlepiej w każdym szczególe i w każdej czynności tego dnia; zaznaczamy więc te punkty, w których moglibyśmy lepiej uczynić, aby z doświadczeń tych korzystać nazajutrz.

Na Straży 1961/3/06, str. 51

Gdy serce nasze jest wierne Bogu i służymy Mu najlepiej, jak możemy, starając się doprowadzić każde słowo, każdy czyn i każdą myśl do posłuszeństwa woli Bożej - jeżeli takie są nasze zabiegi, to możemy ufać, że Bóg ma upodobanie w nas; że znajdujemy się w stanie, jaki On określił, że jest Mu przyjemny; ze znajdujemy się na drodze do osiągnięcia wielkiej nagrody, jaką On ma do dania. Lecz nie mamy tego zagwarantowane na jutro, ale tylko na daną chwilę i Bóg chce, abyśmy tak żyli z chwili do chwili, a nie myśleli, że nasza sprawa już jest zadecydowana i dopełniona. Pytaniem naszym nie powinno więc być: „Czy będę się czuł upewniony i zadowolony kiedyś w przyszłości?”, ale: „Jak się czuję i w jakim stanie znajduję się obecnie, w tej chwili?”. Dosyć ma każdy dzień na swoich próbach i utrapieniach.

„Przez wiele ucisków wnijdziecie do Królestwa”

Powstaje również pytanie: Czy mamy przypuszczać, że po zupełnym zamknięciu się dzieła żniwa żaden z poświęconych nie zostanie z tej strony zasłony?

Myślą naszą jest, że przywileje służby będą prawie, aż do samego ucisku wielkiego; że nie będzie długiego okresu czekania, w którym nie będzie żadnej sposobności do służby. Naturalnie, że jest to tylko naszym przypuszczeniem; nie przypominamy sobie nic takiego w Piśmie Świętym, co by sprawę tę wyraźnie określało; lecz tak wiele jest sposobów służby, że trudno sobie wyobrazić, iż wszystkie sposobności będą odcięte. Gdyby sposobność publicznej służby była wstrzymana, to jeszcze pozostałoby wiele innej służby, czyli wiele innych sposobności do służby w prywatny sposób. Prawie nie można sobie wyobrazić takich warunków na świecie, które by nas pozbawiły wszelkich sposobności do służenia tak publicznie, jak i prywatnie; przynajmniej nie prędzej, aż czas ucisku wzmoże się na świecie do takiego stopnia, że wstrzyma wszelką pracę i wszystko inne. Spodziewaniem naszym jest, że święci prawie wszyscy będą już poza zasłoną, zanim ucisk rozpali się do takiego stopnia, że już nie będzie żadnej sposobności do służby.

Przypuśćmy jednak, dla przykładu, że z jakiegoś powodu poczta byłaby zamknięta, lub powstałaby jaka inna trudność, która odosobniła nas od świata, to jeszcze mielibyśmy różne sposobności służenia jedni drugim, a wielu z poświęconych wie, że najsroższe próby przychodzą przy wyświadczaniu usług tym, co są najbliżsi. Znamy wypadki, gdzie mężowie przekonali się, że łatwiej było im wyświadczyć usługi innym aniżeli ich własnym rodzinom, ich żonom i dzieciom. Wiemy również o przykładach, gdzie tak samo rzeczy się miały z żoną i z dziećmi. Niekiedy więc nasze najsroższe doświadczenia mogą znajdować się bardzo blisko domu, z czego wynika, że i nasze najlepsze sposobności do służby mogą być zaraz przy nas. Mniemamy więc, że gdy nadejdzie czas, że wszystkie sposobności do służby będą odcięte, to będzie znaczyć, że koniec jest blisko, że czas ucisku już jest; i gdy ktoś z nas będzie jeszcze tu w takich warunkach może obawiać się, że znajdzie się w Wielkiej Kompanii i będzie miał dział w wielkim ucisku.

Z drugiej znów strony, nie wiemy, do jakiego stopnia ów ucisk, jaki będzie nad Wielką Kompanią, może być także nad Małym Stadkiem. Wielu z Małego Stadka może znaleźć się w znacznym ucisku. Nie wiemy, czy cały Kościół, tak Małe Stadko, jak i Wielkie Grono, będzie ponosić wielki ucisk. Pismo Święte mówi o Małym Stadku, że „przez wiele ucisków musicie wejść do Królestwa”; także Wielkie Grono, chociaż nie otrzyma miejsca w Królestwie, to jednak „przez wiele ucisków” będzie przygotowane do swego miejsca; a więc „wiele ucisków” jest dla obu klas. Być może, iż będą to zewnętrzne uciski. Nie jesteśmy w stanie powiedzieć tego teraz; nie rozumiemy wyraźnie, co Pan miał na myśli, gdy powiedział: „Przetoż czujcie modląc się na każdy czas, abyście byli godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma i stanąć przed Synem Człowieczym” (Łuk. 21:36). Nie wiemy, czy myślą tego jest, że powinniśmy być uznani za godnych uniknąć tych zewnętrznych ucisków przychodzących na świat i literalnie stanąć przed Synem Człowieczym jako przemienione, udoskonalone Nowe Stworzenia poza zasłoną; czy też myślą Pana było: „Czujcie” w waszym postępowaniu, w waszym życiu i bądźcie tak wierni Bogu, abyście mogli być uznani za godnych ostać się, a nie upaść w dniu obecności Syna Człowieczego, unikając rzeczy przychodzących na świat – uniknąć w tym znaczeniu, że chociaż będziecie w niektórych uciskach wraz ze światem, to jednak nie będziecie doświadczać tej trwogi umysłowej, jaką trapieni będą ludzie światowi.

W.T. 1910-296/VIII/1938


Następny artykuł
Wstecz   Do góry