Na Straży 1999/5/03, str. 163
Poprzedni artykuł
Wstecz

W obliczu śmierci

„Nie masz człowieka, coby miał moc nad żywotem, żeby zahamował duszę, ani ma mocy nade dniem śmierci; ani ma, czemby się bronił w tym boju, (...).”; „Boć ci, co żyją, wiedzą, że umrzeć mają; ale umarli o niczem nie wiedzą, i nie mają więcej żadnej zapłaty, gdyż w zapamiętanie przyszła pamiątka ich.” – Kaznodzieja Salomonowy 8:8; 9:5 (BGd).

Powszedni dzień, pełen trosk i zajęcia wokół własnego życia, nie pozwala człowiekowi pamiętać o gorzkich słowach Kaznodziei. „Dosyć ma dzień swojego utrapienia” – powiada Pan Jezus w kazaniu na Górze i wszyscy przyznajemy, że to jest prawda. Przychodzi wszakże czas, kiedy każdy człowiek – bądź dobry, bądź zły, bądź wierzący, bądź nie – staje w obliczu śmierci równie bezradny, jak ongi Salomon. Dobrze wiedzą o tym ci, którym przyszło odprowadzać do grobu bliskich zmarłych, a tragiczne to przeżycie nie omija prawie nikogo.

Dzień 1 i 2 listopada jest pamięci naszych zmarłych poświęcony. Swoje własne znaczenie nadaje mu kościół katolicki, inne znaczenie przybrało to święto u ludzi świeckich i niewierzących, wielu protestantów nie świętuje tego święta w ogóle. A jest przecież ten dzień dobrą okazją do rozmyślań nad własnym żywotem, nad jego znikomością i nad łaską, jakąśmy od Boga otrzymali.

Jako chrześcijanie w ważnych sprawach życia udajemy się do Pisma Świętego, ta sprawa zaś z pewnością do najważniejszych należy. Cóż więc znajdujemy w Biblii? Oto jest w Starym Testamencie wymienionych z imienia czterech – zaledwie czterech – ludzi, o których napisano, że zmarli w starości dobrej, pełni i syci dni. To Abraham, Izaak, Ijob i Dawid (1 Mojż. 25:8; 35:29, Ijob 42:17, 1 Kron. 29:28). Dzisiaj i starość zła i śmierć za wczesna. Nawet Jakub patriarcha, choć syn Izaakowy, a Abrahama wnuk, o swoim życiu mówi tak: „Krótkie i złe były dni lat żywota mego i nie doszły lat żywota ojców moich w dniach, kiedy oni pielgrzymowali” – 1 Mojż. 47:9. A i sam Ijob, choć umiera starym i dni sytym – ileż on musiał się wycierpieć za żywota swego? Słowa Kaznodziei, cytowane na wstępie, smutne są i gorzkie – cała jego księga pełna jest smutku, a historia Ijoba jest w tym do niej podobna. Oto nacierpiał się Ijob, tracąc zdrowie, majątek, poważanie, nawet własne dzieci – zapisane w Biblii jego słowa pęcznieją od bólu – i nie znalazł ten człowiek, wszak lepszy od innych, nikogo, kto by go pocieszył. Jako powiada Kaznodzieja: „Ujrzałem wszystkie uciski, które się dzieją pod słońcem, a oto widziałem łzy uciśnionych, którzy nie mają pocieszyciela, ani mocy, aby uszli z rąk tych, którzy ich ciemiężą; a nie mają, mówię, pocieszyciela” – Kazn. Sal. 4:1.

Księga Ijoba jest jakby niedokończona. Pan Bóg wprawdzie przemawia do Ijoba z wichru, przywraca mu dzieci i utracony majątek, ukazuje mu całą swą moc, potęgę, która przytłacza ludzki rozum – nie może go człowiek ogarnąć – ale nadziei ta księga nie daje. Zwięźle o tym pisze Kaznodzieja: „Czymkolwiek kto jest, już tak nazwano imię jego; i wiadomo było, że człowiekiem być miał, i że się nie może sądzić z mocniejszym nad się” – Kazn. 6:10.

Widmo śmierci ciąży nad każdym opisanym w Starym Testamencie. Miał nadzieję Abraham, ofiarowując Izaaka, prorokowali o zmartwychwstaniu i o przyszłym świecie prorocy. Lecz prawdziwą nadzieję znajdujemy w Nowym Testamencie.

„Zmartwychwstanie brat twój” – mówi Pan Jezus do Marty, której brat Łazarz umarł. A Marta odpowiada: „Wiem, że wstanie przy zmartwychwstaniu w dniu ostatecznym”. Gdyby nie przyjście Mesjasza, gdyby Chrystus Pan nie skonał na krzyżu – złą, okrutną śmiercią, umęczony i upokorzony – w słowach Marty nie byłoby żadnej wartości. Wielu ludzi zeszło z tego świata zbyt wcześnie i w ciężkich mękach – Stwórca świata nie oszczędził własnego Syna, przeznaczając Mu taki sam los. Pan Jezus, Syn Boży, doznał wszelkiego cierpienia, jakie dotyka synów ludzkich – a powiem więcej, że i sam Bóg cierpiał, widząc mękę Swojego Syna – jak ongi Abraham, wiodący na ofiarę swego syna Izaaka. Abraham wierzył, że Bóg wzbudzi jego syna z martwych, Pan Bóg wiedział, że obudzi Swego Syna na dzień trzeci. Ale Pan Jezus, gdy stał przy grobie Łazarza – a wiedział, że go wskrzesi już za chwilę – rozpłakał się. Bo ból towarzyszący śmierci nie omija nikogo. Nie omija żadnego z nas, choć krzepimy się nadzieją zmartwychwstania.

Niech nikogo nie dziwią łzy i głośny płacz na pogrzebie – u wierzących w Chrystusa to wyraz bólu, ale nie rozpaczy. Śmierć jest dla nas pełna cierpienia, ale wolna jest od beznadziejności. A nadzieję tę mamy darmo, przez wiarę w Jezusa Chrystusa. Zmartwychwstanie to łaska Boża dla wszystkich – dobrych i złych, Żydów i pogan, wierzących i niewierzących.

Święty Paweł Apostoł może raz w życiu powiedział o sobie, że jest szczęśliwy – w osobliwych okolicznościach, gdy jako oskarżony, z łańcuchami na rękach, miał zeznawać przed rzymskim namiestnikiem Festusem i żydowskim królem Agryppą. „Uważam się za szczęśliwego, królu Agryppo, że mogę się dziś wobec Ciebie bronić przed tym wszystkim, o co mnie oskarżają Żydzi (...) Dlaczego uważacie za rzecz nie do wiary, że Bóg wzbudza umarłych?” – Dzieje Ap. 26:2,8. A wcześniej przed Feliksem, innym dostojnikiem rzymskim, Paweł powiada: „Służę ojczystemu Bogu zgodnie z tą drogą, którą oni nazywają sektą, wierząc we wszystko, co jest napisane w zakonie i u proroków, pokładając w Bogu nadzieję, która również im samym przyświeca, że będzie zmartwychwstanie sprawiedliwych i niesprawiedliwych” – Dzieje Ap. 24:14–15. Tak wierzymy i my. Wierzymy też za Apostołem Pawłem, że łatwiej dostąpimy udziału w przyszłym świecie, jeśli Pan Bóg uzna nas godnymi nagrody wiecznego żywota w sprawiedliwym i dobrym Królestwie Niebieskim. „Prawdziwa to mowa i warta chętnego przyjęcia, gdyż trudzimy się i walczymy dlatego, że położyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawicielem wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” – 1 Tym. 4:9–10.

Święto Zmarłych przybiera różne oblicza. Nie zawsze w postępowaniu ludzkim dopatrzeć się można rzeczy, która powinna być istotą tego dnia. Święto idzie sobie, a zwyczaje i myśli ludzkie sobie.

Dawne to już czasy, gdy Wiktor Hugo, pisarz równie wielki, co bystry obserwator, ze zjadliwą krytyką opisał w „Nędznikach” bogaty cmentarz paryski. Wiele się od tego czasu nie zmieniło. Bohaterowi „Nędzników”, człowiekowi naprawdę wielkiego serca, Hugo kazał spoczywać inaczej:

„Na cmentarzu Pere–Lachaise, w pobliżu wspólnej mogiły, z dala od wytwornej dzielnicy tego miasta grobów, z dala od pretensjonalnych nagrobków, które w obliczu wieczności popisują się ohydą cmentarnej mody, w odległym zakątku, pod starym murem, pod wyniosłym cisem rosnącym wśród perzu i mchów, wokół którego pną się powoje – leży kamień. Kamienia tego, podobnie jak innych, nie oszczędził trąd czasu, pleśń, grzyb i ślady ptaków. Woda pokryła go zielenią, powietrze – czernią. Kamień jest nagi. Ciosając go, myślano tylko o tym, by się nadawał na kamień grobowy, był dość długi i szeroki, by przykryć człowieka. Nie ma na tym kamieniu żadnego nazwiska”.

Wiktor Hugo tego nie napisał, ale my wierzymy, że z owej mogiły – jak z każdego grobu, skromnego czy okazałego – wstanie kiedyś na głos Pański ożywiony człowiek.

Beniamin Pogoda


Następny artykuł
Wstecz   Do góry