Na Straży 1959/3/10, str. 76b
Poprzedni artykuł
Wstecz

Si Quis Dixerit

Rzekłby kto:
- Pójdę do Ojca mojego,
Który jest w niebie...
I szukać będę w tęskności mej Tego,
Który jest w niebie...
Jak ptak ulecę bezdrożnym błękitem,
Ducha się mego sterując rozświtem,
Poniosę skrzydła za słońcem ukrytym,
Które jest w niebie!
- Dróg mi deptanych przez ludzi nie trzeba,
Ni przewodnika, ni uczuć tłumacza.
Ja do mojego sam trafić chcę nieba,
Bóg zna mą słabość, On mi ją przebacza...
Zaliż nad człeka człek świętszym się mniema?

- Est anathema! -

I rzekłby który:
- Myśli puszczę na zwiady, przez dzieła Boże...
Ducha mojego wypalę wskroś ślady,
Przez dzieła Boże...
Nie chcę dla źrenic ułudnej opaski,
Choćby mi oczy wątlały w dnia blaski.
Światło chcę zdobyć, nie z cudzej mieć łaski
Na dzieła Boże!
Cześć Stwórcy oddam nie ślepym podziwem
Raba, zgiętego pod jarzmo, co boli,
Ale natchnieniem ogromnym i żywym,
Lecz hołdem własnej, swobodnej mej woli.
Prawdę chcę ująć rękoma obiema!...

- Est anathema! -

A zaśby rzekł kto:
- Zbuduję świątynię
W prawdzie i w duchu...
Niepojętemu ołtarze uczynię
W prawdzie i w duchu...
I padnie na nie wieczysta poświata
Królestwa, które nie z tego jest świata,
I miłą będzie ta Bogu obiata
W prawdzie i w duchu!
A wy, co kupczyć świętością umiecie, baczcie!
Czas idzie, gdy w waszym kościele
Chrystus bicz wzniesie i kram wasz wymiecie,
Siły i potęg doczesnych czciciele.
Duch a świat - dwoje: przymierza w nich nie ma!

- Est anathema! -


Następny artykuł
Wstecz   Do góry