|
|
|
Rok 1969, Numer 2 |
Po opuszczeniu Koryntu Apostoł skończył swoją drugą turę misyjną, i powrócił do Antiochii, wstępując po drodze do Jeruzalemu, gdzie pozdrowił zbór i niewątpliwie opowiedział im o błogosławieństwie Pańskim w jego ostatnich usługach w Europie. Akwilas i Pryscylla szli z Apostołem aż do Efezu, a ponieważ okręt na którym jechał miał pozostawać przez Sabat w porcie, on skorzystał z tej sposobności aby mówić o Chrystusie w bóżnicy efezkiej. Jego wykład był niewątpliwie w rodzaju przygotowania do przyszłego dzieła, jakie spodziewał się tam prowadzić. Zapewne mówił on tam jedynie o pierwszych zasadach - co do chwalebnych proroctw o Mesjaszu, których wypełnienia należało się spodziewać. Jego wykład został dobrze przyjęty, i nalegano na niego aby pozostał dłużej, lecz on obiecał, że wróci później.
Nie jesteśmy poinformowani, jak długo Apostoł pozostawał w Antiochii, ale "zamieszkawszy tam przez niektóry czas, wyszedł, obchodząc kolejno krainę Galatską, i Frygię , utwierdzając wszystkich uczniów." Chociaż Apostoł Paweł był energicznym w zakładaniu nowych grup ludu Bożego, to nie był mniej starannym o duchowe powodzenie i wzrost tych, które on już założył, jak widać to w tym oświadczeniu - była to jego trzecia wizyta do tych zborów.
Kiedy Apostoł wrócił do Efezu, znalazł, że w jego nieobecności chrześcijański brat imieniem Apollos, przyszedł i miał wymowne kazanie w bóżnicy, używając bardzo zwięzłych, logicznych i przekonywujących argumentów, i zdobywając dwunastu nawróconych na chrześcijaństwo. Był to Żyd, rodem z Aleksandrii, jednego z głównych miast owego czasu, szczególnie znanego z jego szkół i wielkich bibliotek. Zwyczajny Przekład powiada, że Apollos był "mężem wymownym"; Poprawny Przekład, iż był on "uczonym," a ten grecki wyraz, zdaje się, można z równą właściwością tłumaczyć w dwojaki sposób: we wszelkiej prawdopodobności był on tak uczonym jak i wymownym. Jednak nie był on tak doskonale zaawansowany w znajomości Pańskiej i Prawdy, jak byli Akwilas i Pryscylla, z którymi przez jakiś czas Apostoł Paweł przebywał; a skoro usłyszeli Apollosa w bóżnicy, rozpoznali go jako chrześcijańskiego brata i przyjęli go do swojego domu, gdzie mieli sposobność wyłożenia mu "dostateczniej drogę Bożą."
Mamy tutaj piękną ilustrację tego, jak Panu upodobało się użyć Swoich poświęconych ludzi. Użył On talentów i wykształcenie Apollosa; użył także mniej utalentowanych, Akwilasa i Pryscyllę, którzy chociaż nie uzdolnieni do publicznego przemawiania w bóżnicy, zostali niemniej jednak użyci ku ubłogosławieniu wymowniejszego ucznia Pańskiego, i aby w ten sposób byli uczestnikami z nim w owocach jego więcej publicznej służby. To samo jest prawdą dzisiaj, jak wyjaśnia Apostoł (l Kor. 12:12-26). Żaden członek Ciała Chrystusowego nie może powiedzieć, że nie potrzebuje drugiego członka, i żaden członek nie może powiedzieć, że nie ma nic, cokolwiek mógłby czynić w służbie ciała. Pod kierownictwem naszej chwalebnej Głowy, każdy członek, który jest napełniony Jego Duchem i pragnie Mu służyć, może to czynić. Gdy przyjdzie czas nagradzania, kto wie ile użyteczności Pawła i Apollosa może być przypisane niektórym z pokornych takich, jak Akwilas i Pryscylla, którzy różnymi sposobami usługiwali, zachęcali i podpierali swoich zdolniejszych braci w dziele Pańskim. Apostoł bardzo czule wymienia niektórych z tej klasy, którzy współpracowali z nim, popierając jego dzieło swoim wpływem i swoimi środkami (Fil. 4:3). Podobne sposobności są wciąż otwarte, i żadne dziecko Boże nie powinno zezwalać, aby dni teraźniejszego czasu żniwa przemijały wraz z ich świetnymi sposobnościami służby i współdziałania, bez starania się aby każdodziennie podnosić królewski sztandar, i aby opowiadać cnoty Tego, który powołał go z ciemności do światłości, lub przez pomaganie i współdziałanie z drugimi, których Pan w Swojej opatrzności postawił na korzystniejszych stanowiskach do służby publicznej.
Apollos, słysząc od Akwilasa i Pryscylli o wspaniałym dziele dokonanem przez Apostoła Pawła w Koryncie, poszedł tam, biorąc ze sobą list zalecający od swoich nowo znalezionych przyjaciół w Efezie, którzy niedawno przedtem opuścili Korynt. Jest nam powiedziane, że jego pójście do Koryntu okazało się tam błogosławieństwem dla zboru z powodu jego zupełnej znajomości Pism i jego zdolności przez wykładanie tychże tak, że mógł on "potężnie przekonywać Żydów, jawnie dowodząc z Pisma, iż Jezus jest Chrystusem." Że braciom korynckim spodobała się wielce ta mistrzowska zdolność Apollosa jako nauczyciela prawdy, jest wywnioskowane z faktu, iż niektórzy byli usposobieni mówić, że są zwolennikami Apollosa, gdy zaś inni, również ducha sekciarskiego, twierdzili, że są zwolennikami Pawła, a inni Piotra - które to sekciarstwo Apostoł wyraźnie zganił w następnym do nich liście. - l Kor. 3:3-7.
Jest miejsce dla wszelakiej zdolności wszystkich braci we zborze, i taka rzecz, jak współzawodnictwo lub stronniczość jest zupełnie nie na miejscu. Mamy jednego Pana, jedną Głowę: my wszyscy jesteśmy braćmi, a naszym najwyższym celem powinno być poważanie naszej Głowy i służenie współbraciom; a każdy, który tak usiłuje, powinien być wielce ceniony, czy Jego talenty są większe lub mniejsze od tych drugich. Drugą lekcją tutaj jest ważność obznajomienia się z Pismem Świętym. Mieczem Ducha jest Słowo Boże, a ten, który chciałby służyć tej sprawie najlepiej, musi wiedzieć jak używać tą broń, którą Pan Sam dostarczył - potężnie, przekonywująco, a jednak miłościwie. Pisma, z którymi Apollos był zapoznany, były pisma Starego Testamentu, gdyż Nowy Testament nie był jeszcze ułożony, aczkolwiek, zapewne, kilka jego ksiąg było już napisanych. Czy Apollos je widział czy nie, on jakimś sposobem, skądciś, był "pouczony drogi Bożej" przed zetknięciem się z Akwilasem i Pryscylla, a teraz przez nich został jeszcze doskonalej wyposażony do służenia prawdzie. Postanówmy wszyscy, że przy łasce Bożej przywdziejemy zupełną chrześcijańską zbroję, dostarczoną nam przez Pana, nie zapominając miecza Ducha - Słowa Bożego. Nauczmy się także być gotowymi do przyjęcia dalszych pouczeń jako od Pana, aczkolwiek skromne mogą być przewody, przez które może On nam je udzielić. Pokora jest jedną z zalet wielce cenionych przez Pana i jedną z cech, przez którą On często próbuje Swoich naśladowców: "Jeśli nie staniecie się jak małe dzieci (chętne do nauki, szczere), żadnym sposobem nie wnijdziecie do królestwa niebieskiego."
Było to w czasie gdy Apollos był w, że Apostoł Paweł przybył do Efezu, według obietnicy, i rozpoczął tam usługiwanie, które trwało dwa lata (19:10). Akwilas i Pryscylla prawdopodobnie już opuścili Efez, gdyż nie są oni wzmiankowani; ale Apostoł wnet znalazł tych, których dosięgła usługa Apollosowa, w liczbie dwunastu (w. 7). Zwyczajne Tłumaczenie zdaje się podawać myśl, że Apostoł był zadziwiony, że ci wierzący w Efezie nie otrzymali jeszcze darów Ducha Świętego. Lecz nie tak się rzecz miała; on jedynie chciał zwrócić ich uwagę na fakt, że takie dary były dla nich możliwe, i że tylko Apostołowie mogli przekazać te dary Ducha Świętego, jakżeśmy to już zauważyli (Dzie. Ap. 8:14-17). Kazanie Apollosa było jedynie pod względem pierwszych zasad nauki Chrystusowej, przedstawionych w chrzcie Janowym dla Żydów, podczas gdy ci wierzący byli widocznie z urodzenia poganami.
Apollos wyjaśnił Ewangelię tylko do stopnia pokuty i wiary w Chrystusa jako Odkupiciela. Nie miał on znajomości pełniejszego znaczenia chrztu, tłumaczonego przez Apostoła (Rzym. 6:3-5) - chrztu poświęcenia, aby cierpieć z Chrystusem - być umarłym z Nim, uczestniczyć w Jego zmartwychwstaniu do nowej natury i na koniec być uczestnikami z Nim w królestwie niebieskim. Apostoł wyjaśnił im tę "tajemnicę" społeczności z Mesjaszem - uczestniczenie w Jego cierpieniach a z czasem w Jego chwale (Kor. 1 :26-27); a usłyszawszy to, ochrzczeni byli w imię Pana Jezusa - jako członkowie Jego ciała, do społeczności w Jego cierpieniach, i to aż do śmierci.
Ilu wierzących jest dzisiaj, którzy, podobnie jak ci opisani, "są członkami domu wiary," lecz nie członkami "Ciała Chrystusowego" - którzy doszli aż do chrztu pokuty i naprawy oraz wiary w Odkupiciela, ale którzy nie zostali pouczeni odnośnie wielkich przywilejów, które należą do tej dyspensacji - abyśmy mogli stać się "dziedzicami Bożymi a współdziedzicami z Jezusem Chrystusem, naszym Panem, jeźli tylko z Nim cierpimy, abyśmy też z Nim byli uwielbieni!" Gdziekolwiek idziemy, niechaj każdy z nas stara się, przy łasce Bożej, dostateczniej wykładać drogę Pańską tym już częściowo zapoznanymi z doktrynami. Dokąd jest sporo takich, nad którymi możnaby pracować, byłoby niemądrem, nawet przeciwnem naszemu przymierzu i poleceniu wynakładać nasze życie i siły dla świata; bo aczkolwiek mamy czynić dobrze wszystkim ludziom gdy nadarza się sposobność, mamy to czynić głównie domownikom wiary. Wszędzie wokoło nas, w kościołach różnych denominacyj, uważamy, są setki, nawet tysiące, którzy znajdują się w stanie tych wspomnianych w tej lekcji, wiedzący tylko o chrzcie pokuty, nie wiedząc o chrzcie Chrystusowym - chrzcie w Jego śmierć, chrzcie zupełnego poświęcenia. Bądźmy pilnymi w tym najważniejszym dziale pracy usługiwania, pasienia, pouczania trzody Bożej.
Po pouczeniu ich w ten sposób co do prawdziwego chrztu, i po dokonaniu na nich tego wodnego symbolu, Apostoł włożył ręce na wierzących i otrzymali oni Ducha Świętego, to jest, ukazały się w nich "dary Ducha Świętego" - rozmaitość języków, prorokowanie, itd., jak opisano w l Kor. 12. Nie posiadamy mocy udzielania takich darów dzisiaj, ani nie posiadają tej mocy inni. Była to moc Apostolska, nieprzekazywalna drugim, gdyż nie było Pańskim zamiarem, aby te dary pozostawały w Kościele, lecz tylko miały być one świadectwem w jego okresie niemowlęctwa;-aż Pisma Nowego Testamentu byłyby dla nich dostępne, i aż mogłyby rozwinąć się owoce Ducha.
Przeto niech nikt nie zazdrości pierwotnemu Kościołowi tego szczególnego błogosławieństwa, tak potrzebnego dla jego postępu i radości ; ale niech pamięta, że w Pańskiej opatrzności nasze warunki pod pewnymi względami są nawet korzystniejsze, przez to, że mamy pisane Słowo Boże ku naszemu napominaniu. Zapamiętajmy także świadectwo Apostoła, że wiara, nadzieja i miłość - owoce Ducha, daleko przewyższają języki i tłumaczenia oraz cuda darów Ducha, tak - jak on wyjaśnił - że jeśliby kto posiadał wszystkie te dary, ale brakowałoby tego jedynego owocu miłości, to byłby on "niczem"; - nie przyniosłoby mu to żadnej korzyści co się tyczy uczestnictwa w ciele Chrystusowem i w chwalebnych błogosławieństwach, teraźniejszych i przyszłych, które należą do tegoż ciała.
Nasz Naczelny Tekst widocznie nie odnosi się do nadprzyrodzonych darów Ducha, jakimi cieszył się Kościół pierwotny, ale do Ducha Świętego, czyli usposobienia, "zmysłu Chrystusowego," wspólnego przywileju wszystkich, którzy są ochrzczeni w śmierć Chrystusa, i którzy starają się chodzić wiarą w nowości żywota. Nadprzyrodzone dary pierwotnego Kościoła mogły być otrzymane tylko przez ręce Apostolskie ; lecz Duch, w znaczeniu tym, że my dotąd nim cieszymy się, zmysł Chrystusowy, zmysł Boży, ze wszystkimi owocami i zaletami jego, jest wciąż przywilejem ludu Bożego, i jest zależny nie od rąk apostolskich lub innych, lecz od naszego Ojca Niebieskiego i od gorliwości, z jaką staramy się przez modlitwę i każdy wysiłek aby Jego zmysł, Jego usposobienie, kontrolowały nasze myśli, nasze słowa, nasze prowadzenie się. Boskim upodobaniem jest udzielać nam tego ducha miłości; ale udziela go On tylko tym, którzy pragną i szukają go z cierpliwą wytrwałością.
W.T.3152-1903
My również uczestniczymy w podobnych ucierpieniach Chrystusowych. Wprawdzie, umysły nasze są więcej lub mniej znieczulone odziedziczonymi słabościami, przeto nie możemy wniknąć w cierpienia ludzkości do takiego stopnia sympatii i zrozumienia jak Jezus. Jednakowoż, bunt przeciwko grzechowi był tym co nas przyprowadziło do Pana; a poświęciwszy się Jezusowi i otrzymawszy Jego Ducha Świętego, jesteśmy do pewnego stopnia w tej samej pozycji w jakiej znajdował się Jezus i z tego powodu uczestniczymy w Jego ucierpieniach także i w tym względzie.
Jezus mówił o tym gdy powiedział: "Błogosławieni, którzy się smucą; albowiem pocieszeni będą" (Mat. 5:4). To może być prawdą tylko o poświęconych, którzy smucą się współczując z drugimi w ich utrapieniach jak czynił to Jezus. O Nim jest powiedziane, że był "mąż boleści i świadomy niemocy." - Izaj. 53:3.
Jezus nie był "mężem boleści" z powodu osobistych chorób, z ubóstwa albo z jakich innych powodów, które zwykle unieszczęśliwiają ludzi. On raczej bolał z powodu nieszczęść i smutków, które Go otaczały. Jego płacz przy grobie Łazarza był dowodem tego jak ten ciężar ludzkich niedoli przygniatał Jego serce przepełnione miłością i współczuciem.
Czy my cierpimy z Jezusem i w tym względzie? Czy częścią naszej codziennej próby jest to, że bolejemy z powodu cierpień drugich? Jeżeli tak, to mamy jedno z najwymowniejszych świadectw ducha, żeśmy dziećmi Bożymi. Zapewne, takie próby nie będą nam czemś dziwnem, lecg winniśmy radować się z takich dowodów podobieństwa Chrystusowego.
Jezus współczuł z ludem, ponieważ miłował świat. To powinno być podstawą naszego współczucia z biednym wzdychającym stworzeniem. Podobne współczucie będziemy tym dotkliwiej odczuwać ku naszym braciom w Chrystusie. W tym względzie św. Paweł napisał: "Jeżeli tedy macie jaką pociechę w Chrystusie, jeźli jaką uciechę miłości, jeźli jaką społeczność ducha, jeźli są jakie wnętrzności i zlitowania w was, dopełnijcież wesela mojego, abyście jednoż rozumieli, jednostajną miłość mając, będąc jednomyślni i jednoż rozumiejący." - Filip. 2:1, 2.
Doświadczenia jakie przychodziły na Jezusa spotykają i nas, a jak On jest teraz w stanie rozumieć i pocieszać nas, tak powinno być między nami. Wszyscy postępujemy tą samą wąską drogą samoofiary. Wszyscy żyjemy w nieprzyjaznym świecie i wszyscyśmy poddani tym samym próbom i pokusom. Czy serca nasze nie powinne pałać jednych ku drugim sympatycznem zrozumieniem w duchu prawdziwej pociechy i pomocy?
To prawdziwie jest postawą szczerze poświęconego. Jeżeli nie znajdujemy takiego ducha w sobie to wiedzmy, że brak nam prawdziwego wzrostu chrześcijańskiego. O braciach Galackich św. Paweł napisał: "Daję wam świadectwo, iż, gdyby można, dalibyście mi byli, wyłupiwszy oczy wasze" (Gal. 4:15). Jak wiemy, wzrok Pawła był poważnie uszkodzony i to było znaczną próbą dla niego. Galaccy bracia widocznie rozumieli to i swoją sympatią dali Pawłowi odczuć, że gdyby to było możliwem daliby mu swoje oczy.
Zrozumienie, że nasi bracia odnoszą się do nas z prawdziwą sympatią w duchu pomocy, wzmacnia nas do znoszenia trudności napotykanych na wąskiej drodze. Ap. Jan mówi nam, że winniśmy kłaść życie za braci a to zapewne oznacza okazywanie miłości i sympatii słowami i czynami uprzejmości w chwilach potrzeby. - l Jana 3:16.
Ponadto sam fakt, że mamy kłaść życie swoje, jak to czynił Jezus, powinien nam uprzytomnić abyśmy nie uważali to za rzecz dziwną gdy spotykają nas trudności i doświadczenia, bo takowe są ogniem potrzebnym do strawienia ofiary. Nie potrzebujemy być rozstrzelani, spaleni na stosie, lub rzuceni lwom na pożarcie, aby ponosić ucierpienia Chrystusowe i być wszczepionymi w podobieństwo Jego śmierci.
Pismo święte mówi nam, że czy jemy, pijemy, lub cokolwiek czynimy, wszystko mamy czynić jako Panu (l Kor. 10:31; Koi. 3:17). Przeto i wszystkie nasze doświadczenia możemy uważać jako mające pośrednią łączność z naszym uczestniczeniem w ucierpieniach Chrystusowych. Obserwować swoje trudności i starania z tego stanowiska możemy je przemieniać w święte doświadczenia pochodzące od Pana, który sprawia, że wszystkie rzeczy pomagają nam ku dobremu. - Rzym. 8:28.
Powiedziane mamy, że Jezus przez ucierpienie uczyniony był doskonałym. To znaczy, że przez cierpienie był On przygotowany do stanowiska, które zajmuje jako nasz Najwyższy Kapłan i jako Wódz królewskiego kapłaństwa, które później będzie pomocą dla całej ludzkości. On był próbowany we wszystkim jako Nowe Stworzenie, w taki sam sposób jak my bywamy próbowani.
W wieku ewangelicznym kościół jest udoskonalany, czyli ćwiczony aby, wraz z Jezusem, podnieść i naprawić grzeszny świat. Ponieważ z natury jesteśmy grzesznymi, wynika z tego, że kapłaństwo świata, przez istotne doświadczenie i przez obserwację, będzie w stanie obchodzić się sympatycznie z ludźmi w czasie przyszłego Królestwa pośredniczego.
Ponieważ Jezus umarł aby przygotował życie dla drugich, ktoś mógłby spodziewać się, że ci którzy przyjmują zarządzenie przygotowane Jego krwią winni być natychmiast uwolnieni od cierpień i śmierci. Lecz tak nie jest. Zamiast tego oni są zaproszeni aby z Jezusem cierpieć i umrzeć ofiarniczo. Przeto gdy cierpimy, nie uważajmy tego za coś dziwne. Pan mógłby uwolnić nas od cierpień, lecz przez doświadczanie On chce dać nam poznać i odczuć wielkie potrzeby ludzkości, która podobne cierpienia przechodzi. To jest naszym szkoleniem, przez które stajemy się "doskonałymi" jako członkowie sympatycznego kapłaństwa.
Trudności światowych jest dużo i są one różne. Będąc na tym świecie, uczestniczymy w tych trudnościach. Lecz niech nas to nie dziwi, bowiem w Swej wielkiej ekonomii Bóg używa tych ucisków na wzbogacenie naszego życia duchowego i na przygotowanie nas do chwały. Dla niepoświęconych gorzkie doświadczenia mogą wydawać się tragiczne, lecz w zastosowaniu do nas są one narzędziami w ręce Pańskiej aby uczyć nas sympatii dla milionów, którzy cierpią podobnie i przygotować nas do przyszłego dzieła jako współpośredników Nowego Przymierza.
Ci co rozumieją Boski plan zbawienia wiedzą dlaczego Bóg dozwolił na zło. Oni wiedzą, że Bóg chce nauczyć ludzi wartościowych lekcyj przez doświadczenie. Lecz czy zawsze pamiętamy o tym, że doświadczenia nasze, chociaż są wynikiem ogólnego zezwolenia, na zło, Pan używa w specjalny sposób abyśmy przez nie byli wyćwiczeni na nauczycieli ludzkości, abyśmy im pomogli lepiej zrozumieć znaczenie grzechu i śmierci?
To, umiłowani, jest Boskim celem Jego powołania nas i zezwalania abyśmy cierpieli, tak jak świat cierpi. Przeto nie uważajmy to za coś dziwnego gdy znajdziemy się w piecu utrapień. Raczej radujmy się, że jesteśmy uczestnikami ucierpień Chrystusowych i że próby nasze używane są w tym samym celu jak były Jego.
Pamiętanie o tym dopomoże nam wiele do znoszenia naszych prób. Lecz samo tylko znoszenie nie wystarczy. Pan chce abyśmy je znosili cierpliwie i mimo tych trudności byli radującymi się chrześcijanami. To również jest możliwem przez wiarę - to jest wiarę, że Bóg zasili nas w naszej słabości i pokieruje naszymi niepewnymi krokami.
O figuralnym narodzie Pan powiedział, "że we wszelkim uciśnieniu ich i On był uciśniony" (Izaj. 63:9). Zapewne, że to jest nie mniej prawdą z nami. Jeżeli wiara nasza może ten fakt uchwycić, to pomoże nam uważać nasze cierpienia i boleści - umysłu, serca lub ciała - świętymi doświadczeniami o nieoszacowanej wartości w przygotowywaniu nas do owego wysokiego stanowiska, do którego Bóg nas zaprosił. To będzie również prawdą względem specjalnego celu naszych utrapień, bowiem one wszystkie są wykorzystane przez Pana ku doświadczaniu naszej wiary.
Nie uważajmy więc naszych ognistych doświadczeń jakoby one były czemś obcym. Pamiętajmy, że Ojciec Niebiański wie o nich i jeżeli nastawimy swoje ucho do Jego Słowa, usłyszymy Go mówiącego: "Dosyć masz na łasce Mojej; albowiem moc Moja wykonywa się w słabości" (2 Kor. 12:9). Także: "Zmocnij się - nie lękaj się a nie trwóż sobą, albowiem z tobą jest Pan, Bóg twój we wszystkim, do czegokolwiek się obrócisz" (Joz. 1:9). Ponieważ Bóg wypełnia te i wiele innych obietnic w naszych codziennych doświadczeniach, możemy radować się w Nim i w sile mocy Jego. Mimo ognistych prób, życie nasze popłynie "w nieustannym śpiewie." Nasza radość w Panu będzie obfitować, "a pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum" będzie naszym błogim udziałem." - Filip. 4:6, 7.
"The Dawn"-IX,1966.
Jezus i apostołowie przyszli do miasteczka Betami położonego blisko Jerozolimy, aby spożyć Wieczerzę Paschalną (wielkanocną) w świętym mieście, i aby nasz Pan mógł ponieść cierpienie z rąk swoich nieprzyjaciół - aby tym sposobem mógł dokonać pojednania za grzechy ludu. Ich przybycie do Betanii było zaledwie tydzień przed Jego ukrzyżowaniem. Następnego dnia przy wieczerzy Maria pomazała Pana wonną maścią; drugiego dnia On wjechał do Jerozolimy na oślęciu i nie będąc przyjęty przez przewódców narodu, zapłakał nad tym miastem i powiedział : "Oto wam dom wasz pusty zostanie" Nazajutrz wszedł do świątyni, z której wypędził handlarzy. Następnego dnia wygłosił swoją ostatnią mowę w świątyni, nazywając Siebie światłością świata. Jest prawdopodobnem, że każdego wieczora powracał do Betanii, do domu Łazarza, Marty i Marii, w którym gościli Pan i apostołowie kiedykolwiek znajdowali się w tej okolicy. Następnego dnia, w środę, Pan pozostał w Betanii a w czwartek posłał dwóch uczniów aby przygotowali baranka, którego , spożył tego wieczora z dwunastoma uczniami - "tej samej nocy, której był zdradzony."
Uczta paschalna trwała cały tydzień i była najważniejszym świętem w żydowskim obrządku. W tym tygodniu wszelki kwas - symbol grzechu - był z domów usunięty i zniszczony, co miało oznaczać świętobliwość, czystość ludu Pańskiego - duchowego Izraela - symbolicznie przedstawionego w Izraelu cielesnym, Cały ten tydzień był uroczystością radosną na pamiątkę oswobodzenia Izraelitów z niewoli egipskie j. t Święta rozpoczynały się 15 dnia pierwszego miesiąca, według żydowskiego obliczania, lecz święta te poprzedzone były 14 dnia, zabijaniem baranka i pokropieniem jego krwią podwoi domów, na pamiątkę tego co miało miejsce w Egipcie, onej nocy kiedy pobici zostali pierworodni egipscy a pierworodni izraelscy zachowani pod ochroną krwi baranka. Te j nocy Egipcjanie zezwolili a nawet przymuszali Izraelitów aby jak najprędzej opuścili Egipt. Na przygotowanie tegoż pamiątkowego baranka, który miał być spożywany w wieczór poprzedzający święta Paschy, Pan wysłał do miasta dwóch uczni, jak to jest powiedziane w Ew. Mateusza 26 :18.
Łukasz mówi nam, że wysłanymi byli Piotr i Jan a u Marka (22 :10, 11) jest powiedziane, jak poznają człowieka, w którego domu mieli wieczerzę przygotować. Przypuszczanym było przez niektórych, że był to dom Marii, matki Marka, i że ów górny pokój był ten sam, w którym później zebrani byli apostołowie i gdzie Duch święty był na nich wylany. Wierny że w domu owej Marii zgromadzeni byli uczniowie na modlitwę o uwolnienie Piotra z więzienia, Był to duży pokój odpowiednio umeblowany na jadalnię. Przypuszczanem było, że Jezus obrał taki pośredni sposób poinformowania gdzie wieczerza miała być przygotowana, aby Judasz nie wiedział o tym naprzód, by nie było przeszkody w wieczerzy i w następnych mowach Pana, zapisanych w Ew. Jana w rozdziałach 14 do 17. Piotr i Jan przygotowali wieczerzę w tym znaczeniu, że postarali się o baranka, przaśny chleb, gorzkie zioła i wino, a wieczorem w odpowiednim czasie, zebrało się całe to grono na spożycie owej wieczerzy.
Sam tylko Łukasz (22:24-30) opisał spór jaki apostołowie mieli między sobą przy tej okazji, aczkolwiek Jan (13 r.) też wspomina o tym. Nie należy przypuszczać, że apostołowie byli spowodowani jedynie ambicją i samolubstwem.Z właściwością możemy wnosić, że spór był o miejsca w pobliżu Pana, z powodu iż Go miłowali. Pan wykorzystał tą okazję na udzielenie im lekcji, która niezawodnie pozostała z nimi do końca ich życia. Oni przybyli do tego miejsca po południu, idąc drogami piaszczystymi a nie będąc z klasy bogatych, nie było tam sług, którzyby ich przyjęli i umyli im nogi; i zamiast pomyśleć o wyświadczaniu tej usługi jedni drugim dla ich własnej wygody, oni spierali się o przedniejsze miejsca przy stole. Miejsce najbliższe Pana otrzymał Jan - może nie tylko dlatego, że był Jego krewnym i Pan go miłował ale i z powodu, że był najmłodszym w tej gromadce.
Zwyczaje ówczesne różniły się od dzisiejszych pod wielu względami. Do jedzenia siadano na niskich tapczanach wokoło stołu. Zasiadający opierali się na lewym łokciu, używając prawej ręki do jedzenia; tym sposobem goście byli głowami zbliżeni jeden do drugiego, zaś ich nogi były wyciągnione na tylnej części tapczanu. Jezus widocznie nie mieszał się do owej dyputy, a gdy już wszyscy usiedli przy stole i wieczerza miała rozpocząć się, wtedy Jezus powstał i przystępując kolejno z tyłu do każdego z uczniów zaczął im myć nogi. Takie służenie im przez Pana było dla nich surową naganą. Oni powinni byli o tym pomyśleć i niezawodnie żałowali teraz, żę tego nie uczynili, lecz naonczas każdy starał się utrwalić ten fakt, że w żadnym stopniu nie był niższy od drugich. Prędko zapomnieli o tym co Pan powiedział im przedtem, że ktoby chciał być większym między nimi, winien wszystkim służyć. Pan miał więc sposobność zilustrować tą właśnie sprawę; był gotów usłużyć im wszystkimi On zawsze im służył duchowymi rzeczami, stąd uważali Go właściwie za ich Mistrza; lecz teraz okazał swoją pokorę do takiego stopnia, że gotowym był służyć też w najniższej usłudze.
Jak ważną jest w tym lekcja! Oby ona nigdy nie straciła swej wagi między prawdziwymi naśladowcami Pana. Niektórzy jednak zbłądzili, przypuszczając, że było to ustanowieniem pewnego obrządku, na podobieństwo Chrztu i Wieczerzy Pańskiej. Według naszego wyrozumienia, lekcja jaką należy z tego wyciągnąć w zastosowaniu do każdego z nas jest, że zawsze i na każdym miejscu winniśmy starać się służyć braciom choćby w najniższej sprawie, bo czyniąc to im, liczyłoby się u Pana jakoby to było czynione Jemu.
Podczas wieczerzy Jezus, będąc poważnie zasmucony powiedział, że jeden z jego dwunastu apostołów zdradzi Go i tym sposobem przyczyni się do jego śmierci - ze będzie to jeden z tych, który maczał z Nim chleb w misie, uczestniczył w tej samej wieczerzy, spożywał ten sam chleb i mięso z tego samego baranka. Następnie wykazał, że chociaż to wszystko było napisane i Boski plan nie mógł być zmieniony, jednak było to wielkim znieważeniem przyjaźni - czemś trudnem do zrozumienia.
W rzeczywistości nie stanowiło różnicy dla Pana, co do jego intencji i poświęcenia, czy On miał być rozpoznany przez książąt, bez jakiejkolwiek zdrady, czy też miał być zdradzony przez kogoś obcego, czy przez ucznia; fakt ten nie zmienił zarządzenia w Boskim planie, lecz było to bardzo zasmucającym, że zdrajcą miał być jego bliski przyjaciel i uczeń.
Orzeczenie: "Lepiej byłoby temu człowiekowi, aby się był wcale nie narodził," daje nam do zrozumienia, że według Pańskiego zapatrywania, Judasz dostąpił już tyle znajomości i sposobności do lepszych rzeczy, iż był on zupełnie odpowiedzialnym za swój czyn i że nie będzie dla niego już żadnej nadziei w przyszłości. Nie mielibyśmy żadnego sprzeciwu gdyby Pan znalazł jakie usprawiedliwienie dla Judasza i udzielił mu jeszcze dalszą sposobność do naprawy swego charakteru; lecz nie znajdujemy biblijnego powodu do myślenia, że taka sposobność będzie mu dana. Z naszego stanowiska zdaje się jakoby Judasz zgrzeszył przeciwko zupełnej znajomości i światłości, jaką otrzymał ze swojej społeczności z Panem i z mocy Ducha, świętego. On miał moc uzdrawiania chorych i wypędzenia demonów, w imieniu Pańskim i jako Jego przedstawiciel, i on tej mocy używał. Koniec jego był bardzo smutny; bowiem każdy samobójca poświadcza swoim czynem, że wolałby aby się był nigdy nie narodził.
W innym miejscu jest napisane, że każdy z uczniów zapytywał: "Azażem ja jest, Panie?" W końcu i Judasz zapytał: "Izalim ja jest, Mistrzu?" Ci inni byli pewni, że nie mieli z tym nic do czynienia i pragnęli aby Jezus poświadczył ich niewinność. Zapytanie tych jedenastu i zbycie ich pytania milczeniem ze strony Pana świadczyło, że oni nie byli winni, a pośrednio wskazywało, że Judasz był tym; jednak był on ducha tak zuchwałego, że zapytał Pana: "Izalim ja jest?" Jezus odrzekł: "Tyś powiedział," czyli, "Tak, ty nim jesteś." Jak szlachetnem było to Pańskie zganienie Judasza ; On nie mógł powiedzieć mniej - a jednak nie gromił, nie groził ani objawił gorzkości, a jedynie wyraził smutek i politowanie.
Jak wielka kryje się w tym lekcja dla nas! Nieprzyjaciele nasi zasługują więcej na politowanie aniżeli na nienawiść; na ile możemy, winniśmy ich błogosławić, a nie przeklinać. Dobrze jest aby wszyscy uczniowie Pana czuwali i modlili się by czasami usposobienie Judasza, aby sprzedać Pana, Jego prawdę lub braci, nie zakradło się do ich serc. Wiedząc, że będą tacy, winniśmy strzec swoich serc i zapytywać się: "Azażem ja jest, Panie?"
Gdy uczniowie spożywali baranka według zakonnego przepisu, a raczej gdy jeszcze znajdowali się przy stole po spożyciu przepisanej wieczerzy, Jezus wziął nieco z pozostałego chleba, pobłogosławił i łamiąc podawał uczniom mówiąc: "Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje". Jeden z ewangelistów dodał - "które jest za was łamane" Rzymsko-Katolicy i niektórzy z Protestantów twierdzą, że w wyrażeniu : "To jest ciało moje" i w późniejszym: "To jest krew moja", należy nam rozumieć, że kiedykolwiek chleb i wino były w taki sposób konsekrowane, przemieniały się w istotne ciało Chrystusowe i w Jego istotną krew. My nie przyjmujemy tego wprost niedorzecznego i nieprawdziwego tłumaczenia, a raczej, że ów chleb tylko przedstawiał ciało naszego Pana a wino przedstawiało Jego krew. Absolutnym dowodem tego jest fakt, że w chwili kiedy nasz Pan słowa te wypowiedział Jego ciało nie było jeszcze złamane .ani krew Jego przelana. Przeto rozumieć te słowa inaczej aniżeli podaliśmy powyżej - a mianowicie, że chleb przedstawiał Jego ciało a wino przedstawiało Jego krew - byłoby fałszowaniem prawdy, a nie możemy sobie wyobrazić aby to czynił Pan albo którykolwiek z Jego prawdziwych naśladowców.
Chleb przedstawiał, jak wyjaśnił to nasz Pan na innym miejscu, chleb z nieba - Jego ciało, które On ofiarował za grzechy świata. Pan zaprosił wszystkich Swoich naśladowców aby z tego jedli, i my jemy Jego ciało gdy przyswajamy sobie Jego zasługi oraz miłosierdzie i łaski zapewnione Jego złamanem ciałem. Tym sposobem przyswajamy sobie korzyści wynikające z Jego ofiary, która zapewniła nam przebaczenie grzechów i pojednanie z Ojcem.
Jezus wziął kielich i podziękowawszy podał go uczniom mówiąc: "Pijcie z tego wszyscy, bo jest to krew Nowego Przymierza, która wylewa się dla wielu na odpuszczenie grzechów." To przedstawia moją krew - i będzie przedstawiać moją krew dla was i dla wszystkich Moich naśladowców na zawsze i przy takich okazjach będzie wam przypomnieniem mojej śmierci i przymierza, które tym sposobem zostało zapieczętowane między Bogiem a grzesznikami, przez Mnie jako Onego wielkiego Pośrednika pomiędzy Bogiem a człowiekiem.
Nowe Przymierze, czyli Nowy Testament zapieczętowany krwią Chrystusową jest wspominany w starym Testamencie i wzmiankowany jest przez Pawła apostoła w jego liście do Żydów (8:6-13; 10:29; 12 :20). To Przymierze miało zastąpić Przymierze Zakonu, którego pośrednikiem był Mojżesz i które obiecało, że kto zachowałby przykazania zakonu, miałby żywot wieczny; lecz Nowe Przymierze zapewnia Boskie miłosierdzie i ze względu na fakt, że upadli ludzie nie są w stanie postępować doskonale, Pośrednik Nowego Przymierza, przez Swoją śmierć za lud, zadośćuczynił Boskiej sprawiedliwości i teraz Bóg może obchodzić się z wierzącymi według ich intencyj zamiast według istotnych osiągnięć; zaś w słusznym u Boga czasie podniesie całą ludzkość z degradacji do stanu istot doskonałych, tak że będą mogli doskonale pełnić wszystkie dobre intencje ich szczerych serc.
Św. Paweł apostoł wykazał nam, że ten chleb i kielich mają jeszcze głębsze znaczenie. On dostąpił tak jasnego zrozumienia tej "tajemnicy" - "Chrystus w was" - że my, czyli Wierzący i poświęceni, jesteśmy mistycznym ciałem Chrystusowym, uczestnikami Jego ucierpień teraz, i jeżeli będziemy w tym wiernymi, staniemy się również członkami Jego uwielbionego ciała i uczestnikami Jego chwały. Z tego stanowiska - wyjaśnia dalej Apostoł - ów łamany chleb przedstawiał złamanie nie tylko osobistego ciała Pana Jezusa, ale także złamanie wszystkich członków Jego mistycznego ciała w całym wieku Ewangelii; a picie kielicha przedstawiało, nie tylko Jego własną śmierć, aby tym sposobem mógł zapieczętować Nowe Przymierze na korzyść ludzkości, ale że Jego zaproszenie abyśmy uczestniczyli w tym kielichu - "pijcie z tego wszyscy" - oznacza również, że możemy uczestniczyć w Jego cierpieniach i śmierci w czasie obecnym - aby w Tysiącleciu uczestniczyć z Nim w instalacji tegoż Nowego Przymierza.
Jak wspaniałą jest ta myśl, jak głęboką i obszerną! Jak zadziwiający jest ten przywilej, że mamy dozwolone dopełniać "ostatków ucisków Chrystusowych" i mieć nadzieję uczestniczenia w Jego chwale w przyszłości. tego stanowiska dostrzegamy nową siłę w słowach Pana: "Możecież pić kielich, który Ja będę pił i chrztem, którym się Ja chrzczę być ochrzczeni?" (Mat. 20:22). Jak nie każdy jest godnym tego zaproszenia tak i nie każdy zaproszony ocenia ten przywilej o tyle aby uczestniczyć w tej sprawie z radością i wdzięcznością. Wszyscy postanówmy i powiedzmy Panu, jak powiedzieli Jakub i Jan: "Możemy, Panie," jesteśmy gotowi, a przy Twej pomocy wyjdziemy zwycięzcami i więcej niż zwycięzcami.
Pan Jezus oświadczył, że nie będzie pił więcej z tego owocu winnego krzewu, aż będzie go pił nowy w Królestwie. To nie znaczy, że Jezus będzie pił nowe albo niesfermentowane wino w Królestwie ze Swoimi uczniami, ale że aż do czasu ustanowienia Królestwa ta nowa, pozafiguralna rzecz przedstawiona w winie nie ziści się. Gdy to Królestwo nastanie, wszelkie cierpienia i próby obecnego czasu przeminą; tłoczenie prasy, robienie wina, przeminie. Zamiast uczestnictwa w kielichu cierpień, będzie niewysłowiona radość, wesele i błogosławieństwo tym wszystkim, którzy prawdziwie uczestniczyli z Odkupicielem w Jego uciskach w czasie obecnym. Czas ustanowienia tego Królestwa jest bliski - zapewne około 19 stuleci bliżej aniżeli było wtedy, gdy Pan wypowiedział te słowa; a liczne dowody, że ono zostanie wkrótce ustanowione widzimy naokoło nas. Serca nasze powinny radować się w oczekiwaniu tego Królestwa i winniśmy być wiernymi w tym piciu kielicha smutku obecnie, ponosząc urągania i poświadczając tym naszą miłość i wierność Panu.
Po tym wszystkim Pan jeszcze wypowiedział owe czułe napomnienia i obietnice zapisane przez Jana (r. 15,16 i 17), a które ubłogosławiły tak wielu Jego naśladowców w całym wieku ewangelicznym. Następnie prześpiewali pieśń i wyszli udając się na górę Oliwną - do Ogrodu Getsemane, gdzie spotkały ich nowe próby. Podobnie jest z nami, że po każdym obchodzeniu tej Pamiątki i po każdym przyrzeczeniu Panu swej wierności, przychodzą na nas nowe próby, doświadczenia i przesiewania. Kto się ostoi? - Jest pytaniem. Bądźmy silnymi w wierze i ufności aż do końca; trwajmy w Jego Słowie i trzymajmy się mocno Boskich obietnic i naszego Baranka Wielkanocnego i Wybawiciela!
W.T.3363-1904
Bóg, Jehowa, jest Pasterzem moim, było uczuciem Proroka i dalszym wytłumaczeniem tej sprawy przez Pana jest, iż Syn Onego wielkiego Pasterza ma zupełną pieczę nad owcami (Jan 10:1-16). Jednak nie wszyscy ludzie są tymi owcami, nie wszyscy mają nad sobą Jego pieczę. W czasie obecnym tylko ci, którzy usłyszeli głos Onego Pasterza, odpowiedzieli na Jego wezwanie i stali się Jego owcami, znajdują się w tym stadzie, a Jego oświadczeniem w tej sprawie jest, że będzie to małe stadko, któremu upodobało się Ojcu dać Królestwo, współdziedzietwo z Jego Synem, ich głównym Pasterzem. Wtenczas nastąpi to o czym powiedział Pan, że i te "drugie owce" będą wprowadzone do Jego owczarni. Całe Tysiąclecie ze wszystkimi Jego błogosławieństwami i mocą Królestwa niebiańskiego przeznaczone będzie na wyszukanie tych drugich owiec. Słowa naszego Pana w tym względzie są: "Mam i drugie owce, które nie są z tej owczarni i teć muszę przywieść; i głosu mego słuchać będą, a będzie jedna owczarnia i jeden pasterz." - Jan 10:16.
Ewentualnie wszelkie stworzenia inteligentne na jakimkolwiek poziomie istnienia, uznane zostaną jako jedna wielka rodzina Boża, jak jest napisane o naszym Panu: "Z którego się wszelka rodzina na niebie i na ziemi nazywa," a także, iż On "w rozrządzeniu zupełności czasów w jedno zgromadzi wszystkie rzeczy, i te które są na niebiesiech i te które są na ziemi" (Efez. 3:15; 1:10). Bez względu jednak jak interesującem, pomocnem i korzystnem byłoby nam dowiedzieć się o chwalebnym planie naszego wielkiego Pasterza na przyszłość, nasze zainteresowanie koncentruje się głównie na małym stadku obecnego czasu, bowiem do tego stadka stosują się główne szczegóły niniejszej lekcji. Pasterze I Owce Na Wschodzie
Profesor G. A. Smith podaje poniższy ciekawy opis różnicy, jaka zachodzi pomiędzy pasterzami owiec w dawnych czasach, w Palestynie, a tymi, którzy doglądają owiec w czasach obecnych, w naszym kraju. Jest to ważny punkt do zapamiętania, ponieważ pasterze dawni na Wschodzie byli właśnie tymi, którzy ilustrowali pieczę naszego niebiańskiego Pasterza nad Jego małym stadkiem. Profesor Smith tak to opisał: -
"Pastwiska na Wschodzie różnią się bardzo od wąskich łąk i stok pagórków w naszym kraju. Są one bardzo rozległe i nie mają prawie żadnych granic. Pastwiska takie muszą być wielkie bo w większości są to gołe pustynie - faktycznie, w hebrajskim języku pustynia i pastwisko nazywane są jednym i tym samym słowem. Większość tych pastwisk, to suche i kamienne pola, na których w znacznej części roku, słońce wypali wszelkie życie. W tych monotonnych przestrzeniach, przerwy są rzadkie i składają się z wąskich przepaści zarośniętych różnymi krzewami, w których kryją się dzikie bestie, albo z pięknych oaz gdzie znajdują się źródła wód i rośnie piękna trawa. Na takich przestrzeniach zwodniczych mirażów i niebezpiecznych ścieżek, a często i roślin trujących, widocznem jest, że osoba i charakter pasterza znaczą więcej dla owiec tamtejszych aniżeli dla owiec w naszych okolicach. Tu, stado owiec bez pasterza, jest zwykłym zjawiskiem. Każdego dnia możemy widzieć owce pozostawione same na bezpiecznie ogrodzonym polu, albo rozproszone na stokach pagórków także ogrodzonych drucianymi płotami. Nie pamiętam jednak abym na Wschodzie widział kiedykolwiek stado owiec bez pasterza."
Nie ulega wątpliwości, że w czasie pisania tego Psalmu, Dawid w myślach przeniósł się wstecz, kiedy on sam był pasterzem stad swego ojca. Przy pewnej okazji wspomniał o ówczesnych doświadczeniach, kiedy to strzegąc owiec zabił lwa i niedźwiedzia. Pod natchnieniem niebiańskim Prorok przedstawiał Wszechmocnego, który czuwa i ma pieczę nad wszystkimi, których uznaje za Swoje "owce." Jednak w uczuciach wyrażonych w tym Psalmie, nie ma wcale tej myśli aby Bóg Jehowa był pasterzem i ojcem całej ludzkości, która to myśl jest często wyrażana w zdaniu o "ojcowstwie Boga i braterstwie ludzi." Taki pogląd ignoruje ludzką wolę, a także ignoruje Słowo Boże, które oświadcza, że są kozły i wilki, tak samo jak owce; że chociaż niektórzy stają się dziećmi Bożymi przez wiarę i adoptację, inni, nie tylko, że nie są uznawani za dzieci Boże, ale powiedziane jest o nich wprost: "Wyście z ojca diabła i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie." - Jan 8:44.
Oryginalnie, rodzaj nasz, reprezentowany przez ojca Adama w bezgrzesznej doskonałości, był w bliskiej społeczności z Bogiem, lecz zerwanie tej społeczności dobrowolnym nieposłuszeństwem człowieka i jego oddaleniem się od Boga, jest wyraźnie opisane w Piśmie świętym, przeto żadni nie są uznawani za dzieci Boże, jeżeli nie byli ponownie spłodzonymi, spłodzonymi z wysokości. Ani też nie spodziewamy się aby w przyszłości ludzie byli uznani synami Bożymi, albo owcami Pańskimi inaczej, jak tylko przez szczere odwrócenie się od grzechu, zaznajomienie się z Boską łaską, przyjęcie tej łaski i przez "staranie się aby więcej poznali Pana." - Oze. 6:3.
Stosując ten Psalm do małego stadka, wszystkie szczegóły pasują dokładnie. Ponieważ Pan jest Pasterzem naszym, na niczym nam nie zejdzie. Ci co są prawdziwymi owcami Pańskimi będą poddawać swoją wolę pod wolę Pasterza i zupełnie zaufają Jego przewodnictwu, a to czyniąc uwolnieni są od przesadnych trosk, tak zwykłych dzieciom tego świata, które nigdy nie są zadowolone, bo im więcej otrzymują, tym więcej pożądają. Owce Pańskie cenią więcej rzeczy niebiańskie aniżeli ziemskie a ich pragnienia w tym względzie są więcej niż zaspokojone, gdy wiarą przyjmują to Boskie zapewnienie, że: -
"Wszystkie rzeczy ku dobremu pomagają, Tym co Pańskimi owcami się stają."
Tacy wyrzekli się wszelkich korzyści ziemskich w zamian za niebiańskie i, rozumiejąc swoją nieudolność i brak zdrowego sądu, oni ufają, że Pan ich poprowadzi, udzielając im takich doświadczeń, prób, trudności, błogosławieństw itd., które dopomogą im do osiągnięcia chwalebnych rzeczy przyszłych, do jakich zostali powołani. Pragnienia tej klasy nie są o takie rzeczy jakich poganie szukają i o jakie usilnie zabiegają. W swych sercach oni weselą się uczuciem wyrażonym przez poetę: "Jezus mnie zadawalnia, Jezus jest mój." - Mat. 6:32.
Chociaż doświadczenia owiec Pańskich włączają też wiele prób na tej puszczy grzechu, jednak On łaskawie daje im chwile wypoczynku w oazach Boskich błogosławieństw. Te nie zawsze są wolne od przykrości, według tego jak światowi patrzą na sprawy, ale w tym wszystkim są chwile spoczynku i ochłody - tak aby owce Pańskie mogły prawdziwie powiedzieć, że "pokój Boży, który przewyższa wszelkie wyrozumienie," panuje w ich sercach, bez względu na zewnętrzne doświadczenia, trudności, zakłopotania i przeciwności.
Która z owiec Pańskich nie znalazła takiego zielonego pastwiska, orzeźwienia duchowego w swoich osobistych medytacjach i badaniach rzeczy Boskich? Która z nich nie doświadczyła podobnych orzeźwień, odpoczynków i zasiłków z zarządzeń Pańskich, aby owce Jego nie zaniedbywały wspólnych zgromadzeń, jak to niektórzy zwykli czynić? Zaiste, potrzeba nam zgromadzać się na badania Słowa Bożego, na modlitwy i na świadczenie drugim o Pańskiej dobroci i miłosierdziu! Wszystkie te sposobności i przywileje, czy to doświadczane osobiście, czy tylko dochodzące do umysłu za pośrednictwem druków, są Pańskimi zarządzeniami dla Jego owiec. Przeto owce, które znajdują takie sposobności a nie korzystają z nich, dają dowody, że nie są w harmonii z łaskawymi zarządzeniami i intencjami Onego Pasterza.
"Wody ciche" są kontrastem szybko płynących strumieni i potoków górskich. Są one ciche nie w znaczeniu że są stęchłe, jako w bagnie, ale cicho płynące. Tylko taka woda może dać owcom orzeźwienie. Stosując tą myśl do małego stadka znajdujemy, że On wielki Pasterz odprowadza nas od zabiegów ziemskiej ambicji, od wielkości i mocy, od bogactw i zaszczytów cenionych wysoko między ludźmi, lecz nie prowadzi nas do stagnacji - a raczej do ambicji duchowych, które z sobą przynoszą odpoczynek i orzeźwienie duszy, jakich doznać nie można z innych źródeł. Strumienia prawdy i łaski są żywą ale stosunkowo cichą wodą. Myślą Proroka jest, że wody takie nie są odnajdywane przez same owce; aby je odnaleźć trzeba być prowadzonym Duchem świętym. Uważajmy więc na Jego głos, pamiętając na Jego słowo, że owce słuchają Jego głosu i idą za Nim. Rozróżniajmy Jego głos z Jego prawdziwym akcentem, tak odmiennym od głosu błędu. Prawdziwe owce nie pójdą za obcym, bo głosu jego nie znają. Nie lubią jego dźwięku pieniędzy, albo ziemskiej ambicji; nie lubią głosu i ducha rzekomych kapłanów, tak sprzecznego z duchem i z metodami Boskiego poselstwa.
"Duszę moją posila." Psalmista nie mówi o posileniu ciała, czyli zdrowia fizycznego, ale o posileniu duszy, istoty. Niektórzy z najgorliwszych świętych byli zmęczeni, słabi i stroskani - nawet nasz drogi Odkupiciel omdlewał pod Swoim krzyżem i nie był cudownie wzmocnionym ani podźwigniętym przy tej okazji. Zastosowanie tych słów do chrześcijanina, te doświadczenia, nazwane posileniem duszy, czyli istoty, byłyby równoznacznymi z naszym usprawiedliwieniem do żywota.
Nasze życie było stracone pod Boskim wyrokiem, a przez wiarę kompletna restytucja, czyli odrestaurowanie duszy jest przyznane wierzącemu, aby on miał coś do złożenia Panu w ofierze i aby ofiara ta była, święta, przyjemna (Rzym. 12:1), by w tej ofierze on mógł postępować śladami Onego wielkiego Pasterza, który złożył życie Swoje za owce. W taki sposób prawdziwe owce prowadzone są ścieżkami sprawiedliwości, właściwymi ścieżkami, korzystnymi dla ich duchowego rozwoju, chociaż czasami trudnymi dla ciała. Te łaski, błogosławieństwa i sposobności dochodzą ich nie z powodu ich osobistej zacności lub godności ale z Pańskiej łaski - "dla imienia Swego."
Cała ludzkość kroczy doliną cienia śmierci. Wierzchołki życia i dobrych uczuć zostały opuszczone sześć tysięcy lat temu, kiedy nasz rodzic Adam odpadł od harmonii z Bogiem i znalazł się na poziomie grzechu i śmierci. W dolinie grzechu panuje cień śmierci, która jest karą za grzech. Tą szeroką drogą cała rodzina ludzka kroczy dotąd; a chociaż ten Pasterz wiedzie Swoją trzodę ku górze, w kierunku odwrotnym od drogi tego świata, to jednak, według ciała, owce te są jeszcze w świecie, w dolinie cienia śmierci.
Jednakowoż prawdziwe owce, słuchając głosu dobrego Pasterza, który życie Swoje dał za owce, nauczyły się być ani niedbałymi ,ani obojętnymi, jak są niektórzy; ani trwożyć sobą, wątpić i martwić się, jak czyni to większość. Przeciwnie, one nie boją się złego. Rozumieją, że kara za grzech ciąży na ludzkim rodzaju, lecz rozumieją także, iż Boska miłość przygotowała odkupienie. Zdają sobie sprawę z tego, że cały świat, czyli wszystka ludność tego świata schodzi do sheol, hades, czyli do grobu, ale Bóg uczynił zarządzenie aby On dobry Pasterz uwolnił Małe Stadko z mocy grobu w pierwszym zmartwychwstaniu, a następnie wszyscy co są w grobach usłyszą głos Syna człowieczego i wyjdą na słuszny i rozumny sąd - na wypróbowanie, czy zechcą być Jego owcami, iść za Nim i osiągnąć żywot wieczny przez Niego.
Owce małego stadka nie boją się złego, ponieważ On dobry Pasterz jest z nimi, jest po ich stronie i okazał Swoją łaskę w złożonym już okupie. On jest z nimi także w Swoim słowie obietnicy - w Swoim zapewnieniu, że śmierć nie jest wieczną zagładą życia, a tylko spokojnym snem w Jezusie, aż do powstania od umarłych. Nie dziw, że tacy mogą iść przez dolinę cienia śmierci, śpiewając i grając w sercach swoich Panu, wykrzykując w duszy chwałę i uwielbienie wielkiemu imieniowi Tego, który nas umiłował i kupił Swoją kosztowną krwią, i powołał nas do współdziedzictwa z Nim.
"Laska Twoja i kij te mię cieszą." Jak laska i kij używane są przez pasterza aby dopomóc owcy do wywikłania się z trudności, do bronienia jej przed silnymi nieprzyjaciółmi, odpędzając ich, i jak wszystko to używane jest dla ochrony i dobra owiec, tak sprawa się ma z małym stadkiem, z jego Pasterzem i z laską przez Niego używaną ku pomocy, obronie i ćwiczeniu. Prawdziwe owce uczą się miłować opatrznościową pieczę ich Pasterza i cieszą się nią. Znając moc Pasterza i Jego troskliwą pieczę oni zdają sobie sprawę z tego, że wszystkie rzeczy dopomagają im ku dobremu, ponieważ oni są Jego owcami. Czemuż więc nie mieliby odczuwać pociechy, wzmocnienia i zachęty?
Tu Psalm odbiega od swego sposobu określania, pozostawia figurę owiec i pasterza, i zamiast tej posługuje się ilustracją Pana sprawiającego ucztę swojemu skromniejszemu przyjacielowi. W dawnych czasach uczynna gościnność znaczyła dużo i dla człowieka zacnego, przyjęcie kogoś w gościnę oznaczało odpowiedzialność za jego bezpieczeństwo. Zatem myślą tego jest, że my jako lud Pana, jesteśmy przez Niego przyjęci, uznani za przyjaciół i posadzeni przy obfitym stole, bezpieczni od nieprzyjaciół, którzy chcieliby nam szkodzić - bezpieczni od onego wielkiego złośnika i wszystkich złych duchów, które są wysoko, jak wspomina Apostoł (Ef. 6:12) - bezpieczni, dokąd znajdujemy się pod opieką naszego wielkiego Przyjaciela, Niebiańskiego Ojca.
Obfitości tego stołu mogą włączać nawet niektóre dobra ziemskie, lepsze lub gorsze od tych jakie posiada zwykły człowiek; lecz wszystkie one, jakiekolwiek byłyby, przyjmowane z radością i wdzięcznością, są oceniane przez tych, którzy przyjmują je jako część hojności przyjaciela hojniejszego ponad wszystkich innych.
Wszyscy ludzie religijni utrzymują, że mniej lub więcej posiadają pokarm duchowy a różne części i grupy Chrześcijanizmu chełpią się, że mają w tym względzie przewagę, że ich stoły zastawione są Boskimi prawdami, obietnicami itd., że z tych pokarmów oni czerpią swoje siły. Lecz jak różne są te stoły i jak różne na nich potrawy doktrynalne! Pokarmy na tych stołach są takie jakoby były zepsute przy przyrządzaniu. Niektóre są gorzkie, inne kwaśne, a wiele są stęchłe. Wiele z tych pokarmów wytworzonych było w ciemnych wiekach średniowiecza i przyjaciele, którzy przy stołach tych zasiadają, mają mało apetytu na te potrawy i wcale ich za to nie winimy. Chcielibyśmy raczej zwrócić ich uwagę na obfite zasoby Boskich prawd, którymi Pan sam usługuje domownikom wiary. Są to rzeczy nowe i stare ale wszystkie są czyste, słodkie, smaczne, rozkoszne. Stół ten jest zastawiony dla wszystkich, którzy miłują Boga z całego serca i umysłu, z całej duszy i siły - ponad miłość domów, ziemi, rodziców lub dzieci, męża lub żony, nad wszelkie społeczności ziemskie, systemy sekciarskie a nawet ponad siebie samych.
Czy można się dziwić, że ci co są tak zaszczyceni przez Boga, uznani za Jego gości i karmieni przy Jego stole, są znienawidzeni przez nieprzyjaciół? Może byłoby dziwnem gdyby nie Pańskie zapewnienie, że kto chce żyć pobożnie, będzie prześladowany w czasie obecnym, a przykładem tego były doświadczenia samego Pana, którego prześladowcami byli nominalnie pobożni, wpływowi i religijni - ci prześladowali Go aż na śmierć. Nie jesteśmy więc zdziwieni, że i nasz stół jest przygotowany wśród nieprzyjaciół otaczających nas ze wszystkich stron.
Pomazywanie głowy gościa olejkiem było częścią gościnności w dawnych czasach. Pozafigurą tego jest wylanie Ducha świętego na wszystkich członków tej klasy - na małe stadko, członków ciała Chrystusowego, którego On jest Głową, Wodzem, Pasterzem i Panem.
Kubek napełniony, opływający, ma podwójne znaczenie. Jest to kubek radości i kubek smutku, i w obu znaczeniach jest opływający. Jeżeli chcemy uczestniczyć z Panem w Jego radościach, musimy również uczestniczyć w Jego ucierpieniach; musimy z Nim cierpieć, jeżeli chcemy z Nim królować. Jednak w porównaniu, cierpienia obecnego czasu, nie są godne onej chwały, która ma objawić się w nas i z tego powodu możemy radować się w uciskach, bo jak opływamy w uciskach, podobnie opływać będziemy w radościach. Przeto wraz z Apostołem powiedzieć możemy: "Radujcie się i znowu mówię radujcie się!" - Filip. 4:4.
Dobrodziejstwo i miłosierdzie jakich spodziewamy się poza zasłoną, mają swoje zapoczątkowanie już tu i tak powinne być cenione. Kto nie doznaje żadnych radości Pańskich w czasie obecnym, nie jest widocznie przygotowany do tychże radości w Królestwie, bez względu jakich błogosławieństw może jeszcze doznać w Tysiącleciu. Radość i wesele więc są udziałem wiernych Pańskich; i nie jest to tylko sprawą chwilową, kiedy na początku poznali Pana i poświęcili się Jemu. O Pańskiej dobroci i miłosierdziu nie należy rozmyślać jako o czemś z dalekiej przeszłości, ale mamy je rozeznawać i oceniać jako rzeczy teraźniejszości. Boskie miłosierdzie i dobroć "pójdą za nami" każdodziennie, orzeźwiając, zasilając i ubłogosławiając nas.
Najwyższą nadzieją, do której odważamy się aspirować jest ostateczne połączenie się z naszym wielkim Pasterzem, z Ojcem Niebieskim i z Onym dobrym Pasterzem, Jego Synem, w sferze niebiańskiej, w domu naszego Ojca na wysokości, na poziomie zamierzonym dla małego stadka, odmiennym i różnym od tego co przygotowane będzie dla klasy restytucyjnej w Tysiącleciu. Cel naszych najwyższych ambicyj będzie osiągnięty, nawet daleko większy aniżeli mogliśmy pojąć, gdy staniemy się podobni naszemu Panu, ujrzymy Go takim jakim jest i dostąpimy Jego chwały w domu Ojca.
W.T.3268-1903