Redakcja - Na Straży - Wędrówka - The Herald - Księgarnia i Czytelnia - Biblia Gdańska - Betania - Strona główna - Szukaj


Nadszedł Czas
  1. Czasy i chwile
  2. Chronologia Biblijna
  3. Pierwsze Przyjście
  4. Czasy Pogan
  5. Sposób Wtórego Przyjścia
  6. Wielki Jubileusz Ziemi
  7. Równoległe Dyspensacje
  8. Eliasz Miałść Przyjść Pierwej
  9. Człowiek Grzechu
  10. Nadszedł Czas

Biblioteka
 

WYKŁAD IX

Człowiek Grzechu - Antychryst

ANTYCHRYST MUSI SIĘ ROZWINĄĆ, BYĆ OBJAWIONY I UKARANY PRZED DNIEM PAŃSKIM - ROZWAŻANIE PRZECIWSTAWNEGO POGLĄDU NA TEN TEMAT - OPIS PROROCZY - NARODZINY ANTYCHRYSTA - JEGO SZYBKI ROZWÓJ - ZGODNOŚĆ RZECZYWISTOŚCI HISTORYCZNEJ Z OPISEM BIBLIJNYM - JEGO KRÓLESTWO JEST FALSYFIKATEM - JEGO ZNAMIENNE USTA I GŁOWA - NADĘTE SŁOWA WIELKIEGO BLUŹNIERSTWA - BLUŹNIERCZE NAUKI - WYNISZCZANIE ŚWIĘTYCH NAJWYŻSZEGO - TYSIĄCLETNIE PANOWANIE - UDERZENIE ANTYCHRYSTA MIECZEM DUCHA - JEGO OSTATNIA POTYCZKA I ZNISZCZENIE.

"Niech was nikt nie zwodzi żadnym sposobem; albowiem nie przyjdzie on dzień, ażby pierwej przyszło odstąpienie i byłby objawiony człowiek on grzechu, on syn zatracenia" - 2 Tes. 2:3.

ZNAMIENNE stwierdzenie apostoła Pawła, zacytowane powyżej, dowodzi, że objawienie postaci określonej przez niego mianem "Człowieka Grzechu" musi nastąpić przed nadejściem Dnia Pańskiego. Wcześniej zaś wykazaliśmy, że dzień ten już świta. W świetle tego wersetu byłoby ważne stwierdzić, czy wspomniany Człowiek Grzechu już się pojawił. Jeżeliby bowiem postać tak pieczołowicie opisywana przez św. Pawła i innych apostołów jeszcze się nie pojawiła, to zacytowane słowa stanowiłyby Pawłowe weto przeciwko wszystkim innym świadectwom odnoszącym się do obecności Pańskiej i ustanowienia jego Królestwa w obecnym czasie. Takie weto musi pozostawać jako nieodparty argument aż Człowiek Grzechu zostanie objawiony, odpowiadając w każdym szczególe opisom proroczym.

Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że Człowiek Grzechu musi powstać, rozwinąć się i osiągnąć powodzenie zanim nadejdzie Dzień Pański. Jeszcze przed dniem Chrystusowym powodzenie i wpływy tej potęgi mają osiągnąć swój szczyt i zacząć podupadać. I to właśnie jasny blask obecności Pana w czasie Jego drugiego przyjścia spowoduje ostateczne zniszczenie Człowieka Grzechu. Należy obserwować owe przepowiedziane okoliczności, aby przekonać się, czy przestroga dla Kościoła czasów św. Pawła, tyczy się także naszych dni. Dziś, po upływie osiemnastu stuleci, znów twierdzi się, że nastał Dzień Chrystusowy. Rodzi się więc ważne pytanie: Czy to, co pisał św. Paweł poprawiając błąd Tesaloniczan, jest również istotnym zastrzeżeniem względem naszych obecnych twierdzeń?

Apostoł napominał członków Kościoła, aby wyglądali przyjścia Pańskiego, zważając na mocniejszą mowę prorocką. Z wielką troską wskazywał też na znaki obecności Chrystusa, charakter Jego działalności w tym czasie itp. Z tego wszystkiego wynika, że zależało mu na tym, aby Kościół umiał rozpoznać obecność Pańską w słusznym czasie i nie dał się zwieść twierdzeniom, że Pan przyszedł przed nastaniem właściwego czasu Jego obecności. Popełnienie drugiego z tych błędów już na początku Wieku Ewangelii zdemaskowało tych, którzy skwapliwie z tego błędu korzystając, zwodzili innych w myśl zasady Antychrysta, działającej nawet już w tamtych czasach. Zaś nieumiejętność rozpoznania Dnia Pańskiego i Jego obecności w słusznym czasie, objawia tych, co nie potrafią rozpoznać Pana z powodu nieustającego zwodzenia i fałszywych nauk Antychrysta i pozostają ślepi na wspaniałe prawdy i szczególne przywileje obecnego czasu. Stąd też troska apostoła o wiernych żyjących przy obu krańcach wieku i ostrzeżenie: "Niech was nikt nie zwodzi żadnym sposobem...". Stąd też dokładny opis Człowieka Grzechu, jaki miał umożliwić rozpoznanie go w swoim czasie.

Chrześcijanie żyjący przy końcu Wieku Ewangelii mają skłonność do zapominania o obietnicy powrotu Pana, a jeśli nawet o niej pamiętają, to mają w związku z nią straszne, pełne grozy przeczucia. Pierwotny Kościół zaś przeciwnie, wyglądał niecierpliwie przyjścia Pańskiego, a nawet z radością byłby skłonny go przyspieszyć, gdyż miało ono spełnić wszystkie ich nadzieje; wierni mieli otrzymać nagrodę, a smutek miał ustać. Nic dziwnego, że wierzący tamtego czasu tak chętnie lgnęli do każdego, kto nauczał, że Dzień Pański jest bliski albo nawet już nastał. Naturalnie byli oni w ten sposób wystawieni na niebezpieczeństwo zwiedzenia w tej sprawie, chyba że pilnie rozważali naukę apostoła, dotyczącą tego zagadnienia.

Kościół w Tesalonikach, będąc pod wrażeniem błędnych twierdzeń, że Pan już powrócił i nastał Jego dzień, przypuszczał zapewne, że poglądy te były zgodne z nauką apostoła Pawła zawartą w pierwszym jego liście, gdzie pisał (1 Tes. 5:1-5), że Dzień Pański przyjdzie potajemnie, cicho i niepostrzeżenie, jak złodziej w nocy, że święci będą oświeceni wiedzą o nim, podczas gdy inni pozostaną w nieświadomości. Dowiedziawszy się o poważnym błędzie, jakiemu ulegli, sądząc, że nastał już dzień obecności Pańskiej, apostoł Paweł napisał drugi list, którego centralną myślą była naprawa tego błędu. Pisał on: "Co się zaś tyczy przyjścia Pana naszego, Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia, abyście nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakie wyrocznie, czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby już nastał [był obecny, z gr. enistemi] dzień Pański. Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo [gr. apostasia] i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem [możnowładcą] lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga. Czy nie pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam mówiłem? A wiecie, co go teraz powstrzymuje, tak iż się [Chrystus] objawi dopiero we właściwym czasie. Albowiem tajemna moc nieprawości [nieposłuszeństwa Chrystusowi] już działa, tajemna dopóty, dopóki ten, który teraz powstrzymuje nie zejdzie z pola. A wtedy objawi się ów niegodziwiec, którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia [obecności, z gr. parousia] swego"(NB). Paweł mógł pisać z takim przekonaniem o rozwoju Człowieka Grzechu, ponieważ badał Proroctwo Daniela, na które również zwrócił uwagę nasz Pan (Mat. 24:15). Niewykluczone też, że apostoł w swych osobistych "widzeniach i objawieniach" otrzymał więcej informacji na temat tych ogromnych spustoszeń, jakich w Kościele miał dokonać Antychryst.

Należy zwrócić uwagę, że św. Paweł nie używa argumentów, jakimi posługują się dzisiaj niektórzy przeciwnicy poglądu, że Dzień Pański się rozpoczął. Nie pisze on: O głupi Tesaloniczanie! Czyż nie wiecie, że gdy przyjdzie Chrystus, ujrzą Go wasze oczy, a uszy wasze usłyszą przerażający głos trąby Bożej? Że otrzymacie dalsze dowody Jego obecności w postaci chwiejących się nagrobków zmartwychwstania świętych? Czyż nie jest oczywiste, że gdyby tego typu krytyka była słuszna, to apostoł nie omieszkałby użyć tak prostych i łatwych argumentów? Fakt, że nie zastosował on takiej argumentacji stanowi dowód, że nie jest i nie może ona być zgodna z prawdą.

Istotne jest to, że św. Paweł, podejmując energiczny wysiłek odwiedzenia ich od błędu, podnosi jedno tylko zastrzeżenie w stosunku do ich rozumowania. Oznacza to, że zgadza się zasadniczo z ich poglądem na temat Dnia Pańskiego. Podziela ich spostrzeżenie, że mógłby się on rozpocząć pomimo ogólnej nieświadomości, że nie musiałyby mu towarzyszyć żadne zewnętrzne znaki. Jedyną sprawą budzącą jego zastrzeżenia jest to, że najpierw miało przyjść odstępstwo, a w konsekwencji odstępstwa - rozwój Człowieka Grzechu, który, niezależnie od tego, jak byśmy go rozumieli - jako jednostkę, czy też system uosobiony w wielkim Antychryście - musi powstać, rozkwitnąć i zacząć podupadać pierwej niż rozpocznie się dzień Pańskiej obecności. Wynika stąd, że jeżeli potrafilibyśmy zidentyfikować postać, której istnienie dałoby się udowodnić i której charakterystyka odpowiadałaby w każdym szczególe proroczemu opisowi Człowieka Grzechu od początku jego istnienia aż do czasów współczesnych, to jedyne i uzasadnione zastrzeżenie Pawła nie stałoby już przeszkodzie, aby dziś stwierdzić, że żyjemy podczas Dnia Pańskiego, dnia Pańskiej obecności. Ponadto, jeśli potrafimy zidentyfikować Człowieka Grzechu, określić dokładnie jego powstanie, rozwój i upadek, to byłoby to kolejnym dowodem, współgrającym z poglądami przedstawionymi w poprzednich rozdziałach, potwierdzającym to, że nastał już Dzień Pański.

Proroczy opis Człowieka Grzechu

Rozważając proroctwa Pisma Świętego można zauważyć, że jest w nich wyraźnie określony charakter Człowieka Grzechu, czas oraz miejsce jego powstania, rozkwitu i upadku.

Już same nazwy, jakich używają natchnieni autorzy dla określenia tej postaci, dobitnie uwypuklają jej charakter. Paweł [oraz Jan] używają takich określeń, jak: niezbożnik, człowiek grzechu, tajemnica nieprawości, antychryst i syn zatracenia. Prorok Daniel tę samą postać nazywa obrzydliwością spustoszenia (Dan. 11:31; 12:11), zaś nasz Pan - obrzydliwością spustoszenia, opowiedzianą przez Daniela proroka (Mat. 24:15) albo bestią (Obj. 13:1-8). Innym obrazem określającym tę samą postać jest mały róg wyrastający na strasznej bestii, którą widział Daniel w swej wizji proroczej. Róg ten miał oczy i usta, mówiące wielkie rzeczy, osiągnął wielkie powodzenie, wypowiedział wojnę świętym i pokonał ich (Dan. 7:8,21). Także św. Jan przestrzegał Kościół przed tym niebezpieczeństwem: "Jakoście słyszeli, że antychryst przyjść ma", podając jednocześnie sposób uwolnienia się spod wpływu antychrysta (1 Jana 2:18-27). Także Księga Objawienia jest w znacznej części poświęcona szczegółowemu, proroczemu opisowi Antychrysta. Jednakże to proroctwo zaledwie tutaj wspomnimy, odkładając jego szczegółowe omówienie na jeden z kolejnych tomów.

Wymienione miejsca i krótkie opisy ukazują postać nikczemną, wyrafinowaną, obłudną, zwodniczą, tyrańską i okrutną, która rozwinęła się w pośrodku Kościoła Chrześcijańskiego. Jej rozwój był początkowo powolny i skryty, po czym gwałtownie wzrosła ona w siłę, sięgnęła po władzę i wpływy, aż osiągnęła szczyty ziemskiej mocy, bogactwa i sławy. Jednocześnie cały czas posługiwała się swymi wpływami, aby przeciwstawiać się Prawdzie i świętym, a poprawiać swoją własną pozycję, do końca roszcząc sobie pretensje szczególnej świętości, autorytetu i władzy pochodzącej od Boga.

W rozdziale tym zamierzamy wykazać, że Człowiekiem Grzechu jest system, a nie jednostka, jak wielu sugeruje. Tak, jak w skład Chrystusa wchodzi prawdziwy Pan i prawdziwy Kościół, tak i Antychryst - oszukańczy system - składa się z fałszywego pana i odstępczego kościoła, któremu dozwolono przez pewien czas fałszywie przedstawiać Prawdę, praktykować oszustwo i imitować władzę oraz przyszłe panowanie prawdziwego Pana i jego Kościoła oraz upajać narody fałszywymi twierdzeniami i przypuszczeniami.

Mamy nadzieję dowieść w sposób przekonywający dla sumiennego czytelnika, że pojawiło się już owo wielkie odstępstwo, albo apostazja, wspomniane przez św. Pawła i że Człowiek Grzechu rozwinął się, usiadł w świątyni Bożej (rzeczywistej, a nie symbolicznej), wypełnił wszelkie przepowiednie apostołów i proroków odnośnie jego charakteru i działalności, został objawiony i teraz, począwszy od 1799 roku, jest niszczony duchem ust Pańskich (Prawdą) i w trakcie rozpoczętego właśnie dnia gniewu Pańskiego i objawienia w płomienistym ogniu pomsty, zostanie ostatecznie unicestwiony.

Nie mamy bynajmniej na celu ignorowania różnych innych poglądów; wydaje nam się jednak konieczne zwrócenie uwagi czytelnika na kilka absurdów związanych z powszechnym poglądem na temat Antychrysta. Czynimy to po to, aby dostojeństwo i racjonalność prawdy na ten temat mogły być w sposób godny ocenione w kontraście do ograniczonego twierdzenia, jakoby wszystko, co Pismo Święte przepowiada odnośnie Człowieka Grzechu, miało się wypełnić w działalności jednego literalnego człowieka. Twierdzi się, że człowiek ten tak oczaruje cały świat, że w przeciągu kilku krótkich lat zagarnie dla siebie hołd i uwielbienie od wszystkich ludzi, którzy tak łatwo dadzą się przekonać temu człowiekowi, że jest on Bogiem, iż odbudują świątynię w Jerozolimie, aby oddawać mu cześć na podobieństwo Wszechmocnego Jahwe. Wszystko to ma się dokonać w błyskawicznym tempie trzech i pół roku, twierdzą zwolennicy takiego poglądu, mylnie interpretując czas symboliczny, podobnie jak błędnie rozumieją oni ten symbol człowieka.

Żadne fikcyjne opowieści i najbardziej absurdalne wymysły dziecięce nie dorównają krańcowości poglądów niektórych drogich dzieci Bożych, które potykają się o literalne rozumienie języka Pawła, a przez to zaślepiają siebie samych i innych na wiele kosztownych prawd, których nie są w stanie dostrzec w świetle Prawdy, ze względu na błąd, jaki popełniają w tym względzie. Niezależnie od naszej do nich sympatii, ich "ślepa wiara" skłania nas do uśmiechu, gdy z wielką powagą opowiadają o rozmaitych symbolach Księgi Objawienia i nie rozumiejąc ich, błędnie odnoszą je w literalny sposób do tego ich cudownego człowieka. W obecnych czasach niespotykanego dotąd sceptycyzmu twierdzą oni, że w przeciągu krótkiego, trzyipółrocznego okresu cały świat legnie u jego stóp i odda mu cześć jako Bogu, podczas gdy cezarowie, Aleksander, Napoleon, Machomet i inni przelali morza krwi i spędziwszy na tym daleko więcej niż trzy i pół roku, nie osiągnęli nawet tysięcznej części tego, czego miałby dokonać ów człowiek.

Na dodatek, wszystkich wymienionych zdobywców wspomagała tępa ciemnota i zabobon, podczas gdy obecnie panują warunki jak najbardziej niekorzystne dla tego rodzaju oszustwa i naciągania; każda tajna rzecz jest objawiana jak nigdy przedtem, a szalbierstwo, jakie tu miałoby zaistnieć, jest zbyt dziwne i niedorzeczne, aby mogło być skuteczne. Tendencją naszych czasów jest raczej brak poszanowania dla człowieka, choćby był najlepszy, najbardziej utalentowany, miał największe możliwości, i to niezależnie od zajmowanego przez niego stanowiska, czy urzędu. Stało się to tak powszechne, że po tysiąckroć bardziej można by się spodziewać, że cały świat zaprzeczy istnieniu jakiegokolwiek Boga, niżby miał uczcić śmiertelnego człowieka jako Wszechmogącego Boga.

Ci, co zajmują się tym tematem, napotykają na ogół na jedną zasadniczą przeszkodę: w ograniczony sposób pojmują oni znaczenie słowa bóg. Nie zauważają oni, że grecki wyraz theos (bóg) nie zawsze odnosi się do Jahwe. Słowo to tłumaczy się na możnowładca, a odnosi się ono szczególnie do władców religijnych i kultowych. W Nowym Testamencie słowo theos używane jest na ogół w odniesieniu do Jahwe, a to z tej przyczyny, że apostołowie w swych wykładach rzadko mówili o fałszywych systemach religii, a więc i o ich przywódcach kultowych czy bogach. Istnieje jednak kilka miejsc, gdzie słowo bóg (theos) odnosi się do istot innych niż najwyższa istota, Jahwe. Należą do nich: Jan 10:34,35; Dzieje Ap. 7:40,43; 17:23; 1 Kor. 8:5.

Rozumiejąc ducha greckiego słowa theos, bez przeszkód zgodzimy się, że słowa apostoła, stwierdzające, że Antychryst usiądzie w kościele Bożym jako Bóg, podając się za Boga, nie muszą koniecznie oznaczać, że Antychryst będzie usiłował wywyższać się ponad autorytet Jahwe, ani nawet, że będzie próbował zająć Jego miejsce. Apostoł stwierdza jedynie, że będzie on przedstawiał się jako przywódca religijny, roszcząc sobie prawo do sprawowania władzy nad innymi władcami religijnymi, posuwając się nawet do wywyższenia się w Kościele, czyli w prawdziwej świątyni Bożej. Tam też miał on rościć sobie prawo do panowania i sprawowania władzy jako jego upoważniony zwierzchnik. Jeśli w języku greckim słowo theos pojawia się w niejednoznacznym kontekście, to jako dodatkowa informacja może nam posłużyć przedimek. Jeśli miejsce to odnosi się do Jahwe, to tam często pojawia się przedimek określony, tak jakby w języku angielskim powiedziało się "the God". W rozważanym wersecie (2 Tes. 2:4) słowo theos odnoszące się do Antychrysta nie jest zaznaczone takim przedimkiem.

Usunąwszy tę przeszkodę z naszego umysłu, możemy poszukiwać właściwego wypełnienia dla tego proroctwa. Nie będziemy szukać Antychrysta, który twierdziłby, iż jest Jahwe i domagałby się stosownej do tego czci, ale takiego, który rości sobie prawo do tytułu zwierzchnika, najwyższego nauczyciela religijnego w Kościele, uzurpując sobie prawo do sprawowania władzy zamiast Chrystusa, który został przez Boga wyznaczony jako Głowa, Pan i Nauczyciel.

Dziwne jest także to, że zwolennicy literalnego wypełnienia proroctwa o Człowieku Grzechu są jednocześnie wyznawcami poglądu o przyjściu Chrystusa przed Tysiącleciem i oczekują nań "lada chwila". Dlaczego wszyscy oni nie są w stanie dostrzec znaczenia słów apostoła, gdy twierdzi on tak zdecydowanie, że Dzień Pański (dzień Jego obecności) nie może przyjść i nie należy go oczekiwać, zanim nie zostanie objawiony on Człowiek Grzechu? Trzeba było ponad czterdziestu lat, aby wznieść dawną świątynię żydowską. Wybudowanie w Jerozolimie świątyni wspanialszej od tamtej, aby mógł w niej osiąść literalny Człowiek Grzechu i odbierać boską cześć, i dzisiaj wymagałoby także co najmniej dziesięciu do dwudziestu lat. W jaki sposób pogodzić to z oczekiwaniem, że Pan przyjdzie lada chwila? Takie rozumowanie jest pozbawione rozsądku, a na dodatek sprzeczne z proroctwem apostolskim. Spójność rozumowania nakazuje, aby ludzie ci albo zaniechali oczekiwania na rychłe przyjście Chrystusa, albo zarzucili swe twierdzenia, że wypełnienie proroctwa o Człowieku Grzechu należy jeszcze do przyszłości. Przecież dzień obecności Pańskiej nie może przyjść, zanim by nie pojawiło się odstępstwo (apostazją) i zanim z owej apostazji nie narodzi się, nie rozwinie i nie zostanie objawiony Człowiek Grzechu.

Umiejętnie łącząc poprawne zrozumienie słów apostoła z właściwym poglądem na sposób przyjścia Pańskiego, unikamy tego rodzaju rozbieżności i sprzeczności. Zamiast tego pojawia się przekonywająca jedność i harmonia. Taki właśnie pogląd chcemy obecnie przedstawić, pozostawiając czytelnikowi zbadanie, czy jest on zgodny z Pismem Świętym.

Rozmaite tytuły używane do określenia tego systemu są niewątpliwie symboliczne. Nie są to imiona jednostki, ale określenia cech charakterystycznych kombinacji religijno-świeckiej, rozwiniętej w obrębie nominalnego kościoła chrześcijańskiego, kombinacji, która przez swe wyrafinowane przeciwstawianie się Chrystusowi - Głowie i Jego prawdziwemu Kościołowi - dobrze zasłużyła sobie na imię Antychrysta. Tylko taki system, a nie jednostka, mógł wypełnić wszystkie przepowiednie, odnoszące się do Antychrysta, czyli Człowieka Grzechu. Jest też rzeczą oczywistą, że roli systemu Antychrysta nie może spełnić żadna z religii pogańskich, takich jak Islam, czy Braminizm, gdyż kościół chrześcijański nigdy nie był poddany zwierzchności tych systemów ani też nie wywodzą się one z kościoła chrześcijańskiego. Religie te są i zawsze były niezależne od kościoła chrześcijańskiego.

System, który w pełni odpowiadałby natchnionemu opisowi, musi być z wyznania chrześcijański, a w jego szeregach powinno być wielu takich, co twierdzą, iż są chrześcijanami. Jego korzenie muszą tkwić w apostazji, odstępstwie od prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Odstępstwo to musiało być z początku tajemne, ukradkowe, aż do chwili, gdy okoliczności pozwoliły na przejęcie władzy. Jego potajemny początek miał miejsce za czasów apostolskich, gdy niektórzy nauczyciele pragnęli wywyższyć się nad innych.

Nie potrzebujemy długo się rozglądać, aby odszukać doskonały odpowiednik wszystkich tych opisów, dokonywanych tak przez świeckich historyków, jak i zbałamuconych przez niego jego własnych sług. Przekonamy się, jak dokładnie pasuje on do proroczego opisu Antychrysta. Jeśli jednak powiemy, że jedynym systemem, którego historia odpowiada proroctwom, jest papiestwo, to niechaj nas nikt nie posądza o to, że twierdzimy tym samym, jakoby każdy rzymskokatolik był człowiekiem grzechu, albo że księża, czy nawet papieże Kościoła Rzymskiego byli czy są owym Antychrystem. Żaden człowiek nie jest "onym Antychrystem", "onym Człowiekiem Grzechu" opisanym w proroctwach. Papieże, biskupi i inni są co najwyżej członkami systemu Antychrysta, podobnie jak wszyscy uczestnicy Królewskiego Kapłaństwa są jedynie członkami prawdziwego Chrystusa w Jezusie, ich Głowie. W podobny też sposób razem tworzą oni w obecnym stanie Eliasza albo onego przepowiedzianego Chrystusa. Idąc dalej, należy zauważyć, że Kościół Rzymski, w znaczeniu wyłącznie systemu kościelnego, również nie jest "Człowiekiem Grzechu" i nigdzie nie jest przedstawiany jako mężczyzna. Przeciwnie, symbolem kościoła odstępczego, oddzielonego od pana i głowy, jest zawsze kobieta. Prawdziwy Kościół jest wyobrażany jako "czysta panna", podczas gdy kościół odstępczy, który odstąpił od pierwotnej czystości i wierności Panu, jest symbolicznie zwany "wszetecznicą". Kościół, jako rzeczywista "panna", pozostaje w takim stanie aż do końca Wieku Ewangelii, kiedy to ma zostać połączony ze swym Panem i przybrać Jego imię - Chrystus. Odstępczy kościół przeto nie był Antychrystem czy Człowiekiem Grzechu, zanim nie zjednoczył się ze swym panem i głową - papieżem, domniemanym namiestnikiem Chrystusa - i nie stał się religijnym imperium, fałszywie zwanym chrześcijaństwem, czyli królestwem Chrystusa.

Papiestwo to imię tego fałszywego królestwa, zbudowanego na mylnym zrozumieniu nauki o tym, że zwycięzcy Kościoła mieli być królami i kapłanami Bogu i mieli królować na ziemi. Czas królowania jeszcze nie nadszedł. Wiek Ewangelii ma inny cel: wybór, rozwój, ćwiczenie, upokorzenie i ofiarowanie Kościoła, podążającego śladami swego Pana i cierpliwie czekającego i trwającego aż do naznaczonego czasu obiecanego wywyższenia i pełnego chwały królowania - Wieku Tysiąclecia.

Pan przewidział, że nominalne chrześcijaństwo rozprzestrzeni się na cały świat, a zyskując na popularności, będzie przyjmowane przez wielu jedynie ze względu na formę - bez zagłębiania się w istotę jego ustanowienia. Przewidział też, że wraz ze wzrostem liczby ludzi tego typu - identyfikujących się z Kościołem - zakradnie się duch światowości, który jest przeciwny duchowi samozaparcia i samoofiarowania; przewidział, że rozwinie się samolubstwo, chęć wywyższania się i żądza władzy i nie trzeba będzie długo czekać na to, by skwapliwie skorzystały one z okazji do urzeczywistnienia swych zamiarów; że w taki sposób Kościół rozpocznie królowanie nad światem przed czasem - albo inaczej - światowy element, który zakradł się do Kościoła, sprawi, że jego wpływ stanie się na tyle odczuwalny, iż pod nazwą prawdziwego Kościoła ujmie ziemską władzę, którą Bóg oddał poganom i która nie mogła przejść w ręce prawdziwego Kościoła aż do zakończenia Czasów Pogan w 1914 roku.

I tak też się stało. Wraz ze wzrostem liczby wyznawców nominalny kościół począł zbaczać z drogi. Jego członkowie zostali wystawieni na wpływ i przykład ambitnych przywódców, których nauki ukierunkowane były coraz bardziej w stronę władzy i ziemskich wpływów, idących w parze z rosnącą liczbą wyznawców i bogactwem. Stopniowo do Kościoła wkradł się duch światowości i coraz silniejsze pożądanie rzeczy doczesnych. Ambicja podsuwała myśli: "Jeśli by tylko wielkie Imperium Rzymskie z całą jego władzą, wpływami, armią i bogactwem poparło Kościół, jakże zacną i szlachetną rzeczą byłoby wtedy być chrześcijaninem! Jakże prędko ustałyby prześladowania ze strony pogan! A wtedy mielibyśmy moc nie tylko ich zastraszyć, ale i zmusić do przyjęcia chrześcijaństwa, krzyża i imienia Chrystusowego. Na pewno nie jest to zamiarem Bożym, aby Kościół już zawsze był poddany światu i prześladowany przez niego. Słowa apostoła: 'Azaż nie wiecie, iż święci będą sądzili świat?', jak i obietnica naszego Pana, że będziemy z Nim królować oraz wiele innych proroctw o królowaniu Kościoła jasno wyrażają Boski zamiar względem nas. To prawda, że apostoł pisał, iż nasz Pan winien pierwej powrócić i wywyższyć Kościół, że napominał, abyśmy czekali na Niego, ale minęło już tyle stuleci i nie widać żadnych znaków Pańskiej obecności. Należy uznać, że apostoł do pewnego stopnia się mylił. Dla nas jest oczywiste, że powinniśmy wykorzystać wszelkie możliwości objęcia doczesnej władzy, utrzymania jej i zdobycia świata dla Pana. Kościół winien też posiadać głowę - kogoś, kto by był przedstawicielem nieobecnego Pana i kto reprezentowałby Kościół przed światem, kogoś, kto mógłby odebrać hołd od świata, wykonując władzę Chrystusa i panując nad światem laską żelazną, według słów proroka Dawida". I tak w powolnym, wielowiekowym procesie usprawiedliwiania się rzeczywista nadzieja Kościoła - wywyższenie do sprawowania władzy i błogosławienia świata w czasie drugiego przyjścia Pana - stopniowo ustąpiła miejsca nowej nadziei, nadziei sukcesu bez Pana, pod przywództwem i kierunkiem papieży. Przez zmowę, intrygę i wymianę uprzejmości ze światem nadzieja Kościoła została zamieniona na nadzieję fałszywą, oczukańcze sidło, które pozwoliło Szatanowi dodawać jeden błąd do drugiego, tak w nauce, jak i praktyce. <280>

W trakcie tego procesu zaistniał moment pojawienia się odstępstwa, jakie można było określić mianem "Człowieka Grzechu". Było to wtedy, gdy pod przywództwem i kierunkiem papieży hierarchia papieska wzmocniła się na tyle, że sięgnęła po doczesną władzę w imieniu Chrystusa, roszcząc sobie pretensje do Jego Tysiącletniego Królestwa. Była to fałszywa i oszukańcza uzurpacja, niezależnie od tego, jak mocno wierzyli w nią jej zwolennicy. Było to fałszywe i oszukańcze królestwo, niezależnie od tego, jak szczere były intencje niektórych twórców i zwolenników tej idei. Było to królowanie Antychrysta, choć jego uczestnicy z przekonaniem twierdzili i wierzyli, że jest to prawdziwa chwała, królestwo i moc Chrystusa na ziemi. Nieprawdą jest, że sumienność gwarantuje rację. Każdy system błędu ma w swych szeregach tyluż sumiennych, lecz zbałamuconych czcicieli, co obłudników, jeśli nie więcej. Sumienność oznacza uczciwość moralną i nie zależy od wiedzy. Wprowadzeni w błąd poganie z przekonaniem hołdują i składają ofiary bałwanom. Wprowadzony w błąd Saul z przekonaniem prześladował świętych. Tak też było z wieloma zwolennikami papiestwa; wprowadzeni w błąd z przekonaniem przekręcali proroctwa, prześladowali prawdziwych świętych i budowali wielki system Antychrysta. Przez setki lat papiestwo oszukiwało królów ziemi twierdząc, iż jego władza pochodzi od Boga i jest zwierzchnia w stosunku do władzy doczesnej. Nie dość jednak na tym. System ten usadził się w samym Kościele, świątyni Bożej - gdzie wyłącznie Chrystus winien być uznawany za Głowę i Nauczyciela - uzurpując sobie prawa nauczyciela i prawodawcy. I tu, swym fenomenalnym sukcesem i chełpliwymi roszczeniami oszukał bez mała wszystkich. "Tedy się dziwowała wszystka ziemia" - była zaskoczona, wprowadzona w błąd, oszołomiona - "których imiona nie są zapisane w księgach żywota Baranka zabitego od założenia świata", a wielu, których imiona są zapisane jako świętych Bożych, zostało wprawionych w poważne zakłopotanie. Oszustwo to jest tym trudniejsze do odkrycia, że jego plan rodził się bardzo powoli, a realizowany był jeszcze wolniej. Ciągnęło się to wiekami, a przecież ambicje te działały potajemnie już za czasów św. Pawła. Był to powolny proces dodawania błędu do błędu, poszerzania w miarę upływu czasu ambitnych deklaracji jednego człowieka przez ambicję jego następców. I tak Szatan podstępnie sadził i podlewał ziarno błędu, doprowadzając do powstania największego i najbardziej wpływowego systemu w całej historii ludzkości - systemu Antychrysta.

Słowo "Antychryst" ma dwojakie znaczenie. Pierwsze z nich brzmi: przeciwko Chrystusowi (tj. w opozycji do Chrystusa), zaś drugie - zamiast Chrystusa (tj. imitacja Chrystusa). W pierwszym znaczeniu słowo to ma ogólny sens i może odnosić się do wszystkich wrogów sprzeciwiających się Chrystusowi. W tym sensie Saul (później nazwany Pawłem), każdy Żyd, muzułmanin, pogański cesarz i lud Rzymu byli antychrystami - przeciwnikami Chrystusa (Dzieje Ap. 9:4). Jednakże Pismo Święte nie używa imienia Antychryst w takim znaczeniu. Pomija ono wszystkich tego typu wrogów i stosuje pojęcie Antychryst w drugim z podanych znaczeń - przeciwko, ale w znaczeniu podszywania się, imitacji, zajmowania miejsca prawdziwego Chrystusa. Jan wyraża to w następujący sposób: "A jakoście słyszeli, że [ów] antychryst przyjść ma, i teraz wiele antychrystów powstało" - 1 Jana 2:18,19. [Język grecki rozgranicza owego jednego szczególnego Antychrysta i wielu pomniejszych.] Dalszy komentarz św. Jana dowodzi, że nie miał on na myśli wszystkich oponentów Chrystusa i Kościoła, ale pewną grupę, która wyznając swą przynależność do Ciała Chrystusowego - Kościoła, porzuciła fundamentalną zasadę Prawdy. Dlatego też nie tylko przekręcała ona Prawdę, ale w oczach świata zajmowała miejsce Chrystusa, nosząc Jego imię. W taki sposób udawała ona prawdziwych świętych. Św. Jan mówi o nich: "Z nas wyszli, ale nie byli z nas" - oni nie są naszymi przedstawicielami, choćby nawet oszukiwali samych siebie i świat pod tym względem. W tym samym liście św. Jan oświadcza, że ci, o których wspomina jako o wielu antychrystach, posiadają ducha onego Antychrysta.

Tego właśnie winniśmy się spodziewać i tego doszukujemy się w papiestwie: nie tyle przeciwstawiania się imieniowi Chrystusa, co opozycji, która polega na fałszywym noszeniu Jego imienia, imitowaniu Jego królestwa i władzy i na przedstawianiu w fałszywym świetle Jego charakteru, planu i nauk wobec świata. Taki wróg jest najbardziej niebezpieczny, gorszy od zdeklarowanego przeciwnika. Należy też pamiętać, że taka jest prawda, niezależnie od tego, że poszczególni członkowie tego systemu pobłądzili w szczerości swych intencji - "zwodzący i zwiedzeni".

Z tymi wiadomościami na temat tożsamości i charakterystyki Człowieka Grzechu, wiedząc gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach należy go szukać, przejdziemy dalej do zbadania niektórych historycznych dowodów, świadczących, jak nam się wydaje, poza wszelkimi racjonalnymi wątpliwościami, że wszystkie przepowiednie odnośnie Antychrysta wypełniły się w systemie papieskim i to w takim stopniu i wymiarze, że w świetle dnia dzisiejszego każdy musi przyznać: coś takiego nie mogłoby się powtórzyć. Ograniczona ilość miejsca zmusza nas do rozważenia tylko niektórych świadectw historycznych. Z zasady też powołujemy się jedynie na świadectwa o niekwestionowanej rzetelności historycznej, sięgając niejednokrotnie do cytatów z pisarzy rzymskokatolickich.

Okoliczności, które doprowadziły do powstania Człowieka Grzechu

WIELKIE ODSTĘPSTWO. Zapytujemy najpierw, czy historia światowa odnotowuje wypełnienie proroctwa św. Pawła o wielkim odstępstwie od pierwotnej prostoty i czystości nauki i życia Kościoła chrześcijańskiego oraz o tajemnej działalności nieprawych, ambitnych wpływów w kościele w okresie poprzedzającym powstanie papiestwa, Człowieka Grzechu, tj., przed uznaniem papieża za głowę kościoła?

Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. Hierarchia papieska powstała dopiero kilka wieków po Chrystusie i po założenia Kościoła apostolskiego, zaś o okresie rozdzielającym te wydarzenia czytamy:1*

"W miarę wzrostu kościoła w liczbę i bogactwo, wznoszono kosztowne budowle przeznaczone na miejsca kultu. Liturgia stawała się coraz bardziej wyszukana, a do wspomagania religijności wykorzystywano rzeźby i malowidła. Relikwie świętych i męczenników były w wielkim poszanowaniu jako uświęcone dziedzictwo. Zwiększano liczbę nabożeństw, a kościół pod przywództwem chrześcijańskich cesarzy [w czwartym wieku] z zastępami kleru i imponującymi ceremoniami, przejął wiele z okazałości i zewnętrznego splendoru pogańskiego systemu, który został przez niego wyrugowany".

Inni zaś podają:2* "Równolegle ze stabilizacją [chrześcijaństwa jako oficjalnej religii cesarstwa w czwartym wieku] postępował proces wielkiej i powszechnej korupcji, która rozpoczęła się już dwa wieki wcześniej. Z ciemnoty i zabobonu kościelnictwo czerpało moc do poprawiania swej pozycji".

Rapin zaś zauważa: "W piątym wieku chrześcijaństwo zostało zdeprecjonowane przez wielki napływ ludzkich pomysłów. Prostota zarządu i dyscyplina zostały zredukowane do systemu władzy klerykalnej, zaś sposób uwielbiania Boga skażono ceremoniami zapożyczonymi z kultów pogańskich".

Mosheim w swej "Historii chrześcijaństwa" opisuje stopniowe odstępstwo kościoła od jego pierwotnej prostoty i czystości oraz proces jego degradacji aż do przekształcenia się w "Człowieka Grzechu". Z jego pism nie wynika, czy rozpoznał Antychrysta, niemniej jednak w mistrzowski sposób prześledził działanie "tajemnicy nieprawości" w kościele aż do początku czwartego wieku. Jego dalsze studia zostały przerwane nagłą śmiercią. Ograniczona ilość miejsca nie pozwala nam tu przytoczyć fragmentów jego wspaniałego i obszernego dzieła, lecz pragniemy je w całości polecić jako wysoce pouczające w rozważanym przez nas zakresie.

Z książki Lorda "Stary rzymski świat" zacytujemy krótki i celny zarys historii kościoła pierwszych czterech wieków. Fragment ten wyraźnie i zwięźle obrazuje stopniowy upadek chrześcijaństwa oraz jego gwałtowny rozkład po usunięciu przeszkody, o której wspomina apostoł. Pisze on:

"W pierwszym wieku wśród powołanych nie znalazło się wielu mądrych i szlachetnie urodzonych ludzi. Nie są nam znane wielkie nazwiska. Nie było filozofów, mężów stanu, arystokratów, generałów, gubernatorów, sędziów czy urzędników. W pierwszym wieku chrześcijanie nie byli dość znamienitymi ludźmi, aby narazić się na powszechne prześladowania ze strony rządu. Nie absorbowali oni nawet uwagi opinii publicznej. Nikt z nimi nie polemizował, nawet greccy filozofowie. Nie zachowały się też żadne protesty czy obrona ze strony chrześcijan przed zarzutami przeciwników. W ich szeregach nie było wielkich ludzi ani pod względem wykształcenia, ani talentu, ani bogactwa, ani pozycji społecznej. Lista wielkich nazwisk kościoła pierwszego wieku jest zupełnie pusta. Pomimo tego nowonawróconych przybywało w każdym mieście, a tradycja podaje, że najzacniejsi ginęli śmiercią męczeńską, w tym prawie wszyscy apostołowie.

W drugim wieku największe nazwiska to: Polikarp, Ignacy, Justyn Męczennik, Klemens, Melito i Apoloniusz, cisi biskupi i nieustraszeni męczennicy, którzy przemawiali do wiernych w wieczernikach i nie posiadali światowych godności, słynąc jedynie ze swej świętości i prostoty charakteru, a wspominano o nich jedynie ze względu na ich męczeństwo i wiarę. Czytamy o męczennikach, że niektórzy z nich pisali cenne rozprawy czy apologie, ale nie znajdziemy wśród nich arystokratów. Mając na względzie blichtr i władzę, hańbą było stać się chrześcijaninem. Wczesna literatura chrześcijańska ma charakter głównie apologetyczny, zaś jej wymiar doktrynalny jest prosty i praktyczny. Pojawiały się owszem kontrowersje w obrębie kościoła, kwitło intensywne życie religijne, wielka aktywność, wspaniałość cnoty, ale żadnych konfliktów zewnętrznych, żadnej historii świeckiej. Nie atakowano jeszcze wtedy rządu ani wielkich instytucji społecznych cesarstwa. Chrześcijaństwo było niewielką społecznością czystych i nieskalanych ludzi, którzy nie mieli aspiracji, aby sprawować kontrolę nad społeczeństwem. Zwracali jednak na siebie uwagę rządu i odgrywali na tyle doniosłą rolę, że byli prześladowani. Postrzegano ich jako fanatyków, którzy usiłują zniszczyć poszanowanie dla istniejących instytucji.

[Zorganizowany dla ujęcia władzy]

"W tym wieku dyskretnie zorganizowano administrację kościoła. Pojawiły się zorganizowane formy społeczności członków. Zwiększyły się wpływy biskupów, nie w społeczeństwie, ale wśród chrześcijan. Ustanowiono podział na diecezje i parafie. Zróżnicowano pozycję biskupów miejskich i wiejskich. Delegaci kościoła zbierali się, aby dyskutować nad zagadnieniami wiary czy też ukrócić rodzące się herezje. Rozwinął się system diecezjalny i zaczęła się centralizacja kościoła. Poczęto zaliczać diakonów do wyższego kleru. Ukuto broń ekskomuniki. Podjęto działalność misyjną. Tworzono święta kościelne. Wiele wiodących umysłów epoki przyjmowało poglądy gnostyckie. Regularnie nauczano wiary w szkołach katechetycznych. Wielkiego znaczenia nabrały ceremonie chrztu i sakramentów. Popularne stało się życie klasztorne. Tak oto kościół kładł fundamenty pod przyszłe formy administracji i władzy.

Trzeci wiek zastał kościół jako potężną instytucję. W większych miastach imperium zgromadzały się synody. Rozwinięto system metropolitalny. Ustalono ostateczną formę prawa kanonicznego. Wielkie szkoły teologiczne przyciągały co bardziej dociekliwe umysły. Usystematyzowano [tzn. określono, ograniczono oraz sformułowano w credo i wyznaniach wiary] naukę kościoła. Chrystianizm rozprzestrzenił się tak szeroko, że musiało to skończyć się albo prześladowaniami, albo legalizacją. Wielcy biskupi sprawowali władzę nad rozwijającym się kościołem. Wielcy doktorzy [teologii] spekulowali na temat problemów [tak zwanej filozofii i nauki], którymi zostały ożywione szkoły greckie. Budowle kościelne stawały się coraz większe. Ustanowiono święta dla uczczenia męczenników. Kościół gwałtownie osiągnął pozycję, która zmuszała świat do zwracania nań uwagi.

Dopiero w czwartym wieku ustały cesarskie prześladowania. Na chrześcijaństwo nawrócił się [rzymski cesarz] Konstantyn. Kościół sprzymierzył się z państwem. Pierwotna wiara została skażona. Przesądy i próżna filozofia zajęły poczesne miejsce wśród wiernych. Biskupi znaleźli się wśród dworzan. Kościoły wzrosły w bogactwo i przepych. Synody dostały się pod wpływy polityczne. Monachiści [mnisi] przyczynili się do ukształtowania fałszywego obrazu życia w cnocie. Polityka i dogmatyka szły ręka w rękę, a cesarze mieli decydujący wpływ na dekrety soborów [kościoła]. W kościele znalazła się arystokracja. Gdy tylko chrześcijaństwo stało się religią dworu i klas uprzywilejowanych, zaczęło być używane do popierania wszelkich form zła, przeciwko którym pierwotnie występowało. Kościół przesiąkł błędami filozofii pogańskiej, a ponadto przyjął na swój użytek wiele ceremonii kultów wschodnich, pozornie nieszkodliwych a urzekających wspaniałością. Kościoły czwartego wieku były już równie imponujące co świątynie bałwochwalstwa. Imponujące i częste były też święta. Lud lgnął do nich, gdyż dostarczały one rozrywki i były okazją do przerwania ciężkiej pracy. Kult męczenników zaowocował wprowadzeniem obrazów - późniejszego źródła powszechnego bałwochwalstwa. Chrześcijaństwo zostało przyozdobione wystawnymi ceremoniami. Kult świętych nabierał powoli cech czczenia ich jak bogów, a zabobon uczynił z matki Jezusowej przedmiot absolutnego kultu. Stoły do komunii upodobniły się do imponujących ofiarniczych ołtarzy żydowskich, a relikwie męczenników były traktowane jak święte amulety. Życie klasztorne rozrosło się także w wielki system pokuty i sposobu na oczyszczenie grzechu. Zastępy mnichów udawały się do ponurych, odludnych miejsc, oddając się śpiewom, postom i samooczyszczeniom. Był to zestaw ludzi ponurych i fanatycznie usposobionych, którzy stracili poczucie praktycznego celu życia.

Kler, ambitny i światowy, gonił za zaszczytami i honorami. Zapełniali oni dwory książęce, aspirując do tytułów. Nie byli już wspierani dobrowolnymi datkami wiernych, ale żyli z rządowych pensji lub z dochodów z dóbr odziedziczonych po starych pogańskich świątyniach. Kościół otrzymywał ogromne dobra w spadku po bogatych, a pieczę nad tymi posiadłościami sprawował kler. Zapisy spadkowe stały się źródłem nieprzebranego bogactwa. W miarę bogacenia się kler stawał się coraz mniej wrażliwy na potrzeby ludu, gdyż uniezależniał się od jego datków. Był coraz bardziej leniwy, arogancki i obojętny. Lud został odsunięty od zarządzania kościołem. Biskupi stali się dygnitarzami, wyznaczającymi i kontrolującymi kler. Kościół sprzymierzył się z państwem, a dogmaty religijne były ustanawiane mocą urzędniczego miecza.

Ustanowiona została imponująca wielostopniowa hierarchia, która kończyła się na biskupie Rzymu.

Cesarz decydował w sprawach wiary, a kler został zwolniony od wszelkich obciążeń państwowych. Napływ kandydatów na stanowiska kapłańskie był ogromny, ponieważ kler zgromadził w swych rękach władzę i bogactwo. Otrzymanie stanowisk [biskupstw] nie zależało od pobożności czy talentów, ale od znajomości wśród wielkich tego świata. Misja kościoła została zatracona w degradującym związku z państwem. Chrześcijaństwo stało się widowiskiem na pokaz, rytuałem, ramieniem państwa, próżną filozofią, przesądem, formą."

W taki to sposób wielkie odstępstwo, przepowiadane przez apostoła Pawła, stało się faktem historycznym. Dają temu wyraz wszyscy historycy, nawet ci, którzy akceptują zagarnięcie władzy i wychwalają głównych aktorów tego dzieła. Szkoda, że ze względu na ograniczoną ilość miejsca nie możemy przytoczyć więcej dobitnych cytatów. Odstępstwo, rozgrywające się na przestrzeni wieków, było tak stopniowe, że żyjącym wtedy ludziom było znacznie trudniej je zaobserwować niż nam, którzy możemy na to spojrzeć z perspektywy historycznej. Oszustwo było tym trudniejsze do wykrycia, że każdy krok organizacyjny, każdy postęp w kierunku zagarnięcia wpływów i władzy w kościele odbywał się w imieniu Chrystusa i wedle tych, którzy to czynili, zmierzał do uwielbienia Go i wypełnienia planu objawionego w Piśmie Świętym. Tak rozwinął się wielki Antychryst - najbardziej niebezpieczny, wyrafinowany i uporczywy przeciwnik prawdziwego chrześcijaństwa, najzagorzalszy prześladowca prawdziwych świętych.

Usunięcie przeszkody

Apostoł Paweł przepowiedział, że owa zasada nieprawości miała przez pewien czas działać potajemnie, podczas gdy na drodze jej działania stały pewne przeszkody. Dopiero po ich usunięciu miała otworzyć się droga dla gwałtownego rozwoju Antychrysta. Św. Paweł pisze: "Tylko że ten, który teraz przeszkadza, przeszkadzać będzie, ażby był z pośrodku odjęty" - 2 Tes. 2:7. Czy historia odnotowała wydarzenia, które mogłyby stanowić wypełnienie tej przepowiedni? Z zapisów historii wynika, że rozwój Antychrysta był powstrzymywany przez to, że miejsce, do którego on aspirował, było już zajęte przez kogoś innego. Świat został podbity pod panowanie Imperium Rzymskiego, które narzuciło mu swą politykę i prawo. Jego twórcy, doceniając rolę religijnych zabobonów jako łańcuchów pozwalających na kontrolę i kierowanie ludźmi, przejęli porządek, który wywodził się z Babilonu, z czasów jego największej potęgi w roli światowej władzy. Porządek ten zmierzał do tego, aby cesarz mógł sprawować kontrolę nad sprawami religii w takim samym stopniu, jak nad sprawami świeckimi. Uzasadnieniem dla takiego roszczenia miało być twierdzenie, że cesarz jest półbogiem, w pewnym sensie pochodzącym z rodu pogańskich bóstw. W związku z tym czczono cesarza, a jego posągi adorowano. Nosił on tytuł Pontifex Maximus - tj. najwyższy kapłan, najpotężniejszy przywódca religijny. Dokładnie ten właśnie tytuł przywłaszczyli sobie i nosili papieże i biskupi rzymskiej hierarchii od czasu, gdy Antychryst posiadł "moc i stolicę, i moc wielką" poprzedniego władcy Rzymu (Obj. 13:2).

Jednakże starożytny, pogański Rzym, podobnie jak i Babilon, posiadł jedynie nikły fragment religijnej władzy, w porównaniu do skomplikowanego i szczegółowo rozwiniętego mechanizmu oraz teoretycznej i praktycznej pomysłowości Rzymu papieskiego - tryumfującego spadkobiercy zamysłów swych poprzedników - który po stuleciach podstępów i knowań tak się obwarował, że nawet dzisiaj, będąc pozornie pozbawiony władzy i świeckiego panowania, nadal z ukrycia, potajemnie rządzi światem i panuje nad królestwami daleko bardziej niż potrafili to czynić w stosunku do poddanych im królów rzymscy cesarze.

Trzeba też przyznać, że rzymscy cesarze, zajmując stanowisko Pontifex Maximus, czyli najwyższego przywódcy religijnego, nie pozwalali sobie na taką tyranię jak ich następcy na papieskim tronie. Pisze o tym Gibbon:3* "Należy uwzględnić to, że liczba protestantów skazanych na śmierć w jednej tylko prowincji i pod panowaniem jednego króla dalece przewyższała ilość męczenników pierwotnego kościoła, którzy ginęli na przestrzeni trzech wieków w [całym] Cesarstwie Rzymskim". Było także zwyczajem tamtych czasów, że szczególne względy okazywano najpopularniejszym bogom, niemniej jednak w krajach podbitych przez rzymskie wojska na ogół uznawano bogów i kulty lokalnej ludności. Przykładem może tu być Palestyna, która nawet pod rzymskim panowaniem na ogół zachowała religijną swobodę i wolność sumienia. Cesarski Pontifex Maximus pozwalał na to i jako religijny przywódca okazywał w ten sposób łaskawość wobec ludu oraz tolerancję względem wszelkich popularnych bóstw.

Tak więc, jak się przekonaliśmy, początkowy rozwój Antychrysta został powstrzymany przez to, że tron duchowej supremacji, na który pożądliwie spoglądał, był zajęty przez przedstawicieli najpotężniejszego ze znanych naówczas imperiów światowych. Jednocześnie zaś jakakolwiek próba jawnego okazania skłonności w tym kierunku prowadziła do narażenia się na gniew panów ówczesnego świata. Stąd też początkowo owe nieprawe ambicje były skrzętnie ukrywane, aż do czasu, gdy pojawiły się dogodne okoliczności, które pozwoliły nominalnemu kościołowi nabrać potęgi i wpływów, i gdy cesarska władza, rozproszona na skutek politycznych nieporozumień, ulegała stopniowemu rozkładowi.

Władza Rzymu poczęła raptownie słabnąć, a jego potęga i jedność zostały podzielone między sześciu pretendentów do cesarskich zaszczytów. Wtedy to właśnie cesarzem został Konstantyn. Można bez obawy przyjąć, że jedną z przyczyn przyjęcia przez niego chrześcijaństwa była chęć wzmocnienia i zjednoczenia cesarstwa. Mówi o tym historia:

"Nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć, czy Konstantyn przyjął je [chrześcijaństwo] będąc przekonanym o jego słuszności, czy też kierowały nim pobudki polityczne. Na pewno jednak religia ta, spotykając się ze strony władz rzymskich jedynie z milczącą pogardą lub jawnym prześladowaniem, szerzyła się wśród ludu, tak że Konstantyn przyjmując ją pozyskał uczucia żołnierzy. (...) Kierunek, który obrał cesarz, stając się chrześcijaninem, został wyznaczony przez światowe ambicje, a nie ducha Chrystusa, który powiedział, że Jego Królestwo nie jest z tego świata. Odkąd Konstantyn uczynił chrześcijaństwo religią cesarstwa, obserwujemy zhańbienie jego ducha rzeczami ziemskimi. (...) Żaden z biskupów nie był uznawany za głowę całego kościoła. Rolę tę w gruncie rzeczy spełniał właśnie cesarz. Korzystając z tego zwołał on Sobór Nicejski, biorąc stronę Atanazego w jego sporze z Ariuszem. Sobór zgodził się ze stanowiskiem cesarza."4*

"Niezależnie od tego, jakie korzyści można było osiągnąć przez pozyskanie cesarskiego prozelity, to raczej splendor purpury, a nie przewaga mądrości i cnoty, wyróżniał go wśród wielu tysięcy jego poddanych, którzy przyjęli nauki chrześcijańskie. (...) Ten rok jego królowania, w którym zwołał on Sobór Nicejski, został skalany egzekucją jego najstarszego syna. Wdzięczność kościoła wyniosła na piedestały jego cnoty i usprawiedliwiła uchybienia możnego protektora, który usadowił chrześcijaństwo na tronie rzymskiego świata."5*

To właśnie wtedy, pod panowaniem Konstantyna, krańcowo zmienił się stosunek cesarstwa do chrześcijaństwa, łaskawość zajęła miejsce nieprzychylności, a cesarski Pontifex Maximus stał się protektorem z wyznania prawdziwego, lecz w rzeczywistości odstępczego kościoła Chrystusa, następnie ująwszy go za rękę prowadził w stronę zaszczytów i popularności, aby w miarę osłabiania władzy cesarskiej mógł on umieszczać przedstawicieli tegoż kościoła na tronie świata w charakterze naczelnego zwierzchnika religijnego - Pontifex Maximus.

Błędem byłoby jednak mniemać, choć czyni to wielu, że ówczesny kościół był czysty (dziewiczy), a dopiero po wyniesieniu do władzy i dostojeństwa wpadł w sidła światowości. Prawda jest całkiem inna. Jak już stwierdziliśmy, już wcześniej nastąpiło wielkie odstępstwo od pierwotnej czystości, prostoty i wolności, ku ambicjonalnym podziałom na wyznaniowe frakcje. Ich błędy i ceremonie przypominające pogaństwo, ozdobione niektórymi prawdami, ale poparte i zakończone doktryną o wiecznych mękach, przyciągnęły do chrześcijaństwa szerokie rzesze zwolenników, które stały się dla Konstantyna wartościowe, zostały uznane i odpowiednio wykorzystane. Żaden tego rodzaju światowy człowiek nie myślał poważnie o tym, aby stanąć w obronie pokornego, upodobnionego do Chrystusa "Małego Stadka" - prawdziwie poświęconych członków Kościoła, których imiona zapisane są w niebie. Wspomniana przez historyków popularność wśród żołnierzy cesarskich jest czymś zupełnie innym od popularności wśród prawdziwych żołnierzy krzyża.

Na dowód tego zacytujmy fragment opisu historycznego dotyczącego stanu społeczności religijnej z czasów poprzednika Konstantyna - Dioklecjana, który przy końcu swego panowania, będąc przekonany, że chrześcijanie czyhają na jego życie, odwrócił się przeciwko nim i prześladował ich nakazując niszczyć Biblie, skazując biskupów na wygnanie, a wreszcie skazując na śmierć wszystkich, którzy sprzeciwialiby się tym zarządzeniom. O epoce tej Gibbon6* pisze:

"Dioklecjan i jego towarzysze często powierzali najważniejsze urzędy ludziom, którzy deklarowali swe obrzydzenie dla wszelkich kultów religijnych, a jednocześnie odznaczali się umiejętnościami przydatnymi w służbie państwowej. Biskupi zajmowali zaszczytne stanowiska w swoich prowincjach i cieszyli się poważaniem i szacunkiem nie tylko ludu, ale też i urzędników. W każdym prawie mieście stare kościoły nie mogły pomieścić rosnącej liczby nowo nawracających się chrześcijan. Toteż na ich miejsce wznoszono okazałe, znacznie pojemniejsze budowle, które miały służyć wiernym jako miejsca kultu publicznego. Zepsucie obyczajów i zasad, nad czym tak bardzo ubolewał Euzebiusz, winno być rozpatrywane nie tylko jako konsekwencja, ale i dowód wolności, jakiej chrześcijanie zażywali i nadużywali za czasów Dioklecjana. Powodzenie rozluźniło nerwy dyscypliny. Podstęp, zazdrość i złość panowały w każdym zgromadzeniu. Nowo nawróceni pretendowali do urzędów biskupich, które z każdym dniem stawały się coraz bardziej godne wybujałych ambicji. Biskupi, walcząc o zdobycie przewagi w hierarchii kościelnej, swym postępowaniem zdawali się stanowić świecką tyranię w kościele, a żywa wiara, która wciąż jeszcze odróżniała chrześcijan od pogan, okazywała się w ich życiu znacznie słabsza, niż by to wynikało z ich rozpraw polemicznych.

Historia Pawła z Samostaty, który objął stolicę metropolitalną [biskupią] w Antiochii w czasie, gdy na Wschodzie panował Odenatus i Zenobia, może posłużyć jako ilustracja stanu i charakteru tamtych czasów. [W 270 r. n.e.] Paweł uznawał służbę kościelną za bardzo lukratywny zawód. Jego jurysdykcję kościelną cechowało przekupstwo i zachłanność. Zmuszał on co zamożniejszych wiernych do składania częstych datków, wykorzystując znaczną część dochodów publicznych na swe prywatne potrzeby. [Jego krytycy twierdzą, jak pisze Gibbon, że Paweł zajmował urząd cesarskiego Ducenariusa z roczną pensją dwustu sestertii - 77 tys. dolarów.] Z powodu jego pychy i zbytku religia chrześcijańska stała się dla pogan odrażająca. Jego sala posiedzeniowa, tron, splendor publicznych wystąpień, błagające o wysłuchanie tłumy, ogromna liczba listów i petycji, na które udzielał odpowiedzi i nieustanny pośpiech cechujący jego działalność urzędową, znacznie bardziej przystawałyby do urzędu świeckiego niż do pokory pierwszych biskupów. Zwracając się zza mównicy do ludu, Paweł używał obrazowego stylu i teatralnych gestów, przypominających azjatyckich sofistów, a katedra rozbrzmiewała najbardziej wyszukanymi peanami na cześć jego boskiej elokwencji. W stosunku do tych, którzy ośmielali się sprzeciwiać jego władzy albo nie zaspokoili jego próżności, prałat Antiochii był arogancki, surowy i nieprzebłagany, zaś podległy Pawłowi kler cieszył się swobodą i korzystał z hojnie udzielanych bogactw kościoła."

Tak oto pod panowaniem Konstantyna usunięte zostały wszelkie przeszkody, czego skutkiem miał być, jak się zaraz przekonamy, gwałtowny rozwój organizacji papieskiej, czyli nominalnego kościoła pod przywództwem biskupa Rzymu jako papieża.

Szybki rozwój Antychrysta

Szybki rozwój hierarchii papieskiej po dojściu Konstantyna do władzy jest znamienną cechą historii papiestwa. "Książę tego świata" był wierny danej obietnicy, że nagrodą za uczczenie go i za posłuszeństwo będzie władza i panowanie (Mat. 4:8-9). Edyktem Mediolańskim Konstantyn zapewnił prawne bezpieczeństwo posiadłości kościelnych, a chrześcijanie mogli odzyskać utracone poprzednio ziemie. Drugi edykt, wydany w 321 r. n.e., zezwalał na swobodne przekazywanie majątków kościołowi. Sam Konstantyn dał przykład takiej swobody, obsypując obfitymi bogactwami chrześcijański kler. Za przykładem cesarza poszło tysiące jego poddanych, darując już za życia albo zapisując w testamencie swe dobra na rzecz skarbca kościelnego. White pisze:7*

"Kościół Rzymski prędko zaczął zagarniać władzę nad innymi [kościołami innych miast i krajów]. Wynikało to zarówno z liczby i bogactwa jego członków, jak i ze znaczenia samego miasta jako stolicy imperium. Wiele okoliczności złożyło się na wzrost znaczenia biskupów Rzymu, aczkolwiek jego aspiracje i roszczenia spotykały się jeszcze wtedy z aktywnym sprzeciwem. Przeniesienie siedziby władz [z Rzymu do Konstantynopola, dokonane przez Konstantyna w 334 r. n.e.] rozszerzyło władzę zachodniego kościoła poprzez oddanie biskupowi głównego urzędu. Do tego dochodzi jeszcze zatwierdzenie przez Gracjana i Walentyniana zwyczaju odwoływania się do Rzymu i częste pielgrzymki do grobów św. Piotra, św. Pawła i innych męczenników".

Po śmierci Konstantyna zmienne losy Cesarstwa Rzymskiego zdawały się sprzyjać umacnianiu się odstępczego kościoła i rozwojowi Antychrysta. Zjednoczenie pod wodzą papieża, uznawanego za przedstawiciela i zastępcę Chrystusa, nie stało się jeszcze faktem. Każdy z następców Konstantyna, aż do Teodozjusza, uznawał się za głowę kościoła, w którym koncentrowała się boska władza. Chociaż żaden z tysiąca ośmiuset biskupów cesarstwa nie był jeszcze przygotowany do tego, aby zażądać uznania go za głowę, czyli papieża, to jednak wielu z nich zmierzało już ku temu celowi, a cesarzom znane były ich roszczenia do tytułu Pontifex Maximus. Posługiwano się przy tym płytkim argumentem, że skoro czci się zmarłych świętych, to podobny szacunek należy się ich żyjącym przedstawicielom - biskupom. Pomimo tego cesarze w kolejnych edyktach uznawali cesarstwo za hierarchię bożą, a samych siebie za istoty boskie.8*

Biskup Rzymu prędko uzyskał władzę i zwierzchność; pięćdziesiąt lat po zalegalizowaniu chrześcijaństwa był już ogromnie bogaty i wpływowy, korzystając z tego, że jest biskupem stolicy i zarazem najpotężniejszego miasta ówczesnego świata. Współczesny historyk Ammianus tak opisuje jego bogactwo i przepych: "Splendorem i wspaniałością przewyższał królów. Jeździł najwspanialszymi powozami, przywdziewał najdelikatniejsze szaty, a wyróżniały go zbytek i pycha". Przeniesienie stolicy imperium do Konstantynopola, narażenie miasta Rzym na inwazje barbarzyńców z północy, nieustanne zmiany wśród generałów i zarządców szybko upadającego cesarstwa uczyniły biskupa Rzymu najstabilniejszym i najbardziej poważanym urzędnikiem na tamtych terenach. Do stopniowego wzrostu prestiżu jego urzędu przyczyniło się tak przeniesienie konkurencyjnego splendoru dworu cesarskiego do Konstantynopola, jak i szacunek, który wzbudzała sama nazwa Rzymu na całym świecie.

Jako przykład można tu wspomnieć historię najazdu Wandalów na Rzym w 455 r. n.e. Miasto zostało złupione, a cała okolica była spustoszona i uciśniona. Okoliczności te wykorzystał Leon, biskup Rzymu, aby oznajmić tak barbarzyńcom, jak i Rzymianom, swe przekonanie o przynależnym mu prawie do sprawowania duchowej zwierzchności. Do nieokrzesanych barbarzyńców, pozostających pod wrażeniem wspaniałości i bogactwa, które zastali w Rzymie, Leon, przywdziawszy pontyfikalne szaty, zwrócił się: "Strzeżcie się! Oto ja jestem następcą św. Piotra, któremu Bóg powierzył klucze królestwa niebieskiego i którego kościoła nie przemogą bramy piekielne; jestem żyjącym przedstawicielem Boskiej władzy nad ziemią. Jestem Cezarem, panującym w miłości Cezarem chrześcijańskim, któremu winni się poddać wszyscy chrześcijanie. W mojej mocy jest przekleństwo piekła i błogosławieństwo niebios. Uwalniam wszystkich poddanych od zobowiązań wobec króla. Z Boskiego upoważnienia daję i odbieram trony i zwierzchność wśród chrześcijan. Strzeżcie się, abyście nie zbezcześcili dziedzictwa udzielonego mi przez waszego niewidzialnego króla. Zaiste, padnijcie przede mną na kolana i módlcie się, aby nie przyszedł na was gniew Boży."

Szacunek dla miejsca i nazwy aktywnie działał na korzyść biskupa Rzymu, który wkrótce począł rościć sobie pretensje do wyższości wobec wszystkich innych biskupów, a także zarządców i władców. Niebawem też jego ambicją stało się władanie nie tylko w sprawach kościelnych, ale i w świeckich. Twierdził, że Kościół Rzymski ma prawo do koronowania i detronizowania, do mianowania i obalania wszystkich władców dawnego Imperium Rzymskiego, że otrzymując takie prawo i dziedzictwo od samego Boga ma moc ziemskiego panowania. Roszczenia te były ustawicznie ponawiane i niezmiennie kwestionowane przez biskupów sprzeciwiających się tym poglądom, tak że nie sposób podać dokładnej daty początku ziemskiego panowania Rzymskiego Kościoła. Jeśli chodzi o samo papiestwo, to twierdzi ono, że jego organizacja powstała za dni apostołów, a Piotr był pierwszym papieżem. Pogląd taki jest jednak bezzasadny, a ponadto wszystkie fakty historyczne świadczą o tym, że nieprawe ambicje przez długi czas działały w ukryciu, a przeszkodą dla ich rozwinięcia w system Antychrysta było istnienie Imperium Rzymskiego, którego rozkład ujawnił dopiero ukryte roszczenia.

Stąd też zajmujemy się Antychrystem, którego stopniowy rozwój i organizacja, począwszy od ukrytych ambicji, stanowiły stosowną przygrywkę do ukazania straszliwego oblicza tego systemu po zagarnięciu pełni upragnionej władzy - od 539 do 1799 r. n.e. - która znajdowała się w jego rękach przez 1260 lat. Na pierwsze trzy wieki tego długiego okresu przypadał rozwój doczesnej władzy, ostatnie trzy to stopniowy jej zanik na skutek oddziaływania wpływów reformacyjnych i rozwoju cywilizacji. Pozostałe siedem wieków, to okres świetności papiestwa i "wieki ciemnoty" dla całego świata, pełne kłamstw i oszustw dokonywanych w imię Chrystusa i prawdziwej religii.

Pisarz rzymskokatolicki w pełni potwierdza nasze spostrzeżenia. Cytujemy jego słowa jako uzupełniające świadectwo, pomimo że koloryzuje ono fakty, entuzjastycznie opisując powstanie papiestwa i uzyskanie przez niego doczesnej władzy jako owoc działania sił niebieskich, których rzekoma pomoc zapewniła mu szybki wzrost znaczenia na świecie. Autor ten pisze:

"Rozkwit doczesnej władzy papieży stanowi jeden z najbardziej niezwykłych fenomenów, jakie zostały odnotowane w annałach historii i zasługują na podziw i zdumienie. Na skutek jedynego w swym rodzaju współdziałania różnych okoliczności cicho, ale nieustannie, powstawała na ruinach Rzymskiego Imperium - możnowładcy wielu narodów i przedmiotu szacunku wszystkich nieomal ludów żyjących w czasach jego świetności - nowa potęga, nowe królestwo, które począwszy od nieznacznego początku głęboko zapuściło korzenie i już wkrótce miało sprawować władzę dalece przewyższającą potęgę Rzymu, którego gigantyczne ruiny rozpadały się w drobne kawałki i obracały w proch. W samym zaś Rzymie autorytet następcy Piotrowego wyrastał obok władzy cesarskiej, której cień stanowił dla niego ochronę. Rosnące wpływy papieży miały już wkrótce przyćmić swym blaskiem splendor cesarskiej purpury.

Przeniesienie przez Konstantyna stolicy cesarstwa z Zachodu na Wschód, znad historycznych brzegów Tybru na przepiękne wybrzeża Bosforu, legło u podstaw suwerenności, której początek należy właściwie liczyć od owej epokowej zmiany. Praktycznie prawie od tego samego dnia Rzym, który był świadkiem narodzin, młodości, chwały i upadku potężnej cywilizacji, dzięki której nazwa tego miasta wraz z jego orłami została zaniesiona do najodleglejszych zakątków znanego naówczas świata, został porzucony przez dziedziców jego sławy. Jego lud, opuszczony przez cesarzy, wystawiony na łatwy łup drapieżnych barbarzyńców, których ataków nie miał już odwagi odpierać, znalazł w biskupie Rzymu swego stróża i protektora, swego ojca. Z roku na rok doczesna władza papieży nabierała kształtu i wzrastała w siłę bez użycia przemocy, przelewu krwi i podstępu, ale dzięki sile sprzyjających okoliczności, które były w oczywisty niemal sposób kształtowane ręką Bożą".

Podczas gdy rzymskokatolicy przedstawiają powstanie papiestwa na ruinach pogańskiego Rzymu jako tryumf chrześcijaństwa, to ci, co są zaznajomieni z prawdziwym duchem chrześcijaństwa, na próżno usiłują się doszukać najmniejszych choćby przejawów tej ideologii w nierządzie, jakiego dopuścił się kościół przez swój nieczysty związek ze światem. Równie trudno byłoby się dopatrzeć przejawów Boskiego wstawiennictwa na rzecz Kościoła Rzymskiego, który osiągał sukcesy przy pomocy nieświadomości, zabobonów, nieszczęść i innych okoliczności wynikających z układu wydarzeń. Tym bardziej też nie sposób zgodzić się z tym, że ziemska władza i chwała Kościoła Rzymskiego miałaby być w jakimkolwiek sensie wypełnieniem obietnicy danej przez Pana prawdziwemu Kościołowi, że zostanie on wywyższony w słusznym czasie - po pojawieniu się i po upadku Antychrysta. Prawdziwy Kościół nie miał być wywyższony na tronie splamionym krwią i zbrodnią, a takim jest od samego początku tron papieski. Tym bardziej też prawdziwy Chrystus nie potrzebowałby wzywać królów ziemi, aby ustanawiali i chronili jego władzę. Znaki odróżniające prawdziwe Królestwo Chrystusa od jego imitacji są łatwe do zauważenia przez tych, którzy dzięki Słowu Bożemu znają prawdziwego Chrystusa, wiedzą czym jest Jego prawdziwe Ciało, prawdziwy Kościół, jakie są zasady, na których ugruntowane będzie Jego Królestwo, i którym będzie ono służyć.

Niechaj jednak nikt nie sądzi, iż rzeczywisty Kościół Chrystusowy, nawet w tych czasach zepsucia, mógłby być zniesiony albo zapomniany. "Zna Pan, którzy są jego", niezależnie od czasu i okoliczności. Jako pszenica mogli oni rosnąć na polu przerośniętym kąkolem. Jako złoto mieli znaleźć się w piecu, aby wypróbowani i doświadczeni mogli stać się "uczestnikami dziedzictwa świętych w światłości". To prawda, że dzieje ludzi, którzy zwali samych siebie chrześcijanami, zajmują najpocześniejsze miejsca na kartach historii, bez wątpienia jednak gromadka wiernych, którzy przez wszystkie prześladowania, wśród zwodniczych dokonań tajemnicy nieprawości postępowali w sposób godny wysokiego powołania, została przeniesiona do odpocznienia i zapisana u Boga na liście dziedziców niewiędnącej korony, która dla nich została odłożona w niebie.

Tak oto z opisów historycznych jasno wynika, że Człowiek Grzechu, Antychryst, powstał w Rzymie; że choć początkowo natknął się na pewien opór, to jednak stopniowo doszedł do władzy lub też, jak wyraża to prorok Daniel, jako "mały róg" wyrósł na głowie starej rzymskiej bestii, owej "wielkiej i strasznej bestii", dla której Daniel nie potrafił znaleźć właściwego określenia, a która miała moc, aby ranić i niszczyć. Stopniowo przekonamy się, że historia Antychrysta zgadza się nie tylko z proroctwem Daniela, ale i ze wszystkimi proroctwami, które się do niej odnoszą.

Historyczna charakterystyka Antychrysta

Rozpoznawszy Antychrysta, spróbujemy teraz porównać charakterystyki papiestwa z opisem proroctw odnoszącym się do charakteru i dokonań Antychrysta, czyli Człowieka Grzechu.

Ktoś mógłby zarzucić, że pomijamy cesarzy Rzymu (którzy przecież uważali się za naczelnych zwierzchników religijnych), nie nazywając ich Antychrystem, a odnosimy ten tytuł w całości do organizacji systemu papieskiego. Z całą stanowczością odpowiadamy, że taki pogląd jest w pełni uzasadniony i odsyłamy czytelnika do podanej już definicji Antychrysta, który w Piśmie Świętym przedstawiony jest jako ten, który zajmuje miejsce czy jest zamiast Chrystusa. Aby być duchowym imperium, musi on usiłować władać królestwami ziemi przy użyciu duchowego autorytetu, a ponadto musi być nie tylko przeciwnikiem, ale też jednocześnie imitacją, fałszywym przedstawicielstwem Królestwa Chrystusa, udającym to prawdziwe i podejmującym zadania przynależne w słusznym czasie władzy prawdziwego Chrystusa - Kościoła uwielbionego i zupełnego pod wodzą jedynie prawdziwej Głowy i Pana - rzeczywistego Pontifex Maximus.

Papiestwo nie tylko że uważa siebie za chwalebne Królestwo Chrystusowe obiecane przez Pana, apostołów i proroków, lecz ponadto stosuje do siebie i do swych kolejnych głów (papieży, którzy wedle jego mniemania stoją na miejscu Chrystusa jako najwyżsi kapłani lub królowie tego królestwa) wszystkie te fragmenty Pisma Świętego, które opisują milenijną chwałę Chrystusa. "Jako zwodzący [innych], tak i zwiedzeni" (swymi fałszywymi teoriami rozwijającymi się stopniowo, na przestrzeni wieków, na skutek niepohamowania grzesznej chęci wywyższania się) papieże krok po kroku wprowadzili tytuły dla wszystkich, którzy byli związani z hierarchią, a ponadto: wspaniałe ubiory, imponujące ceremonie i wielkie katedry z uroczystymi, budzącymi zachwyt nabożeństwami, a wszystko na taką skalę, aby odpowiadało ich aspiracjom zajęcia miejsca Królestwa Chrystusowego. Wszystkie wspaniałe miejsca, ubiory i ceremonie były tak zaplanowane, aby jak najdokładniej odpowiadały chwale i wielkości, jaka pojawia się w proroczych opisach.

Na przykład w Ps. 2:12 czytamy: "Pocałujcie syna [królowie i sędziowie ziemi], by się snać nie rozgniewał, i nie zginęlibyście w drodze, gdyby się najmniej zapaliła pożądliwość jego". W poleceniu tym nie chodzi o rzeczywisty pocałunek, lecz o dobrowolne poddanie się, ochoczą uległość wobec naszego Pana. Proroctwo to wypełnia się w obecnym czasie, gdy w trakcie przygotowań do wspaniałego i prawdziwego Tysiącletniego Królestwa prawdziwego Chrystusa królowie, czyli wielcy tego świata w zakresie spraw politycznych, społecznych, finansowych i religijnych, są na próbie gotowości lub braku gotowości oddania pokłonu sprawiedliwym zarządzeniom, które niebawem mają zostać wprowadzone w życie. Ci, którzy przeciwstawiają się sprawiedliwości, sprzeciwiają się też sceptrowi Króla chwały i zostaną zniszczeni w wielkim ucisku, który poprzedzi Tysiącletnie Królestwo nowego Króla. Wszyscy, którzy nie będą sobie życzyli Jego panowania, zostaną zabici (Łuk. 19:27). "Nieprzyjaciele jego proch lizać będą" - zostaną pokonani.

Fałszywe zastosowanie tego proroctwa do oszukańczego królestwa, do przedstawicielskiej głowy Antychrysta - papieża, dało za dni szczytu jego świetności podstawę do tego, aby wszyscy cesarzowie i królowie padali przed nim na kolana, jak przed Chrystusem, i całowali jego wielki palec u nogi - jako wypełnienie powyższego proroctwa.

Tego typu stwierdzenia są na ogół pomijane przez badaczy proroctw i pisarzy, ponieważ zwracają oni szczególną uwagę na przejawy niemoralności. Jest to jednak poważny błąd, ponieważ przestępstw w dowolnym czasie i miejscu zawsze była obfitość i nie wymagałyby one wyjątkowego opisu proroczego, jaki towarzyszy wzmiankom o Antychryście. Nawet jeżeli udałoby się udowodnić, że ludzie związani z systemem papieskim byli wzorami moralności, to i tak nie zmieniłoby to faktu, że jest on wypełnieniem opisywanego przez proroctwa wielkiego Antychrysta, falsyfikatu, który przywłaszczył sobie wszystkie tytuły, przywileje, władze i szacunek przynależny Pomazańcowi Pańskiemu. Bądąc falsyfikatem, przekręcił on także plan Boży w odniesieniu do wyboru w obecnym czasie "Małego Stadka", czyli Kościoła. Zarzucona została całkowicie prawdziwa nadzieja Kościoła i Pańskie zapewnienie błogosławienia świata w czasie Tysiącletniego Królestwa Chrystusa, które wedle ich twierdzeń miało się wypełnić w ich własnym panowaniu.

Trudno nawet właściwie ocenić szkody, jakie powstały na skutek tej przewrotności i błędnej interpretacji planu Bożego. Było to bezpośrednie źródło wszelkich skażonych nauk, które jedna po drugiej były wprowadzane, aby uzasadnić fałszywe roszczenia i dodać dostojeństwa Antychrystowi. Pomimo iż trzy wieki temu reformacja zapoczątkowała erę badań biblijnych i wolności myśli, co doprowadziło do odrzucenia wielu błędów i zła, to jednak fałszerstwo, o którym mowa, było rozwinięte na taką skalę, było tak doskonałe w każdym szczególe i w każdym zarządzeniu, a cały świat był tak skutecznie przez nie oszukany, że nawet Luter i wielu innych, rozumiejąc już i ogłaszając to, że papiestwo jest wynikiem wielkiego odstępstwa i owym proroczym Antychrystem, twardo trzymali się fałszywej teorii, która doprowadziła do tak specyficznych błędów w doktrynie i praktyce. Do dnia dzisiejszego bowiem większość protestantów zrzeszonych w różnego rodzaju ugrupowaniach popiera teorię Antychrysta, twierdząc, że Królestwo Chrystusowe zostało już ustanowione. Niektórzy nawet usiłowali, tak jak papiestwo, uczynić jakąś osobę głową swojego kościoła. Inni zaś na miejsce głowy kościoła powołują radę lub synod. Wszyscy jednak pozostają pod wpływem fałszywego poglądu wprowadzonego przez Antychrysta, a wynikającego z mylnej interpretacji nauki Pisma Świętego. Twierdzą oni mianowicie, że czas obecny, a nie przyszły, jest przeznaczony na działalność Królestwa Chrystusowego. Zaprzeczając potrzebie przyszłego wieku, zaniedbują, podobnie jak to czyni Antychryst, rozwijania doskonałej świętości wśród wierzących na rzecz gorliwości w uprzedzaniu dzieła przyszłego wieku (nawrócenia świata). Ich przekonanie w tym względzie sięga tak daleko, że skłonni są nawet przekręcać plan Boga i Jego Słowo, wymyślając teorie służące zatrwożeniu świata i przyprowadzeniu go do wyznania pobożności. Skłonni są także posługiwać się podejrzanymi światowymi metodami, aby uatrakcyjnić swoje głoszenie, a swoje ugrupowanie uczynić bardziej ponętnym dla nie nawróconych, których chętnie będą, podobnie jak i Antychryst, zliczać w swej próżności i w celu przechwalania się wielką liczbą wyznawców.

Ludziom takim trudno jest dostrzec, że papiestwo to Antychryst. Nie ma w tym nic dziwnego, skoro ich wiara nie jest jeszcze uwolniona od trucizny, a rozsądek jest wciąż w znacznym stopniu zaślepiony samą istotą błędu Antychrysta. Najpierw trzeba zrozumieć wspaniałość, potęgę i nieodzowność Tysiącletniego Królestwa Chrystusowego oraz jego dzieło błogosławienia wszystkich rodzajów ziemi, aby dostrzec potęgę oszukańczego fałszerstwa Antychrysta. Wtedy dopiero można właściwie oszacować rozmiary zniszczeń, jakich dokonał on na polu Prawdy, a także ocenić zakres jego pustoszącego i kalającego wpływu na nominalny kościół, czyli świątnicę Bożą.

Niechaj nikogo nie dziwi doskonałość owego fałszerstwa. Jest ono przecież dziełem Szatana, skonstruowanym według najlepszych wzorów Pisma Świętego ilustrujących przyszłą chwałę. Wielki przeciwnik, widząc, że nadszedł czas wyboru Kościoła, że prawdy posiane przez Pana i apostołów poczyniły szybkie postępy w stosunku do wszystkich pogańskich religii, wyszukując pokornych wszędzie, gdzie tylko wieść o nich dotarła, starał się zrujnować czystość Kościoła, a tych, których nie potrafił powstrzymać, usiłował zwieść na inną, fałszywą drogę. Tak więc tryumf Antychrysta, jak i obecna jego potęga, są w istocie sukcesem Szatana. Jednakże dostrzegamy i tutaj mądrość Bożą, gdyż sukces Antychrysta, pozornie zapowiadający klęskę planu Bożego, w rzeczywistości nieświadomie <304> przyczynił się do zapewnienia powodzenia tegoż planu. Trudno byłoby bowiem o lepszy sposób tak wszechstronnego wypróbowania szczerze poświęconych oraz sprawdzenia ich wierności Słowu Bożemu, niż dozwolenie na ową wielką oszukańczą imitację Królestwa Chrystusowego.

Zamieszczona obok tabela pozwoli zauważyć, jak dokładnie papiestwo imitowało przyszłą organizację Królestwa Chrystusowego oraz w jakim stopniu nawiązywało ono do wzorów zaczerpniętych z obrazowego kapłaństwa żydowskiego.

KOŚCIÓŁ BOŻY
Królewkie Kapłaństwo

Prawdziwy ObrazRzeczywistość w TysiącleciuOszukańcza Imitacja
AARON
i jego następcy - Najwyższy Kapłan, czyli Arcykapłan, głowa i przedstawiciel oraz rzecznik.
CHRYSTUS JEZUS,
nasz Pan i Głowa oraz przedstawiciel; Najwyższy Kapłan naszego wyznania, czyli porządku.
PAPIEŻE,
następujący kolejno Arcykapłani papieskiej hierarchii, jej panowie i rzecznicy.



Podkapłani, którzy wywodzą godność swego urzędu, prawa i przywilej służby od Aarona, będąc obrazem jego ciała, wyobrażają Kościół Chrystusowy.Kościół uwielbiony, Ciało Chrystusa, uczestnicy Jego chwały, majestatu i urzędu władzy: których urzędy będą się różnić między sobą tak, jak gwiazda od gwiazdy różna jest w jasności.Kościół Rzymski składający się z biskupów i prałatów, którzy dzielą między sobą dostojeństwo hierarchii, choć różnią się pod względem ważności urzędów, takich jak: kardynał, biskup, itp.
Podwładnymi hierarchii są następujący pomocnicy:
Lewici,
których służba związana była z obrazowym Przybytkiem i polegała na nauczaniu itp. Niższy stopień kapłaństwa, który pozbawiony był dostępu do Najświętszego Sanktuarium (obrazującego naturę duchową); nie wolno im było tam nawet zaglądać.
Ziemski poziom
Królestwa Bożego, dzięki któremu uwielbiony Kościół będzie mógł utrzymywać nieco bardziej bezpośredni kontakt ze światem, w nauczaniu, zarządzaniu, itp.; także i świat będzie mógł porozumiewać się z duchowym Kościołem w chwale.
Podkapłani
papiestwa, nie będący częścią ani członkami owego kościoła, czyli hierarchii, lecz zwani "braćmi" i "siostrami". Z tego grona wywodzą się nauczyciele, pielęgniarki, itp., utrzymujący bezpośrednie stosunki z ludźmi, jak i z hierarchią.



Cały Izrael był nauczany i prowadzony przez opisaną powyżej hierarchię. W Mojżeszu zaś, który wyobraża zupełnego Chrystusa, mieli Izraelici proroka, kapłana i króla w jednej osobie, co jest obrazem władzy Chrystusa w Tysiącleciu (Dzieje Apostolskie. 3:22).Świat będzie nauczany, prowadzony, zarządzany i wspierany przez opisane powyżej Królestwo Boże oraz jego ziemskich przedstawicieli, którzy posiądą pełnię władzy i będzie im się należało posłuszeństwo. Każdy nieposłuszny będzie "wytracony" (Dzieje Ap. 3:23).Papiestwo jako Królestwo Boże domaga się, aby świat był posłuszny jego zarządzeniom i nauczaniu. Jako narzędziem posługuje się niższym kapłaństwem. W czasach potęgi swej władzy usiłowało egzekwować swoje prawa i "wytracać" nieposłusznych.

Mosheim, opisując powstanie systemu hierarchicznego w kościele, wyraźnie wskazuje na ową oszukańczą imitację. Cytujemy fragment I tomu, str. 337:

"Gdy istniały jeszcze nikłe szanse, że Jerozolima podźwignie kiedyś głowę z prochu, chrześcijańscy nauczyciele i starsi nie przywłaszczali sobie tytułów ani godności, a przynajmniej nie czynił tego nikt ze skromnych i pokornych. Gdy jednak los miasta został przypieczętowany przez Hadriana [135 r. n.e.], a Żydzi nie mieli już żadnych podstaw, aby żywić jakiekolwiek nadzieje na odrodzenie i ponowne ustanowienie swego rządu, ci sami pasterze i słudzy powzięli zamiar przekonania swych owieczek, że to oni są spadkobiercami praw żydowskiego kapłaństwa. Biskupi przeto mieli na celu wpajanie mniemania, jakoby ich urząd miał mieć charakter przypominający żydowską służbę arcykapłańską, a oni na skutek tego weszli w posiadanie wszystkich praw przynależnych żydowskiemu najwyższemu kapłanowi. Funkcje zwykłych żydowskich kapłanów, na tej samej zasadzie, zostały przejęte w znaczenie doskonalszej formie przez starszych kościoła chrześcijańskiego, w końcu zaś diakoni zajęli miejsce opowiadające Lewitom, jako niżsi rangą słudzy".

Głowa i usta Antychrysta - Jego wielkie wyniosłe słowa

Papież (każdy z kolejnych papieży) jest głową fałszywego kościoła, który stanowi jego ciało, podobnie jak Chrystus Jezus jest głową prawdziwego Kościoła, swego Ciała. Głowa jest reprezentantem ciała, a jego usta przemawiają w imieniu ciała. Przekonamy się, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, że ta istotna cecha Antychrysta jest dobitnie ukazana w Piśmie Świętym. Proroctwo Daniela 7:8,11 i 25 oraz Objawienie 13:5,6 zwracają szczególną uwagę na usta Antychrysta, uznając je za cechę charakterystyczną tej postaci. Daniel mówi, że róg miał "oczy podobne oczom człowieczym" - co przedstawia inteligencję i dalekowzroczną politykę. Tenże róg miał różnić się od wszystkich innych potęg; miał być mądrzejszy i bardziej przebiegły niż pozostałe mocarstwa, które sięgały po światowy prymat. Jego władza miała być oparta nie na fizycznej sile, ale raczej na umiejętnym używaniu ust (umiejętności wyrażania się) i oczu (wiedzy). Toteż każdy, kto zapoznał się z historią papiestwa, przyzna, że symbole, użyte tu dla zobrazowania rodzaju jego władzy i stosowanych metod, są uderzająco trafne.

"I dane jej są usta, mówiące wielkie rzeczy. (...) I otworzyła usta swoje ku bluźnierstwu przeciwko Bogu, aby bluźniła imię jego i przybytek jego, i tych, którzy mieszkają na niebie." "A słowa przeciw Najwyższemu mówić będzie" - Obj. 13:5,6; Dan. 7:8,25

Należy pamiętać, że jest to mowa obrazowa, przy pomocy której opisany jest charakter i roszczenia symbolicznej "bestii" (rządu) oraz "rogu" (władzy) wychodzącego ze starej bestii rzymskiej, czyli imperium. Pod pewnymi względami papiestwo stanowiło nowy rząd ("bestię"), odróżniający się od starego Imperium Rzymskiego. Z drugiej jednak strony było ono rogiem, czyli władzą, wyrastającą razem z innymi z imperium, która przez pewien czas sprawowała nadrzędną kontrolę nad innymi rogami, czyli władzami. Opis proroczy zawiera oba te ujęcia po to, aby jak najdokładniej wskazać na właściwe wypełnienie.

Wielkie i wyniosłe słowa Antychrysta, albo inaczej bluźnierstwa, rozlegały się na przestrzeni całej, długiej historii jego istnienia. Słowo "bluźnierstwo" ma dziś prawie wyłącznie znaczenie przeklinania i odnosi się do najbardziej wulgarnych przekleństw i bluźnierstw. W rzeczywistości jednak słowo "bluźnierstwo" oznacza wszelkiego rodzaju zniewagę Boga. Bouvier tak definiuje to słowo: "Bluźnierstwo jest przypisywaniem Bogu czegoś, co jest przeciwne jego naturze, nie przynależy do Niego i zaprzecza temu, co On czyni". Zob. Wielki Słownik Webstera pod hasłem bluźnierstwo i bluźnierczo. Nie ulega wątpliwości, że w takim właśnie sensie słowo "bluźnierstwo" jest używane w Piśmie Świętym. Zauważmy, jak używali tego słowa nasz Pan i Faryzeusze: "Odpowiedzieli mu Żydowie, mówiąc: Dla dobrego uczynku nie kamienujemy się, ale dla bluźnierstwa, to jest, że ty będąc człowiekiem, czynisz się sam Bogiem". Jezus odpowiedział im: "A mnie, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, żem ja rzekł: Jestem Synem Bożym?" - Jan 10:33,36. Zobacz też Mar. 14:61-64.

Rozumiejąc właściwie znaczenie słowa "bluźnierstwo", najprostszy nawet umysł przyzna, że wielkie, nadęte słowa wypowiadane przez papiestwo i jego wyniosłe roszczenia są z całą pewnością bluźnierstwami. Ustanowienie oszukańczego Królestwa Bożego było potwarzą w stosunku do rządu Bożego, wielkim bluźnierstwem i fałszywym przedstawianiem Jego charakteru, planu i słowa. Boży charakter, tj. Jego "imię", zostało zbezczeszczone tysiącami potwornych edyktów, bulli i dekretów, wydanych w Jego imieniu przez cały szereg tych, co mienili się być namiestnikami i przedstawicielami Jego Syna. Zbezczeszczony został także Boży Przybytek, prawdziwy Kościół, a to przez ustanowienie fałszywego systemu, który rościł pretensje do zajmowania jego miejsca. Głosił on, że jego wyznawcy są jedynym prawdziwym przybytkiem i kościołem Bożym. Pozwólmy jednak mówić historii, przytoczmy owe wielkie nadęte słowa, bluźniercze przywłaszczenia, które wypowiadali i potwierdzali kolejni papieże, głowy Antychrysta.

W dziele zatytułowanym "Papież Zastępca Chrystusa, Głowa Kościoła", napisanym przez wybitnego katolika, magistra Monsignora Capela, odnajdujemy listę ni mniej ni więcej, tylko sześćdziesięciu dwóch bluźnierczych tytułów, jakich używali papieże. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że nie są to jedynie martwe określenia historyczne, gdyż zestawienie to zostało sporządzone przez jednego z najsłynniejszych obecnie żyjących papieskich autorów. Z listy tej przytaczamy następujące tytuły:

  • Najświętsza ze wszystkich Głów
  • Święty Ojciec ojców
  • Najwyższy Arcykapłan nad wszystkimi prałatami
  • Nadzorca religii chrześcijańskiej
  • Główny Pasterz - Pasterz pasterzy
  • Chrystus przez namaszczenie
  • Abraham przez patriarchat
  • Melchizedek w obrządku
  • Mojżesz we władzy
  • Samuel w urzędzie sądowym
  • Najwyższy Kapłan, najprzedniejszy biskup
  • Książę biskupów
  • Dziedzic apostołów; Piotr we władzy
  • Klucznik Królestwa Niebieskiego
  • Arcykapłan naznaczony z pełnią władzy
  • Zastępca Chrystusa
  • Królewski Kapłan
  • Głowa wszystkich świętych kościołów
  • Zwierzchnik uniwersalnego kościoła
  • Biskup biskupów, to jest Najwyższy Arcykapłan
  • Władca Domu Pańskiego
  • Pan apostolski i Ojciec ojców
  • Główny Pasterz i Nauczyciel
  • Lekarz dusz
  • Skała, której pyszne bramy piekła nie przemogą
  • Nieomylny Papież
  • Głowa wszystkich świętych kapłanów Bożych

Jako dodatek do tej długiej listy tytułów, której fragmenty przytoczyliśmy powyżej, autor cytuje wyjątek z listu Św. Bernarda, opata z Clairvaux do papieża Eugeniusza III, z 1150 roku:

"Kimże jesteś? Najwyższym Kapłanem, Najprzedniejszym Biskupem. Ty jesteś księciem biskupów, ty jesteś spadkobiercą apostołów. Ty jesteś Ablem w prymasostwie, Noem w rządzie, Abrahamem w dostojeństwie patriarchatu, według porządku - Melchizedekiem, według zacności - Aaronem, według autorytetu - Mojżeszem, Samuelem według urzędu sędziowskiego, Piotrem według władzy, CHRYSTUSEM Z NAMASZCZENIA. Tyś jest tym, któremu klucze nieba są dane, któremu powierzono owce. Są może inni strażnicy niebios, inni pasterze trzody, ale najwspanialszym z nich jesteś ty, ponieważ odziedziczyłeś obydwa te tytuły w inny sposób niż tamci i od nich wcześniej. (...) Władza tamtych jest ograniczona, twoja zaś rozciąga się nawet nad tymi, którzy otrzymali władzę nad innymi. Czyż nie mógłbyś, gdyby tylko były po temu powody, zamknąć niebios przed biskupem, pozbawiając go episkopalnego urzędu i oddając go Szatanowi? Tak więc twe przywileje są niezmienne, zarówno względem kluczy tobie powierzonych, jak i owiec oddanych pod twą opiekę".

Wszystkie te schlebiające bluźniercze tytuły zostały odniesione do rzymskich Arcykapłanów i z rozkoszą oraz nieukrywaną satysfakcją przez nich zaakceptowane, tak jakby się im one słusznie należały.

Papież Bonifacy VII wydał następujący dekret, który jest do dziś obowiązującym prawem: "Oświadczamy, mówimy, określamy i ogłaszamy, iż rzeczą niezbędną dla zbawienia każdej istoty ludzkiej jest uległość wobec rzymskiego Arcykapłana". Papież Grzegorz VII, który w 1063 roku zarządził, aby wszyscy tytułowali papieża ojcem ojców, zamierzając uzasadnić papieskie roszczenia, wyciągnął następujący wniosek z 1 Mojż. 1:16: "Bóg uczynił dwa wielkie światła na firmamencie niebieskim: większe, które miało rządzić dniem i mniejsze, aby rządziło nocą. Obydwa wielkie, ale jedno było większe. 'Na firmamencie niebieskim', to jest w kościele powszechnym, 'Bóg uczynił dwa światła', to jest ustanowił dwa rodzaje godności: władzę pontyfikalną i władzę królewską. Jednakże ta z nich, która zarządza dniem, czyli sprawami duchowymi, jest większa, zaś druga, sprawująca kontrolę nad rzeczami cielesnymi, jest mniejsza. Tak jak słońce różni się od księżyca, tak papieże różnią się od królów". Inni papieże przyjęli tę interpretację, która w istotny sposób przyczyniła się od ugruntowania idei papieskiej supremacji.

Św. Antoni, arcybiskup Florencji, cytując słowa Psalmu 8:4-8: "Albowiem mało mniejszym uczyniłeś go od Aniołów" itd. i odnosząc je do Chrystusa, w taki sposób przenosi następnie ich znaczenie na papieża:

"A ponieważ opuścił on nas cieleśnie, to pozostawił swego wikariusza [zastępcę] na ziemi, tj. Najwyższego Kapłana, o którym mówimy 'papa', tj. 'ojciec ojców', aby słowa te dobrze pasowały do papieża. Papież bowiem, jak powiada Hostiensis, jest większy od człowieka, ale mniejszy od aniołów, gdyż jest śmiertelny, jednakże autorytetem i władzą ich przewyższa, gdyż aniołowie nie mogą poświęcać ciała i krwi Chrystusa ani też związywać czy rozwiązywać, do czego najsłuszniejsze prawo mają właśnie papieże. Aniołowie nie mogą też zarządzać ani udzielać odpustów. Został on ukoronowany chwałą i czcią, chwałą z polecenia, jest przeto zwany nie tylko błogosławionym, ale najbardziej błogosławionym. Czyż można mieć wątpliwości co do tego, że zwie się błogosławionym tego, który został wyniesiony na szczyty wielkiego dostojeństwa? Jest on ukoronowany taką czcią, że wierni mogą całować jego stopy. Większej czci być nie może. "Czcijcie podnóżek nóg jego" (Ps. 99:5). Został on ukoronowany świetnością władzy, ponieważ może wszystkich sądzić, sam nie podlegając niczyjemu osądowi, chyba że zboczyłby z drogi wiary [wiary Antychrysta oczywiście]. Dlatego właśnie nosi on potrójną złotą koronę i został 'postanowiony nad sprawami rąk jego', aby rozporządzał wszystkimi podwładnymi. On otwiera niebiosa, posyła winnych do piekła, utwierdza cesarstwa i zarządza duchowieństwem".

Sobór Laterański na pierwszym posiedzeniu przyznał papieżowi tytuł "Książę Wszechświata". Na drugiej sesji nazwano go "Kapłanem i Królem, który ma być czczony przez wszystkich ludzi i którego sobie upodobał Bóg". Na piątym posiedzeniu odniesiono proroctwo opisujące chwalebne królowanie Chrystusa do panowania Leona X: "Nie płacz córko Syońska, bo oto Lew z pokolenia Judy, korzeń Dawidowy, oto Bóg wzbudził tobie zbawiciela".

Ze Słownika Kościelnego Ferrar'ego, poważanego autorytetu wśród rzymskokatolików, cytujemy poniżej skondensowaną definicję władzy papieskiej, umieszczoną pod hasłem papa. Oto jej druga część:

"Dostojeństwo i wywyższenie papieża sprawia, że nie jest on po prostu człowiekiem, lecz tak jakby Bogiem i wikariuszem [przedstawicielem] Boga. (...) Stąd też papież jest ukoronowany potrójną koroną - jako król nieba, ziemi i piekła. Mało tego, znakomitość i władza papieża sięgają nie tylko rzeczy niebieskich, ziemskich i piekielnych, ale rozciągają się nawet na aniołów i są w stosunku do nich nadrzędne. Wynika stąd, że jeśliby aniołowie mogli błądzić w wierze albo żywić uczucia jej przeciwne, to byliby sądzeni i ekskomunikowani przez papieża. (...) Jego dostojeństwo i władza jest tak wielka, że zasiada on za jednym trybunałem razem z Chrystusem, tak że cokolwiek czyni papież zdaje się pochodzić z ust samego Boga. (...) Papież jest jakby Bogiem na ziemi, jedynym księciem wiernych Chrystusowych, najwspanialszym królem królów, wyposażonym w ogrom władzy; jemu powierzono zarządzanie ziemią i królestwem niebieskim". Dalej pisze on: "Autorytet i władza papieża są tak wielkie, że może on modyfikować, wypowiadać, czyli interpretować Boskie prawo". "Papież może w pewnych okolicznościach przeciwdziałać prawu Bożemu przez ograniczenia, komentarze, itp."

W ten sposób Antychryst nie tylko usiłował ustanowić kościół w mocy przed nadejściem czasu Pańskiego, ale także był na tyle zuchwały, że próbował "przeciwdziałać" Boskim prawom i "modyfikować" je w taki sposób, aby odpowiadały jego własnym wymysłom. Jakże wyraźnie wypełniło się w ten sposób proroctwo, które ponad tysiąc lat wcześniej przepowiedziało: "Będzie zamyślał, aby odmienił czasy i prawa" - Dan. 7:25.

W bulli, czyli edykcie, Sykstus V stwierdza:

"Władza dana św. Piotrowi i jego następcom przez bezgraniczną moc wiecznego Króla, przewyższa wszelką moc ziemskich królów i książąt. Zarządza ona nimi wszystkimi w sposób nieograniczony. Gdyby którzykolwiek z nich opierali się Boskiemu rozporządzeniu, spotkają się ze straszliwą zemstą, zostaną pozbawieni tronu bez względu na to, jaką mają władzę, i zrzuceni do najniższych części ziemi jako sługi wywyższającego się Lucyfera".

W bulli papieża Piusa V, zatytułowanej "Przeklęcie i ekskomunika Elżbiety, królowej Anglii, oraz jej stronników, z dodaniem innych jeszcze kar" czytamy:

"Panujący na wysokościach, któremu dana jest wszelka moc na niebie i na ziemi, powierzył jedyny święty, katolicki i apostolski kościół jednej tylko osobie na ziemi, to jest Piotrowi, księciu apostołów, i następcy Piotra - biskupowi Rzymu, aby miał nad kościołem pełną władzę. Jego jedynie uczynił książęciem nad wszystkimi ludami i wszystkimi królestwami, aby wykorzeniał, psuł, wytracał, obalał, budował i szczepił".

Św. Bernard potwierdza, że "nikt oprócz Boga nie jest podobny papieżowi, ani na ziemi, ani w niebiesiech".

"Cesarz Konstantyn" - twierdzi papież Mikołaj I - "nadał papieżowi tytuł Boga; tak więc ktoś będący Bogiem nie może być sądzony przez ludzi".

Według Innocentego i Jakobacjusza "papież może uczynić prawie wszystko, co czyni Bóg", podczas gdy Decjusz odrzuca słowo prawie - według niego jest ono zbędne. Jakobacjusz i Durand utrzymują, że "podobnie jak Boga, nikt nie ośmiela się zapytać papieża - Panie, co czynisz?" Antoniusz zaś napisał:

"Do niego [do papieża] należy ustanawianie rzeczy, które służą dobru publicznemu i usuwanie wszystkiego, co stanowi przeszkodę w dążeniu do tego celu - grzechów, nadużyć, oddalających ludzi od Boga (...) według tego, co powiedziano w proroctwie Jeremiasza 1:10 [tutaj znowu zastosowano do Antychrysta proroctwo odnoszące się do tysiącletniego panowania Chrystusa]: 'Oto cię dziś postanawiam nad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i psuł, i wytracał, i obalał' - jeżeli chodzi o grzechy, 'abyś budował i szczepił' - jeżeli chodzi o cnoty (...) Co do mocy papieża nad tymi, którzy znajdują się w piekle, którzy są przedstawieni w rybach morskich (Psalm 8) - ponieważ tak, jak ryby są bez przerwy miotane falami morza, tak i ci, którzy są w czyśćcu bez przerwy doświadczają boleści karania - tych Bóg poddał papieżowi, podobnie, jak i ryby morskie, aby papież udzielał im pomocy przez odpuszczenie grzechów.

Poganie są poddanymi papieża, który rządzi światem jako namiestnik Chrystusa. Chrystus jednak ma pełną władzę nad wszelkim stworzeniem. Papież jest wikariuszem Chrystusa i nikt nie może zgodnie z prawem odmówić mu posłuszeństwa tak samo, jak nikt nie może odmówić posłuszeństwa Bogu. (...) Papież może karać pogan i barbarzyńców (...) i chociaż poganie nie mogą ponieść kary duchowej, na przykład ekskomuniki, to jednak kościół może na nich nałożyć karę pieniężną, a także przez książąt kary cielesne. (...) Kościół może w sposób pośredni nakładać kary duchowe na Żydów, poddając ekskomunice chrześcijańskich książąt, których ci Żydzi są poddanymi, jeżeli ci książęta zaniedbują karania ich karami cielesnymi, gdy Żydzi czynią cokolwiek przeciwko chrześcijanom. (...) Jeżeli istnieje potrzeba nawrócenia niektórych, to pożądane byłoby wymuszenie tegoż pod strachem i chłostą, nie po to, by rzeczywiście uwierzyli, lecz aby przez swój upór nie stwarzali przeszkód dla wiary. Nawracanie niewiernych powinno być wzorowane na sądzie Bożym".

Widzimy tutaj, w jaki sposób błędne doktryny prowadzą do niesprawiedliwości. Ludzie szybko stają się okrutni i zaczynają uciskać innych, jeżeli wcześniej przekonają samych siebie, że czyniąc taką nieprawość stają się podobni Bogu - stają się naśladowcami Boga. Trudno uwierzyć, że ludzie są jeszcze tak uprzejmi i spokojni wobec tych wszystkich okropnych, fałszywych pojęć i doktryn dotyczących Boskiego planu wobec ludzkości, którymi Szatan zaślepia i zwodzi przez papieską fontannę błędu, prowadząc ludzi drogą zgodną z ich wrodzoną upadłą naturą. Ten sam autor pisze dalej:

"Papież ma również władzę nad heretykami i schizmatykami, symbolizowanymi przez woły, ponieważ przeciwstawiają się prawdzie rogami dumy. Bóg poddał ich również pod stopy papieża, aby byli ukarani czterema sposobami, to jest przez ekskomunikę, usunięcie ze stanowisk, pozbawienie doczesnych dóbr i prześladowania ze strony wojska. Za heretyków mają być jednak uznani tylko wtedy, kiedy odmówią porzucenia swoich szkodliwych nauk i będą gotowi uparcie ich bronić. (...) Papież może wyznaczać, czyli wybierać cesarza. Cesarz jest sługą papieża, ponieważ jest on sługą Boga, którego miejsce zajmuje papież. Bóg bowiem postanowił cesarza sługą papieża. (...) Przypuszczam, że jest uznane za prawdziwe stwierdzenie, iż papież, wikariusz Chrystusa, posiada uniwersalną władzę sądowniczą nad duchowymi i doczesnymi sprawami na całym świecie, w miejsce Boga żywego".

Na uwagę zasługują poniższe wyrażenia papieży, zacytowane z dzieła Foxa pt. "Acts and Monuments" przez H. G. Guinnessa, znanego angielskiego pisarza. Całym sercem zgadzamy się z komentarzem tego pisarza na temat systemu, którego usta wyrażają takie myśli: "Jeżeli 'kto się wywyższa, będzie poniżony', to jakież poniżenie będzie proporcjonalne do takiego samowywyższenia?"

"Dlatego, widząc władzę daną Piotrowi, a przez Piotra mnie, który jestem jego następcą, któż w całym świecie nie powinien być poddany moim dekretom, mającym taką moc na niebie, w piekle i na ziemi, tak nad żywymi, jak i nad umarłymi. (...) Przez jurysdykcję, której kluczem jest tak wielka pełnia mojej mocy, że kiedy wszyscy inni są poddanymi - tak, nawet cesarze powinni podporządkować swoją władzę mnie - jedynie ja nie jestem niczyim sługą, nawet sługą samego siebie. Tak więc mój papieski majestat na zawsze pozostaje niewzruszony i sięga ponad wszystkich ludzi. Temu majestatowi wszyscy powinni być posłuszni i naśladować go. Żaden człowiek oprócz mnie nie może go sądzić czy oskarżać o jakiekolwiek przestępstwo. Nikt nie może poddać mnie ekskomunice, chociaż ja łączę się z ekskomunikowanymi. Nie obowiązuje mnie żadne prawo. Nikt nie może mnie okłamywać, ponieważ ten, który mnie okłamuje, jest heretykiem i osobą wyklętą. W ten sposób jest we mnie pokazana wielkość kapłaństwa rozpoczętego w Melchizedeku, uroczyście obchodzonego w Aaronie, udoskonalonego w Chrystusie, reprezentowanego w Piotrze, wywyższonego w uniwersalnej władzy sądowniczej i okazanego w papieżu. W ten sposób przez wielkość mojego kapłaństwa, gdy wszystkie rzeczy są mi poddane, wypełnia się we mnie to, co powiedziano o Chrystusie: 'Wszystkoś poddał pod nogi jego'.

Podobnie należy rozumieć, że biskup tego kościoła jest zawsze dobry i święty. Tak, chociaż popełniłby zabójstwo lub cudzołóstwo, nie może być oskarżony, lecz raczej uniewinniony przez pamięć o mordercach Samsona, o kradzieżach Żydów itd. Cała ziemia stanowi moją diecezję, a ja jestem biskupem wszystkich ludzi, posiadającym władzę Króla nad wszystkimi królami - moimi sługami. Ja jestem wszystkim we wszystkim i ponad wszystkim tak, że sam Bóg i ja, wikariusz Boga, jesteśmy w tym samym konsystorzu, a ja mogę uczynić prawie wszystko to, co czyni Bóg. We wszystkich sprawach, które wymieniam, moja wola ma zastąpić rozumowanie, ponieważ mam prawo uwolnić od prawa i zło uznać za sprawiedliwość, poprawiając prawa i zmieniając je. Dlatego więc, skoro rzeczy, które ja czynię, nie są czynione przez człowieka, lecz przez Boga - ZA KOGÓŻ MOŻECIE MNIE UZNAĆ, JEŻELI NIE ZA BOGA? Poza tym, jeśli prałaci kościoła byli przez Konstantyna nazywani bogami, to ja, stojący o wiele wyżej niż oni, muszę zajmować miejsce PONAD WSZELKIMI BOGAMI. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że mam moc zmieniać czasy i chwile, zmieniać i odwoływać prawa, anulować wszelkie przepisy, łącznie z naukami Chrystusa. Chrystus bowiem nakazał Piotrowi schować miecz, napominając uczniów, aby nie używali siły w celu pomszczenia samych siebie. Ja zaś, papież Mikołaj, napisałem do biskupów we Francji, nakłaniając ich, aby dobyli rzeczywistych mieczy. (...) I chociaż sam Chrystus był obecny na weselu w Kanie Galilejskiej, ja, papież Marcin, w moim majestacie zabroniłem duchowieństwu uczestniczyć w ucztach weselnych, a także zawierać małżeństwa. Co więcej, chociaż Chrystus zabronił pożyczać w nadziei zdobycia zysku, czyż ja, papież Marcin, nie anulowałem tego prawa? Cóż miałbym powiedzieć o tym, że sprawiłem, iż morderstwa nie były uznane za morderstwa czy zabójstwa, aby można było zabijać wyklętych? Podobnie mogę anulować i anuluję prawa natury i kanony apostolskie. Według nakazu apostolskiego, za cudzołóstwo kapłan powinien być pozbawiony urzędu. Ja zaś, przez władzę Sylwestra, zmieniam rygor tego postanowienia uznając, że obecnie umysły i ciała ludzi są słabsze, niż niegdyś. (...) Jeśli chcecie poznać wszystkie takie sprawy, które prawnie podlegają moim papieskim rozporządzeniom i nikt oprócz mnie nie może się do nich wtrącać, a których było pięćdziesiąt jeden, to wymienię je poniżej. [Tu następuje lista.]

Po tym, jak opisałem w zadowalający sposób moją władzę na ziemi, w niebie i w czyśćcu, jej wielkość i jej pełnię w wiązaniu, rozwiązywaniu, rozkazywaniu, przyzwalaniu, wybieraniu, potwierdzaniu, anulowaniu, czynieniu, nieczynieniu itd., powiem parę słów o moich bogactwach i o moich wielkich posiadłościach, aby każdy człowiek mógł zobaczyć obfitość wszystkiego - moje dzierżawy, dziesięciny i daniny, moje jedwabie, moje purpurowe mitry, korony, złoto, srebro, perły i drogie kamienie, ziemie i posiadłości. Do mnie należy przede wszystkim cesarskie miasto - Rzym, Pałac Laterański, Królestwo Sycylii, Apula i Capua. Również królestwa Anglii i Irlandii: czyż nie są, lub czyż nie powinny być moimi lennikami? Do powyższych dodałbym także, oprócz innych prowincji i królestw tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie, od północy aż na południe, wymienione poniżej posiadłości. [Tu następuje długa lista.] Cóż miałbym powiedzieć tutaj o moich dziennych dochodach, o pierwocinach, o dochodach rocznych, odpustach, bullach, dochodach z konfesjonałów, rozporządzeń, testamentów, dyspens, przywilejów, wyborów, prebend, domów kościelnych i o innych wpływach, które stanowią niemałą sumę pieniędzy? (...) Trudno pojąć, jak wielkie bogactwa płyną do mojego skarbca. (...) A cóż powinienem mówić o Niemczech, skoro, jak mówią moi prawnicy, cały świat jest moją diecezją i wszyscy ludzie są obowiązani w to wierzyć? Dlatego więc, jak rozpocząłem, tak i zakończę rozkazując, oświadczając i obwieszczając, iż rzeczą niezbędną do zbawienia każdej istoty ludzkiej jest być mnie poddanym."

Wielu zakłada obecnie, że ta chełpliwość papieska należy do odległej przeszłości i że w czasach późniejszych nastąpiła w tym systemie wielka zmiana. Wystarczy jednak chwila refleksji i przyjrzenia się faktom, aby stwierdzić, że te skłonności papiestwa nadal pozostają nie zmienione. Powinniśmy również pamiętać, że papiestwo ciągle utrzymuje, iż jego doktryny są niezmienne, że dekrety papieża i soborów są nieomylne, że te dekrety, tchnące bluźnierstwem przeciw Bogu i prześladowaniem Jego świętych, są nadal przez dzisiejszy Kościół Rzymskokatolicki uważane za święte. Jedyną zmianą w papiestwie jest utrata władzy, spowodowana przebudzeniem w okresie Reformacji. Chęć nadal istnieje, ale możliwość wprowadzenia jej w czyn została ograniczona przez wzrost znajomości i wolności, w którym najważniejszą rolę spełniała Biblia. Antychryst jest stopniowo obezwładniany przez prawdziwego Chrystusa - przez "ducha ust jego" - przez Jego Słowo. Wkrótce jasny blask obecności Immanuela doszczętnie zniszczy chełpliwy falsyfikat i całkowicie uwolni świat od zwodniczych roszczeń i błędów.

Jako ilustracja współczesnych żądań papieży niech posłuży nam następujący fakt: obecny papież po objęciu stanowiska przyjął imię Leona XIII i niedługo potem nazwał się "Leo de tribus Juda", co oznacza "Lew z pokolenia Judy". Jest to jeden z tytułów naszej rzeczywistej Głowy. Jeżeli więc chodzi o zarozumiałe roszczenia, obecny papież nie ustępuje tym, którzy zajmowali to stanowisko w ciemnych wiekach.

Poniższy obrządek, zwany Adoracją, nadal jest częścią ceremonii związanej z wprowadzaniem na urząd nowego papieża. Nowy papież, odziany w biel, ozdobiony wieloma drogimi kamieniami, w czerwonych butach z wielkimi złotymi sprzączkami w kształcie krzyża, jest prowadzony do ołtarza, gdzie klęka. Potem "papież wstaje i, mając na głowie mitrę, zostaje podniesiony przez kardynałów i posadzony przez nich na tronie-ołtarzu. Jeden z biskupów klęka i rozpoczyna się śpiewanie Te Deum [Ciebie, Boże, chwalimy]. W tym czasie kardynałowie całują stopy, ręce i twarz papieża." W mennicy papieskiej zostaje wybita moneta, przedstawiająca tę ceremonię, a napis głosi: "Którego uczynili, tego adorują".

Główny reprezentant papieża w Anglii, kardynał Manning, zwraca szczególną uwagę wiernych na następujące wymagania wiary katolickiej:

"Oświadczamy, potwierdzamy, wypowiadamy i utrzymujemy, iż rzeczą niezbędną do zbawienia każdej istoty ludzkiej jest poddanie się arcykapłanowi rzymskiemu". W opublikowanym wykładzie reprezentuje on papieża mówiącego: "Uważam się za Najwyższego Sędziego i Rządcę sumienia ludzkiego: chłopa, pracującego w polu i księcia, zasiadającego na tronie, rodziny, która żyje w domowym zaciszu i urzędnika, stanowiącego prawa dla królestw. Ja jestem jedynym, ostatecznym, najwyższym Sędzią tego, co dobre i tego, co złe".

Przyglądając się współczesnym przykładom "wielkich i wyniosłych słów próżności" papiestwa, nie powinniśmy również przeoczyć znamiennego dekretu Rady Ekumenicznej, która odbyła się w Rzymie w roku 1870. Dokument ten orzeka o nieomylności papieża. Prawdą jest, że zarówno teraz, jak i w przeszłości, dumni papieże rościli sobie prawo do nieomylności, a biskupi i książęta, chcąc zyskać łaski papieży, rzeczywiście za takowych ich uznawali, stwierdzając: "Tyś jest bogiem na ziemi". Jednak dopiero Rada Papieska w oświeconym dziewiętnastym stuleciu, w chłodny i świadomy sposób poinformowała świat, jak wielkim jest ten "bóg na ziemi" - że jest on prawie tak doskonały, jak tamten Bóg w niebiesiech; że nie popełnia więcej błędów, niż tamten; że w swoich wyrokach, ogłaszanych ex cathedra, jest nieomylny - nie popełnia błędów.

Głosowanie rady odbyło się 13 lipca 1870, a 18 lipca powyższy dekret został formalnie ogłoszony podczas specjalnej ceremonii w katedrze św. Piotra w Rzymie. Z zainteresowaniem można przeczytać poniższy opis tego wydarzenia, przekazany przez dr J. Cummingsa z Londynu:

"Papież zasiadł na wielkim tronie wzniesionym przed wschodnim oknem bazyliki św. Piotra. Wokół niego jaśniał blask wspaniałych drogich kamieni. Obok stali kardynałowie, patriarchowie i biskupi w bogatych szatach. Wszystko razem stanowiło niezwykły i wspaniały obraz. Papież wybrał na tę ceremonię poranek i wschodnie okno - aby wschodzące słońce oświetliło swoimi promieniami jego otoczenie i aby, odbiwszy się i załamawszy w diamentach, rubinach i szmaragdach, ukazało go nie jako człowieka, lecz - zgodnie z ogłaszanym dekretem - jako osobę pełną chwały Bożej. (...) Wczesnym rankiem papież zasiadł przy wschodnim oknie, (...) lecz słońce... nie ukazało się. Ponury świt szybko się ściemniał; było coraz ciemniej i ciemniej. Oślepiająca chwała nie rozbłysła. Stare oczy niedoszłego Boga były zbyt zmęczone, aby czytać przy świetle dziennym: papież musiał poprosić o świece. Światło świec nadwerężyło jego nerwy wzrokowe i zmuszony był przekazać tekst kardynałowi. Kardynał kontynuował czytanie wśród zapadającego mroku. Niewiele jednak zdążył przeczytać, gdyż z granatowego nieba spadł niezwykle jasny piorun i rozpoczęła się taka burza, jakiej jeszcze w Rzymie nie oglądano. Na wszystkich padł strach. Czytanie przerwano. Jeden z kardynałów, cały drżąc zerwał się ze swojego krzesła i zawołał: "To głos mówiącego Boga, gromy Synaju!"

Wśród bluźnierczych pretensji Antychrysta warte uwagi są niektóre z jego doktryn, a szczególnie doktryna o mszy, którą szerzej omówimy w następnym Tomie. Pomijając czczenie świętych i Marii, zatrzymamy się nad kilkoma większymi jeszcze błędami.

Nieomylność kościoła była jednym z pierwszych błędów i przygotowała drogę dla następnych. Była ona głoszona jeszcze przed uznaniem urzędu papieskiego. Był to najpoważniejszy błąd, który zamknął drogę do usuwania innych, później odkrytych błędów. Postawił on dekrety kościoła poza wszelkim sprzeciwem i wątpliwościami tak ze strony rozumu, jak i Pisma Świętego. Zasadami wiary stały się ludzkie słabości, niewiedza i błędne poglądy. Zastąpiły one Słowo Boże - Biblię, ponieważ skoro głos soboru został ogłoszony nieomylnym (nie popełniającym błędów), wszystko musiało się temu głosowi podporządkować. Każdy sobór czuł się zobowiązany nie podejmować decyzji, które byłyby sprzeczne z dekretami poprzednich. Jeśli któryś postąpiłby inaczej, otrzymałby surową naganę. Tak więc raz ustanowiony błąd nie mógł być usunięty, ani nawet krytykowany. Biblia i rozum musiały być tak interpretowane i naciągane, aby pasowały do nieomylnych dekretów ludzi, którzy się mylą. Nic dziwnego, że okazało się, iż potrzeba było znakomitych teologów, aby interpretować Pisma tak, żeby zgadzały się z tak zwanymi nieomylnymi dekretami. Nic też dziwnego, że dla wygody Antychryst zakazał czytania Biblii.

Zakazana Biblia. Z historii papiestwa jasno widać, że mimo wyznawania szacunku dla Biblii jako Słowa Bożego, system ten zawsze stawiał na pierwszym miejscu własne nieomylne słowa, Biblia zaś pozostawała w ich cieniu. Co więcej, Słowo Boże zostało całkowicie zakazane jako nie nadające się do czytania i niebezpieczne dla ludzi. W ten sposób nieomylne słowo papieskie mogło przejąć kontrolę nad wszystkim. Papiestwo wiedziało dobrze, że Biblia stanowi zagrożenie dla jego mocy i że była nieprzerwanym oskarżeniem dla jego roszczeń.

W czasach władzy papieskiej posiadanie lub czytanie Biblii było traktowane jako przestępstwo kryminalne. Wynalazek druku i idący za nim rozwój nauki spowodowały około szesnastego wieku zmartwychwstanie Biblii z grobu martwych języków, w którym trwała starannie ukryta przez Antychrysta, zabraniającego pod groźbą surowych kar tłumaczenia tej księgi na inne języki. Kiedy więc ożywczy duch niepodległości zaczął się szerzyć między ludźmi, nierzadko zdarzało się palenie Biblii. Z Watykanu płynęły długo i głośno bezlitosne klątwy na domniemanych grzeszników, którzy ośmieliliby się tłumaczyć, publikować lub czytać Słowo Boże.

Kiedy Wycliffe wydał swój przekład Biblii, papież Grzegorz przesłał do Uniwersytetu w Oksfordzie bullę potępiającą tłumacza, który "popadł w obrzydliwy rodzaj niegodziwości". Przekład Tyndale'a również został potępiony. Kiedy Luter opublikował swoje tłumaczenie Biblii na język niemiecki, papież Leon X także wydał przeciwko niemu bullę. Niemniej jednak dzieło wspaniale i równomiernie posuwało się naprzód: Biblia miała bowiem przejść zupełne zmartwychwstanie i przeznaczone jej było oświecić ludzi wszelkich narodowości i języków. Kościół w Rzymie zaczął to powoli zauważać i dlatego postanowił zezwolić na przekładanie Pisma Świętego na języki nowożytne - przekładanie jej przez katolickich tłumaczy i z katolickimi objaśnieniami. Biblie te nie miały jednak docierać do ludzi - chyba, że istniało niebezpieczeństwo, iż otrzymają oni przekłady protestanckie. Stwierdza to przekład Rhemish.

Poniższe cytaty pokazują charakter niektórych objaśnień do tego właśnie przekładu, który w ostatnich latach został zastąpiony bardzo podobnym, chociaż zawierającym mniej subiektywne objaśnienia, tłumaczeniem Douay. W notatce do trzeciego rozdziału Ew. Mateusza czytamy: "Heretycy mogą być karani i prześladowani; mogą i powinni być karani i zabijani przez władze duchowe lub świeckie". Objaśnienie do Galacjan 1:18 mówi: "Katolicy nie powinni oszczędzać własnych rodziców, jeżeli są oni heretykami". Komentarz do Hebr. 5:7: "Tłumacze Biblii protestanckiej powinni być wrzuceni w otchłań piekielną". Werset z Obj. 17:6 skomentowano: "Krew protestantów nie jest jednak nazywana krwią świętych, podobnie jak krew złodziei, mężobójców i innych złych ludzi, za których zgubę - z wyroku sprawiedliwości - społeczeństwo nie ponosi odpowiedzialności".

Dalej cytujemy niektóre z ograniczeń narzuconych wtedy, gdy okazało się, że nie da się całkowicie zapobiec czytaniu Biblii. Czwarta zasada Index Expurgatoris mówi:

"Jeżeli ktoś ośmieli się czytać lub mieć Biblię bez pisemnego pozwolenia, to nie otrzyma rozgrzeszenia, dopóki nie dostarczy tej Biblii ordynariuszowi. Księgarze, którzy sprzedają lub w inny sposób rozprowadzają Biblie w języku narodowym, dostarczając je jakimkolwiek osobom nie posiadającym pisemnego pozwolenia, zostaną ukarani konfiskatą książek, a biskup nałoży na nich taką karę, jaką uzna za stosowną, według wielkości przestępstwa".

Decyzja Soboru Trydenckiego, podjęta podczas posiedzenia w roku 1546:

"Aby ograniczyć działania nierozważnych umysłów, Sobór postanawia, iż w sprawach wiary i moralności oraz wszystkiego, co ma związek z zachowywaniem chrześcijańskich doktryn, nikt nie ma prawa rozumieć Pisma Świętego według własnych sądów albo inaczej, niż było i jest postanowione przez święty macierzysty kościół, którego prawem jest wydawać sądy o prawdziwym znaczeniu".

Z bulli Piusa VII przeciwko Towarzystwom Biblijnym, wydanej w dniu 29 czerwca 1816 roku i przesłanej Prymasowi Polski:

"Byliśmy naprawdę zaskoczeni tym wielce podstępnym narzędziem, jakim podkopuje się podstawy religii. Ponieważ sprawa ta jest bardzo ważna, wraz z naszymi czcigodnymi braćmi, kardynałami świętego Kościoła Rzymskiego, rozważyliśmy ją z największą uwagą na soborze, podczas którego zastanawialiśmy się również nad krokami, jakie nasza władza pontyfikalna powinna przedsięwziąć, aby uleczyć i zwalczyć tę zarazę tak dalece, jak tylko jest to możliwe. (...) Wykazaliście już dobrowolnie gorące pragnienie wykrycia i zniszczenia bezbożnych machinacji tych nowatorów. Jednak zgodnie z naszym urzędem raz jeszcze upominamy was, że cokolwiek możecie osiągnąć siłą, radą lub władzą, powinniście czynić codziennie i z największą uczciwością. (...) Biblia drukowana przez heretyków ma znaleźć się na liście książek zakazanych, zgodnie z regułami indeksu".

Ten sam papież w roku 1819 wydał bullę przeciwko używaniu Pisma Świętego w szkołach irlandzkich. Czytamy w niej:

"Do świętej kongregacji dotarła wiadomość, że we wszystkich niemal częściach Irlandii ustanowione zostały Towarzystwa Biblijne, wspierane funduszami płynącymi od grup heterodoksyjnych. W Towarzystwach tych niedoświadczeni ludzie obojga płci zatruwani są zdeprawowanymi doktrynami. (...) Powinno się więc podjąć wszelkie możliwe starania, aby utrzymać młodzież z dala od tych niszczących szkół. (...) Działajcie, jak tylko umiecie, aby ortodoksyjna młodzież nie uległa zepsuciu w tych miejscach - a cel ten, mam nadzieję, zostanie z łatwością osiągnięty przez ustanowienie w całej waszej diecezji szkół katolickich".

Mamy więc tutaj szczere objaśnienie prawdziwego celu zakładania katolickich szkół parafialnych w Wielkiej Brytanii i Ameryce Północnej. Celem tym była ochrona wyznania katolickiego. Antychryst nie ma żadnego innego celu, kiedy oferuje edukację prostym ludziom. Niewiedza i przesądy są osłoną papiestwa. Potwierdzają to stulecia władzy tego systemu, a także okres nazywany "mrokami Średniowiecza". Nie zaniedbywano ograniczonej edukacji duchowieństwa, ale głęboka ciemnota wszystkich dawnych krajów rzymskokatolickich jest dowodem, że nikt nie dbał o naukę zwykłych ludzi. Szkoły i Biblie zawsze były wrogami Antychrysta i nie mogły być tolerowane - chyba, że były naprawdę konieczne. Wtedy dla przetrwania Antychrysta niezbędne stawało się rzucenie na nie fałszywego światła.

W bulli Leona XII, skierowanej do duchowieństwa Irlandii w roku 1825, czytamy:

"Nie jest dla was tajemnicą, czcigodni bracia, że na całym świecie panoszy się zuchwale pewne towarzystwo, powszechnie nazywane Towarzystwem Biblijnym. Odrzuciwszy tradycje ojców świętych i dobrze znane dekrety Soboru Trydenckiego, powyższe Towarzystwo wszystkie swoje siły i środki skupia na dążeniu do jednego celu: do przetłumaczenia albo raczej do wypaczenia Biblii i wydania jej w narodowych językach wszystkich ludzi".

Nawet dużo późniejszy papież, Pius IX, wyraził ból swojego serca z powodu triumfu Biblii, tego wielkiego wroga Antychrysta. Powiedział on: "Niech będą przeklęte te podstępne i zwodnicze towarzystwa, nazywane Towarzystwami Biblijnymi, które oddają Biblię w ręce niedoświadczonej młodzieży".

Rzeczywiście, Rzymskokatolicki Sobór Plenarny w Baltimore zadecydował w roku 1886, że w katolickich szkołach w Stanach Zjednoczonych mogą być używane Biblie zaaprobowane przez kościół. Nie oznaczało to jednak zmiany w rzeczywistych upodobaniach Antychrysta, lecz było jedynie jeszcze jednym krokiem jego dalekowzrocznej polityki i ustępstwem wobec panującego w tym kraju ducha wolności, który nie znosi podobnych ograniczeń. Wiadomo było jednak, że ludzie szukali wolności, a nie Biblii. Dziś, dwa lata po tych wydarzeniach, w szkołach katolickich Biblii nie znajdziemy.

Innym błędem, który przyniósł wiele owoców, była doktryna o naturalnej, przyrodzonej nieśmiertelności człowieka (raz rozpoczęte życie nigdy nie ustaje). Myśl tę zapożyczono z filozofii greckiej. Kiedy uznano ją za prawdziwą, w naturalny sposób doprowadziło to do wniosku, że skoro życie musi trwać wiecznie, to biblijne wersety dotyczące wtórej śmierci i zniszczenia dobrowolnych grzeszników muszą znaczyć coś zupełnie przeciwnego niż to, o czym rzeczywiście mówią, a mianowicie - wiecznie trwające życie w pewnych warunkach. Dalej łatwo było stwierdzić, że w przypadku złych ludzi życie to musi być cierpieniem. Tortury te często malowano na ścianach kościołów, mówili też o nich gorliwi kapłani i mnichowie. Nawróceni ludzie łatwo przyjmowali tę błędną naukę, ponieważ filozofowie greccy (przodujący wtedy w sprawach nauki, religii i filozofii, których idee, jak wykazuje Józefus, zaczęły nawet przenikać do judaizmu) od dawna uczyli już o karze, jaka czekała grzeszników po śmierci. Na ich korzyść przemawia jednak fakt, że nigdy nie posunęli się oni do tak strasznych bluźnierstw o charakterze i władzy Boga, jakich nauczał Antychryst. Zaraz potem przyszła kolej na ustanowienie miejsca tych wszystkich tortur i nazwanie tego miejsca piekłem. Znaleziono też wersety z Pisma Świętego, odnoszące się do szeol, hades i gehenny, które opisują rzeczywistą zapłatę za grzech - pierwszą i drugą śmierć. Zręcznie zinterpretowano te wersety, podobnie jak przypowieści naszego Pana i symbole z Objawienia, a uczyniono to w taki sposób, aby zwieść cały świat najokropniejszymi bluźnierstwami o charakterze i planie Boga, naszego mądrego i łaskawego Ojca Niebieskiego.

Wprowadzono też koncepcję czyśćca, aby powyższą doktrynę uczynić bardziej znośną i w ten sposób umożliwić Antychrystowi jeszcze silniejszą kontrolę nad ludźmi. Antychryst twierdził, że ma klucze nieba i piekła, a także iż może zmniejszyć cierpienia czyśćcowe, będące karą nie tylko za Adama i odziedziczone po nim słabości, ale także za dobrowolne, zamierzone grzechy. Łatwo można sobie wyobrazić, jaką dawało to władzę nad ciemnymi, prostymi ludźmi, szczególnie gdy cesarze i przywódcy akceptowali tego zwodziciela i gięli się przed nim w ukłonach.

Zaraz potem pojawiły się msze za zmarłych: tak biedni, jak i bogaci poczuwali się do obowiązku płacenia za nie. Skuteczność tych mszy, jeżeli chodzi o uwalnianie od cierpień czyśćcowych, miała być nieograniczona - nawet Jahwe ani Chrystus nie mogli się im przeciwstawić. Stało się to źródłem wielkich dochodów Antychrysta, ponieważ kapłani ciągle przypominali umierającym bogaczom o powinności pozostawienia hojnych datków na msze za nich samych, aby ci, którzy odziedziczą po nich majątek nie przeoczyli tej sprawy. Podobne ostrzeżenia pojawiły się w tym roku w rzymskokatolickich czasopismach - ostrzeżenia mówiące, że mniej pieniędzy powinno się wydawać przy pogrzebie na kwiaty, a więcej na msze za zmarłych.

Niedługo przed krucjatami wprowadzono odpusty: wiemy, że odpusty te były niezbędne, aby zwerbować ochotników, którzy wzięliby udział w tych krucjatach, czyli świętych wojnach. Zgodnie z papieskim zarządzeniem każdy uczestnik takiej wojny uzyskiwał przebaczenie nie tylko swoich przeszłych grzechów, ale również tych, które miał popełnić w przyszłości, co chroniło go od pewnych cierpień w czyśćcu. Odpusty te, jak twierdzą rzymskokatolicy, nie były przewidziane jako pozwolenia na popełnianie grzechów, lecz jako nagrody za zasługi; nagrody te mogły wyrównać dług lub anulować określoną liczbę dni lub lat mąk w czyśćcu. Tak więc jeżeli na skutek popełnionych grzechów człowiek podlegał karze tysiąca lat cierpień, a jednocześnie zdołał jednorazowo lub przy wielu okazjach zapewnić sobie odpusty za tysiąc lat - za pieniądze, za przysługi oddane papiestwu lub za odbyte pokuty - był wolny od czyśćca. Gdyby zdobył dziewięćset lat odpustu, musiałby jeszcze cierpieć przez sto lat. Gdyby z kolei ilość odpustów była dużo większa od należnych mu kar, człowiek taki prawdopodobnie zostałby uznany za świętego, do którego należy zanosić modły i którego należy adorować. W ten właśnie sposób Ludwik, król Francji i uczestnik krucjat stał się świętym: został kanonizowany i obecnie ludzie modlą się do niego jako do świętego Ludwika.

Rzeczywiście istnieje pewna różnica między rozumianymi w ten sposób odpustami a pozwoleniami na popełnianie grzechów: różnica ta jest jednak bardzo mała, papiestwo bowiem wyznaczyło za powszechnie popełniane grzechy określoną ilość cierpień. W ten sposób nie tylko przeszłe grzechy mogły być anulowane, ale również ci, którzy mieli powody, aby przypuszczać, że popełnią określone grzechy w przyszłości, mogli z wyprzedzeniem zapewnić sobie ich odpuszczenie. Istniały również "odpusty całkowite", które oczywiście obejmowały wszystkie grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe.

Nawet w dzisiejszych czasach mają jeszcze miejsce różne niewiarygodne praktyki. Rzymskokatolicy mają pewne modlitwy, których powtarzanie jest podstawą odpustu za pewien określony czas. Duża ilość powtórzeń, jak twierdzą, uchroni ich od gniewu przez długi czas. Tak więc ci, którzy odmówią "Witaj, święta Królowo" otrzymują czterdzieści dni odpustu; za "Litanię do Błogosławionej Panienki" można uzyskać dwieście dni, zaś dla odmawiających "Zdrowaś Mario" przewidziano sto lat odpustu. Można sobie wyobrazić, do jakiego odstępstwa doprowadziła ta bluźniercza doktryna w "ciemnych wiekach", kiedy wszystkim oferowano odpusty za pieniądze oraz za prześladowania niewiernych i heretyków.

Za przestępstwa popełniane przez bogaczy, którzy mogli płacić, żądano olbrzymich kar, zaś najbardziej podstawowe występki przeciwko sprawiedliwości, powszechniejsze między prostymi ludźmi, przebaczano dużo łatwiej. Tak więc małżeństwo z najbliższym kuzynem kosztowało pięć tysięcy dolarów, podczas gdy za zamordowanie żony lub za ojcobójstwo wymagano jedynie dwudziestu dolarów. Spanheim pisze: "Instytucja odpustów stała się mennicą pieniędzy dla Kościoła Rzymskokatolickiego, kopalnią złota dla rozpustnych siostrzeńców, bratanków i dzieci papieży, źródłem finansów dla wojen papieskich, środkiem spłacania długów i niewyczerpaną fontanną zbytku papieży".

Aby to wszystko uregulować, rozmaitym grzechom przypisywano różne kary - różne liczby dni lub lat w czyśćcu. Ustalono też odpowiednią skalę cen, aby uzyskiwać określone opłaty za morderstwo, kradzież, dzieciobójstwo, cudzołóstwo, krzywoprzysięstwo i inne grzechy. W ten sposób anulowano pokuty oraz łagodzono bądź skracano męki w czyśćcu, a to wszystko ku zadowoleniu pracowników Antychrysta. Trudno się dziwić, że ludzie szybko zrozumieli, iż za tyle grzechów trzeba płacić tyle pieniędzy.

Z powodu odpustów przestępczość wzrosła tak znacznie, że oburzenie wyższych klas społecznych stało się przyczyną rebelii skierowanej przeciwko kościołowi. Ludziom otworzyły się oczy i zobaczyli, że duchowieństwo, począwszy od najwyższych dostojników, a na zwykłych urzędnikach kończąc, pogrążone jest w niegodziwości.

Podobnie, jak największe ciemności zapadają przed samą burzą, tak i przed wielkim ruchem reformacji nastąpiła najczarniejsza, jeżeli chodzi o moralność, godzina mrocznego panowania Antychrysta. Wtedy właśnie jawny i bezwstydny handel odpustami napełnił wstrętem Lutra i doprowadził jego i innych gorliwych papistów do tego, że zaczęli badać i kwestionować cały system, tak z punktu widzenia moralności, jak i - później - aspektów doktrynalnych. Na koniec Luter ogłosił prawdę, że papiestwo rzeczywiście jest Antychrystem. Odkrywszy to, odważnie wskazał na pewne symbole z Objawienia oraz na ich zastosowanie i częściowe wypełnienie w hierarchii papieskiej.

O tej sprawie czytamy u dobrze znanego duchownego, Lymana Abbotta:

"Jednym z powodów, dla których przedtem udzielano więcej odpustów niż obecnie, był napływ pieniędzy do kościoła. Handel ten osiągnął największe rozmiary na początku XVI wieku za czasów Leona X, który udzielał odpustu każdemu, kto wspomagał wznoszenie katedry św. Piotra w Rzymie. Jego głównym przedstawicielem do spraw sprzedaży odpustów w Niemczech był niejaki Jan Tetzel. Jego osławione występki nie stały na przeszkodzie wybraniu go do udzielania odpustów innym, czystszym od niego duszom. Żadne dziwactwo nie było dla niego zbyt wielkie, byle tylko napełniało pieniędzmi jego szkatułę. Twierdził on, że czerwony krzyż, który towarzyszył mu we wszystkich miejscach, ma równie wielką moc, jak krzyż Chrystusa - że nie istnieje tak wielki grzech, z którego ten krzyż nie mógłby człowieka oczyścić: 'Odpusty są zbawieniem nie tylko dla żywych, ale i dla umarłych. W tym samym momencie, kiedy pieniądze uderzą w dno skrzynki, dusza opuszcza czyściec i ulatuje wolna do nieba' - oto jedno z bluźnierczych stwierdzeń Tetzla. Ustanowiono cennik grzechów: 'Poligamia kosztuje sześć dukatów; świętokradztwo i krzywoprzysięstwo - dziewięć; morderstwo - osiem; czary - dwa'. Ten właśnie jawny i bezwstydny handel był największą przyczyną reformacji. Odpustów nadal udzielano - nie tylko za przejawy pobożności, lecz również za finansowe wspieranie kościoła. Publiczne i jawne sprzedawanie odpustów zostało teraz przez Kościół Rzymski w większej części zaprzestane".

Inny pisarz zacytował dalsze słowa Tetzla:

"Podejdźcie bliżej, a dam wam listy z odpowiednimi pieczęciami, dzięki którym nawet grzechy, które zapragniecie popełnić w przyszłości, będą wam odpuszczone. Nie ma tak wielkiego grzechu, którego odpusty nie mogłyby zmazać. Płaćcie tylko, płaćcie dużo, a wszystko będzie wam wybaczone. Wy, kapłani, wy szlachta, wy, sprzedawcy i wy, żony, panny i młodzieńcy, słuchajcie waszych rodziców i przyjaciół, którzy wołają na was z bezdennej czeluści: 'Cierpimy straszliwe męki, niewielka jałmużna wybawi nas od tortur. Możecie ją dać, więc czyż jej nie dacie?' Za dziesięć groszy możecie wybawić waszych ojców od czyśćca. Nasz Pan Bóg nie zajmuje się już nami jako Bóg - całą swoją moc oddał papieżowi".

Poniższy tekst pochodzi z blankietów używanych przez Tetzla, które uzupełniał imieniem kupującego, jego grzechami itd.:

"Niech nasz Pan, Jezus Chrystus, zmiłuje się nad tobą, (...) i wybawi cię przez zasługi swoich najświętszych mąk. Ja, w imieniu danej mi władzy apostolskiej, oczyszczam cię z wszystkich (...) występków, grzechów i zbrodni, jakie popełniłeś, bez względu na ich wielkość i rodzaj, (...) anuluję cierpienia, które musiałbyś znosić w czyśćcu, (...) przywracam ci niewinność i czystość, jaką miałeś w chwili twego chrztu tak, że gdy umrzesz, zamkną się przed tobą drzwi miejsca kaźni, a otworzą bramy raju. Jeżeli zaś będziesz żył długo, łaska ta będzie trwała niezmiennie do końca twoich dni. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen. Brat Jan Tetzel, intendent, podpisuje ten dokument własnoręcznie - - - "

Jeżeli chodzi o obecne czasy, możemy powiedzieć, że kilka lat temu drukowane odpusty były sprzedawane na stołach w niektórych z większych kościołów rzymskokatolickich w Meksyku i na Kubie.

"Dano jej też walczyć z świętymi i zwyciężać ich" -
"i święte najwyższych miejsc zetrzeć".

Czy fałszywe królestwo papieskie rzeczywiście miało władzę nad prawdziwie poświęconymi dziećmi Bożymi? Czy rzeczywiście zwyciężyło - czy "starło ich" podczas długiego okresu ucisku albo też zgniatania, jak sugeruje tekst hebrajski? Nasza odpowiedź brzmi: tak. Używano wszelkich możliwych środków, aby zdławić ducha prawdziwego chrześcijaństwa (Jan 8:36; Gal. 5:1; 2 Kor. 3:17), a zamiast niego wprowadzić ducha, doktryny i obrządki Antychrysta. Na początku nie było to otwarte atakowanie wiernych, lecz raczej powolny, nieprzerwany, zgniatający ucisk, skierowany szczególnie przeciwko nauczycielom odmiennych doktryn i wyczerpujący cierpliwość i wiarę wielu ludzi. To ciągłe gnębienie i uciskanie można jasno zobaczyć na przykładzie instytucji konfesjonału, w którym Antychryst nie tylko dowiadywał się o każdym przejawie krytyki i przeciwstawiania się temu systemowi, o jakim słyszał spowiadający się, ale pod groźbą przyszłej kary nakazywał też ujawniającemu swoje grzechy człowiekowi wyznanie i pokutę za jego własne myśli i czyny podobne tamtym. Wkrótce powyższa procedura została poparta przez władze cywilne; tak więc jakikolwiek protest przeciwko kościołowi mógł być uznany za zdradę władzy cywilnej, która była popierana przez system papieski.

W pierwszym okresie wywyższenia papiestwa narody w całości stawały się nominalnymi członkami kościoła; w przeciwnym razie były uznawane za pogan. Od wszystkich, którzy wyznawali Chrystusa, oczekiwano podporządkowania się zwyczajom i prawom hierarchii dążącej stopniowo do samowywyższenia się. Kiedy błąd - zawsze bardziej popularny niż prawda - zyskiwał większy wpływ i siłę, wówczas ścigał, zakazywał i oczerniał Prawdę oraz wszystkich, którzy ją wyznawali. To właśnie był czas, kiedy - jak pokazano w Objawieniu - prawdziwy Kościół (niewiasta) uciekł na pustynię - w odosobnienie (Obj. 12:6). Odrzucenie to było spowodowane jej wiernością Prawdzie, prawdziwemu Panu i Głowie Kościoła. W tych czasach, kiedy odstępcy stawali się książętami, prawdziwi, pokorni święci doświadczali tego, przed czym Pan ostrzegał zarówno ich, jak i wszystkich innych pobożnych - doświadczali prześladowań. Teściowa była przeciwko synowej, ojciec przeciwko synowi, brat przeciwko bratu. Najwięksi wrogowie człowieka często rzeczywiście znajdowali się w jego własnym domu. Czy cokolwiek mogło bardziej zetrzeć lub zgniatać świętych Najwyższego niż takie prześladowania, trwające przez wiele stuleci?

Aby zobaczyć, jak srogie i bezwzględne były te prześladowania, musimy znów spojrzeć na karty historii.

Prześladowania chrześcijan w pogańskim Rzymie nie są nawet warte porównywania z prześladowaniami przez Rzym papieski. Były one o wiele rzadsze, miały ograniczony zasięg i były mniej srogie. Z przekazów wczesnych chrześcijan wiadomo, że większość urzędników rzymskich, egzekwujących w poszczególnych prowincjach decyzje cesarza lub senatu, mających w swoich rękach władzę życia i śmierci, zachowywała się jak dobrze wychowani ludzie o liberalnym wykształceniu, którzy respektowali reguły sprawiedliwości. Rzadko używali tak wstrętnych metod, jak prześladowania. Częściej z pogardą oddalali oskarżenia przeciwko chrześcijanom (tak, jak próbowali uczynić Piłat i Herod w przypadku naszego Pana - Łuk. 23:14-16,20,22; Mat. 27:24) lub sugerowali oskarżonym chrześcijanom jakieś sposoby obejścia prawa. Kiedy tylko mogli, używali swojej władzy raczej chroniąc chrześcijan, niż ich uciskając. Pogańskie trybunały często były najpewniejszym ratunkiem przed żydowskimi oskarżycielami.9* Okrutne prześladowania za czasów obrzydliwego tyrana - Nerona, który spalił niektórych chrześcijan, aby odwrócić od siebie publiczne podejrzenia, są jedną z najczarniejszych kart historii pogańskiego Rzymu. Liczba ofiar Nerona była jednak stosunkowo niewielka. Ofiarami pogańskich prześladowań były przeważnie wybitne jednostki, nie zaś społeczności. Jednak nawet te prześladowania przywódców nie stanowiły wyrazu ustalonej, ciągłej i zdeterminowanej opozycji ze strony panujących; były raczej rezultatem niekontrolowanego, spowodowanego przesądami, poruszenia między ludem. Zaspokojenie tych żądań wydawało się przywódcom niezbędne dla utrzymania spokoju i porządku. Przykłady takich wydarzeń znajdujemy w życiu apostoła Pawła, a także innych apostołów (Dzieje Ap. 19:35-41; 25:24-27; 26:2,3,28). Nawet szersze prześladowania przez cesarzy rzymskich trwały bardzo krótko, wyjąwszy prześladowania za czasów Dioklecjana, które z różną siłą trwały przez 10 lat. Pomiędzy tymi prześladowaniami były długie okresy pokoju i ciszy. Pod władzą cesarzy chrześcijaństwo było niepokojone, ale nie zostało "starte"; można raczej powiedzieć, że wspaniale się rozwijało.

Jakże inne były prześladowania papieskie, którym podlegali nie tylko przywódcy, lecz wszyscy, i które trwały nie przez kilka miesięcy, lecz nieprzerwanie! To, co pod panowaniem pogańskich cesarzy było przejściową modą lub szaleństwem, za czasów papieży stało się zorganizowanym systemem, który podsycany był fanatyzmem religijnym i intrygami ambicji oraz inspirowany szatańską gorliwością, energią i okrucieństwem, którego nie można porównać z niczym innym w całych dziejach ludzkości. Odpadły kościół odłożył miecz ducha i, trzymając się mocno ramienia cesarstwa, ze straszliwą furią obrócił swoją cielesną broń przeciwko wszystkim słabszym przeciwnikom, którzy stali na drodze jego ambicji. Jednocześnie system ten uległością i pochlebstwem zwodził możnych, aż zdobył ich zaufanie, po czym mógł uzurpować sobie ich pozycję i władzę.

Zarówno pogaństwo, jak i herezja stały się wówczas przedmiotem prześladowań - szczególną uwagę zwrócono przy tym na herezję. "Tak zwane duchowieństwo chrześcijańskie", pisze Edgar, "przewrotnie zastosowało prawa żydowskiej teokracji i zapisy żydowskich annałów dla niechrześcijańskiego i podłego celu obudzenia demona prześladowań przeciwko rozpadającym się pozostałościom greckich i rzymskich [pogańskich] przesądów. (...) Rozplótłszy starożytną tkaninę politeizmu, przenieśli jego dochody do systemu kościelnego, państwowego i wojskowego. (...) Pogaństwo zostało wygnane z rzymskich terytoriów. (...) Przekonania zastąpiono przymusem, a ewangelię terrorem. Twarz pokrywa się rumieńcem, gdy czytamy Symmachusa i Libaniusza, dwóch pogańskich oratorów, apelujących o rozsądek i perswazję w propagowaniu religii, podczas gdy Teodozjusz i Ambrozjusz, chrześcijański cesarz i chrześcijański biskup, usilnie podkreślają przemoc i przymus".

Kiedy Konstantyn objął władzę w Rzymie, był skłonny tolerować wszystkie religie, czego świadectwem był Edykt Mediolański, dający wolność przekonań religijnych każdemu człowiekowi w Imperium Rzymskim. Kościół chrześcijański, który tak długo był prześladowany i tęsknił do wolności, powinien był powitać taki krok z radością. Stało się jednak inaczej. Zaniknął już prawdziwy duch chrześcijaństwa i teraz największą ambicją kościoła było wywyższenie się tak szybko, jak tylko możliwe, przez zadeptanie każdej iskierki wolności i podporządkowanie wszystkiego własnym rozkazom. "Zgodnie z tym", mówi Gibbon,10* "jego [Konstantyna] urzędnicy kościelni szybko doprowadzili do zredukowania bezstronności urzędu i do obudzenia gorliwości nawróconego. (...) Wszelkie nadzieje pokoju i tolerancji wygasły, kiedy zebrał w murach swojego pałacu trzystu biskupów". Cesarz został wtedy zmuszony do ogłoszenia, że ci, którzy w sprawach wiary nie akceptują wyroków tego duchownego zgromadzenia, powinni przygotować się na wygnanie. Ogłoszono również, że decyzje powyższych duchownych mają autorytet boski. Ten duch nietolerancji szybko wydał owoc w postaci gorzkich i bezwzględnych prześladowań. Konstantyn wydał dwa prawa karne przeciwko herezji, a za tym przykładem poszli jego następcy - Walentynian, Gracjan, Teodozjusz, Arkadiusz i Honoriusz. Teodozjusz wydał piętnaście podobnych statutów, Arkadiusz - dwanaście, Honoriusz - nie mniej niż osiemnaście. Zostały one zapisane w kodeksach Teodozjusza i Justyniana ku niesławie ich autorów - kapłanów i cesarzy.

To, co Antychryst uważał za stosowne nazwać herezją (a co w dużej części było prawdą i sprawiedliwością, opartą na mocnych podstawach), zostało uznane za rzecz gorszą od niewierności; przeciwko tym obydwóm rzeczom powstawali królowie, cesarze i teolodzy; obie były prześladowane (szczególnie herezja) przez inkwizycję. Kiedy na początku trzynastego wieku nastąpił rozwój nauki, kiedy ludzie zaczęli budzić się ze snu i koszmarnych widziadeł "ciemnych wieków", ci, z których umysłów Prawda nie została całkowicie wymazana, znów otrzymali zachętę do działania i znów prawdy zostały ukazane na przekór coraz większym błędom Antychrysta. Wtedy właśnie duch prześladowań, którym był owładnięty Antychryst, spowodował eksplozję działań mających na celu zmiażdżenie przeciwnika.

Królowie i książęta drżeli o swoje korony, jeżeli w jakimkolwiek stopniu spowodowali niezadowolenie papieża. Ich majątki zagrożone były interdyktem, jeżeli oni sami lub ich poddani odmawiali absolutnego posłuszeństwa rozkazom papieża. Złożyli oni przysięgę, że wytrzebią herezję. Ostrzeżono ich, że muszą oczyścić swoje prowincje z heretyckiej przewrotności, inaczej bowiem utracą swoje włości. Baronom, którzy nie pomagali w dziele prześladowań, rzeczywiście odebrano majątki. Królowie i książęta czynili więc wysiłki, aby zastosować się do poleceń papieskich, a baronowie i ich wasale musieli im służyć i pomagać w dziele niszczenia.

Nawet przed tym przebudzeniem, jeszcze w roku 630, Sobór w Toledo zmusił wstępującego na tron króla Hiszpanii do złożenia przysięgi, że nie będzie tolerował w swoim państwie żadnych heretyków; ogłoszone zostało, że monarcha, nie dotrzymujący powyższej przysięgi, będzie "wyklęty przed obliczem wiecznego Boga i zostanie wrzucony do ognia piekielnego". Straszliwe znaczenie tych roszczeń poznano jednak w pełni dopiero wtedy, gdy rozpoczęło się przebudzenie, a Antychryst osiągnął szczyty swej władzy.

Sobór w Oksfordzie w roku 1160 przekazał sądowi cywilnemu grupę zwolenników Waldensa, którzy przybyli do Anglii z Gaskonii. Według odpowiedniego rozkazu króla Henryka II tak kobiety, jak i mężczyźni zostali publicznie wychłostani, naznaczeni na policzku piętnem, odbitym rozpalonym żelazem i - półnadzy - wypędzeni w środku zimy poza miasto. Wszystkim mieszkańcom zabroniono okazywać współczucie dla skazańców lub wyświadczyć im najdrobniejszą choćby przysługę.

Fryderyk, cesarz niemiecki, rozkazał w roku 1224, aby wszyscy heretycy zostali żywcem spaleni ogniem. Ich majątki miały być skonfiskowane, a ich dzieci, jeżeli nie przyłączyły się do prześladowań, miały być zniesławione. Ludwik, król Francji, w roku 1228 wydał dekret nakazujący wykorzenienie herezji, po czym sam dopilnował jego wykonania. Zmusił on Rajmunda, hrabiego Tuluzy, do zniszczenia heretyków w jego włościach, nie wyłączając jego przyjaciół i wasali.

Od najwcześniejszych przejawów władzy, która stopniowo rozwinęła się potem w system papieski, istnieli ludzie, którzy przeciwstawiali się tym siłom. Opór ten okazywała jednak tylko garstka wiernych, którzy mieli bardzo niewielki wpływ na przytłaczający napływ światowości, zalewający kościół. Stopniowo, kiedy spostrzegali błędy, wycofywali się po cichu z wielkiego odstępstwa, aby chwalić Boga zgodnie z własnym sumieniem, nawet pod groźbą prześladowań. Najznaczniejsi z nich zostali później nazwani waldensami, albigensami, wycliffitami i hugenotami. Wszyscy oni, chociaż różnie nazywani, mieli, o ile nam wiadomo, jednakowe początki i jednakową wiarę. "Waldensjanizm" - pisze Rainerous (3.4), wyróżniający się trzynastowieczny inkwizytor - "jest najstarszą herezją i istnieje, według niektórych, od czasów [papieża] Sylwestra, a według innych - nawet od czasów apostolskich". Sylwester był papieżem, kiedy Konstantyn zasiadał na cesarskim tronie i kiedy wyznał chrześcijaństwo. W ten sposób widzimy, że od samego początku Prawda miała swoich zwolenników, którzy, choć pokorni i niepopularni, rozumnie odrzucali papieskie doktryny o czyśćcu, oddawaniu czci obrazom, ustanawianiu świętych, czczeniu Marii Panny, modlitwach za zmarłych, przemianie chleba i wina w ciało i krew Jezusa, celibacie duchowieństwa, odpustach, mszy itd. Odrzucali również pielgrzymki, palenie kadzideł, święte pogrzeby, używanie wody święconej, święte szaty, monachizm itd. Utrzymywali oni, że powinno się postępować według nauk Pisma Świętego, a nie według tradycji i roszczeń kościoła w Rzymie. Uważali oni papieża za głowę wszystkich błędów i twierdzili, że odpuszczenie grzechów można otrzymać jedynie przez zasługi Pana Jezusa.

Wiara i praca tych ludzi stały się podstawą reformacji i protestu przeciwko błędowi na długo przed pojawieniem się Lutra; tak oni, jak i inni przeciwnicy Rzymu, byli ścigani, nienawidzeni i prześladowani przez rozwścieczonych i bezlitosnych emisariuszy papiestwa. Waldensowie i albigensowie stanowili najliczniejszą grupę protestantów sprzeciwiających się papiestwu. Kiedy w XIII wieku nadeszło przebudzenie, to właśnie głównie od nich rozbłysła Prawda, chociaż później jej blask został odbity i wzmocniony przez Wycliffe'a, Hussa, Lutra i innych. Ich doktryny, oparte na prostocie i moralności, lśniły jeszcze większym blaskiem na tle pompatycznej dumy i rażącej niemoralności wywyższonego wówczas papiestwa.

Wtedy właśnie papieże, doradcy, teologowie, królowie, uczestnicy krucjat i inkwizytorzy połączyli swoje diabelskie siły, aby zniszczyć każdego przeciwnika i zagasić najdrobniejsze nawet promyki wschodzącego światła. Papież Innocenty III wysłał najpierw misjonarzy do dystryktów, w których znalazły poparcie doktryny albigensów. Misjonarze ci mieli głosić rzymską religię, czynić cuda itd. Wysiłki te okazały się bezużyteczne, więc papież ogłosił krucjatę, obiecując wszystkim jej uczestnikom przebaczenie grzechów i natychmiastowe pójście do nieba bez przechodzenia przez czyściec. Z przekonaniem, że papież jest w stanie zapewnić obiecane nagrody, pół miliona ludzi - Francuzów, Niemców i Włochów - zebrało się pod sztandarem krzyża, aby bronić katolicyzmu i wykorzeniać herezję. Przez kolejne dwadzieścia lat trwała seria bitew i oblężeń. Miasto Beziers zostało zaatakowane i zdobyte w roku 1209. Jak podają historycy, sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców, bez względu na wiek i płeć, zginęło od miecza. Krew tych, którzy uciekli do kościołów i tam zostali zamordowani przez świętych uczestników krucjaty, zalała ołtarze i płynęła ulicami.

Lavaur zostało zdobyte w roku 1211. Gubernatora powieszono na szubienicy, a jego żonę wrzucono do studni i zabito kamieniami. Mieszkańcy bez żadnych wyjątków zostali skazani na śmierć; czterystu z nich spalono żywcem. Kwitnąca kraina Langwedocji została spustoszona, miasta spalono, a mieszkańców wybito ogniem i mieczem. Ocenia się, że jednego dnia zginęło tysiąc albigensów; ich ciała złożono na jedno miejsce i spalono.

Całe to szaleństwo krwi i nikczemności odbywało się w imieniu religii: ku chwale Bożej i ku czci kościoła, ale w rzeczywistości celem tego wszystkiego było umocnienie Antychrysta siedzącego w świątnicy Bożej [w kościele], ogłaszającego siebie bogiem - mocarzem - zdolnym pokonać i zniszczyć swoich wrogów. Duchowieństwo dziękowało Bogu za zniszczenia, a po chwalebnej wiktorii pod Lavaur skomponowano i śpiewano hymn ku chwale Boga. Okrutną rzeź pod Beziers uznano za "widzialny sąd nieba" nad herezją albigensów. Uczestnicy krucjaty wzięli rano udział w mszy, a w dzień podążyli dalej niszczyć krainę Langwedocji i mordować jej mieszkańców.

Powinniśmy jednak pamiętać, że te jawne krucjaty przeciwko albigensom i waldensom podjęto jedynie dlatego, że tak zwana "herezja" zdobyła poparcie dużej części tych społeczności. Byłoby wielkim błędem przypuszczać, że te krucjaty były jedynym rodzajem prześladowań. Spokojne, ciągłe zgniatanie tych jednostek, których w olbrzymim państwie papieskim były tysiące, trwało bez przerwy, "ścierając" świętych Najwyższego.

Karol V, cesarz niemiecki oraz król Hiszpanii i Niderlandów, prześladował zwolenników reformacji w całym swoim wielkim państwie. Popierany przez sejm w Worms, wyjął spod prawa Lutra, jego naśladowców i jego pisma. Przeklął też wszystkich, którzy pomagaliby Lutrowi lub czytali jego książki, skazując ich na utratę mienia, wygnanie poza granice cesarstwa i karę za zdradę stanu. Na terenie Niderlandów naśladowcy Lutra mieli być ścinani, zaś kobiety miały być żywcem pogrzebane, lub - jeżeli były wyjątkowo uparte - oddane płomieniom. Chociaż to zbiorowe prawo zostało zawieszone, dzieło śmierci trwało nadal we wszystkich przerażających formach. Książę Alvy pysznił się egzekucją 18 000 protestantów, wykonaną w ciągu sześciu tygodni. Paolo ocenia liczbę straconych w Niderlandach z powodu religii na 50 000. Grotius podaje listę 100 000 męczenników belgijskich. Na łożu śmierci Karol nakazał swojemu synowi, Filipowi II, dokończenie dzieła prześladowań i wykorzenienie herezji, które on sam rozpoczął. Filip nie omieszkał wypełnić tego zobowiązania. Z zaciekłością rozniecał ducha prześladowań, paląc protestantów bez żadnych wyjątków i bez cienia litości.

Franciszek i Henryk, królowie francuscy, poszli za przykładem Karola i Filipa, jeżeli chodzi o ich gorliwość względem katolicyzmu i wykorzeniania herezji. Najlepszymi przykładami tej gorliwości w dziele Antychrysta są masakry w Merindol, w Orange i w Paryżu. Masakra w Merindol została zaplanowana przez francuskiego króla i zatwierdzona przez francuski parlament, po czym jej realizację powierzono prezydentowi o nazwisku Oppeda. Prezydent otrzymał rozkaz wybicia ludzi, spalenia miasta i zburzenia zamków waldensów, których wielu zamieszkiwało tamte właśnie tereny. Historycy rzymskokatoliccy przyznają, że na skutek tego rozkazu tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci poniosło śmierć, zrujnowano dwadzieścia cztery miasta, a cała kraina została spustoszona. Mężczyźni, kobiety i dzieci szukali schronienia w lasach, gdzie również wyszukiwano ich i zabijano mieczem. Wielu z tych, którzy pozostali w miastach, spotkał taki sam lub jeszcze gorszy los. Pięćset kobiet zamknięto w stodole, którą następnie podpalono; kiedy wyskakiwały przez okna, zabijano je włóczniami. Kobiety gwałcono, a dzieci mordowano na oczach ich rodziców, którzy nie mogli im pomóc. Niektórych spychano do przepaści, a innych przepędzano nagich przez miasta.

Rzeź w Orange w roku 1562 miała, jak opisują ze szczegółami katoliccy historycy, podobny charakter. Włoska armia, wysłana przez papieża Piusa VI, miała rozkaz zabijać mężczyzn, kobiety i dzieci; rozkaz ten wykonywano z całym okrucieństwem. Bezbronni heretycy ginęli od miecza, byli spychani ze skał, rzucani na ostrza haków i sztyletów, wieszani, przypiekani ogniem, hańbieni i torturowani na wszelkie możliwe sposoby.

Rzeź w Paryżu w dniu św. Bartłomieja 24 sierpnia 1572 roku, była równie okrutna, a miała jeszcze większy zasięg. To również zostało szczegółowo opisane przez katolickich historyków. Jeden z nich, Thuanus, określa te wydarzenia jako "srogie okrucieństwo, nie znajdujące porównania w całej starożytności". Rozlegający się o północy 23 sierpnia dźwięk dzwonów dał sygnał do niszczenia i znów powtórzyły się przerażające sceny z Merindol i Orange, tym razem ku zgubie znienawidzonych hugenotów. Karnawał śmierci trwał siedem dni. Całe miasto spłynęło ludzką krwią, dwór był pełen trupów, na które król i królowa patrzyli z wielką satysfakcją. Ciało admirała Coligny było wleczone przez ulice, Sekwana pokryła się trupami. Dane o ilości zabitych wahają się od 5 000 do 10 000. Dzieło zniszczenia nie ograniczyło się do samego Paryża, lecz objęło szerokim kręgiem cały naród francuski. Następnego dnia wysłano we wszystkich kierunkach specjalnych gońców z rozkazem ogólnej masakry hugenotów. Okrutne sceny rozgrywały się we wszystkich niemal prowincjach, a szacunkowe dane o ilości zabitych wahają się od 25 000 do 70 000.

W scenach tych okrutnych rzezi Antychryst znajdował wielką satysfakcję. Papież i jego dwór cieszyli się ze zwycięstwa odniesionego przez katolicyzm nad waldensjanizmem w Merindol i w Orange, a bezbożnego Oppedę nazwano "obrońcą wiary i bohaterem chrześcijaństwa". Król francuski udał się na mszę i składał Bogu wielkie podziękowania za zwycięstwo i za rzeź hugenotów w Paryżu. Ta rzeź, usankcjonowana przez francuskiego króla i przez parlament oraz przez podwładnych Rzymu, była prawdopodobnie spowodowana podżeganiem ze strony papieża i całej hierarchii papieskiej. Na pewno zaś była ona przez nich aprobowana. Świadczy o tym fakt, że dwór papieski przyjął powyższe wieści z ogromną radością. Papież Grzegorz XIII osobiście poprowadził wspaniałą procesję do kościoła św. Ludwika, aby podziękować Bogu za tak wielkie zwycięstwo. Ogłosił natychmiast święto i wysłał na dwór francuski nuncjusza, aby w imieniu papieża pochwalił "ten czyn tak długo obmyślany, a tak szczęśliwie dokonany dla dobra religii". Król wybił medal na pamiątkę rzezi. Na medalu tym znajdował się napis "Pietas Excitavit Justitiam" - Pobożność Wykonała Sprawiedliwość.

Medale upamiętniające to wydarzenie zostały również wybite z rozkazu papieża w mennicy papieskiej. Jeden z nich znajduje się obecnie na wystawie w Memorial Hall w Filadelfii. Na jednej stronie znajduje się postać papieża i skrócony napis: "Gregorius XIII, Pontifex Maximus Anno I" - pierwszy rok jego pontyfikatu, tzn. 1572. Na rewersie widać anioła zniszczenia z krzyżem w lewej ręce i z mieczem w prawej, przed którym próbuje uciec powalona na ziemię grupa hugenotów - mężczyzn, kobiet i dzieci, których twarze i postacie pełne są przerażenia i rozpaczy. Pod tym znajdują się słowa: "Ugonottorum Strages 1572", co oznacza "Rzeź hugenotów 1572".

W Watykanie powieszono obraz przedstawiający rzeź w dniu św. Bartłomieja. W jego górnej części był zwój z łacińskim napisem oznaczającym "Arcykapłan aprobuje los Coligny". Coligny był wybitnym przywódcą hugenotów i jednym z pierwszych zabitych. Kiedy zginął, jego głowę odcięto od reszty ciała i oddano królowej (która kazała ją zabalsamować i posłać do Rzymu jako trofeum). Jego ciało tłum wlókł przez ulice Paryża. Wkrótce potem król został owładnięty wyrzutami sumienia, które nigdy go już nie opuściły. Swojemu zaufanemu lekarzowi powiedział: "Nie wiem, co się ze mną stało, ale mój umysł i ciało drżą, jakby w gorączce. Kiedy śpię i kiedy czuwam, wydaje mi się bez przerwy, że widzę dookoła poszarpane ciała z odpychającymi twarzami, całe pokryte krwią". Król zmarł po długiej agonii, zlany krwawym potem.

W roku 1641 Antychryst ogłosił "wojnę o religię" w Irlandii i wezwał lud do uśmiercania protestantów na wszelkie możliwe sposoby. Zwiedziony naród uznał ten rozkaz za głos Boży i nie omieszkał go wykonać. Krew protestantów zaczęła płynąć w całej Irlandii. Domy obracano w popiół, miasta i wsie były prawie zupełnie zrujnowane. Niektórzy byli zmuszani do mordowania własnych krewnych, a potem do odbierania sobie życia. Żegnani byli słowami księży, którzy mówili, że ich agonia to dopiero początek mąk piekielnych. Tysiące ludzi umierały z zimna i głodu, próbując uciekać do innych krajów. W Cavan droga na przestrzeni dwunastu mil była splamiona krwią rannych zbiegów. Podczas ucieczki ścigani rodzice porzucili sześćdziesięcioro dzieci. Ogłoszono, że ktokolwiek udzieli tym maleństwom pomocy, zostanie razem z nimi pogrzebany. Siedemnastu dorosłych pogrzebano żywcem w Fermaugh, a w Kilkenny - siedemdziesięciu dwóch. W samej prowincji ulsterskiej ponad 154 000 protestantów zostało zabitych lub wygnanych z Irlandii.

O'Niel, prymas Irlandii, ogłosił tę masakrę "świętą i prawowitą wojną", a papież (Urban VIII) wydał w maju 1643 roku bullę dającą "pełne i absolutne odpuszczenie grzechów" tym, którzy wzięli udział w "dzielnym czynieniu tego, co do nich należy, aby całkowicie wykorzenić zatruty zaczyn heretyckiej zarazy".

Inkwizycja czyli "Święte Oficjum"

Zaszczyt wynalezienia piekielnej inkwizycji przypisuje się przywódcy owej krucjaty - Dominikowi, chociaż Benedykt, gorliwie nadający świętemu Dominikowi tytuł Wielkiego Inkwizytora, ma pewne wątpliwości co do tego, czy sama idea pojawiła się najpierw w umyśle papieża Innocentego, czy też świętego Dominika. Po raz pierwszy inkwizycja została ustanowiona przez papieża Innocentego III w roku 1204.

Św. Dominik był potworem, pozbawionym śladów współczucia. Wydawało się, że największą przyjemność znajdował w scenach tortur i cierpień. Podczas krucjaty przeciwko albigensom z krzyżem w dłoni prowadził i zachęcał świętych wojowników do zabijania i niszczenia. Inkwizycja, czyli Święte Oficjum, jest obecnie w kościele rzymskokatolickim trybunałem do spraw wykrywania, uciskania i karania herezji i innych przestępstw przeciwko kościołowi w Rzymie.11* W czasach Dominika nie było legalnego trybunału, a narzędzi tortur nie doprowadzono jeszcze do takiej doskonałości, jaką osiągnęły później. Niemniej jednak i bez tej maszynerii Dominik wynalazł obfitość sposobów torturowania ludzi: wykręcanie stawów, wydzieranie nerwów, odrywanie części ciał ofiar i palenie na stosie tych, których przekonań nie można było zmienić w żaden inny sposób i którzy nie wyrzekliby się swojej wolności i wiary.

Z upoważnienia papieża Innocentego - aby karać odebraniem majątku, wygnaniem i śmiercią heretyków nie przyjmujących jego ewangelii - Dominik podburzył urząd miejski i lud, aby zabijali heretyków waldensów. Za jednym razem wydał na spalenie stu osiemdziesięciu albigensów. Właśnie za taką wierność w służeniu Antychrystowi Dominik został kanonizowany i do dzisiaj jest adorowany przez rzymskokatolików, którzy się do niego modlą. Rzymski Brewiarz (coś w rodzaju modlitewnika) chwali "jego zasługi i doktryny, które oświeciły kościół, jego pomysłowość i cnotę, które unicestwiły heretyków tolossańskich, oraz jego cuda, którymi nawet wzbudzał umarłych". Rzymski Mszał (zawierający liturgię związaną z administrowaniem wieczerzy Pańskiej) wychwala jego zasługi i prosi przez jego wstawiennictwo o doczesną pomoc. W ten sposób Antychryst ciągle podtrzymuje i czci swoich wiernych bohaterów.

Żaden krótki opis nie da wyobrażenia okropności inkwizycji, paraliżującego przerażenia, jakie siała wśród ludzi. Tych, którzy głośno nie wychwalali Antychrysta lub którzy ośmielali się krytykować jego metody, podejrzewano o herezję. Takie osoby, bez żadnego ostrzeżenia, podlegały uwięzieniu w ciemnicy na nieokreślony czas - aż do momentu, w którym przeprowadzano proces. Oskarżyciel i oskarżenie pozostawały więźniowi nieznane. Procesy odbywały się w tajemnicy, a zeznania wymuszano torturami. Tortury, jakie stosowano, wydają się zbyt okropne, aby opisywać je w tym wieku i w tym kraju wolności. Ich prawdziwość potwierdzona jest jednak dowodami, których nawet katoliccy historycy nie są w stanie obalić. Ich bezowocne próby usprawiedliwiania się umacniają tylko już istniejące dowody. Narzędzia tortur, pozostałości inkwizycji, istnieją nadal i w tej sytuacji próby zaprzeczania nie mają sensu. "Święte Oficjum" zatrudniało nawet lekarzy, którzy obserwowali tortury i przerywali je, kiedy istniało prawdopodobieństwo, że śmierć uwolni cierpiącego. Ofierze pozwalano odzyskać świadomość, aby można było zastosować tortury po raz drugi albo nawet trzeci. Tortury te nie zawsze miały być karą za herezję: ich ogólnym celem było wymuszenie zeznań, odwołanie przekonań lub wskazanie dalszych winnych - zależnie od przypadku.

Nawet w obecnym stuleciu, gdy cierpienia zadawane przez inkwizycję znacznie zelżały, nadal były szczególnie okrutne. Historyk wojen napoleońskich, opisując zdobycie Toledo, przedstawia też moment otwarcia więzienia inkwizycji:

"Wydawało się, że nastąpiło otwarcie grobów. Blade postacie niczym duchy wysnuwały się z ciemnic, ziejących grobowym smrodem. Krzaczaste brody sięgające piersi i paznokcie przypominające ptasie szpony zniekształcały szkielety, które po raz pierwszy od wielu lat odetchnęły świeżym powietrzem. Wśród nich było wiele kalek z głową wysuniętą w przód i rękami zwisającymi sztywno i bezradnie. Zostali oni zamknięci w pieczarach tak małych, że nie mogli się w nich wyprostować. Pomimo wysiłków lekarzy [wojskowych] wielu z nich tego samego dnia zmarło. Następnego dnia generał Lasalle wraz z kilkoma oficerami przeprowadził dokładną inspekcję całego więzienia. Ilość machin do torturowania ludzi napełniła przerażeniem nawet ich - mężczyzn przywykłych do pola walki.

We wgłębieniu podziemia, przylegającego do prywatnej sali przesłuchań, stała drewniana figura Marii, wyrzeźbiona przez mnichów. Jej głowa otoczona była złocistą aureolą, a jej prawa ręka dzierżyła sztandar. Wszystkim od razu wydało się podejrzane, że oprócz jedwabnej szaty, zwieszającej się w fałdach od jej ramion, postać ma na sobie rodzaj pancerza. Po dokładniejszym obejrzeniu okazało się, że przednia część figury była pełna sterczących gwoździ i małych, wąskich ostrzy, skierowanych w kierunku patrzących. Jednemu ze sług inkwizycji generał polecił uruchomić tę - jak to nazwał - machinę. Kiedy figura wyciągnęła ręce tak, jakby miała przytulić kogoś do serca, miejsce ofiary zajął dobrze wypchany plecak polskiego grenadiera. Statua coraz mocniej przyciskała go do siebie i kiedy pomocnik, zgodnie z rozkazami, umieścił ramiona figury w poprzedniej pozycji, plecak był podziurawiony na głębokość dwóch-trzech cali, a jego części znajdowały się nadal na gwoździach i ostrzach".

Wynaleziono również różnego rodzaju koła tortur. Jedną z najprostszych metod można opisać następująco: ofierze, odartej z wszelkiej odzieży, wiązano z tyłu ręce powrozem, który za pomocą bloku podciągał człowieka do góry. Do nóg skazańca przymocowywano obciążenie. Cierpiący był kilkakrotnie opuszczany, a następnie gwałtownie podciągany, co wykręcało mu stawy i powodowało, że lina, na której wisiał, przecinała ciało aż do kości.

Niedawno wyciągnięto na światło dzienne jeszcze inną pozostałość popełnianych w imię Chrystusa przestępstw. Drukarnia Towarzystwa Biblijnego w Rzymie potrzebowała więcej miejsca, więc wynajęto duże pomieszczenie w pobliżu Watykanu. Wkrótce zwrócono uwagę na duży, dość szczególny pierścień na suficie. Dochodzenie wykazało, że pokój, w którym obecnie drukowano Biblie - "miecz ducha, który jest słowo Boże" i dzięki któremu Antychryst stał się "bezsilny" i nie może szkodzić świętym - ten sam pokój był niegdyś używany przez inkwizycję jako izba tortur; kółko na suficie było prawdopodobnie przeznaczone do zadawania cierpień wielu biednym, zakneblowanym męczennikom.

Podejrzanych o herezję skazywano niekiedy na tak zwany "akt wiary". Władza kościelna oddawała więźnia w ręce sprawiedliwości świeckiej. Duchowieństwo w imię miłosierdzia błagało magistrat o okazanie oskarżonemu współczucia i, trzymając krzyż, ujmowało się za nim i nakłaniało go do zaparcia się wiary, żeby mógł zbawić swoje teraźniejsze i przyszłe życie. Urzędnicy dobrze znali swoją rolę: okazywali litość tylko tym, którzy wypierali się swoich przekonań. W ten sposób sędziowie zdobywali miano "obrońców wiary" i "tępicieli heretyków". Skazanego heretyka ubierano w żółtą szatę, upstrzoną wizerunkami psów, węży, płomieni i diabłów, po czym prowadzono go na miejsce egzekucji, przywiązywano do stosu i palono.

Torquemada, drugi osławiony Wielki Inkwizytor, był jeszcze innym obrazem ducha Antychrysta. Rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że spowodował spalenie żywcem dziesięciu tysięcy dwustu dwudziestu osób - mężczyzn i kobiet. Llorente, który przez trzy lata był Wielkim Sekretarzem Inkwizycji i miał dostęp do dowodów w dokumentach, wykazuje w swoich raportach opublikowanych w roku 1817 (4 tomy), że w latach 1481-1808 z rozkazu jedynie tego "Świętego Oficjum" spalono żywcem nie mniej niż 31 912 osób, a ponad 300 000 torturowano i skazano na odbycie pokuty. Każdy katolicki kraj w Europie, Azji i Ameryce miał swoją własną inkwizycję.

Nie możemy tutaj pójść śladami cierpień, jakimi Antychryst gnębił wszelkie przejawy reform, wolności sumienia czy wolności publicznej. Wystarczy powiedzieć, że te prześladowania obejmowały wszystkie kraje, w których papiestwo miało poparcie - Niemcy, Holandię, Polskę, Włochy, Anglię, Irlandię, Szkocję, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Abisynię, Indie, Kubę, Meksyk i niektóre stany południowoamerykańskie. Nie mamy tutaj miejsca, aby zacytować poszczególne przypadki i wykazać, że wielu męczenników to prawdziwi święci i bohaterowie, którzy nawet w najgorszych cierpieniach mieli wystarczającą łaskę i siłę, aby powoli umierając, śpiewać hymny chwały i wdzięczności prawdziwej Głowie prawdziwego Kościoła i, podobnie jak Jezus, modlić się za swoich wrogów, prześladujących ich zgodnie z tym, co przepowiedział Pan.12*

Dla tych samych powodów nie będziemy wyszczególniać wszystkich okropnych, przyprawiających o mdłości i drążących duszę tortur, zadawanych niektórym z Boskich klejnotów za to, że byli wierni swoim przekonaniom. Ci, którzy zajmowali się tym przedmiotem, oceniają, że w ciągu ostatnich trzynastu stuleci papiestwo pośrednio lub bezpośrednio spowodowało śmierć pięćdziesięciu milionów ludzi. Można z całą pewnością powiedzieć, że ludzka i szatańska pomysłowość dały z siebie wszystko, aby wynaleźć nowe i okrutne tortury tak dla politycznych, jak i religijnych przeciwników Antychrysta. Ci ostatni zaś - heretycy - prześladowani byli z dziesięciokrotnie większą zawziętością. Oprócz pospolitych form prześladowań, takich jak łamanie kołem, palenie, topienie, przebijanie sztyletem, głodzenie, zabijanie przy pomocy strzał i kul, diabelskie serca wynalazły inne metody oddziaływania na najwrażliwsze części ciała tak, aby spowodować jak największy ból. Do uszu wlewano roztopiony ołów; wycinano języki, a usta wypełniano płynnym ołowiem; budowano koła najeżone ostrzami, które powoli rozcinały ofiarę na kawałki; kleszcze rozgrzewano do czerwoności i chwytano nimi najwrażliwsze części ciała; wydłubywano oczy; rozpalonymi szczypcami zrywano paznokcie; w piętach przewiercano otwory, przez które przeciągano linę krępującą ofiarę; niektórych zmuszano do rzucania się z wysokości na ustawione na dole ostrza, na których powoli umierali, wijąc się w bólu. Niektórym wypełniano usta prochem strzelniczym, którego podpalenie rozrywało głowę na strzępy; niektórych zatłuczono na śmierć młotem na kowadle; w innych, przymocowanych do miechów kowalskich, pompowano powietrze, dopóki nie pękli; innych jeszcze zadławiano na śmierć posiekanymi częściami ich własnych ciał, moczem lub ekskrementami itd.

Gdyby nie dowody, w niektóre z tych diabelskich okrucieństw trudno byłoby dziś uwierzyć. Pokazują one, jaki stopień zdeprawowania może osiągnąć ludzkie serce i jak nieczuli na wszelkie dobre instynkty mogą stać się ludzie pod wpływem fałszywej, oszukańczej religii. Duch Antychrysta zdegradował i poniżył świat tak, jak duch prawdziwego Chrystusa i wpływ prawdziwego Królestwa Bożego podniósłby i uszlachetnił serca i czyny ludzi, co w rzeczywistości będzie miało miejsce w Tysiącleciu. W pewnym, niewielkim stopniu zostało to pokazane w rozwoju cywilizacji, sprawiedliwości i miłosierdzia, od kiedy moc Antychrysta poczęła słabnąć, a ludzie nakłonili uszy ku Słowu Bożemu i chociaż trochę się nim zajęli.

Prawdą jest, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze narzędzie zwodzenia i uciskania rodzaju ludzkiego. Wykorzystywano każdą słabość upadłego człowieka, podniecano wszelkie podłe uczucia i sowicie je nagradzano. W ten sposób przyciągano wszystkich złych ludzi, których zaliczano potem do najbardziej oddanych sług. Członków szlachetniejszych grup nęcono w inny sposób - zewnętrznym, pełnym hipokryzji okazywaniem pobożności, samozaparciem i miłosierdziem, manifestowanym w instytucjach klasztornych, których jedynym celem było sprowadzanie ludzi ze ścieżek cnoty. Radośni i frywolni mogli być usatysfakcjonowani paradami i pokazami, całą tą pompą i ceremoniałem; odważni i szukający przygód realizowali swe marzenia w misjach i krucjatach; rozpustni mogli kupić odpuszczenie grzechów, a okrutni bigoci mieli możliwość gnębienia swoich przeciwników.

Pełni przerażenia i zdziwienia zapytujemy samych siebie: Dlaczego królowie, książęta, cesarze i wszyscy ludzie nie sprzeciwiali się tym okrucieństwom? Dlaczego nie powstali i nie pobili Antychrysta? Odpowiedź znajdujemy w Piśmie Świętym (Obj. 18:3): narody były pijane (ogłupione), potraciły zmysły pijąc zmieszane wino (fałszywych i prawdziwych doktryn), podane im przez odpadły kościół. Zwiodły ich roszczenia papiestwa. Prawdę mówiąc, dziś jeszcze częściowo trwają w osłupieniu, bo chociaż królewscy ambasadorowie, upadający przed papieżem, nie zwracają się doń jak dawniej "Baranku Boży, który gładzisz grzech świata", ani nie traktują go jako "Boga mającego moc nad wszelkimi rzeczami na ziemi i w niebie", to jednak nadal są jeszcze daleko od poznania prawdy - że papiestwo było i jest szatańskim falsyfikatem prawdziwego Królestwa.

Podczas gdy królowie i żołnierze męczyli się tą nieludzką pracą, święta (?) hierarchia zachowywała się zupełnie inaczej: okazuje się, że Sobór w Siennie w roku 1423 ogłosił, iż przyczyną rozprzestrzeniania się herezji w różnych częściach świata jest ospałość inkwizytorów, będąca powodem obrazy Boskiej, krzywdy katolicyzmu i zagłady dusz. Książąt upominano przez miłosierdzie Boże, aby wykorzenili herezję, jeżeli chcą uniknąć Boskiej pomsty. Wszystkim, którzy zaangażowali się w dzieło zniszczenia i przysłali zbrojnych ludzi, darowano zbiorcze odpusty. Ustawy te ogłaszano w kościołach w każdy sabat. Wielu rzymskokatolickich pisarzy i historyków używało swoich piór w celu usprawiedliwiania, polecania i chwalenia prześladowań heretyków. Bellarmine stwierdza na przykład, że apostołowie "powstrzymywali się od używania świeckich armii tylko dlatego, że w ich czasach nie było chrześcijańskich książąt". Doktor Dens, uznany teolog rzymskokatolicki, wydał w roku 1758 dzieło, uważane przez papistów za autorytet szczególnie w ich kolegiach, gdzie ma taką rangę, jak Blackstone w angielskim prawie cywilnym. Dzieło to jest przesiąknięte duchem prześladowań. Skazuje ono patronów herezji na konfiskatę majątków, wygnanie z kraju, uwięzienie, śmierć i zakaz chrześcijańskiego pogrzebu.

Jedna z autoryzowanych klątw, opublikowana w rzymskim pontyfikale, mówi:

"Niech Bóg Wszechmogący i wszyscy Jego święci przeklną ich takim przekleństwem, jakim przeklinają diabła i jego aniołów. Niech zostaną wyniszczeni z ziemi, w której mieszkają. Niech przyjdzie na nich najpodlejsza śmierć i niech żywi zstąpią do grobu. Niech ich potomstwo będzie wyniszczone z ziemi - głodem, pragnieniem, nagością i wszelkim innym cierpieniem. Niech spadnie na nich wszelkie nieszczęście, zaraza i męka. Niech wszyscy będą przeklęci. Niech będą przeklęci zawsze i wszędzie. Niech będą przeklęci od czubka głowy do palców stóp. Niechaj ich oczy oślepną, uszy ogłuchną, usta zaniemówią. Niech ich język przylgnie do podniebienia, niech ich ręce osłabną, niech ich nogi więcej nie chodzą. Niech będą przeklęte wszystkie członki ich ciał. Przeklęci niech będą - stojąc czy leżąc - od tej chwili na wieki; niech ich światło zagaśnie w obecności Boga w dniu sądu. Niech będą pogrzebani wraz z psami i osłami. Niech głodne wilki targają ich ciała. Niech diabeł i aniołowie jego towarzyszą im na wieki. Amen, amen; niech tak będzie, niech tak się stanie".

To jest właśnie duch papiestwa; wszyscy, którzy mają ducha prawdziwego Chrystusa, powinni natychmiast rozpoznać tak podły falsyfikat.

Ponieważ błędy doktrynalne są podstawą wszystkich błędów moralnych, trudno wątpić, że w sprzyjających warunkach nie zmienione doktryny znów stałyby się przyczyną złego ducha i złych owoców - podobnych aktów niesprawiedliwości, ucisku, przesądów, ignorancji i prześladowań. Wszystkie dostępne środki zostałyby użyte do odbudowania, podtrzymania i rozszerzenia fałszywego Królestwa Bożego. Aby to udowodnić, przytoczmy kilka incydentów, na które ostatnio zwróciliśmy uwagę:

7 sierpnia 1887 roku w Meksyku, w miejscowości Ahuehuetitlan, Guerrero, protestancki misjonarz, Abraham Gomez, został wraz z dwoma współpracownikami zamordowany z zimną krwią przez tubylców, nakłonionych do tego czynu przez księdza rzymskokatolickiego, ojca Vergarę. Jak się okazało, poprzedniego dnia podczas mszy ksiądz ten namawiał słuchaczy, aby "przykładnie obeszli się z tym sługą szatana", który się między nimi objawił. Dodał przy tym, że mogą go zabić i będą chronieni tak przez szefa policji, jak i przez samego księdza. Słowo kapłana było dla tych prostych ludzi prawem, podobnie jak dla władz świeckich. Zmasakrowane ciało biednego misjonarza, zastrzelonego i pociętego na części, wleczono po ulicach, hańbiąc je we wszelki możliwy sposób, aby stało się ostrzeżeniem dla innych. Takiej krzywdy nie można naprawić.

Po tym, jak nowojorski Independent zwrócił uwagę na tę krwawą masakrę, wpływowe rzymskokatolickie czasopismo Freeman (Wolnościowiec), ukazujące się również w Nowym Jorku, zamieściło następującą odpowiedź:

"[Protestanccy misjonarze] widzą, jak uczciwi ludzie klękają na dźwięk dzwonów bijących na Anioł Pański, aby uczcić Zwiastowanie i Wcielenie. Biblia, jak mówią, wymaże wkrótce takie 'przesądy'. Lampka pali się przed wizerunkiem Matki Boskiej. 'Ha!' woła misjonarz; 'wkrótce nauczymy nieoświeconych ludzi, aby nie szanowali tego symbolu!' i tak dalej. Jeżeli zabicie kilku misjonarzy skłoni podobnych im ludzi do pozostania w domach, to powinniśmy powiedzieć - my, papiści, jesteśmy tak grzeszni! - powinniśmy powiedzieć: 'Niech ten taniec trwa nadal; niech nic nie przesłania naszej radości'".

Minister o nazwisku C. G. Moule opowiada historię, która obiegła całą prasę - historię prześladowań w Madeirze, których ofiarą byli Robert Kelley i nawróceni przez niego ludzie. Wszyscy oni i ich dzieci - około tysiąca osób - za przyjęcie ziarna Prawdy zostali wygnani z kraju.

W tak zwanych protestanckich Prusach pastor Thummel został aresztowany za "obrażanie Kościoła Rzymskokatolickiego". Opublikował on pamflet krytykujący papiestwo, w którym w jednej z "obraźliwych" uwag stwierdzał, iż papiestwo jest odstępstwem "zbudowanym na pieniądzach i bałwochwalstwie".

Niedawno Prusy i Hiszpania toczyły spór o Wyspy Karolińskie, a papież wyznaczył siebie na arbitra, czyli sędziego, który miał rozwiązać ten spór. (Wiele przypomina tutaj o jego poprzedniej sile i o stanowisku arbitra, czyli najwyższego sędziego narodów.) Papież podjął decyzję na korzyść Hiszpanii. Hiszpania natychmiast wysłała okręt wojenny, pięćdziesięciu żołnierzy i sześciu księży. Gdy tylko przyjechali, amerykański misjonarz Mr. Doane został uwięziony i pozbawiony wszelkiego kontaktu z nawróconymi przez siebie ludźmi. Jedynym powodem tej kary było to, że odmówił zaprzestania pracy misyjnej i oddania swojej własności księżom. Ponieważ zaś wyspy te należą obecnie do Hiszpanii, a Hiszpania do papieża, żadna religia oprócz papieskiej nie może być na ich terenie tolerowana.

Pewien przyjaciel piszącego, były rzymskokatolik, twierdzi, że kiedy ostatnio podróżował po Ameryce Południowej, został obrzucony kamieniami i musiał ratować się ucieczką, ponieważ nie odkrywał głowy i nie klękał wraz z całym tłumem, kiedy ulicą szli rzymscy kapłani, niosący krucyfiks i hostię. Za podobne przestępstwo, jak zapewne pamiętają czytelnicy gazet codziennych, trzej Amerykanie zostali w Madrycie pobici przez księży, zaatakowani przez tłum i aresztowani przez policję.

"Nawrócony Katolik" cytuje ze "Stróża", rzymskokatolickiego dziennika ukazującego się w St. Louis, w stanie Missouri:

"Protestantyzm! Chętnie byśmy go ciągnęli i rwali na części, wbili na pal i rozwiesili wysoko, jak wronie gniazda; darli kleszczami i przypiekali rozpalonym żelazem; wypełnili roztopionym ołowiem i zatopili w ogniu piekielnym na sto sążni głęboko".

Gdy spojrzymy na wydarzenia z przeszłości, wydaje się prawdopodobne, że w takim duchu i mając większą władzę wydawca "Stróża" szybko powiększyłby zasięg swoich gróźb poza protestantyzm - do osób samych protestantów.

W Hiszpanii, w Barcelonie, z rozkazu rządu spalono niedawno dużą ilość egzemplarzy Biblii. Zasugerował to, oczywiście, Kościół Rzymskokatolicki. Poniższy cytat, przetłumaczony ze "Sztandaru Katolickiego" - tamtejszej gazety papieskiej - potwierdza, iż kościół zezwolił na taką akcję i był z niej zadowolony:

"Dzięki Bogu dożyliśmy wreszcie czasów, gdy głosiciele heretyckich doktryn są przykładnie karani. Wkrótce musi być przywrócony święty Trybunał Inkwizycji. Jego panowanie będzie bardziej chwalebne i owocne, niż w przeszłości. Nasze katolickie serce przepełnione jest wiarą i entuzjazmem. Ogromna radość, którą czujemy, widząc owoce obecnej kampanii, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Cóż za przyjemny dla nas dzień nastąpi, kiedy ujrzymy antyklerykałów wijących się w płomieniach inkwizycji".

Aby zainicjować nową krucjatę, ta sama gazeta pisze:

"Wierzymy, iż należy ogłosić imiona tych świętych mężów, z których rąk ucierpiało tak wielu grzeszników, aby dobrzy katolicy mogli uczcić ich pamięć:

Torquemada:
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił10 220
Wizerunków spalił6 840
Na inne kary skazał97 371
Diego Deza:
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił2 592
Wizerunków spalił829
Na inne kary skazał32 952
Kardynał Jiminez de Cisneros:
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił3 564
Wizerunków spalił2 232
Na inne kary skazał48 059
Adrian de Florencia:
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił1 620
Wizerunków spalił560
Na inne kary skazał21 835

Ogólna liczba kobiet i mężczyzn spalonych żywcem
pod rządami 45 Wielkich Inkwizytorów
35 534
Ogólna liczba spalonych wizerunków18 637
Ogólna liczba skazanych na inne kary293 533
Razem347 704

Tysiąclecie papiestwa

Prawdziwe Królestwo prawdziwego Chrystusa miało trwać tysiąc lat. Papieski falsyfikat uważa więc okres swojego największego powodzenia, który rozpoczął się w roku 800, a zakończył w obecnym stuleciu, za wypełnienie tysiącletniego panowania, przepowiedzianego w dwudziestym rozdziale Objawienia. Okres, który nastąpił potem, kiedy to papiestwo stopniowo traciło całą swoją doczesną moc, cierpiało wiele upokorzeń od narodów, będących wcześniej jego sprzymierzeńcami, postradało większość swoich terytoriów, dochodów i praw tak długo posiadanych i wykorzystywanych - ten okres zwolennicy Rzymu nazywają "małym czasem" z Objawienia 20:3,7,8, który miał nastąpić pod koniec Tysiąclecia, gdy Szatan zostanie rozwiązany.

W historii łatwo można znaleźć daty początku i końca papieskiego tysiąclecia ignorancji, przesądów i oszustw. Jeden z pisarzy rzymskokatolickich13* określa początek tego imperium religijnego w następujący sposób: "Koronacja Karola Wielkiego na Cesarza Zachodu, dokonana przez papieża Leona w roku 800 n.e. była rzeczywistym początkiem świętego Cesarstwa Rzymskiego".14*

Chociaż papiestwo było już dużo wcześniej zorganizowane jako system religijny, a nawet otrzymało władzę świecką w roku 539, to jednak właśnie Karol Wielki rzeczywiście nadał i formalnie uznał doczesne panowanie papieża. Podobnie jak w roku 800 Karol Wielki stał się pierwszym władcą "Świętego Cesarstwa Rzymskiego", tak Franciszek II był ostatnim i dobrowolnie zrzekł się tytułu w roku 1806.15* Podobnie, jak przed rokiem 800 papiestwo rosło, popierane przez rzymską "bestię" (lud) i przez jej rogi (władze), tak po roku 1800 zostało pozbawione świeckiego panowania nad królami i narodami, a nawet było deptane i rabowane przez swoich wcześniejszych zwolenników (Obj. 17:16,17). Obecnie, chociaż nadal jest czczone i nadal ma duży wpływ na świadomość ludzi, to jednak opłakuje utratę wszystkiego, co przypomina świeckie dominium.

Uważny badacz zauważy w rozwoju i wywyższeniu Antychrysta cztery mniej lub bardziej wyraźne okresy. Również proces jego upadku składa się z czterech etapów. Rozwój można podzielić następująco:

  1. W czasach Pawła, około roku 50, początek sekretnego dzieła niegodziwej ambicji.
  2. Papiestwo, "Człowiek Grzechu", zostało zorganizowane hierarchicznie, tzn. kościół stał się organizacją; papieża uznano za Głowę, reprezentującą Chrystusa panującego nad kościołem i nad narodami; proces ten następował stopniowo w latach 300-494.16*
  3. Czas, w którym papieże rozpoczęli używanie świeckiej władzy i autorytetu, co, jak później wykażemy, miało miejsce w roku 539 (Tom III, rozdział 3).
  4. Czas wywyższenia, rok 800, kiedy to, jak już widzieliśmy, zostało stworzone "Święte Cesarstwo Rzymskie", a papież, koronujący Karola Wielkiego na cesarza, został uznany za Króla królów, Cesarza cesarzy, "innego Boga, Boga na ziemi".

Upadek papieskich wpływów można podzielić następująco:

  1. Okres reformacji, który rozpoczął się około roku 1400 pismami Wycliffe'a; po nim przyszli Huss, Luter i inni.
  2. Okres sukcesów Napoleona, degradacja papieży, aż wreszcie zrzeczenie się tytułu "Cesarza świętego Cesarstwa Rzymskiego" przez Franciszka II - lata 1800-1806.
  3. Ostateczne odrzucenie papieża jako władcy Rzymu i tak zwanych papieskich prowincji Włoch, dokonane przez papieskich poddanych i króla Włoch w roku 1870. Na skutek tego Antychryst został całkowicie pozbawiony świeckiej władzy.
  4. Ostateczne wykorzenienie tej fałszywej hierarchii blisko końca rozpoczętego już "dnia gniewu" i sądu - który dokona się, jak już wykazaliśmy w "Czasach Pogan", w roku 1914.

Czy można jeszcze wątpić?

Prześledziliśmy wzrost Antychrysta, zapoczątkowany odstępstwem, czyli "odpadnięciem" w kościele chrześcijańskim. Słyszeliśmy, jak bluźnił, ogłaszając samego siebie Królestwem Chrystusowym, a papieża namiestnikiem Chrystusa - "innym Bogiem, Bogiem na ziemi". Słyszeliśmy jego dumne bluźnierstwa, przywłaszczanie sobie tytułów i zaszczytów należnych prawdziwemu Królowi królów i Panu panów. Widzieliśmy, jak okrutnie wypełniał słowa przepowiedni: "zetrze święte najwyższych miejsc". Widzieliśmy, że przytłoczona i zdeformowana Prawda zostałaby całkiem przesłonięta przez błąd, przesądy i działalność księży, gdyby Pan w odpowiednim momencie nie spowodował pojawienia się reformatorów, pomagając w ten sposób swoim świętym, jak napisano: "Zaczem ci, którzy nauczają lud, którzy nauczają wielu, padać będą od miecza i od ognia, od pojmania i od łupu przez wiele dni. A gdy padać będą, małą pomoc mieć będą" (Dan. 11:33,34).

Czyż w świetle tego całego świadectwa możemy jeszcze wątpić, że apostołowie i prorocy pisali właśnie o papiestwie, dokładnie przedstawiając nam jego charakterystyczne cechy? Myślimy, że każdy pozbawiony przesądów umysł nie będzie miał najmniejszych wątpliwości, że papiestwo to Antychryst, Człowiek Grzechu. Żaden człowiek nie mógłby wypełnić tych przepowiedni. Nieporównywalny z niczym sukces papiestwa jako fałszywego Chrystusa - sukces odniesiony w zwodzeniu całego świata - w wystarczającym stopniu wypełnił przepowiednię Pana, który, odniósłszy się wcześniej do Jego odrzucenia, powiedział: "Jeźliżby przyszedł inny w imieniu swojem, onego przyjmiecie" - Jan 5:43.

Niewątpliwie wielu będzie zaskoczonych faktem, że zastanawiając się nad tym tematem pominęliśmy nikczemność i wielką niemoralność papieży i innych urzędników kościelnych oraz mroczne dzieje "metod" stosowanych przez jezuitów i inne tajne zakony, pracujące dla papiestwa jako instytucje wywiadowcze. Pominęliśmy je celowo: nie dlatego, że są nieprawdziwe, bo nawet rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że miały rzeczywiście miejsce, lecz dlatego, że nasza argumentacja nie wymaga takich dowodów. Wykazaliśmy, że hierarchia papieska (nawet, gdyby składała się z najbardziej obyczajnych i rzetelnych ludzi - co, jak widać z historii, nie miało miejsca) jest Antychrystem, Człowiekiem Grzechu, imitacją i fałszywym reprezentantem tysiącletniego Królestwa Chrystusa, zręcznie zorganizowanym w celu zwodzenia.

Słowa angielskiego historyka Macaulay'a są dowodem, że niektórzy nawet bez szczególnego światła proroctw potrafią zobaczyć cudowny system papieski - imitację najcudowniejszego z systemów, Królestwa Bożego, które jeszcze jest przed nami:

Macaulay pisze:

"Nie można w żaden sposób zaprzeczyć, że forma rządzenia w Kościele Rzymskim jest arcydziełem ludzkiej [my powiedzielibyśmy - szatańskiej] mądrości. Prawdą jest, że żaden inny system władzy nie mógł wprowadzić takich doktryn przy tak dużych przeciwnościach. Doświadczenie dwunastu stuleci, pełnych wydarzeń, oraz pomysłowość i cierpliwa opieka czterdziestu pokoleń polityków doprowadziły ten system do takiej doskonałości, że pomiędzy organizacjami politycznymi zajmuje on najwyższe miejsce".

Ostateczny koniec Antychrysta

Prześledziliśmy historię papiestwa aż do obecnych czasów, do Dnia Pańskiego - do czasu obecności Immanuela. Człowiek Grzechu rozwijał się, dokonał swojego straszliwego dzieła, został uderzony mieczem ducha - Słowem Bożym. Bez względu na jego pragnienia, duch ust Chrystusowych uczynił go bezsilnym, jeżeli chodzi o jawne i ogólne prześladowanie świętych. Pytamy teraz: co dalej? Co mówi apostoł o upadku Antychrysta?

W 2 Tes. 2:8-12 apostoł Paweł pisze o Antychryście następujące słowa: "którego Pan zabije duchem ust swoich i zniesie objawieniem przyjścia swego". Światło Prawdy rozjaśni wszystkie sprawy. Przez objawienie dobra i zła doprowadzi do wielkiej walki pomiędzy tymi dwiema zasadami i pomiędzy ludźmi będącymi ich zwolennikami. To spowoduje czas wielkiego ucisku i gniewu. W walce tej błąd i zło upadną, a sprawiedliwość i prawda zatryumfują. Jednym z bastionów zła, które zostanie ostatecznie i całkowicie zniszczone, jest Antychryst, z którym prawie każdy teoretyczny czy praktyczny błąd jest pośrednio lub bezpośrednio związany. To właśnie ten blask, to światło słoneczne obecności Pańskiej, doprowadzi do "dnia ucisku", na skutek którego w tym czasie zostanie zniszczony Antychryst wraz ze wszystkimi innymi złymi systemami. "Pojawieniu się jego towarzyszyć będzie działanie Szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną ponieważ nie przyjęli miłości Prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość" (BT) - aby zostali uznani za niegodnych dzielić w tysiącletnim Królestwie władzę jako współdziedzice z Chrystusem.

Rozumiemy, iż z tych słów wynika, że w czasie obecności Pańskiej (właśnie teraz, po roku 1874), Szatan użyje tego systemu - Antychrysta (jednego ze swoich najważniejszych narzędzi, mających na celu zwodzenie i panowanie nad światem), a także innych swoich pomocników, aby stawić jak największy opór nowemu porządkowi rzeczy, który właśnie ma być ustanowiony. Będzie wykorzystywał każdą, najmniejszą nawet okoliczność, całą wrodzoną słabość i całe samolubstwo rodzaju ludzkiego, aby zapewnić sobie pomoc ich serc, rąk i piór w tej ostatecznej walce przeciwko wolności i całkowitemu rozjaśnieniu Prawdy. Uprzedzenia pojawią się tam, gdzie przesłoniłaby je w pełni poznana Prawda. Wielu zostanie zwiedzionych i sprowadzonych na manowce wielką gorliwością i różnymi związkami stronników. Stanie się tak nie dlatego, że Bóg zaciemnił Prawdę do takiego stopnia, żeby nie mogła prowadzić prawdziwie poświęconych, lecz dlatego, że zwiedzeni ludzie nie byli wystarczająco gorliwi w poszukiwaniu i używaniu Prawdy, danej jako "pokarm na czas słuszny". Wtedy właśnie okaże się, że zwiedziona klasa przyjęła Prawdę nie dlatego, że ją umiłowała, lecz raczej powodowana była tradycją, formalnością lub strachem. Apostoł zapewnia nas, jak się wydaje, że w tej ostatecznej, śmiertelnej walce Antychryst będzie pozornie zwiększał swoją moc przez użycie nowych strategii, oszustw i kombinacji; jednak prawdziwy Pan ziemi, Król królów, zwycięży w czasie swojej obecności. Podczas wielkiego ucisku całkowicie i ostatecznie unicestwi On Antychrysta i na zawsze pozbawi go mocy i możliwości zwodzenia.

Jeżeli chodzi o dokładny kształt tej ostatecznej walki, to możemy jedynie podać pewne sugestie, oparte głównie na jej symbolicznych obrazach z Księgi Objawienia. Oczekujemy, że cały świat podzieli się na dwa obozy - prawdziwi, zwycięscy święci nie przyłączą się do żadnego z nich. Jeden obóz będzie się składał z socjalistów, wolnomyślicieli, niewierzących, niezadowolonych i prawdziwych miłośników wolności, których oczy zaczynają dostrzegać fakty, jeżeli chodzi o złe systemy rządzenia i o despotyzm tak w polityce, jak i w religii. Drugi obóz będzie się stopniowo tworzył z przeciwników ludzkiej wolności i równości: cesarzy, królów, arystokracji; będzie z nimi również sympatyzował falsyfikat Królestwa Bożego - Antychryst - popierający świeckich despotów i sam także przez nich popierany. Oczekujemy również, że Antychryst zmieni i złagodzi swoją politykę, aby odzyskać sympatię i nawiązać praktyczną współpracę (a nie rzeczywiście się jednoczyć) z ekstremistami ze wszystkich denominacji protestanckich, które nawet teraz dążą do nominalnego zjednoczenia się z sobą i z Rzymem - zapominając przy tym, że prawdziwa jedność powstaje i trwa dzięki Prawdzie, a nie na mocy dekretów, konwencji i praw. Chociaż taka współpraca protestantów i katolików może się niektórym wydawać niemożliwa, to jednak widzimy już niewątpliwie znaki szybkiego zbliżania się takiego związku. Przyśpiesza to jeszcze tajna działalność papiestwa wśród jego ludzi, przez co politycy chętni do współpracy z nim otrzymują wysokie stanowiska w rządach.

Można również oczekiwać, że wkrótce pojawią się prawa, które stopniowo ograniczą wolność osobistą pod pretekstem konieczności i dobra publicznego. Krok po kroku, wkrótce okaże się, że niezbędne jest sformułowanie jakiegoś "prostego prawa religijnego". W ten sposób kościół i państwo będą do pewnego stopnia zjednoczone w rządzeniu Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Prawa te będą jak najprostsze, aby odpowiadały wszystkim tak zwanym "ortodoksyjnym" (czyli popularnym) poglądom religijnym. Będą one miały na celu ograniczenie i uniemożliwienie dalszego rozwoju w łasce i w znajomości "pokarmu na czas słuszny". Pretekstem stanie się prawdopodobnie ochrona przed socjalizmem, niewiarą i polityczną erupcją niższych i niezależnych klas społeczeństwa.

Z całą pewnością możemy powiedzieć, że w niedalekiej przyszłości, jako część ucisku - nawet wcześniej, niż najcięższy ucisk tego "dnia gniewu" spadnie na świat i zniszczy całą konstrukcję społeczną ziemi (co będzie przygotowaniem do nowego, lepszego świata pod rządami prawdziwego Chrystusa) - jeszcze przed tym wszystkim nastąpi surowa próba dla prawdziwie poświęconego Kościoła, podobna do tego, co działo się w dniach tryumfu papiestwa. Teraz zmienią się jedynie metody prześladowań - będą bardziej wyrafinowane i lepiej dopasowane do cywilizacji obecnych czasów: ostrza, kleszcze i koła przyjmą formę sarkazmu i donosicielstwa, ograniczenia wolności oraz socjalnego, finansowego i politycznego bojkotu.

Kończąc ten rozdział, chcielibyśmy jeszcze raz powiedzieć naszym czytelnikom, że papiestwo jest Antychrystem nie z powodu swej niemoralności, lecz dlatego, że stanowi falsyfikat prawdziwego Kościoła i prawdziwego Królestwa. Nie zauważywszy tego właśnie faktu, wielu protestantów zostanie zwiedzionych i podejmie współpracę z papiestwem przeciwko prawdziwemu Królowi Chwały.

Wierni aż do śmierci

Jestem żołnierzem. Mój znak - krzyż;
W ślady Baranka idę.
Czy się obawiam walczyć dlań,
Lub wyznać Jego imię?

Czy mogę wejść do raju bram
Kwiecistą, łatwą drogą,
Gdy inni idą pośród burz
I toczą bitwę srogą?

Czyż ja nie muszę walczyć tak,
Aby pokonać wroga?
Czy próżny świat mi łaskę da,
Pomoże dojść do Boga?

Muszę więc trwać, by zdobyć tron.
Dodaj odwagi, Panie!
Pokonam trud i zniosę ból,
Gdy Słowo przy mnie stanie.

W chwalebnej walce świętych zbór
Zwycięży - choć umiera.
Święci przez wiarę znają triumf
I widzą go już teraz.

Gdy przyjdzie ten wspaniały dzień,
Gdy święci w blasku staną,
Zwycięską zaśpiewają pieśń:
Niech chwała będzie Panu!


  1. * Historia Powszechna Fishera, str. 193
  2. * Historia Powszechna White'a, str. 156
  3. * Tom II, str 85
  4. * Historia Powszechna Willarda, str. 163
  5. * Gibbon, Tom II, str. 269
  6. * Tom II, str. 53,57
  7. * Historia Powszechna White'a, str. 155
  8. * Zob. Gibbon, Tom II, str. 108
  9. * Gibbon, Tom II, strony 31-33
  10. * Tom II, str. 236
  11. * Stolica św. Piotra, str. 589
  12. * Tym, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej o tych przerażających czasach i scenach, polecamy następujące książki: Historia Anglii Macaulay'a; Republika holenderska Motley'a; Historia reformacji D'Aubigne'a; Osiemnaście wieków chrześcijaństwa White'a; Romanizm Elliota; Księga męczenników Foxa.
  13. * Stolica św. Piotra
  14. * Święte Cesarstwo Rzymskie to nazwa wielkiej instytucji politycznej średniowiecza. Jego początkiem był Karol Wielki. W swojej "Historii uniwersalnej" Fisher opisuje to na stronie 262: "W teorii była to unia światowego państwa i światowego kościoła - nierozłączna społeczność, na czele której stali cesarz i papież, naznaczone przez niebo [?] głowy: świecka i duchowa." Ponieważ zaś papieże, jako namiestnicy Chrystusa, namaszczali cesarzy, w rzeczywistości stali na czele całego imperium.
  15. * "Bitwy: pod Marengo (1800) i pod Austerlitz (1805) dwa razy rzuciły Niemcy do stóp Napoleona. Najważniejszym rezultatem tej drugiej klęski było utworzenie Konfederacji Reńskiej pod protektoratem władcy francuskiego. To wydarzenie oznaczało koniec starych Niemiec, czyli [świętego] Cesarstwa Rzymskiego, trwającego przez tysiąc lat". ("Historia Uniwersalna" White'a, str. 508.
  16. * Papieże długo starali się o to przywództwo, o bycie głową kościoła; stopniowo zostali uznani i otrzymali władzę. Władzę tę ogólnie zaakceptowano już w roku 494, jak wykazuje romanista - autor "Stolicy św. Piotra". Wymieniwszy szczegółowo wszystkie dowody przyznania przez różne rady, biskupów, cesarzy itd., że biskup Rzymu jest najwyższym kapłanem, autor książki czyni następujące podsumowanie:
  17. "Słowa te zostały spisane już Roku Pańskiego 494. (...) Z powyższych autentycznych świadectw wynika więc niezbicie, że prymat tronu Piotrowego [biskupstwo Rzymu] rozwinął się w piątym wieku do tego stopnia, iż papieża uważano ogólnie za centrum jedności chrześcijańskiej - za najwyższego władcę i nauczyciela kościoła Bożego, księcia biskupów, ostatecznego arbitra, rozsądzającego duchowe sprawy we wszystkich częściach świata; za sędziego i przewodniczącego ogólnych zgromadzeń, które prowadził za pośrednictwem swoich legatów".