Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Betania - Strona główna - Szukaj


Drukowanie Drukowanie
Drukuj Pytanie
Straż i Zwiastun Obecności Chrystusa
Biblioteka
 

MODLITWA - Względem błogosławieństw dla drugich.

Czy Biblia uczy że są pewne błogosławieństwa, których nie możemy dostąpić inaczej, jak tylko przez modlitwy drugich?

Bóg ma wiele łask i błogosławieństw do rozdania i z niektórych Pism możemy wnosić, że ma przyjemność zsyłać niektóre błogosławieństwa w odpowiedzi na modlitwę. To też apostoł mówił do niektórych: "Bracia, módlcie się za nami." On nie wyraził w tym, że sam nie mógł modlić się, albo że inni apostołowie nie mogli modlić się sami; ani wyraził, że apostołowie nie mogli modlić się jedni za drugich, lub że on stracił społeczność z Ojcem i przez to Ojciec go nie wysłucha. Powiedział tylko: Bracia módlcie się za nami, aby otworzoną nam była sposobność głoszenia Ewangelii Chrystusowej. Czy przypuszczacie, że apostoł mówił to tylko dla formy; że myślał, iż nie będzie w tym żadnej różnicy, tylko tak mówił: Módlcie się za nami, jakoby to nie było niczym więcej jak tylko formą? Nie! Wolimy nie przypuszczać, że apostoł mówił to tylko dla pewnej formy, rozumiemy raczej, że uczył on pewnej lekcji, że przez pamiętanie o apostołach w modlitwach spływało na wiernych pewne błogosławieństwo. Ja wnoszę, że Bóg, który jest bogaty w miłosierdziu i ma wiele łask do rozdania, zachęca Swój lud do modlenia i ma przyjemność, gdy to czynimy. Czemu On miałby mieć przyjemność w naszych modlitwach? Czy On siedzi tam gdzieś i upatruje czy maleńcy wy lub maleńki ja uklękniemy aby się modlić? O, nie, to nie jest wcale ta myśl! Lecz Bóg widzi że dla ciebie będzie wielką korzyścią wyrabiać w sobie wiarę w łączności z twoją modlitwą; jak również, że będzie to korzyścią dla mnie. Przeto On zarządził, jako sposób błogosławienia was lub mnie, abyśmy Go prosili o to, czego byśmy chcieli aby On nam uczynił. Tym sposobem zachęca nas do modlitwy.

Na przykład, gdy św. Piotr był w więzieniu i anioł Pański przyszedł i obudził go, Piotr nie modlił się wtedy. Anioł zrzucił okowy z jego rąk i wyprowadził go z więzienia, tak, że Piotr przez pewien czas nie zdawał sobie sprawy, czy to był sen, czy rzeczywistość. Tak idąc ulicą dobrze mu znaną, przyszedł do drzwi, poza którymi odbywało się zebranie braci. Pomimo, że było to późno w nocy, bracia jeszcze tam byli i modlili się za Piotrem, prawdopodobna w taki sposób: Panie, zabili już apostoła Jakuba, a teraz uwięzili umiłowanego nam Piotra. Co my zrobimy, gdy wszyscy apostołowie będą odjęci od nas? Mieli oni całonocne zebranie modlitw. Gdy na zapukanie Piotra pewna dzieweczka, służąca, otworzyła drzwi i ujrzała go, myślała, że zobaczyła ducha. Z pewnością słyszała ona o duchach; pobiegła do drugich i zawołała, że Piotr stoi za drzwiami. Nonsens - powiedzieli może niektórzy - przecież Piotr jest w więzieniu! Lecz to nie był nonsens. Modlitwy ich zostały wysłuchane. Czy nie myślicie, że Bóg zesłał im wielkie błogosławieństwo, wysłuchując ich modlitwę? Czy myślicie, że błogosławieństwo ich byłoby takie same, gdyby byli nie modlili się? Bóg mógłby i tak uwolnić Piotra, lecz gdy uczynił to w odpowiedzi na ich modlitwy, uczniowie ci doznali tym większego wzmocnienia w wierze, tym większej radości i błogosławieństwa.

Podobnie i w innych sprawach. Ktokolwiek jest w zgodzie z Boskimi zarządzeniami, modli się i pamięta na Boskie działania w różnych miejscach, doznaje błogosławieństwa w swym sercu i Pan daje do zrozumienia, że to ma pewien skutek.

Ja nie rozumiem filozofii tego wszystkiego, i nie udaję że rozumiem, lecz w jakiś sposób dane nam jest do zrozumienia, że Bogu podobają się nasze modlitwy. Nie, że On zmieni Swój plan na nasze modlitwy - nie, Bóg nie zmieni Wszechświata, aby nam dogodzić. Nie jesteśmy nawet dosyć mądrzy aby mówić Mu w naszych modlitwach, co On ma uczynić, lecz On jest tak mądry, że może wysłuchać nasze modły i dać nam błogosławieństwo. Zarządził więc, abyśmy w proporcji do wierności, wiary itp., także modlili się. Ci z ludu Bożego, którzy nie poznali potęgi modlitwy, aa słabymi chrześcijanami. Pismo Święte wszędzie zachęca wiernych by zawsze byli w duchu, w postawie modlitwy i dziękczynienia Bogu.

Przy tej okazji pragnę dodać, że dom gdzie niema regularnych modlitw, nie jest właściwym domem - nie jest takim, jak wasz lub mój dom być powinien. Gdziekolwiek ktoś z poświęconych Pańskich mieszka, tam znajdować się powinien ołtarz rodzinny regularnie obsługiwany - tak regularnie, jak podawane jest śniadanie. To nie znaczy, że powinniście zmuszać dorosłe dzieci aby uczestniczyły w nabożeństwach, których nie oceniają, albo że mąż lub żona nie będący przychylni temu, mają być nakłaniani choćby aż gniewem. Nie, takie coś nie byłoby przyjemne Bogn. Jednak dziecko Boże powinno posiadać taką postawę modlitwy, która nakłaniałaby jego serce do modlenia się, pomimo przeszkód, a przy sposobnej okazji żona mogłaby być zapytana czy nie zechciałaby uczestniczyć w tych nabożeństwach modlitewnych. Takie zapytanie powinno być wyrażone w sposób jak najdelikatniejszy.

Z drugiej strony, mógłby to być nieprzychylny mąż, którego żona mogłaby zapytać przy sposobnej okazji: "Mężu, czy nie myślisz że byłoby pięknie mieć w naszym domu coś w rodzaju ołtarza modlitewnego, ku uczczeniu naszego Stworzyciela i naszego Zbawiciela?" Wielu mężów nawet światowych, może odpowiedziałoby: "Dlatego nie, ja myślę że to nie zła rzecz." Jeżeli zaś wierząca żona nie podsunie takiej myśli, to światowy mąż, może gotów pomyśleć: "Gdybym ja był takim chrześcijaninem, jak moja żona mieni się być, to lubiłbym odprawiać modlitwy w domu". Tak samo żona nie będąca w prawdzie, gotowa by powiedzieć: "Gdybym była na miejscu mego męża, i mieniła się być chrześcijaninem, to chciałabym mieć regularne modlitwy w domu".

Żona nie chciałaby wyrazić tego, ani nie chciałby uczynić tego mąż; przeto strona, która ocenia tę sprawę powinna podjąć inicjatywę i w spokojny sposób, przy odpowiedniej okazji - nie wtedy gdy czynione jest coś w pośpiechu i gdy niema czasu na zastanowienie się, ale gdy wszystko jest w spokoju i czasu pod dostatkiem.

Szukaj mądrości, jakby najlepiej sprawę tę przedstawić mężowi, żonie, czy też dzieciom. Uczyń to w sposób jak najoględniejszy - bądź przezorny jak wąż. Przy każdej okazji używaj mądrości i proś Boga, jakby najlepiej postępować w twoim życiu i domu. Zapytaj się Boga, czy możesz mieć taki ołtarz w domu swoim, zanim zapytasz się, czy to męża, czy żony o współdziałanie. Może ta druga strona odmówiłaby coś w taki sposób: "Nie, ja nie chcę mieć żadnego ołtarza Pańskiego w tym domu". Zdaje się jednak, że nie wielu wyraziłoby się w taki sposób. Pamiętać też należy, że chcąc wspominać o tej sprawie, należy to uczynić jak najoględniej. Można powiedzieć by: "Żono, ja wiem, że ty nie patrzysz na sprawy akurat tak samo jak ja, lecz jak by nie było, Ty wierzysz tak jak i ja w wielkiego Stworzyciela i że właściwym jest dla każdego stworzenia uwielbiać swego Stworzyciela. Podaję więc myśl, że byłoby pięknie gdybyśmy to czynili; a szczególnie, że mając dzieci, powinniśmy im wystawić przykład wzorowego domu i wielbienia Boga. Co myślisz żonko? Czy mamy uczynić początek? Powiedzmy, jakie, trzy minuty każdego poranku, na udawanie się do Boga w modlitwie, lub też poświęćmy na to pięć minut, albo więcej; albo nie ograniczajmy czasu i prześpiewajmy z jeden hymn przed modlitwą". W razie sprzeciwu, można powiedzieć by: "Czy zgodziłabyś się gdybyśmy poświęcili sobie na to tylko trzy minuty? Czy chciałabyś współdziałać chociaż o tyle?" Nie mówiłbym: "Czy będziesz się sprzeciwiać?" lub tym podobnie; raczej robiłbym wrażenie że sprzeciwiać się nie będzie i mówiłbym:

"Czy zechcesz współdziałać o tyle, aby uczestniczyć, gdy taki ołtarz modlitwy do Pana w domu naszym ustanowimy? Ja wierzę iż byłoby to błogosławieństwem dla nas obojga i dla naszych dzieci. Wierzę, iż serca nasze byłyby więcej pociągane ku Bogu i doznalibyśmy więcej Jego błogosławieństwa w naszym domu". Mniemam, że takie przemówienie miałoby dobry skutek.

Wiem, że niektórzy z was gotowi powiedzieć: Nie warto pytać się o takie coś mojego męża lub mojej żony; oni są gorzkimi wobec tego. Być może iż ta gorzkość powstała z tego powodu że nie dosyć mądrze i oględnie sprawa była im przedstawiona. Mało jest takich ludzi, którzy byliby w rzeczywistości gorzkimi ku Bogu. Zazwyczaj ludzie odczuwają pewien szacunek dla Boga, a szczególnie w proporcji, jak my sami staramy się być miłymi, uprzejmymi i łagodnymi. W miarę jak widzą że jesteśmy wyrozumiali na ich dobro i prawa, starając się postępować sprawiedliwie wobec rodziny, oni także nabierają szacunku dla naszej religii, dla naszego Boga i dla naszych nabożeństw.

Gdyby jednak strona przeciwna odpowiedziała: "Nie, ja nie chcę mieć nic z tym do czynienia!" Wówczas można powiedzieć by: "Nie będziesz się chyba sprzeciwiać, gdy ja sobie takie coś urządzę i poproszę dzieci. Wspomniałem o tym najprzód tobie. Może później zmienisz swoje zdanie i może przyłączysz się do nas. Byłoby o tyle piękniej". Następnie iść i robić swoje. Nie uważaj iż zostało ci to zabronione, ani też nie stawiaj to w takiej formie, jakoby było zabronione. Mamy prawo wziąć za pewność to co wszyscy rozumni ludzie przyznaliby nam, to jest wolność sumienia i przynależne nam prawa. To nie znaczyłoby, że na przykład, mąż twój ma sam przygotować dla siebie śniadanie, gdy ty zaniechasz wszelką czynność i będziesz modlić się. To nie byłoby wcale właściwe; byłoby raczej hańbą dla religii; lecz wypełniając wiernie swoje obowiązki jako żona lub mąż, jeżeli modlisz się, czyń to rozumnie.

Co do dzieci, o ile one są dorosłe, trzeba obchodzić się z nimi inaczej. Wielu rodziców popełnia tę omyłkę że zapominają iż dzieci ich rosną. Oni zawsze myślą o swej córeczce, jako o małej Annie, chociaż ta Anna staje się większą i większą, a w końcu dorosłą panną. Podobnie dzieje się z "małym Jankiem". Rodzice zawsze myślą o swoich dzieciach, jako o dzieciach, chociaż te są już dorosłe. Żadne dorosłe dziecko nie lubi być traktowane jako dziecko. Zrównoważone umysłowo dziecko, woli raczej być traktowane jako młodzieniec lub panna i rodzice powinni je w taki sposób traktować; nie przez schlebianie im, ale w sposób właściwy i poważny. Mogą mówić: "Janku, chcemy abyś był przystojnym młodzieńcem"; a córce: "Anno, staraj się być przystojną panienka". Bez względu, jak nieokrzesane są inni chłopcy i dziewczęta, was chcemy widzieć przystojnymi i ogładzonymi. Dzieci lubią takie traktowanie; może będą udawać że nie, lecz jest ono według ich serca.

Syn powie: "Ja chcę się bawić z innymi chłopcami".

"Ależ, synu, zauważ, jak ordynarnie niektórzy z tych chłopców zachowują się. Ty nie chciałbyś chyba, abym ja myślała o tobie w taki sposób - zauważ jak nieprzystojnie oni się bawią. Zauważ jak niektóre dziewczęta tarzają się; ty nie lubiłabyś się tak tarzać. To możesz rozwijać w sobie dobre obyczaje i być wzorowym młodzieńcem lub wzorową panienką, albo też możesz wyróść na nieokrzesanego gbura. Jeżeli nie przyswoisz sobie dobrych obyczajów, nie będziesz nadawać się do lepszego towarzystwa. Jako twoja matka, chcę ciebie widzieć najbardziej ogładzonym chłopcem, lub najbardziej ogładzoną dziewczynką w całym sąsiedztwie, tak, że gdziekolwiek pójdziesz ludzie będą mówili: "Co za przystojny chłopiec", lub "Co za przystojna dziewczynka!" Zatem, dziecko moje, staraj się postępować wzorowo. Nie, abyś był pyszny, lub nadęty. Pyszny chłopiec lub pyszna dziewczynka zostaną napiętnowane przez inne dzieci; więc nie masz być pysznym, lecz bądź grzecznym, łagodnym, czystym i schludnym. Nie robi różnicy, jak skromne będzie twoje ubranie, trzymaj je zawsze w dobrym porządku i unikaj zabłocenia, zanieczyszczenia. Czuj się zawstydzonym, gdyby ktoś mówił ci że jesteś pysznym, lub że wyglądasz na pysznego, lecz zawsze staraj się zachować jak najprzystojniej.

Podobne dorady dzieci będą lubić i gdyby tylko rodzice starali się być zawsze w bliskiej społeczności z dziećmi i dali im odczuć, że żywo interesują się nimi i pragną ich dobra, dzieci będą pamiętać na ich dorady, gdy wyrosną, ćwicz młodego w drogach, którymi ma chodzić, a gdy wyrośnie nie odstąpi od nich. Takie ćwiczenie ma więcej wpływu na dziecko, aniżeli ludzie zdają się rozumieć. Co obecnie można widzieć na świecie pomiędzy dziećmi, jest po prostu wstydem. Są one tak nieokrzesane, jakby wcale nie miały rodzicielskiego ćwiczenia nad sobą. Ci, co są w prawdzie powinni lepiej wiedzieć i lepiej wychowywać swoje dzieci.

Przypomina mi się jak raz będąc w pewnej miejscowości w stanie Pensylwania, byłem goszczony obiadem u pewnego brata. Był to, jak my ich nazywamy, pensylwański Niemiec. Po obiedzie, wziąwszy mnie do drugiego pokoju, brat ten przemówił do mnie: "Bracie Russell, zauważyłeś moich synów i moje córki?" Odrzekłem: "Tak, i zdają się być miłymi, przystojnymi i spokojnymi ludźmi. Przyjemnie było mi zapoznać się z nimi."

Brat ten odpowiedział: "Dumny jestem z moich synów i córek, bracie Russell, zdaje mi się że są oni lepsi od drugich, lecz nie są oni takimi, jakimi byliby gdybym miał szósty tom Wykładów Pisma Świętego, wtedy, gdy one były małe. Lecz, jak to powiedziałeś, gdy drzewko wyrośnie, trudno je naginać i prostować. Staram się to czynić na ile tylko mogę; lecz muszę czynić to rozumnie aby nie powodować nowych trudności. Zatem są one dosyć dobre, lecz nie tak dobre jak byłyby gdybym wiedział jak je ćwiczyć zaraz od kolebki, albo jeszcze przed ich urodzeniem."

Nie zapominajcie ćwiczenia jakie powinno się rozpocząć jeszcze przed narodzeniem się dziecka. Jest ono ważnym, a następnie rozpocznijcie je ćwiczyć gdy są niemowlętami i nie zaprzestawajcie ćwiczenia. Nigdy nie śmiejcie się ze swoich dzieci. Wiele rodziców czyni to i przez to tracą wpływ nad dziećmi. Dziecko jest zwykle bardzo wrażliwe. Ono myśli sobie: "Jeżeli mój ojciec śmieje się ze mnie, gdy mu coś mówię, to nie powiem mu nic więcej". Starajcie się utrzymać zaufanie waszych synów i córek tak, że gdy podrosną i zaczną miewać towarzystwo z osobami przeciwnej płci, wciąż będą zwracać się do matki i ojca z zaufaniem, mówiąc: "Matko, ojcze, jestem w przyjaźni z pewną panienką lub z pewnym kawalerem, itd.; co myślicie o niej. lub o nim?" Dobrze wychowane dzieci będą chciały zasięgnąć waszego zdania i będą miały także zaufanie do waszego sądu, że nie ożenią się lub nie wyjdą za mąż, z osobą którą byście im odradzali. Jednakowoż, aby wpływ taki mieć nad dziećmi, musicie postępować z nimi bardzo roztropnie, jak węże i według wskazówek Pisma Świętego.

Wszyscy zgodzimy się z tym, że gdybyśmy mieli przechodzić przez życie drugi raz, lub gdybyśmy żyli ponad sto lat, to może nauczylibyśmy się więcej; lecz powinniśmy być wdzięczni i za tę znajomość, która nas doszła i używać jej jak najlepiej umiemy, a gdy popełnimy omyłki, naprawiajmy je, na ile nas stać. Jeżeli przed poznaniem Pana i Jego Słowa mieliście dzieci, które wyrosły jak dzikie chwasty, to macie powód żałować tego, lecz zmienić nie możecie. Bądźcie jednak z nimi cierpliwymi, dobrotliwymi i pomocnymi na ile was stać; bądźcie prawdziwym ojcem lub prawdziwą matką, i pamiętajcie, że mają one wady, które może sami pomogliście mi rozwinąć; zatem bądźcie tym bardziej cierpliwymi wobec tych wad, dając im więcej czasu i pomocy do pokonania tych słabości.

KPiO 1913; ang: 541