Rzekłby kto:
- Pójdę do Ojca mojego,
Który jest w niebie...
I szukać będę w tęskności mej Tego,
Który jest w niebie...
Jak ptak ulecę bezdrożnym błękitem,
Ducha się mego sterując rozświtem,
Poniosę skrzydła za słońcem ukrytym,
Które jest w niebie!
- Dróg mi deptanych przez ludzi nie trzeba,
Ni przewodnika, ni uczuć tłumacza.
Ja do mojego sam trafić chcę nieba,
Bóg zna mą słabość, On mi ją przebacza...
Zaliż nad człeka człek świętszym się mniema?
- Est anathema! -
- Est anathema! -
A zaśby rzekł kto:
- Zbuduję świątynię
W prawdzie i w duchu...
Niepojętemu ołtarze uczynię
W prawdzie i w duchu...
I padnie na nie wieczysta poświata
Królestwa, które nie z tego jest świata,
I miłą będzie ta Bogu obiata
W prawdzie i w duchu!
A wy, co kupczyć świętością umiecie, baczcie!
Czas idzie, gdy w waszym kościele
Chrystus bicz wzniesie i kram wasz wymiecie,
Siły i potęg doczesnych czciciele.
Duch a świat - dwoje: przymierza w nich nie ma!
- Est anathema! -