„A nie przypodobywanie się temu światu, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu waszego” – Rzym. 12:2.
Niemożliwe jest porównywać za wszelką cenę prawidła i ideały światowe do ideałów Biblii albo też starać się doprowadzić ideały biblijne do harmonii ze wzorami i ideałami świata. Są to dwie rażące sprzeczności; im prędzej rozpoznajemy ten fakt i im staranniej będziemy postępować według tej znajomości rzeczy, tym będziemy mądrzejsi.
„Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie”. „Nie wiecież, iż przyjaźń świata jest nieprzyjaźnią Bożą?” „Nie są ze świata, jako i ja nie jestem ze świata”. „Nie jako daje świat, ja wam dają”. Te teksty wykazują, że Mistrz nasz postanowił, aby była wyraźna różnica pomiędzy dziećmi Królestwa i dziećmi świata. Brak zrozumienia tego faktu spowodował wiele, o ile nie wszystkie, kłopotów w Kościele Chrystusowym w ciągu jego długiego i uciążliwego rozwijania się przez dziewiętnaście stuleci. Ponieważ Kościół wzgardził i zlekceważył słowa Mistrza w sprawie odłączenia od świata, pierwotna, dziewicza prostota początkowego Kościoła zanikła – jeżeli patrzymy na masowość Kościoła chrześcijańskiego.
Odłączenie to nie znaczy, że naśladowcy Jezusa mają ukrywać się gdzieś w odosobnieniu od świata i prowadzić życie klasztorne. Wcale nie; my musimy wstępować w ślady naszego Mistrza, aby „jako On chodził i samym także chodzić” – Jan 2:6. Pan Jezus jest dla nas pod tym względem przykładem, tak jak i we wszystkich innych rzeczach, a wiemy, że Pan Jezus nie odsuwał się stale od innych istot. Czasami szukał spokoju w modlitwie, czasami chronił się w cieniu drzew ogrodowych, ale nie prowadził nigdy życia klasztornego lub pustelniczego. Prawie przez cały czas miał ciągle do czynienia z ludźmi. A jednak powiedział o sobie: „Nie jestem ze świata”. Jego odłączenie od świata dotyczyło nie tyle Jego osoby, ile Jego uczuć, ideałów, Jego celów i usiłowań.
Apostoł ostrzega Kościół, że będzie wielkie odstępowanie od surowego odłączenia Kościoła (2 Tes. 2:3); a to odstępowanie umożliwiło rozwój Człowieka Grzechu, gdyż jeśliby wierni trzymali się ściśle Pana i jego Słowa, to nie dopuściliby nigdy, aby światowe wpływy opanowały Kościół.
Kościół i świat idą z daleka,
Różne ich sprawy i cele.
Świat wesołego ciągnie człowieka,
A garstka tylko w kościele.
Świat do Kościoła wyciąga ręce,
Chcąc go na swoje wieść drogi.
Lecz Kościół wierny w smutku i męce
U Boga widzi cel błogi.
Ale teraz przez przymilanie się, a częścią przez groźby Kościół został zmuszony do zatrzymania się i dania posłuchu światowi, a nawet do konkurencji ze światem, ubiegając się z nim o popularność, o władze i wpływy.
Ale chociaż Kościół na ogół stał się niewierny, sprzedajny, lekkomyślny i oziębły, to jednak nie wszyscy wierzący są tacy. W Kościele zawsze była i jest garstka jednostek wiernych Panu, którzy uważają, że teraźniejsze, doczesne cierpienia i doświadczenia nie dają się nawet porównać z chwałą, jaka po nich nastąpi. Jak duch wiernych chrześcijan wypływa od ich Pana, tak duch światowy wypływa od „księcia tego świata”, Szatana, który „czyni w sercach dzieci upornych”.
Wpływy jakie doprowadziły do upadku Szatana, działają po większej części i na doświadczenie świata; duch światowości polega na osobistym zaufaniu do siebie, na wywyższaniu własnej osoby, a przede wszystkim na miłowaniu samego siebie ponad wszystko, nawet ponad uszanowanie dla Boga – to wszystko stanowi wyraźne cechy ziemskich ambicji i usiłowań. Nie wszystkie z tych właściwości są złe same w sobie; przynajmniej jedna z nich potrzebna jest w naszym obcowaniu z bliźnimi, ale kiedy miłość samego siebie sprzeciwia się woli Jahwe albo kiedy prowadzi kogoś do powzięcia jakiegoś planu lub zamiaru bez oglądania się na Boskie rozporządzenia, wówczas zapewne musi wyniknąć nieszczęście.
Ukazanie się samolubstwa, czyli osobistej woli na świecie było następstwem złego uczynku naszych pierwszych rodziców. Nie zawsze na ziemi był smutek i boleść; ziemia nie zawsze rozbrzmiewała biadaniem ludzkim. W raju wszystko żyło w pokoju i szczęściu, ponieważ wszystko było w harmonii i zgodzie z prawami Boga. Wówczas umysły niebiańskie i ziemskie mieszkały razem w szczęśliwości. U żadnego stworzenia nie było niezadowolenia; ani cierpienie, ani smutek nie męczyły ludzkiego serca i ciała.
Obecnie jednak nie jesteśmy już w raju, lecz mieszkamy w świecie, gdzie codziennym zjawiskiem jest śmierć i łzy, praca w pocie czoła i zawody serca. Jeżeli chcemy się dowiedzieć, co jest przyczyną, że raj zamienił się w padół śmierci i płaczu, to zawsze otrzymamy odpowiedź: przyczyną jest grzech, a grzech oznacza własną osobę.
Są ludzie, którzy gotowi są oskarżyć Boga, że gdyby nie dał Zakonu, to człowiek nie uczyniłby przestępstwa. Ale tacy nie doceniają zaszczytu i majestatu pierwszego człowieka. Człowiek, który by pozostał bez grzechu jedynie dlatego, że byłoby niemożliwe dla niego popełnić grzech czy człowiek, który by chwalił Boga tak, jak śpiewa słowik, bo śpiew stał się jego naturą – taki człowiek nie byłby godnym społeczności z Bogiem i nie byłby godnym Jego dzieckiem.
Bóg nie żądał, aby człowiek porzucił coś, co posiadał. Bóg nie wymagał, aby człowiek wykonał jakąś przykrą i uciążliwą pracę; człowiek nie był skrępowany, lecz dostał jedynie zakaz. Wszystko, co się w raju znajdowało, należało do człowieka. Była tam tylko jedna rzecz, której człowiek musiał się wyrzec, a wzięcie tej rzeczy oznaczało śmierć. Człowiek miał tylko wyrzec się tego, co nigdy nie było jego własnością; miał się wyrzec jednej dobrej rzeczy, której nigdy nie posiadał ani nie znał. Czyż można to nazwać pokusą, próbą lub doświadczeniem?
Wyrzec się tego, czego nie posiadamy, ale czego ciągle pragniemy, jest najtrudniejszą ze wszystkich rzeczy. Najcięższa walka, w której trzeba wytężyć wszystkie siły umysłu i ciała, łatwo da się porównać do cichej, bezwolnej rezygnacji. Rzeczy, jakie posiadamy, nie uszczęśliwiają ani o połowę tak, jak owe rzeczy, które naturalny człowiek pragnie posiadać dlatego, że zostały mu one odmówione. Zaiste chętniej oddałby on to, co już posiada i silnie trzyma w swych rękach, aniżeli powiedzieć: „Wyrzekam się tego, Boże mój, ponieważ taka jest Twoja wola”.
Przez nieszkodliwe samozaparcie się Adam miał dojść do zupełnego stanu doskonałego człowieka. Wola osobista i osobiste zaparcie się – od tych dwóch rzeczy zawisło szczęście i nieszczęście wielu miliardów dusz.
„Widząc tedy niewiasta, iż dobre było drzewo ku jedzeniu, a iż było wdzięczne na wejrzeniu, a pożądliwe drzewo dla nabycia umiejętności, wzięła z owocu jego i jadła; dała też i mężowi swemu, który z nią był; i on jadł” – 1 Mojż. 3:6.
Wtedy nastąpiła straszna rzecz – grzech. Nie było to jedynie zjedzenie owocu, było to coś więcej. Człowiek ohydnie zerwał związek miłości i zaufania wiążący go z Bogiem; było to policzkiem dla jego Ojca i Boga – ponieważ Adam za pośrednictwem Ewy posłuchał głosu węża, gdyż uwierzył, iż Bóg jest kłamcą, uwierzył, iż Ojciec wszystkiego dobrego odmówił mu i pozazdrościł błogosławieństw i chciał go uczynić niewolnikiem.
Człowiek posiadał moc, która pozwalała mu czynić poważne postępy, która umożliwiała mu wglądać głębiej i sięgać wyżej we wszystkich rzeczach. Sam Bóg udzielił tej mocy człowiekowi; sam Bóg niewątpliwie gotów był prowadzić człowieka po tej świętej drodze do celu. Nie ulega wątpliwości, że Bóg postanowił, aby oczy pierwszego człowieka otworzyły się z biegiem czasu na prawdę rozróżniającą, co jest dobrem, a co złem. Po zgrzeszeniu człowiek stał się podobny do Boga tylko pod jednym względem, mianowicie, podobnie jak Bóg działał człowiek niezależnie; ale właśnie z tego powodu człowiek przestał być podobnym do Boga pod wszystkimi względami. Wówczas otworzyły się jego oczy i wiedział, co jest świątobliwość, a co niewola.
Ewa pierwsza popadła powoli w grzech, podobnie jak każdy, kto walczy sam ze sobą. Zgrzeszyła, ale ze strachem i drżeniem. Stanęła i słuchała, aż wreszcie sumienie jej uległo zmieszaniu. Zaczęła od rozmowy ze złą istotą; wdała się w dyskusję i argumenty. Wszelka grzeszność dla grzechu, wszelkie ustępstwo i pobłażanie grzechowi prowadzą do klęski. Możemy sobie wyobrazić scenę z Ewą:
Stała pod drzewem. Nie tylko odpowiedziała kusicielowi, lecz nawet chciwie słuchała jego pochlebiającego głosu. A głos ten stawał się dla niej coraz słodszy, zaś głos Boga brzmiał w jej uszach jako coś ostrego i nieprzyjemnego. Pełne miłości i łaski oblicze Boga wydawało się jej teraz twarzą groźnego i nienawistnego tyrana. Spojrzała na owoc – na zakazany owoc. A owoc ten stawał się dla niej coraz piękniejszy, coraz bardziej ponętny, coraz bardziej pachnący, upragniony i konieczny – każda kropla krwi w jej żyłach tętniła i paliła się. Nie potrafiła się oprzeć – i stało się! Aniołowie ukryli swe oblicza ze zgrozą.
Co za różnica w sercu człowieka przed i po grzechu! Przedtem grzech wydawał się słodkim, zdawało się na pewno, że przyniesie on przyjemność i zadowolenie, że na pewno wzbogaci pojęcie i zdolności. A potem, niestety, niepokój zawładnął sercem; rozgorączkowany, upadły na duchu człowiek z pewnością oddałby wszystko, byleby tylko odwołać to, co uczynił z własnej woli i wyboru.
Człowiek jako grzesznik gardził samym sobą za to, że zgrzeszył. Zaczął szukać liści figowych, aby ukryć się przed samym sobą. Ten, który przed grzechem myślał, że dojdzie do niebywałej wysokości, stracił poszanowanie dla siebie po spełnieniu grzechu.
Jak grzech kala i wstrząsa każdy społeczny związek na ziemi, widać to również w tym pierwszym przestępstwie. Mężczyzna powinien być panem i głową niewiasty, a zamiast tego poddał się on buntowniczej woli niewiasty i zgrzeszył z jej przyczyny. Niewiasta powinna być usłużną pomocniczką mężczyzny, a tymczasem stała się kusicielką, która wciągnęła go do śmierci. Wszystko doznało przewrotu. Ona dała, on wziął, zjadł, jak gdyby nie mogło być odwrotnie.
Adam porzucił wierność dla dobra doczesnego, Boską społeczność dla ludzkiej społeczności. Chciał zrobić rodzaj ofiary z Boskiej społeczności, aby zachować społeczność ze swoją żoną, ale podobnie jak wiele ofiar jest nie opierających się na zasadzie, tak i ofiara Adama nie przyniosła pożądanych skutków ani nie ocaliła tej jedności między małżonkami, jaką chciał on zachować za wszelką cenę. Grzech zrywa wszelkie najszlachetniejsze związki, ponieważ doprowadza swoją ofiarę do oziębłości i samolubstwa. Bez względu na to, że usiłowali oni koniecznie zachować między sobą harmonię, zaraz po zgrzeszeniu wyłoniła się kwestia, kto ponosi winę w tym wypadku; jedno i drugie starało się zrzucić winę na kark drugiego. Zauważcie zuchwałe słowa Adama: „Niewiasta, którąś mi dał, aby była ze mną, ona mi dała z tego drzewa i jadłem”.
Tu leży początek wszelkich nieporozumień małżeńskich. Jak odmiennie brzmią te słowa od tego radosnego pozdrowienia, jakim Adam po raz pierwszy przyjął Ewę. Teraz w zimny sposób chciał zrzucić winę na niewiastę. Ona niech czyni, co jej się podoba, byleby on tylko nie był odpowiedzialny. Ten sam grzech, który miał niby zachować łączność pomiędzy małżonkami, teraz zdusił szlachetność i oddaną miłość. Grzech niszczy i zrywa najsilniejsze i najdłuższe więzy ludzkie. Kain, pierwszy syn Adama, zamordował swego brata, a wkrótce cały świat napełnił się nienawiścią, kłótnią i rozlewem krwi. Świetny sen w raju wkrótce zatopił się w krwi ludzkiej.
Początek kłótni wśród rodzaju ludzkiego – leży w usiłowaniu zrzucenia winy jeden na drugiego. Koniec wszelkich sprzeczek będzie w panowaniu Księcia Pokoju, który chociaż bez zmazy i bez grzechu, chociaż sam pełen świętości, jednak dobrowolnie przyjął na siebie winę grzesznych i skalanych ludzi. „I rzekł Pan Bóg do niewiasty: Cóżeś to uczyniła? i rzekła niewiasta: Wąż mnie zwiódł i jadłam”. W tym wejściu grzechu na świat, a za grzechem samolubstwa, widzimy przede wszystkim zuchwały upór Adama, który chociaż wstydził się, to jednak nie chciał przyznać, że on jest odpowiedzialny za grzech. Bóg postępował z Adamem i Ewą niewątpliwie tak, aby postawić ich twarzą w twarz z rzeczywistą sytuacją. Dlatego zapytał ich: Gdzie jesteście? Dlaczegoście to uczynili?
Ale podobnie jak to się teraz często zdarza wśród jego potomstwa, Adam i Ewa nie chcieli przyznać się w pokorze i powiedzieć: „Ja to uczyniłem, tylko ja sam lub ja sama”. Okoliczności, pokrewieństwo, towarzystwo, naturalne popędy, diabeł, nieświadomość, temperament – to wszystko ponosiło winę i musiało odcierpieć, byle tylko rzeczywisty winowajca mógł się uwolnić od odpowiedzialności. Adam rzekł, że ukrył się, ponieważ usłyszał głos Boga ... Ale ten sam głos niedawno był tak drogi dla Adama, brzmiał dla niego najsłodziej ze wszystkiego. Cóż wywołało taką zmianę? Ach! nie jest przyjemnie mówić o tym.
Następnie, nie mogąc zaprzeczyć, że jadł, Adam starał się oskarżyć Ewę, a nawet samego Boga: Ty, Boże, dałeś mi tę niewiastę. Niewiasta dała mi owoc. A ja? Powinien był odpowiedzieć: Ja miałem odepchnąć od siebie tę pokusę i zdeptać owoc nogami. Ja, mężczyzna, ja, pan i głowa niewiasty, jestem grzesznikiem, ale ulituj się, Ojcze, nade mną. Ale Adam wcale tak nie powiedział ani nie czuł tego w sercu. Poznał już tyle mądrości od węża, iż nauczył się czynić wymówki. Oczy jego otworzyły się teraz. „I jadłem” – odparł. Tak, jakby to była rzecz całkiem naturalna. Czyż mogłeś spodziewać się czegoś innego w tych okolicznościach?
Nie trzeba szukać dalej ducha światowego; okazał się on już w raju. Od tego czasu nie było nic oryginalnego pod tym względem. Warto jednak zauważyć, że chociaż żadna inna książka na świecie nie zawiera tak dokładnego odkrycia ludzkich wad i błędów, jak to czyni Biblia, to również żadna inna książka nie opowiada tego z takim brakiem rozgoryczenia i potępienia.
Treścią ducha światowego jest więc umiłowanie siebie samego nade wszystko, czynienie swej własnej woli wbrew woli Pańskiej i uważanie własnej osoby i woli za ośrodek, około którego wszystkie myśli, troski i uczynki powinny się obracać.
Napomnienie zawarte w naszym tekście wystosowane jest, podobnie jak i wszystkie pisma Nowego Testamentu, do Kościoła, do tego zgromadzenia wiernych w Chrystusie Jezusie, którego członkowie oddali swoje serca i wszystko, co do nich należy, na służbę nie swoją, lecz Boską. Wstępują oni w ślady Tego, który powiedział: „Jam przyszedł, nie abym czynił własną mą wolę, ale wolę Tego, który mnie posłał”.
Każdy szczery członek Kościoła Chrystusa może złożyć świadectwo o prawdziwości słów apostoła Piotra: „Albowiem dosyć nam, żeśmy przeszłego czasu żywota popełniali lubości pogan (ciała)”. Tylko ci, którzy zapatrują się na tę sprawę z tego punktu widzenia, mogą odnieść właściwe napomnienie i uznać, że nie trzeba dostosowywać się do świata. Na próżno byłoby napominać ludzi światowych, aby nie dostosowywali się do samych siebie, gdyż nie mogą oni tego uniknąć. Ich pięć zmysłów nieustannie oddziaływa na zewnętrzne pobudki i świadomie lub nieświadomie przyjmują wpływy idące ze świata, od ogólnego porządku rzeczy. Niektóre z tych wpływów są szlachetne i godne podziwu, inne są bardzo złe i przewrotne, ale żadne nie są wpływami duchowego rodzaju.
Wszystkie te wpływy oddziałują także i na umysły ludzi Pańskich. W jaki więc sposób lud Pański może uniknąć dostosowania się do świata? Nie przez wyjście ze świata, gdyż nie takie jest życzenie Pana (Jan 17:15). Można to jedynie uczynić przez potężniejszą moc aniżeli wszystkie połączone wpływy wszelkich żywiołów świata. Taka moc naturalnie nie jest udziałem ludzi Pańskich. Ludzie ci nie są mądrymi i wcale nie przypisują sobie nadzwyczajnej mocy, a w oczach świata są wzgardzonymi i nie wartymi nawet wzmianki ze strony „światowców”. Ale ludzi tych wybrał Pan, aby żadne ciało nie mogło chełpić się jakimś wyróżnieniem lub korzyścią w obliczu Boga.
Świat stara się o zbudowanie siebie społecznie, finansowo i politycznie. Usiłuje wznosić wielkie domy, przedsiębiorstwa handlowe, wielkie nazwiska, dynastie, itd. Ale wszyscy, których serca przywiązane są do tych rzeczy, bez względu na to, czy nadzieje ich zostaną ziszczone czy nie, zawiodą się w swoich usiłowaniach, ponieważ według Słowa Bożego wszystko to zostanie zmienione na początku panowania Mesjasza. „Ponieważ się tedy to wszystko ma rozpłynąć, jakimiż wy macie być w świętych obcowaniach i pobożnościach!” – 2 Piotra 3:11.
Przystosowanie się do świata jest najłatwiejszą rzeczą, jaką chrześcijanin może uczynić. Potrzebuje tylko oddać się tym falom, które nieustannie biją w skałę jego nowego usposobienia. Niech się tylko podda wpływom swoich współtowarzyszy pracy, swoich przyjaciół, znajomych czy rodziny albo – co byłoby jeszcze gorsze – wpływom z dawna pielęgnowanych zwyczajów i metod oraz ideałów znajdujących oddźwięk w jego własnym ciele.
Apostoł Jakub powiada: „Każdy bywa kuszony, gdy od swoich własnych pożądliwości bywa pociągniony”. Istnieją pożądliwości, czyli pragnienia wysokiego stanowiska w społeczeństwie, pragnienia umiejętności, wolności, niezależności, władzy i panowania. Z pożądliwości ciała, jakie najłatwiej mogą doprowadzić do dostosowania się do świata, należy wymienić: głód, pragnienie i instynkt płciowy.
Wszystkie te pragnienia dane są człowiekowi od Boga i nie jest to ani mądrze, ani słusznie uważać takowe za złe same w sobie. Siła przyciągająca tych pożądliwości polega na tym fakcie, że zwykle nie są one złe. Cała trudność leży w tym, że ciała nasze są niedoskonałe, a zdolności umysłowe niezrównoważone. Silne pożądliwości wymagają tedy wielkiego zwracania na takowe uwagi. Bez starannego zastosowania się do Boskich pouczeń pożądliwości te szybko zapanują nad naszym postępowaniem. Ponieważ pożądliwości te są silniejsze od nas i o własnej mocy nie możemy ich zwalczać, dlatego Bóg nam dał to, co Pismo Św. nazywa duchem świętym, czyli moc, która przez wiarę ożywi i nastroi nasze postanowienia, a serca nasze skieruje na rzeczy, które są w górze, na rzeczy niebiańskie, należące do innego świata.
Dużą różnicą między światem i Kościołem jest to, że u świata wzruszenia, zmysłowość i własności cielesne są często uważane za cel lub za sposobność do bezpośredniej radości, bez zwracania uwagi na wolę i zamiary Stwórcy, podczas gdy u klasy drugiej, czyli u Kościoła wzruszenia i własności cielesne uważane są jako środek do celu i podporządkowane są woli Pańskiej; stosowane są lub odpowiednio powstrzymywane, aby działały dla rozwoju charakteru w harmonii z Panem i głową Kościoła.
Chociaż wszyscy ludzie żyjący na świecie znajdują się po jednej albo po drugiej stronie dzielącej linii, to jest, należą albo do Kościoła, albo do świata, to jednak istnieje jeszcze różne stopniowanie, gdyż jedni są bliżej tej linii, inni dalej, po obu stronach. W świecie niektórzy szukają Boga i szczęśliwi są, jeśli Go znajdą, zaś w Kościele niektórzy odsuwają się od Boga i zbliżają się do świata, gdyż przenoszenie własnej swej woli ponad wolę Bożą oznacza ducha światowego, a trzeba tego właściwie unikać.
Fakt, że napomnienie naszego tekstu odnosi się do Nowego Stworzenia, wyraźnie wskazuje, iż Nowe Stworzenie ma znaczną odpowiedzialność pod względem aktualnego zwalczania ducha światowości w swej własnej osobie. Jak można to uczynić? Odpowiadamy, że wola jest rozstrzygającym czynnikiem we wszystkich inteligentnych sprawach. Nie dlatego, że wola sama w sobie ma tyle mocy, lecz że Pan sprawił tak, aby wola współdziałała z nami, ale aby nie oddziaływała na nas. Pan Jezus powiedział: „Jeśli kto chciał czynić wolę Jego, ten będzie umiał rozeznać, jeśli ta nauka jest z Boga” – będzie mógł rozeznać wszystkie nauki i instrukcje, potrzebne do wykonania świętych postanowień i zamiarów.
Ta chęć spełniania woli Bożej jest tylko innym świadectwem zupełnego poświęcenia się Panu; Albowiem chcieć jest czymś więcej niż pragnąć. Oddając się Panu, chcemy przyjąć wolę Boską za własną, jako rozstrzygającą we wszystkich naszych postanowieniach i uczynkach. Nie znaczy to, że ludzie Pańscy zrzekają się swych chęci lub rezygnują z jakichś własności swojej istoty, kiedy podporządkowują swoją wolę do woli Ojca. Nie znaczy to, że stają się oni jedynie bezwolnymi ofiarami lub narzędziami obcej woli, lecz że cała siła i moc ich własnej woli zwraca się teraz w kierunku Jahwe, zamiast w kierunku swej własnej osoby.
Umowa pod tym względem zostaje zawarta, kiedy oddajemy się Panu. Ale dotrzymanie tej umowy wymaga pilnej uwagi, ponieważ wola Pańska różni się wielce od naszych naturalnych skłonności. Nasze istoty tak są opanowane samolubnymi skłonnościami, że najgłówniejszą pobudką jest zwykle miłość samego siebie. Ogólne doświadczenie wskazuje, że najważniejsze zagadnienia życiowe nie sprawiają nam tyle kłopotu, ile go czynią drobne udręczenia i rzeczy, które dotyczą naszej bezpośredniej wygody, albo które zakłócają nasze uprzedzenia, nasze szczęście lub przyzwyczajenia.
Nasze ciało, będące dla nas najbliższym światem, posiada najrozmaitsze argumenty dla usprawiedliwienia swoich pożądliwości. Wiele tych drobnych rzeczy może wystawić na próbę naszą wiarę, a jeśli wiara zawiedzie, mogą one skrzywić nasze usposobienie. Na przykład widzimy, że nie dostajemy tego, czego spodziewamy się po Boskiej opatrzności; widzimy, że inni są wyżej od nas cenieni albo lepiej się im powodzi; widzimy, że bardziej są wyróżniani od nas, itp. Wszystkie te rzeczy są tak drobne i tak częste, że nieraz nie zwracamy na nie uwagi, a jednak mogą być one pętami ze strony świata, aby nas odciągnąć od słodkiego ducha słów: „Bądź wola Twoja”.
Jak boleści ziemskie wypłynęły z osobistej woli człowieka i z nieposłuszeństwa pierwszych rodziców i nadal z tego źródła wypływają, tak również szczęście niebios, a ostatecznie szczęście odnowionej ziemi wyniknie z doskonałego posłuszeństwa Bogu. Poddanie i dostosowanie się woli stworzenia do woli Stwórcy jest podstawą szczęścia zarówno niebios, jak i ziemi.
Cały rodzaj ludzki szukał szczęścia przez sześć tysięcy lat, ale szukał przez zastosowanie osobistej woli. Mając przed oczyma tak olbrzymie niepowodzenie pod tym względem, możemy być pewni, że w ten sposób nigdy nie osiągnie się szczęścia. Ale herkulesowe zadanie uśmiercenia uczynków ciała, chociaż nieosiągalne własnymi siłami woli jednostki, ma współdziałanie i zachętę Pana, który interesuje się tymi wysiłkami i usprawiedliwia naszą upragnioną nadzieję nagrody.
Apostoł powiada: Jeślibyście duchem sprawy ciała umartwiali, żyć będziecie” – Rzym. 8:13. Zarówno „wy” jak i „duch” są nieodzownymi czynnikami do zwycięstwa. Maszynista kolejowy byłby wielce zniechęcony, gdyby musiał ciągnąć lub zatrzymywać pociąg swoją osobistą siłą. Nie mógłby tego uczynić. Ale posiada moc (przy użyciu swej woli i do pewnego stopnia siły) zastosowania niewidzialnej potęgi pary i sprężonego powietrza, aby wprawić pociąg w ruch lub go zatrzymać.
Podobnie jest z nami: możemy popchnąć jedną rzecz naprzód lub zatrzymać inne. Mamy stanowczo zmieniać się, jak również nie dostosowywać się do świata. Kiedy czujemy, że spadamy po pochyłości światowej, czyli skłaniamy się do świata i jego ducha, możemy przy pomocy wiary wprawić w ruch mechanizm, możemy użyć nie tylko naszych własnych sił, lecz także mocy ducha świętego, a wówczas unikniemy nieszczęścia. A jeśli nie ruszamy się z miejsca, to przy pomocy tej samej siły ducha świętego możemy znowu rozpocząć przemianę naszego umysłu i przygotować się do odziedziczenia tego, co było naszym świętym celem na początku.
Ale przypuśćmy, że kiedy maszynista chce ponownie wprawić w ruch pociąg lub nadać mu większą szybkość, nagle spogląda na swoje ramiona i mówi: Nie mogę tego uczynić; wiem, że tuż pod ręką jest mechanizm, który pozwala na użycie potężnej siły pary, wiem, że tyle razy to się udawało, ale wątpię teraz, gdyż moja wyższa zdolność powiada mi, że się to nie uda. Albo też maszynista widzi, jak pociąg pędzi po stromej pochyłości i jest tam gwałtowny zakręt; ale mówi do siebie: Nie mogę zatrzymać pociągu; nie jestem odpowiedzialny za prawo ciążenia; jeżeli mamy się rozbić – trudno, nic tu nie poradzę. Wiem, że tuż pod ręką są hamulce, ale nie wierzę, aby udało się je zastosować je. – Taki człowiek na pewno byłby niespełna rozumu.
Dotąd rozważaliśmy ujemną stronę tekstu. Teraz weźmy stronę dodatnią. „Ale się prze-mieńcie przez odnowienie umysłu waszego.”
Nowy ideał życia, wszczepiony w spłodzonego z ducha chrześcijanina za pośrednictwem Słowa Bożego, znajduje się w rażącej sprzeczności z samolubnym światem, wśród którego żyje. Odnowienie naszego umysłu ma sprowadzić przemienienie; a umysł nasz wrażliwy jest na złe lub dobre wpływy innych umysłów. Jeżeli umysł nasz znajduje się w styczności z umysłem Pańskim, charakter nasz będzie pełen słodyczy i jasności; jeżeli jesteśmy bardziej spoufaleni ze światem, charakter nasz będzie pełen osobistej woli i samolubstwa. Nasze stałe otoczenie umysłowe określa sposób, w jaki się rozwijamy. Co do tego nie ma żadnej wątpliwości – jest to tak jasne, jak to, że wschód jest na wschodzie, a zachód na zachodzie.
Biblia jako Słowo Boże jest miejscem spotkania naszego umysłu z umysłem Ojca. Mamy przywilej bliskiego zetknięcia się z umysłem Bożym przy pomocy i pod kierownictwem Jezusa i Jego apostołów. A ten duch, czyli umysł Pański, w odróżnieniu od ducha światowego, nigdzie może nie jest tak jasno przedstawiony jak w trzynastym rozdziale pierwszego listu do Koryntów.
Stałe i szczere rozmyślanie o wzniosłych wzorach tam przedstawionych musi ożywczo oddziaływać na nowy umysł. Podniesie to, odświeży, pobudzi i nakarmi nowy umysł, a równocześnie poprowadzi charakter dalej i dalej od zgubnych wpływów światowych.
Apostoł powiada nam, że kto idzie choćby najświetniejszą drogą sławy światowej, mniej wzbudza podziwu, aniżeli ten, który idzie ścieżką miłości. „Gdzie nie ma miłości, tam jest pustka w wymowie, nicość w umiejętności i nawet w wierze, bezużyteczność w bogactwie i ofierze.
Prawdopodobnie żaden przymiot charakteru nie jest tak wszechstronnie opisywany przez ludzi jak miłość. Ale apostoł oświadcza, że miłość zasadniczo jest bezinteresowna i że nie może ona szukać zadowolenia kosztem drugiego człowieka. Nieuświęceni mężczyźni i niewiasty nie mogą posiadać prawdziwej miłości. Naturalna skłonność nie zawsze musi być miłością. Tysiące mężczyzn i niewiast od czasu Adama aż do dzisiaj wyrzekło się honoru, charakteru i osobistego poszanowania, byleby tylko zaspokoić nieograniczone naturalne skłonności. Miłość ludzka jest upadła, podobnie jak i natura ludzka; nawet najwznioślejsze objawy miłości wśród ludzi światowych kryją w sobie samolubstwo, zazdrość i nieobliczalne wybuchy. Ale miłość, miłość prawdziwa „bliźniemu złości nie wyrządza” (Rzym. 13:10) i jest według słów apostoła „z Boga”. „Bóg jest miłość, a kto nie miłuje, nie zna Boga ... gdyż miłość jest z Boga ... A kto mieszka w miłości, w Bogu mieszka, a Bóg w nim” – 1 Jana 4:7-8,16.
„Miłość pała społeczną łagodnością i pełna jest dobrej woli dla ludzkości. Dla potrzebującego jest ona dobroczynna; dla złamanych – jest litościwa; dla złego jest cierpliwa; dla pokutującego ma nadzieję. Nie zazdrości ona wielkim: nie zazdrości nikomu powodzenia; dla przełożonych ma uszanowanie, a dla podwładnych uprzejmość. Nie chełpi się, nie lubi chwalenia ani nie szuka własnej korzyści. Nie szuka władzy ani też nie jest zuchwała, nie wyróżnia nikogo, ani też sama nie jest niewolniczą; nie czepia się silnych, ani nie stara się zgnieść słabych. Nie roznosi szybko bajek ani nie zajmuje się złośliwymi plotkami; miłość nie wtrąca się w sprawy obcych ludzi. Lubi ona chwalić otwarcie, ale nie wychodzi na dach domu, aby głosić swoje obrażenia. Ręka miłości powolna jest w uderzaniu, nie lubi uderzać, a kiedy musi to uczynić, uderza łagodnie, nigdy nie zadzierając ostrza swej strzały ani nie maczając go w truciźnie. Nie żałuje sobie trudu; zmęczy się, ale się nie zużywa; gotowa jest rozstać się z najdroższą własnością i nie zważa na koszty, jeżeli tylko może rozweselić serce smutne lub jeszcze bardziej uszczęśliwić serce wesołe.
Jaka będzie miłość na Boskim poziomie albo nawet na doskonałym ludzkim poziomie, nie mamy teraz dokładnego pojęcia. Ale na pewno będzie ona czymś daleko wspanialszym, aniżeli jakakolwiek rzecz teraz przez nas doświadczana.”
„Miłość jest długo cierpliwa” powiada nam apostoł. Musimy zrozumieć, że oświadczenie to nie tylko wskazuje nam fakt cierpienia, lecz także na pewnego rodzaju chęć cierpienia dla dobra przedmiotu lub przedmiotów miłości.
„Miłość wszystko okrywa”. Podobnie jak struna na skrzypcach, tak i miłość poddana jest pewnemu naprężeniu, ale dlatego aby mogła wydać słodką muzykę dobrotliwości, a więc dobroci serca. Doświadczenie wskazuje, że dobrotliwość, w odróżnieniu od osobistego uczucia, nie tyle wzrasta samorzutnie, ile raczej przez pielęgnowanie większej sympatii. Ktoś może mieć dobrotliwość, a mimo tego posiada bardzo mało osobistego uczucia. Z drugiej strony, ktoś może mieć silne osobiste uczucie, a równocześnie jest tak nietaktowny, grubiański i szorstki, że staje się dla innych wstrętnym.
„Miłość cierpliwie wszystko znosi
Uprzejma, grzeczna dla każdego;
Dla siebie o nic nie poprosi,
Lecz chętnie odda, co swojego.
Prawdziwa miłość to rzecz droga,
bo płynie ona wprost od Boga.”
Mamy napomnienie: „Miłością braterską jedni ku drugim skłonni bądźcie” – Rzym. 12:10 oraz „Bądźcie jedni przeciwko drugim dobrotliwi, miłosierni, odpuszczając sobie, jako wam Bóg w Chrystusie odpuścił” – Efezj. 4:32. Pan dał nam zdolność osobistego wpływu, przez który możemy częściowo zapanować nad szczęściem lub nieszczęściem tych, którzy są wokół nas. Możemy mianowicie dostarczyć im tego, czego w danej chwili potrzebują. Dziwną zaiste jest rzeczą, że nie jesteśmy bardziej dobrotliwymi. Każdy tego potrzebuje. Jak cudownie dobroć działa: jak nagradza ona dobrotliwość ciepłotą i jak rozszerza serce; jak rozprasza gorzkie wspomnienia pomyłek, które nas prześladują.
„Miłość nie zajrzy”. („Miłość nie zazdrości” – nowy przekład). Dlaczego miłość miałaby zazdrościć, kiedy posiada w swym sercu bogactwo innego świata? Chrześcijański uczynek sam w sobie nie jest jeszcze zabezpieczeniem przed niechrześcijańskim uczuciem. Bardzo często trzeba być bardziej wspaniałomyślnym w chrześcijańskim uczynku aniżeli w jakimkolwiek innym. Miłość, która nie zazdrości, pochodzi ze świadomości o związku z Dawcą wszelkiego dobrego i doskonałego daru. Wiemy, że nasz interes jest Jego interesem i że należąc do Niego, nie możemy sobie niczego więcej życzyć.
„Miłość nie jest rozpustna, nie nadyma się”. Potajemna dobrotliwość jest tak samo podziwiana, jak potajemna złośliwość jest nienawidzona. Jahwe jest niewidzialnie dobry; diabeł jest niewidzialnie zły. Istnieje pewnego rodzaju bohaterstwo w wielkich cierpieniach lub wielkich ofiarach, które mogą wywołać dumę w cierpiącym. Ale jeżeli możemy spełnić w cichości drobne usługi, które nie znajdują pochwały, gdyż nie pozwalają na to okoliczności, jeżeli spełniamy te usługi w sposób prosty i bezinteresowny, wówczas miłość świeci najczystszym i najjaśniejszym światłem. Prawdziwa miłość nie chce, aby o niej mówiono.
Kiedy przez dłuższy czas cierpieliśmy i spełnialiśmy dobre uczynki, ciało zaczyna okazywać skłonność do chełpliwości. Ale im większa jest szczerość serca, tym mniej ono chce mówić o swojej dobroci i cnotach. Serce takie tłumi wszelką samolubną chęć opowiadania o tym, co się dobrego zrobiło; wie bowiem, że niewielu jest takich, którzy wierzą samochwalcy.
„Miłość nie czyni nic nieprzystojnego”. Ktoś powiedział: „Cnota sama obraża, kiedy złączy się z zakazanymi manierami”. Grzeczna i uprzejma miłość nie zawsze kładzie nacisk na swą własną niezależność. Wielu ludzi uważa siebie za niezależnych, chociaż są tylko niewolnikami swej własnej osoby – ich szczęście i wygody zależą od tego, jak oni postępują własną drogą. Miłość nie skłania nikogo do chełpliwego i niewłaściwego postępowania wobec innych, ponieważ treścią miłości jest bezinteresowność.
„Miłość nie szuka swoich rzeczy”. To oświadczenie jest zagadką dla świata, a nawet dla wielu chrześcijan. W watykańskim manuskrypcie Nr 1209 ustęp ten brzmi: „nie szuka tego, co do niej nie należy”. Ale brzmienie Aleksandryjskiego i Synaickiego rękopisu jest takie same jak w naszym powszechnym wydaniu Biblii. Nie szukać tego, co do nas nie należy, nie jest miłością, lecz uczciwością. Należy położyć nacisk na słowo „nie szuka”. Tu właśnie leży różnica między światem rządzonym przez Szatana i między innym światem, rządzonym przez Boga miłości. Szukać swojego prawa jest rzeczą słuszną, o ile ktoś wie na pewno, co jest jego prawem; zrzeczenie się swego prawa jest wspaniałomyślnością, jeżeli prawo to zostało już odnalezione i zapewnione. Ale nie szukać celu swych pragnień – niezależnie o tego, czy to osoba, czy prawo jest tym celem – dopóki Pan nie każe nam tego, jest najszlachetniejszą oznaką miłości, jest to sam kwiat ducha świętego.
Świat gardzi tym duchem, ponieważ i Szatan nim gardzi. Świat powiada: Lubię człowieka stałego i stojącego na silnej podstawie, który wie, czego chce i dąży do tego za wszelką cenę. Ale pamiętajmy o Szatanie, pamiętajmy o Ewie, pamiętajmy o Adamie; pamiętajmy o królu Saulu; patrzmy na cały świat; patrzmy na nasze niepowodzenia; czy nam się opłaci postępowanie światowe?
Miłość więc jest nie biorąca, ale udzielająca w swej naturze. Miłość nie jest bezcelową rzeczą, która nie ma uprzedzeń. Są rzeczy, które należą do miłości – są cele i przedmioty jej najszlachetniejszych i najlepszych uczuć. Ale Boska miłość nie szuka tych rzeczy. Jeżeli przyjdą one same, cieszy się i jest wdzięczna, wiedząc, że sama jest niegodna. Z drugiej strony, jeżeli jej osiągnięty cel zostanie jej odebrany, miłość może śpiewać:
„Bóg błogosławi nawet wtedy,
Gdy nas oddaje w ręce biedy”.
Nie skarży się, lecz jest wdzięczna Panu za troszczenie się o jej dobro, kiedy Pan odmawia jej tego, co nie przyniosłoby jej widocznego pożytku. Szukaj i trać; dawaj i żyj. Takie jest Boskie rozporządzenie dla Kościoła, gdyż Kościół musi się nauczyć, iż „nie w tym, że kto ma obfite majętności, żywot jego zależy”.
„Miłość nie jest porywcza”. Okazuje miękkość serca za serce twarde; przebaczenie za nieprzejednanie; ciepłość serca na oziębłość, ludzkość za nienawiść ludzi.
„Miłość nie myśli nic złego”. Jak różne jest to od człowieka, który nie zna miłości! „Przewrotny w sercu nie znajduje dobrego” – Przyp. 17:20. Myślenie złego, podobnie jak i mówienie złego, o ile się często powtarza, przynosi utratę poszanowania dla siebie, także i dla innych, a stopniowo i dla Boskich zasad. Ale ciało powiada: Czy wy myślicie, iż jestem na tyle głupi i uwierzę, że ten brat kieruje się dobrymi pobudkami w swoich uczynkach; przecież widzę moim wyższym rozumem, że tak nie jest. Co za zarozumiałość. Raczej niech zapyta się: Czyż mam być na tyle głupim, żebym sądził, iż pobudki jego są naprawdę złymi, wobec niedostatecznych dowodów i wobec zbiegu niepewnych okoliczności?
Wiele rzeczy wygląda źle z pierwszego wejrzenia, ale wyglądają inaczej po zastanowieniu się, że według prostej sprawiedliwości – nie mówiąc już o miłości – nie powinniśmy wydawać myślowego wyroku, dopóki nie poznamy wszystkich faktów i powodów tychże faktów. Często oskarżają nas ciężko o rzeczy, które uczyniliśmy w najlepszej myśli i z najczystszych pobudek. Dlaczegoż więc nie przypuścić, że podobna rzecz ma się i z innymi? Czyż nie lepiej powiedzieć sobie: czy brat ten lub siostra nie ma jakiegoś wyjaśnienia swojego postępowania, które było by zadowalające, gdyż się o nim dowiedział, albo czy objaśnienie to nie zawiera w sobie dobrych pobudek?
„Miłość nie raduje się z niesprawiedliwości, ale raduje się z prawdy.” Miłość przedstawiona jest tu w stosunku do sprawiedliwości. Szczerość jest podstawą każdego godnego charakteru; a nic nie uda się, jeżeli nie jest oparte na prawdzie i na słuszności. Do tego stopnia, w jakim radujemy się prawdą zasad wyłożonych przez Pana i Jego apostołów, a wyraźnie opisanych w tym rozdziale pierwszego listu do Koryntów, do takiego samego stopnia jesteśmy przemienieni przez odnowienie naszego umysłu, stykając go z ożywczym oddziaływaniem Prawdy.
„Albowiem wszystko, co jest na świecie, jako pożądliwość ciała i pożądliwość oczu i pycha żywota, to nie jest z Ojca, ale jest ze świata. Świat przemija i pożądliwość jego; ale kto czyni wolę Bożą, trwa na wieki.”
Niech świat do swoich celów dąży
Już mnie nie zwiedzie świat
Mój umysł ponad ziemią krąży
Jam już w Chrystusie brat.
Już obce mi są świata złości
Oddałem Panu się.
Pan raczył przyjąć w swej miłości;
Za syna przyjął mię.