Na strazy 2/2003-Indie
Wspomnienia z podróży do Indii
Od 3 do 18 stycznia 2003 r. wraz z bratem Ernie Kuenzli i siostrą Janice
Kuenzli z Florydy, siostrą Colleen Stewart z Chicago oraz bratem Jay Slavich
z Texasu podróżowałem po południowych Indiach. Odwiedziliśmy
między innymi zbory w Bangalore, Mysore, Chennai (Madras), Coimbatore oraz w
rejonie wyżynnym kraju, gdzie funkcjonują trzy małe (lecz rozrastające się)
społeczności - Coonoor, Ooty i Wellington. Wszystkie te zbory znacznie się od
siebie różnią (na początku lutego zbór w Ooty otworzył nową salę modlitw w mieście).
Jedyną ich cechą wspólną wydaje się być przepełniająca ich członków radość ze
społeczności z braterstwem z Ameryki. Wielu z nich okazywało wielkie zainteresowanie
zborami w innych krajach i chociaż słyszeli na przykład o zborach w Polsce i
na Ukrainie, to nie mieli pojęcia o istnieniu zboru w Coimbatore.
Prześladowania i utrudnienia ze strony rządu
Przyglądając się warunkom, w jakich funkcjonują zbory w Indiach, przypominamy
sobie obraz wczesnego Kościoła. Kiedy przeczytamy werset z Gal. 3:28 w kontekście
indyjskiego systemu kastowego, nie dziwi nas, że to głównie ludzie najubożsi
i najmniej wykształceni w czasach imperium rzymskiego przyjmowali chrześcijaństwo.
Podobnie działo się w Indiach - to najniższa, najbardziej pogardzana kasta zgromadziła
się pod tym nowym sztandarem Prawdy, kiedy Europejczycy wprowadzili chrześcijaństwo.
Dla hindusów chrześcijaństwo stało się wówczas tą odstępczą religią najbardziej
pogardzanych członków społeczeństwa i jeżeli od tamtych czasów cokolwiek się
zmieniło, to zdecydowanie na gorsze.
Na kilka miesięcy przed naszą podróżą, przy ogromnym poparciu konserwatywnej
partii hinduskiej Bharatiya Janata Party (BJP), indyjska prowincja Tamil-Nadu
uchwaliła projekt ustawy zabraniającej przymusowego przechodzenia hindusów i
muzłman na chrześcijaństwo, jak i ich dobrowolnego nawracania się w wyniku nakłaniania
przez innych. Użyte w niej sformułowania są jednak na tyle mało precyzyjne,
że dają władzom lokalnym dużą swobodę decydowania o tym, co można uznać za "nakłanianie". Naruszenie
tych przepisów może jednak prowadzić do kary więzienia lub powodować dużo gorsze
konsekwencje.
Po naszym wyjeździe z Indii BJP zdobyła większość miejsc w indyjskim Kongresie
i przegłosowała doprowadzenie do tego, by w ciągu dwóch lat uczynić Indie krajem
w stu procentach hinduskim, obiecując wydanie ustaw o wydźwięku podobnym do
tej, która w postaci projektu obowiązuje już w Tamil-Nadu.
Sytuacja naszych braci jest trudna. Nieoficjalne prześladowania mają w
Indiach miejsce już od dawna. Hindusi zabraniają niehindusom zajmowania jakichkolwiek
wyższych stanowisk, co przy panującym w tym kraju bezrobociu sprawia, że niehindusowi
bardzo trudno znaleźć pracę. Oprócz przemocy fizycznej i emocjonalnej, nowo
nawróceni chrześcijanie mogą się też spodziewać wyrzucenia z pracy. Spotkaliśmy
wiele osób, które żyją wyłącznie dzięki ofiarności braterstwa. Sytuacja badaczy
jest jeszcze trudniejsza, gdyż nie znajdują oni zatrudnienia nawet tam, gdzie
pracują chrześcijanie innych denominacji (choć zdarzyło się i tak, że pewien
brat, który poznał Prawdę, chciał zrezygnować ze swej funkcji w swoim dotychczasowym
kościele, ale jego rezygnacji nie przyjęto, więc teraz głosi Ewangelię niejako
"na etacie"). Ogólnie rzecz biorąc hindusi wcale nie zasłaniają się
obowiązującym prawem w swych prześladowaniach. W Indiach toleruje się obcokrajowców,
ale nawróceni obywatele są otwarcie odrzucani przez społeczeństwo.
Co więcej, zważywszy na to, że małżeństwa są tu aranżowane przez rodziców,
los rodziny zależy bezpośrednio od decyzji dotyczącej religii. W Indiach obowiązkiem
rodziców jest znalezienie dorosłemu dziecku odpowiedniego partnera. Brat Prassad
z Bangalore opowiedział nam dość typową historię pewnej kobiety, która odkładała
przyjęcie chrztu do czasu założenia rodzin przez jej dzieci, aby nie stały się
one natychmiast pariasami w oczach potencjalnych hinduskich kandydatów na żonę
czy męża i nie utraciły szansy na założenie rodziny. Brat Francis-Paul opowiadał
w czasie pewnej dyskusji panelowej o tym, jak kiedyś musiał szybko znaleźć wśród
badaczy męża dla nowo nawróconej siostry, która miała za dziesięć dni wychodzić
za mąż za hindusa. Nie zdarza się bowiem, by żona mogła cieszyć się swobodą
wyznawania wiary innej niż mąż. Na pytanie tego brata, co zrobi, jeśli nie uda
mu się znaleźć dla niej męża, odpowiedziała ufnie "Na pewno się uda".
W ciągu tygodnia jej wiara została nagrodzona.
Głoszenie Ewangelii
Mimo to, jak w dawnych czasach, chrześcijaństwo rozprzestrzenia się. Przybywa
w tym również badaczy. Sami spotkaliśmy prawie tyle samo osób nowo nawróconych
(w ciągu ostatnich 10 lat), co od wielu lat będących w Prawdzie. Sporo nowych
braci przychodzi z kościoła katolickiego lub zielonoświątkowego, które wabią
tradycją, przepychem i mocą wrażeń, ale nie zaspokajają głodu głębszych badań
biblijnych.
Nie wiem, ile braci i sióstr jest w Indiach, ale szacunki wahają się od
tysiąca do kilku tysięcy.
W Bangalore poznaliśmy brata Varma, którego otwarte nabożeństwa przyciągają
często tysiące słuchaczy. Prowadzone przez niego kilkudniowe seminaria ewangelizacyjne
rozpoczynają się przedstawieniem najbardziej podstawowych doktryn, a kończą
się przeglądem proroctw i chronologii. W
miejscu zebrania, za plecami brata Varma wywiesza się często wielki Plan Wieków
oraz plan Przybytku i wizerunek Nabuchodonozora sporządzony przez brata Prem
z Ooty. Wysiłki te już zaowocowały powstaniem wielu nowych zborów w południowych
Indiach. Brat Varma należy chyba do najbardziej utalentowanych i charyzmatycznych
braci w Indiach, wywierających na ludzi ogromny wpływ podczas ewangelizacji. Jednak
nawet jego wysiłki wydają się małe w porównaniu z całym dziełem żniwa w Indiach.
Sprawa projektu ustawy zaproponowanego w Tamil-Nadu była dla brata Varma
prosta. Wprawdzie nie wolno nawracać na chrześcijaństwo hindusów, ale chrześcijanie
są wolni i zachęca się ich do udziału w nabożeństwach. Większość osób poznających
Prawdę była już wcześniej chrześcijanami. Rozprowadzana literatura i ogłoszenia
opatrywane są sformułowaniem "grupa zamknięta" lub "sesja prywatna".
A jeśli "zdarzy się hindusowi natknąć na nabożeństwo", cóż można zrobić?
Zatem przy odrobinie środków ostrożności ewangelizacja przebiega pomyślnie.
Duch nawróconych braci
"Krnąbrny" brat Varma nie jest bynajmniej wyjątkiem - postawą
taką wydają się "nieuleczalnie zarażeni" wszyscy nasi bracia. Zapytałem
brata Sylvestra ze zboru w Ooty, niedaleko Coimbatore, skąd pracodawcy wiedzą,
że ktoś zmienił wyznanie. Na takie pytanie bracia odpowiadają zwykle ze zdziwieniem:
"Po prostu wiedzą". Wiedzą, bo poznanie Prawdy nieodłącznie wiąże
się z zaangażowaniem w jej głoszenie. Nawet jeśli wymaga to od braterstwa poświęcenia
całego życia, to przecież i Chrystus oddał za Prawdę swe życie. Przyjmując Prawdę,
bracia w Indiach zaczynają ją przekazywać innym. Konsekwencje są dla nich zgubne
- wiedzą o tym, ale nadal głoszą i przyprowadzają do Prawdy.
Zgrupowanie młodzieżowe w Coimbatore
Na koniec naszego pobytu w południowych Indiach mieliśmy przywilej uczestniczyć
w trzydniowym zgrupowaniu młodzieżowym. Uderzająca była już sama definicja "młodzieży"
- wiek 15 do 35 lat, jak również wielka znajomość Biblii, która przebijała w
rozmowach z uczestnikami niezależnie od ich wieku. Najstarsi
wydawali się wciąż młodzi, a najmłodsi przejawiali powagę i zainteresowanie
dorosłych.
Ponad 200 zgromadzonych (to niewielka część spośród wszystkich, których spotkaliśmy
w Indiach) podzielono na sześć mniejszych grup nazwanych tak, jak poszczególne
owoce ducha znane z Gal. 5:22. Grupy te współzawodniczyły ze sobą w licznych
konkursach, od takich, które polegały na powiedzeniu zaimprowizowanych krótkich
wykładów prezentujących doktryny lub proroctwa, do tłumaczenia szczegółów związanych
z Przybytkiem, od wyjaśniania proroctw do konkursów na dokładną znajomość Księgi
Sędziów oraz listów ap. Pawła.
Ogromnie budujące jest przebywanie wśród młodych ludzi, którzy w każdej
chwili pragną rozmawiać o tym, co jest dla nich najważniejsze - o Chrystusie.
Znają oni Biblię, wiedzą, dlaczego zostali chrześcijanami i dlaczego są badaczami
Pisma Świętego. Zajęcia na zgrupowaniu zaczynały się wcześnie rano i trwały
do północy, przy czym prawie nie było przerw, poza tymi na posiłki. Ale uczestnicy
przybyli tam, by korzystać ze społeczności, która jest dla nich bardzo ważna,
więc skoro mogli mieć jej o pięć minut więcej, chętnie rezygnowali z przerw.
Przyjechali z całych południowych Indii, by kłaść się spać o trzeciej nad ranem
na betonowej podłodze, bo przecież czekali na takie seminarium cały rok. I nie
spotkałem nikogo, kto uważałby to za niedogodność.
Naszą podróż mogę określić tylko jednym słowem: niesamowita. Skoro moim
zadaniem jest przesyłać pozdrowienia od spotkanych w Indiach braci i sióstr,
to pragnę jednocześnie przekazywać wszystkim ich ducha. Nigdy w życiu nie widziałem
czegoś podobnego!
David Parkinson, tłum. Iwona Sochacka
powrót
do
góry
wersja do druku
|