|
|
WYKŁAD VI
DZIEŁO ŻNIWA
Charakter dzieła żniwa - Zbieranie pszenicy - Wiązanie w snopki i palenie kąkolu - Jego pochodzenie i urodzaj - Jego zniszczenie podobne do zniszczenia plew żniwa żydowskiego - Wskazanie na podobieństwa czasowe - Odrzucenie, stopniowy upadek i ostateczne zniszczenie Babilonu - Popieczętowanie sług Bożych przed przyjściem plag na Babilon - Sąd, czyli próba, zarówno systemów, jak i jednostek - Symboliczne znaczenie próby systemu żydowskiego - Próbowanie i przesiewanie pszenicy - Mądre panny oddzielone od głupich wchodzą na ucztę - "I zamknione są drzwi" - Kolejny przegląd i odrzucenie niektórych - Dlaczego i jak? - Zamknięcie "wysokiego powołania" - Czas jest krótki - "Aby nikt nie wziął korony twojej" - Pracownicy jedenastej godziny i zwycięzcy.
"ŻNIWO" jest określeniem, które daje ogólne pojęcie o pracy, jakiej wykonania należy się spodziewać między 1874 a 1914 rokiem. Jest to raczej czas żęcia niż siania, czas próby, rozliczania, rozstrzygnięć i nagradzania. Żniwo Wieku Żydowskiego było symbolicznym wyobrażeniem żniwa obecnego wieku. Obserwacje i porównania poczynione w oparciu o rozmaite cechy tamtego żniwa dostarczają bardzo jasnego wyobrażenia o dziele, które musi być przeprowadzone w obecnym żniwie. Szczególne nauczanie naszego Pana w tamtym czasie miało na celu zgromadzenie pszenicy - tych, którzy już zasługiwali na to miano - i oddzielenie plew od pszenicy w narodzie izraelskim. Jego nauki stały się także nasionami nowej dyspensacji, która rozpoczęła się (wkrótce po odrzuceniu narodu izraelskiego) w Dniu Pięćdziesiątnicy.
Powinniśmy dokładnie zapamiętać słowa, które nasz Pan wypowiedział do uczniów, posyłając ich do narodu-kościoła w trakcie swej misji, gdyż dowodzą one, że szczególne w tamtym czasie dzieło nie polegało na sianiu, ale żęciu. Rzekł do nich: "Podnieście oczy wasze, a przypatrzcie się krainom, żeć już białe są ku żniwu. A kto żnie, bierze zapłatę i zbiera owoc do żywota wiecznego" - Jan 4:35,36. Jako główny żniwiarz tamtego żniwa (podobnie jak i tego) Pan powiedział do pod-żniwiarzy: "Jam was posłał żąć to, około czegoście wy nie pracowali. Insić [patriarchowie, prorocy i inni święci mężowie dawnych czasów] pracowali, a wyście weszli w pracę ich", abyście żęli owoce pracy tamtych stuleci i przeprowadzali próbę ludu głosząc posłannictwo: "Przybliżyło się królestwo niebieskie" i obecny jest Król - "Oto król twój idzie" (Mat. 10:7; Jan 12:15; Zach. 9:9).
W czasie żydowskiego żniwa nasz Pan nie przerabiał kozłów na owce, ale szukał oślepionych i rozproszonych owiec izraelskich, powołując tych, którzy już byli Jego owcami, aby usłyszawszy Jego głos poszli za Nim. Obserwacja symbolicznego wyobrażenia dostarcza wiadomości dotyczących charakteru dzieła, które ma być przeprowadzone w trakcie obecnego żniwa, czyli czasu żęcia. Wkrótce rozpocznie się inny, większy zasiew w dogodniejszych warunkach Wieku Tysiąclecia i Królestwa. Właściwie już, tu i tam, w tęskniące, łaknące Prawdy serca, wpadają ziarna prawd restytucyjnych, które w przyszłości przyniosą plon. Jednakże w obecnym czasie jest to praca uboczna, gdyż podobnie jak żniwo żydowskie, tak i obecne, to czas żęcia rzekomego kościoła (tak zwanego chrześcijaństwa) w tym celu, aby prawdziwi święci, oddzielnie zgromadzeni, mogli zostać wywyższeni i mieć społeczność z Panem, nie tylko po to, aby głosić Prawdę, lecz także, aby urzeczywistnić dla świata wielkie dzieło naprawienia.
W trakcie tego żniwa pszenica i kąkol miały zostać oddzielone; jednakże przed oddzieleniem obie te klasy stanowią kościół nominalny. Pszenica to prawdziwi synowie Królestwa, naprawdę poświęceni, dziedzice, zaś kąkol to nominalny, a nie rzeczywisty Kościół Chrystusowy czy przyszła Oblubienica. Kąkol to ci, którzy, jak mówi o nich Jezus, nazywają go Panem, ale nie są mu posłuszni (Łuk. 6:46). Na pozór są oni do siebie tak podobni, że odróżnienie jednych od drugich wymaga dokładnego przyjrzenia się. "Rolą" w przypowieści "jest świat", a zatem pszenica razem z kąkolem (kąkol jest liczniejszy) współtworzy to, co czasem nazywamy "światem chrześcijańskim" albo "chrześcijaństwem". Dzięki uczęszczaniu na nabożeństwa, okazjonalnie albo regularnie, dzięki nazywaniu siebie chrześcijanami, dzięki przestrzeganiu pewnych rytuałów i ceremonii, dzięki bardziej lub mniej formalnemu identyfikowaniu się z niektórymi systemami religijnymi, przedstawiciele kąkolu wyglądają, a nawet uchodzą za głęboko poświęcone dzieci Boże. W tak zwanych "krajach chrześcijańskich" wszyscy, z wyjątkiem zdeklarowanych ateistów i Żydów, uważani są za chrześcijan. Ich liczbę (wliczając w to garstkę prawdziwie poświęconych - świętych) oblicza się na około 280 mln greko- i rzymskokatolików i około 120 mln protestantów.
Nasz Pan nie nauczał, że w trakcie Wieku Ewangelii należy dokonywać oddzielania prawdziwych synów Królestwa od tych, którzy takowych tylko udają. Próba przeprowadzenia zupełnego rozdzielenia spowodowałaby przewrócenie świata (roli) do góry nogami - ogólne zaburzenie porządku tak pomiędzy pszenicą, jak i kąkolem. Przeto rzekł: "Dopuśćcie obojgu społem rość aż do żniwa". Dodał jednak: "A czasu żniwa rzekę żeńcom [aniołom, posłańcom]: Zbierzcie pierwej kąkol, a zwiążcie go w snopki ku spaleniu; ale pszenicę zgromadźcie do gumna mojego" - Mat. 13:30. Stąd też należy spodziewać się, że w czasie żniwa przeprowadzona będzie powszechna praca oddzielania, która wcześniej była zabroniona. Chociaż ci, którzy są wyobrażani przez pszenicę, są nieustannie zachęcani do trwania w wolności, którą ich Chrystus wolnymi uczynił oraz do niewikłania się w związki z jawnymi przestępcami i wilkami w owczej skórze, to jednak nie mieli oni wytyczać granicy pomiędzy zupełnie poświęconymi (pszenicą, świętymi) a ludźmi wyobrażanymi przez kąkol, którzy przyznają się do nauk i imienia Chrystusowego, a nawet pozwalają, aby nauki te w pewnej mierze wywierały wpływ na ich sposób zachowania, lecz pragnienia ich serc są dalekie od Pana i służby dla Niego. Pan nakazał, abyśmy całkowicie wystrzegali się sądzenia serc i intencji. Zadanie takie wykraczałoby poza zasięg naszych możliwości. Jednakże rozmaite sekty nieustannie usiłowały właśnie to czynić - oddzielać, doświadczać pszenicę i przy pomocy rygorystycznych, a sfabrykowanych przez ludzi, wyznań wiary odpędzać kąkol, czyli heretyków - wszystkich wyznawców Chrystusa, których wierzenia nie pasowały do ich fałszywych wzorców. Jakże bezskuteczne były te usiłowania! Doprowadzono jedynie do ustanowienia fałszywych, niebiblijnych kryteriów i nauk, które raczej przyczyniły się do obfitego rozwoju kąkolu oraz zduszenia i odłączenia pszenicy. Taką była na przykład nauka o wiecznych mękach dla wszystkich nie należących do Kościoła. Jakież mnóstwo kąkolu powstało z przyczyny tego błędu nawet obecnie, gdy w coraz jaśniejszym świetle dnia został on przecież istotnie zmodyfikowany, jakże zduszona została pszenica, oślepiona i powstrzymana przed właściwym uznaniem Boskiego charakteru i planu. Dziś dopiero widać błąd różnych sekt, które nie posłuchały rady naszego Pana, aby pozwolić pszenicy i kąkolowi - świętym i wyznawcom - rosnąć razem i nie próbować przeprowadzania podziału. Każdy uczciwy człowiek przyzna, że w jego sekcie znajduje się wielka ilość kąkolu - wyznawców, a nie świętych, że za murami sekciarstwa pozostaje wielu świętych. Tak więc żadna ze współczesnych sekt ani nie mogłaby, ani nie usiłuje twierdzić, że zawiera jedynie pszenicę, a wolna jest od kąkolu. Tym bardziej żadna ziemska organizacja (z wyjątkiem Christadelfian i Mormonów) nie byłaby na tyle zuchwała, aby twierdzić, że cała pszenica znajduje się u niej. Nie ma zatem żadnego usprawiedliwienia dla wznoszenia organizacyjnych i teologicznych murów. Nie oddzielają one <139> pszenicy od kąkolu, bo nie ma takiej metody, która pozwalałaby dokonać zupełnego, całkowitego rozdzielenia serc, za wyjątkiem tej, którą Pan ustanowił i która miała być zastosowana w czasie żniwa. Dowodzi to potrzeby rozpoznania, kiedy nadejdzie czas, w którym ma się rozpocząć żniwiarskie dzieło rozdzielania. Nasz Pan, zgodnie ze swą obietnicą, nie zostawił nas przecież w ciemności, ale wszystkim, których serca są odpowiednio przygotowane, udziela stosownych w tym czasie informacji. "Lecz wy bracia nie jesteście w ciemności [ani nie śpicie], aby was on dzień jako złodziej zachwycił" - 1 Tes. 5:4.
Prawda na czasie jest sierpem obecnego żniwa; podobny sierp był użyty w żniwie żydowskim. Żeńcami, aniołami,* czyli posłańcami, są obecnie naśladowcy Pańscy, podobnie jak byli nimi żeńcy żniwa żydowskiego. Aczkolwiek w ciągu wieku nie należało próbować oddzielania pszenicy od kąkolu, to jednak gotowym, godnym i posłusznym w obecnym czasie będzie ukazany Boski plan i porządek tak jasno, że rozpoznają w czasie żniwa Jego głos: "Zapuść sierp swój" obecnej Prawdy i "Zgromadźcie mi świętych moich, którzy ze mną uczynili przymierze przy ofierze"; "Cić mi będą, mówi Pan Zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością" - Psalm 50:5; Mal. 3:17.
* Słowo "anioł" oznacza posłaniec.
Czas ten przeznaczony jest nie tylko na zgromadzenie świętych przy pomocy Prawdy (do jedności z Panem i ze sobą wzajemnie, a bez społeczności z tymi, którzy są jedynie wyznawcami, kąkolem), lecz także jest to czas oczyszczenia roli przez zniszczenie kąkolu, ścierniska i chwastów w przygotowaniu pod nowy zasiew. W jednym znaczeniu "pszenica" jest wybierana spośród kąkolu - gdyż ilość kąkolu jest znacznie większa - według tego, jak mówi Pan: "Wynijdźcie z niego, ludu mój". Z drugiej jednak strony, również właściwie, oddzielenie ukazane jest symbolicznie w zebraniu kąkolu spomiędzy pszenicy. Rzeczywiście, pszenica ma prawo przebywać na tym miejscu. Jest to pole pszeniczne, a nie pole kąkolu (ludzkość uważana jest za grunt, z którego wyrasta i rozwija się pszenica, ale także kąkol), tak więc to kąkol znajduje się na nie swoim miejscu i powinien być usunięty. Pan założył pole pszeniczne, a pszenica wyobraża synów królestwa (Mat. 13:38). Skoro więc rola, czyli świat, ma być im oddana, a nawet już do nich przez obietnicę należy, to słusznie pokazuje przypowieść, że to kąkol ma być oddzielony, spalony, pozostawiając pszenicy pole i wszystko, co się na nim znajduje. Kąkol jest odesłany tam, skąd przyszedł - do ziemi (świata), a pierwociny pszenicy zostaną zgromadzone w gumnie, aby ziemia mogła przynieść ponowny plon.
Pszenica nie miała być wiązana w snopki: ziarna były wsiane oddzielnie i niezależnie, łączyła je jedynie przynależność do tego samego gatunku i podobne warunki wzrostu. Natomiast, jak oświadcza przypowieść, w efekcie żniwa nastąpi między innymi zgromadzenie kąkolu i związanie go w snopki przed "spaleniem", czyli "czasem ucisku". Ta praca odbywa się wokoło nas. Nigdy jeszcze nie istniało tyle związków zawodowych, trustów kapitalistycznych i wszelkiego rodzaju stowarzyszeń ochronnych, co teraz.
"Rolą" z przypowieści jest cywilizowany świat, na którym w czasie Reformacji wiatry walk religijnych wszędzie powodowały łączenie się pszenicy i kąkolu w wielkie gromady (grupy wyznaniowe), skłaniając jednych do zwrócenia się w tym, drugich zaś w przeciwnym kierunku (doktrynalnym). Takie nagromadzenie w bliskim związku pszenicy i kąkolu doprowadziło u wszystkich do znacznej utraty indywidualności. Naukowe burze należą już do przeszłości, lecz siłą przyzwyczajenia trwają podziały i tylko gdzieniegdzie kłosy pszeniczne próbują w zatłoczeniu prostować się spod przygniatającego je ciężaru wielkich tłumów.
Wraz z czasem żniwa przychodzi uwolnienie pszenicy od ciężaru i zawady kąkolu. Sierp Prawdy przygotowuje ją do wolności, którą Chrystus uczynił wszystkich wolnymi na samym początku. Ten sam sierp ma jednak przeciwny wpływ na kąkol. Duch kąkolu skłania się raczej ku właściwej sektom dążności do zewnętrznej wspaniałości i działania na pokaz niż ku indywidualnemu posłuszeństwu i wierności Bogu. Dlatego też odrzucają oni teraźniejszą Prawdę i mocno sprzeciwiają się jej, szybko stwierdziwszy, że potępia ona sekciarstwo i stanowi indywidualną próbę dla każdego. Jakkolwiek wszystkie sekty wykazują skłonność do jednoczenia się, to jedność ta umotywowana jest chęcią przeciwstawienia się dezintegracyjnym tendencjom teraźniejszej Prawdy do tego stopnia, że nakładają oni powoli, ostrożnie, ale ciasno, więzy na każdą próbę indywidualnego myślenia i badania zagadnień religijnych, żeby ich organizacje nie rozpadły się i nie pozostał w nich po ucieczce pszenicy sam kąkol.
Wszyscy ci, którzy są wyobrażeni przez kąkol, są świadomi, że gdyby stanęli na indywidualnej próbie, nie zasłużyliby na udział w Królestwie obiecanym dla sumiennych naśladowców Baranka. Woleliby oni, aby sekty sądzone były tak jak korporacje, przez wzajemne ich porównywanie, mając w ten sposób nadzieję przedostania się do Królestwa chwały dzięki zasłudze pszenicy, z którą są stowarzyszeni. Nic na to jednak nie poradzą, gdyż próbie przydatności do zaszczytów Królestwa nie będą poddane sekty, lecz każdy indywidualnie. Sprawdzona będzie osobista wierność Bogu i Prawdzie. Wydaje się, że w jaśniejszym świetle dnia dzisiejszego, które rozprasza mgły bigoterii i uprzedzenia, każda sekta zdaje sobie sprawę, że wszystkie inne mają równe (równie niewielkie) prawo twierdzenia, że są jedynym prawdziwym Kościołem. Mając tę świadomość starają się wywołać wrażenie, że przyłączenie się do jednej z sekt - mało ważne do której - jest warunkiem zbawienia. W taki sposób łączą oni ideę indywidualnej odpowiedzialności z sekciarskim niewolnictwem.
Jako przykład więzów nałożonych ostatnio powszechnie na wszystkich zwolenników sekt niech posłużą pozornie niewinne, a dla wielu nawet rzekomo pożyteczne, lekcje Międzynarodowej Szkoły Niedzielnej. Mogło by się wydawać, że jest to przejaw pozbawionej sekciarskiego ducha współpracy w badaniu Biblii, że jest to wielki krok naprzód i odejście od starych metod badania przy pomocy katechizmów. Ów system ujednoliconych lekcji pozornie stanowi porzucenie ducha sekciarskiego i zjednoczenie się wszystkich chrześcijan, aby każdy mógł badać Biblię w jej własnym świetle, co wszyscy uznają oczywiście za właściwy kierunek, ale w rzeczywistości żaden z sekciarzy tak nie postępuje. Należy bowiem zauważyć, iż lekcje Międzynarodowej Szkoły Niedzielnej pozornie tylko pozbawione są sekciarskiego sposobu myślenia, pozornie tylko zapewniają wolność badania Biblii. W rzeczywistości każde z wyznań przygotowuje swe własne komentarze do zamieszczonych wersetów, a komitet układający owe lekcje, dbając o zewnętrzne pozory jedności, dobiera takie fragmenty Pisma Świętego, co do których nie występują zasadnicze różnice. Pomijane są tutaj, aczkolwiek zdecydowanie podtrzymywane ciągle w obrębie każdej z sekt, fragmenty Pisma Świętego i nauki, co do których występują różnice. One to właśnie wymagałyby szczególnej dyskusji, aby mogło się okazać, co jest błędem, a co słuszną racją w przekonaniach każdego z wyznań. W ten tylko sposób mogłaby zostać osiągnięta prawdziwa jedność na zasadzie: "Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest".
Efektem tych i innych podobnych działań "zjednoczeniowych" jest nadawanie protestantyzmowi pozorów okazałości i jeśli nie oficjalne, to ukryte twierdzenie, że każdy musi należeć do jednej z jego sekt, gdyż w przeciwnym razie nie mógłby być w ogóle dzieckiem Bożym. W swej istocie nie jest to jednak jedność kościoła, lecz związek różnych i oddzielnych organizacji, z których każda wciąż pragnie zachować swą dotychczasową odrębność organizacyjną jako sekta, czyli snop, łącząc się jednak z innymi w celu imponowania światu i wywoływania wrażenia ogromu. To tak, jakby snopy zestawiane były w stogi. Każdy z nich jest oddzielnie związany jako organizacja, a związek ten staje się jeszcze ciaśniejszy przez ściśnięcie i zaklinowanie go innymi snopami w wielkim, imponującym stogu.
Jest jeszcze jedna przyczyna, która sprawia, że system lekcji międzynarodowych w powiązaniu ze współczesnymi metodami "przeprowadzania" Szkoły Niedzielnej skutecznie wspiera ducha sekciarstwa oraz hamuje rzeczywisty wzrost znajomości Prawdy. Przeprowadzana w Szkole lekcja i towarzyszące jej "ćwiczenia" są tak szerokie, że nie pozostawiają w ogóle czasu na rozważenie ostrożnie przygotowanych pytań, które są zamieszczane wraz z odpowiedziami. W ten sposób łaknący Prawdy badacz Biblii i, niejednokrotnie, uczciwy nauczyciel nie ma czasu na zadanie innych, istotniejszych pytań, które mogłyby stanowić podstawę do dyskusji i dostarczyć myślącym niezbędnego pokarmu. Pierwotnie klasy biblijne spotykały się, by rozważać samodzielnie wybrane fragmenty Biblii, a w poznawaniu Prawdy hamowane były jedynie swymi własnymi uprzedzeniami i przesądami. W ten sposób, szczerze łaknący Prawdy zawsze mogli uczynić pewien postęp. Obecnie jednak, coraz jaśniej przyświecające światło, które oświetla każdy temat, rozpraszając mgły zabobonów i uprzedzeń, przez te właśnie Międzynarodowe Lekcje, które miały stanowić pomoc, jest powstrzymywane, aby nie świeciło studentom lekcji biblijnych. Badania Biblii przez nich prowadzone są umiejętnie sterowane, aby nie pojawiły się żadne nowe idee, ich umysły są ustawicznie zajmowane "mlekiem słowa" (w znacznym stopniu rozcieńczonym ludzkimi tradycjami), aby zupełnie nie mieli apetytu na "twardy pokarm" zaawansowanej Prawdy (Hebr. 5:14). W trakcie tych lekcji cały czas i sposobność rozkoszowania się oraz uczenia się, jak doceniać "pokarm", są zaprzepaszczane jednym stwierdzeniem: "Musimy trzymać się tematu, bo lekcja wkrótce się skończy". Rację mieli prorocy i apostołowie, gdy mówili, że zrozumienie wielkich prawd Bożych, niezbędne dla naszego wzrostu w łasce i poznaniu miłości Bożej, jest niemożliwe bez zaniechania nauk początkowych - "odstawienia od mleka i odłączenia od piersi" - oraz bez udania się ku doskonałości (Hebr. 6:1; Izaj. 28:9).
Chociaż metody prowadzenia Szkoły Niedzielnej uległy ostatnio znacznej poprawie, to jednak ciągle pozostawiają one wiele do życzenia. Pod ich wpływem znajduje się wiele najprawdziwszych dzieci Bożych, które usilnie pragnąc służyć Bogu, są w mniejszym lub większym stopniu zdezorientowane wielką liczbą uczestników tych lekcji oraz sprawianym przez nie wrażeniem "pracy Pańskiej". Przyznajemy, że rezultaty tej działalności są częściowo dobre, ale nie brakuje też stron negatywnych. Szczerzy ludzie zniechęcani są do czynienia osobistego postępu i wykonywania obowiązku, zaleconego przez Boga rodzicom. Przynosi to szkodę tak im, jak i ich dzieciom. Dla niedojrzałych ludzi krótka lekcja oraz "ćwiczenia" zdają się być przyjemniejszymi od badania Biblii. Wprowadzeni są w przekonanie, że wypełnili swój obowiązek, a towarzyskie plotki i rozrywki, z których przy tej okazji można skorzystać, wynagradzają im ofiarę tych kilku chwil. Także dzieciom najbardziej podobają się "ćwiczenia" śpiewu, książki z opowiadaniami, pikniki, poczęstunki i powszechne rozrywki. Możliwość zaprezentowania swych pięknych strojów poprawia i dzieciom, i ich mamom samopoczucie i stanowi wynagrodzenie za wysiłek ubierania się na tę okazję. Wszystko to doprowadza do zrzucenia rodzicielskiej odpowiedzialności za domowe wychowanie religijne na oszukańczą machinę Szkoły Niedzielnej. Szkoła Niedzielna została słusznie nazwana żłobkiem kościoła, a dzieci karmione przez nią radami ducha światowego, stają się młodymi kłosami kąkolu, który przynosi obfity plon i zarasta pola Babilonu.
Jeśli gdzieś znajdzie się grupa dorosłych studiujących Biblię, a nauczyciel jest na tyle otwarty i niezależny, aby nie podążać za przypadającą lekcją, lecz rozważać najistotniejsze sprawy, pozwalając, aby w duchu wolności mogła zwyciężać Prawda, niezależnie od tego, czy zgadza się ona z przyjętymi przez sektę wierzeniami, czy też nie, to jest on przez pastora posiadającego światową mądrość, albo przez jakiegoś superintendenta uznany za nauczyciela niebezpiecznego. Tacy nauczyciele są istotnie niebezpieczni dla sekciarstwa i prędko pozbawiani są możliwości nauczania. W przeciwnym razie oni sami oraz prawdy, na których otwarte dociekanie pozwalaliby, doprowadziłyby niebawem do przecięcia więzów i rozsypania się sekciarskich snopów. Dlatego też tacy nauczyciele niedługo utrzymują swą posadę. Za to mile widziani są inni - tacy, co umieją panować nad myślami swych słuchaczy, odwracać ich uwagę od "twardego pokarmu", i utrzymywać ich na etapie nie odstawionych od piersi niemowląt, zbyt słabych, aby stać o własnych siłach i przywiązanych do systemów, które uczy się ich kochać i wierzyć, że bez nich się umiera. Jednak prawdziwy nauczyciel i prawdziwy badacz Pisma Świętego nie może poddawać się więzom ludzkiej niewoli, powinien cieszyć się wolnością badania i używania jako pokarmu każdego fragmentu dobrego Słowa Bożego oraz być nieskrępowanym w podążaniu za Barankiem, gdziekolwiek on prowadzi (Jan 8:36; Gal. 5:1).
Chociaż dzisiaj muszą być zachowane zewnętrzne pozory wolności osobistej w stopniu większym niż kiedykolwiek, to jednak należy stwierdzić, że nigdy jeszcze powrozy związujące pszenicę i kąkol w snopy nie były zaciśnięte tak dokładnie jak teraz. Jeszcze nigdy zarządzenia nie były tak ciasne i ograniczające wszelkie swobody osobiste jak dzisiaj. Każda wolna godzina gorliwego zwolennika sekty jest starannie wypełniona licznymi spotkaniami, działalnością, tak że nie zostaje ani chwila na nieskrępowane myślenie albo badanie Biblii. Zasadniczym zamierzeniem wszystkich takich spotkań i rozrywek jest umocnienie i rozwój sekty, a skutkiem - wspomniana niewola, tak szkodliwa dla rzeczywistego rozwoju prawdziwych dzieci Bożych - pszenicy. Ze słów proroka wynika, że związki stają się coraz mocniejsze (Izaj. 28:22). Nieco pszenicy i wiele kąkolu tworzy te snopy, z których z każdym dniem coraz trudniej będzie się uwolnić.
Jak zauważyliśmy, ilość prawdziwie poświęconych - pszenicy, jest mała, ogromna zaś liczba "ochrzczonych wyznawców" (którym to adekwatnym mianem pewien metodystyczny biskup określił klasę kąkolu). Na tej podstawie sądząc, spalenie kąkolu będzie znaczącym wydarzeniem. Błędem jest jednak powszechne przekonanie, że spalenie kąkolu w piecu ognistym, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów (Mat. 13:42), jest związane albo z literalnym ogniem albo z uciskiem po śmierci. Cała przypowieść o kąkolu stosuje się do obecnego wieku. Ogień, podobnie jak i pszenica oraz kąkol, jest symboliczny i zniszczy kąkol w czasie wielkiego ucisku, którym ma się zakończyć ten wiek. Pszenica zaś, zgodnie z obietnicą, będzie z ucisku wybawiona (Mal. 3:17; Łuk. 21:36). Wielki piec ognisty to "czas wielkiego ucisku", który nastąpi przy końcu żniwa i dotknie niegodną klasę kąkolu "chrześcijaństwa".
Zniszczenie wspomniane w przypowieści nie oznacza także ani teraźniejszego, ani przyszłego unicestwienia jednostek, z których składa się kąkol. Jest to raczej obalenie niesłusznych pretensji tej grupy ludzi. Twierdzą oni, że są chrześcijanami, podczas gdy naprawdę są ciągle dziećmi tego świata. Spalenie lub zniszczenie kąkolu będzie więc równoznaczne z objawieniem ich prawdziwych charakterów - rozpoznaniem, iż należą do świata. Nominalni członkowie Kościoła Chrystusowego nie będą już więcej udawać chrześcijan.
Nasz Pan, jak sam wyjaśnia, posiał dobre nasienie Królestwa - Prawdę, z której wyrasta cała prawdziwa pszenica - spłodzeni przez ducha Prawdy. Później dopiero, podczas nocy ciemnych wieków, Szatan posiał kąkol. Bez wątpienia kąkol był posiany tak samo, jak i pszenica, stanowiąc potomstwo błędu. Przekonaliśmy się już, jak za pośrednictwem przeciwnika i jego zaślepionych sług dokonało się godne ubolewania splugawienie Świątnicy oraz wojska i jak drogocenne naczynia (nauki) zostały niewłaściwie wykorzystane i sprofanowane przez papiestwo. Ta przypowieść stanowi jedynie inny opis tych samych działań. Fałszywe nauki rodziły niesłuszne pragnienia i ambicje na Pańskim polu pszenicznym, zdobywając dla Szatana wielu sług - siewców błędnych nauk i praktyk, które doprowadzały do obfitego rozmnożenia się kąkolu.
Dla wielu ludzi pole to wygląda pięknie i kwitnąco, gdyż jego plon liczy się w setkach milionów. Jednak ilość pszenicy, zduszonej i zahamowanej w rozwoju przez kąkol, jest w rzeczywistości bardzo niewielka. Dla pszenicy byłoby o wiele lepiej, gdyby będący pod wpływem ducha światowego kąkol nie znajdował się w kościele, lecz na swoim właściwym miejscu - w świecie - i pozostawił na tym polu poświęcone "Maluczkie Stadko", jedyne przedstawicielstwo ducha i nauk Chrystusa. Wtedy różnica pomiędzy kościołem i światem byłaby wyraźnie zaznaczona, a rozwój Kościoła, choć zdawałby się może wolniejszy, byłby na pewno zdrowszy. Pozornie wielki sukces, objawiający się liczbami, dobrobytem i społeczną pozycją, w czym wielu znajduje powód do chluby, jest w istocie wielką krzywdą, a bynajmniej nie błogosławieństwem, tak dla świata, jak i dla Kościoła.
Gdy zastanawiamy się nad tym zagadnieniem, dochodzimy do wniosku, że wielu z przedstawicieli kąkolu nie powinno być obwinianych za to, że zajmują stanowisko fałszywej pszenicy. Podobnie, niewielu z nich zdaje sobie sprawę z tego, że kąkol nie jest prawdziwym Kościołem, a Maluczkie Stadko traktują oni jako ekstremistów i fanatyków. Istotnie, w porównaniu do owego kąkolowego mnóstwa, nasz Pan, apostołowie i cała pszenica mogliby się wydać ekstremistami i fanatykami, jeśliby większość - kąkol - miała rację.
Przedstawiciele kąkolu byli tak często i z przekonaniem zapewniani, że są chrześcijanami - że są nimi wszyscy z wyjątkiem Żydów, ateistów i pogan - że trudno byłoby oczekiwać, aby mieli uważać inaczej. Fałszywe doktryny upewniają ich, iż są tylko dwie możliwości, i że wszyscy ci, co unikną wiecznych mąk, mają być współdziedzicami z Chrystusem. W każdej mowie pogrzebowej, z wyjątkiem przypadków wyjątkowej degradacji, jawnej bezbożności i niemoralności, przyjaciele zmarłego zapewniani są o pokoju, radości i niebiańskiej chwale, w której się on znalazł. W celu udowodnienia takiego poglądu cytuje się całe fragmenty Pisma Świętego, które, jak to pokazuje kontekst, powinny być odnoszone jedynie do zupełnie poświęconych, do świętych.
W naturze wielu ludzi leży skłonność do ganienia samych siebie, świadomego przyznawania, iż nie są świętymi oraz twierdzenia, że nie roszczą sobie prawa do udziału w obfitych obietnicach Pisma Świętego. Jednakże ich kąkolowi współtowarzysze, zajmujący miejsca i w ławkach, i za pulpitami, a wcale nie lepiej poinformowani, przekonują ich, że zastrzeżenia te są nieuzasadnione. Ich sumienie podpowiada im, zapewnia nawet, że nie uczynili nic takiego, za co sprawiedliwie mogliby być skazani na wieczne męki, zaś na podstawie wiary w fałszywe nauki "chrześcijaństwa" mają nadzieję i uważają, że tak jak i wszyscy inni dobrzy ludzie, są oni członkami Kościoła, do którego należą wszystkie kosztowne obietnice. W ten sposób przez samo uznawanie fałszywych nauk stają się kąkolem. Zajmując miejsce, które im się nie należy, propagują fałszywe wyobrażenia o wzniosłych wzorcach świętości. Wprowadzeni w błąd, mają poczucie bezpieczeństwa i zadowolenia. Porównując swe życie i samych siebie do większości innych członków nominalnego kościoła oraz do zmarłych przyjaciół, nad których grobami wysłuchiwali pogrzebowych pochwał, stwierdzają, że co najmniej mieszczą się w średniej, a może nawet są bardziej konsekwentni od wielu głośnych wyznawców. Mają jednak świadomość, że ich serce i życie, czas, środki, talenty i możliwości w rzeczywistości nigdy nie zostały przez nich ofiarowane na służbę Bogu.
Podobnie jak "plewy" Wieku Żydowskiego zostały zniszczone przy końcu ówczesnego żniwa (Łuk. 3:17), tak i "kąkol" będzie zniszczony przy końcu żniwa obecnego czasu. Plewy, zanim jeszcze żniwo zakończyło się w niszczącym ten system ogniu walk religijnych i politycznych, wyrzekły się wszelkich praw do Boskiej łaski jako zwycięskie Królestwo Boże. Taki sam los spotka klasę kąkolu, tak zwanego "chrześcijaństwa". Zostaną zniszczeni, przestaną być kąkolem, przestaną zwodzić tak siebie, jak i innych; zaprzestaną przywłaszczania sobie nader wspaniałych i kosztownych obietnic przynależnych jedynie zwycięzcom, świętym. Gdy ogień, który już został rozniecony, "ogień gorliwości Pańskiej" (czas wielkiego ucisku, którym zakończy się obecny wiek - Sof. 3:8) pochłonie ich rozmaite, tak zwane chrześcijańskie, królestwa oraz różne religijne organizacje rozdarte waśniami na skutek coraz jaśniej przyświecającego światła Prawdy, wtedy przestaną rościć sobie prawo używania nazwy "chrześcijaństwo" dla swych światowych organizacji.
Po opisie spalenia kąkolu, w dalszym ciągu przypowieści czytamy: "Tedy sprawiedliwi [pszenica] lśnić się będą jako słońce w królestwie Ojca swego". (Czyż może być lepsze potwierdzenie słuszności poglądu, że prawdziwy Kościół nie uzyskał jeszcze mocy Królestwa Bożego i że wywyższenie to nastąpi dopiero po zakończeniu żniwa?) Tedy powstanie owo słońce sprawiedliwości (którego ośrodkiem chwały będzie zawsze Jezus Chrystus), a zdrowie będzie na ramionach jego, aby błogosławić, naprawiać, odkażać i oczyszczać z grzechu i błędu całą ludzkość. Niezdolni do poprawy zostaną zniszczeni wtóra śmiercią.
Należy pamiętać, że w symbolicznym wyobrażeniu, jakim jest żniwo żydowskie, żydowski dom Izraela według ciała tworzyli zarówno prawdziwi Izraelici, jak i ci, którzy takowych jedynie udawali, że tylko prawdziwi Izraelici zostali oddzieleni i zebrani do ewangelicznego gumna oraz zaszczyceni Prawdą Wieku Ewangelii i że wszyscy inni należący do tego narodu ("plewy") nie zostali zniszczeni fizycznie (choć oczywiście wielu ludzi zginęło w tym ucisku), lecz zostali odcięci od łask Królestwa, w których dotąd pokładali nadzieję i którymi się chlubili. Porównajmy to z odpowiednikiem w równoległości - postępowaniem w stosunku do "kąkolu" podczas jego obecnego palenia.
Nasz Pan powiedział, czego należy się spodziewać w obecnym "żniwie", jaki mamy w nim udział tak jako odłączani, jak i jako "żniwiarze" używający sierpa Prawdy w celu niesienia pomocy innym w dochodzeniu do wolności Chrystusowej i odłączaniu się od fałszywych ludzkich systemów i związków. Ponadto, aby dać nam podwójną pewność, że mamy rację i że nadszedł czas oddzielania i żniwa, Pan dostarczył nam dowodów czasowych objawiających datę rozpoczęcia żniwa, jego długość i moment zakończenia. Świadczą one, jak już wykazaliśmy, że koniec roku 1874 jest początkiem, a rok 1914 - końcem 40 lat żniwa. Każdy najdrobniejszy szczegół porządku i dzieła obecnego żniwa znajduje swe odzwierciedlenie w odpowiadającym mu symbolicznie okresie żniwa Wieku Żydowskiego. Rozważymy obecnie niektóre z dostrzeżonych szczegółów czasowych żniwa symbolicznego oraz zauważymy wynikające z nich lekcje, które zostały najwyraźniej tak zaplanowane przez Pana, aby były pouczające i aby dzisiaj chroniły nas przed wątpieniem i niepewnością, a utwierdzały w znajomości Jego planu, we współdziałaniu z Nim z mocą jako współpracownicy w wypełnianiu Jego objawionej woli.
Wszystkie szczegóły czasu wynikające ze żniwa żydowskiego (aczkolwiek czasem pośrednio wiążą się i z wiernymi) bezpośrednio odnoszą się do szerokich nominalnych rzesz, wyznaczając dla nich okresy: próby, odrzucenia, obalenia i zniszczenia systemu narodu-kościoła. Tak więc nasz Pan, jako Oblubieniec i Żniwiarz, przyszedł (w roku 29 n.e.) nie tylko do prawdziwych Izraelitów, ale i do całego narodu (Jan 1:11). W trakcie przeprowadzania pracy żniwiarskiej okazało się, że niewiele jest dojrzałych ziaren, które nadają się do gumna (epoki ewangelicznej) i że zdecydowana większość posiada jedynie pozory pszenicy, a w rzeczywistości stanowi "plewy" pozbawione zasadniczych cech pszenicy. Trzy i pół roku później (w 33 r. n.e.) nasz Pan objął urząd królewski i pozwolił, aby lud wsadził go na oślę i okrzyknął go królem (czego wcześniej odmawiał - Jan 6:15). Moment ten znajduje odbicie w znacznie ważniejszym wydarzeniu żniwa Wieku Ewangelii. W równoległości, jak już wiemy, są to: rok 1874 - data rozpoczęcia się obecności naszego Pana jako Oblubieńca i Żniwiarza oraz kwiecień roku 1878 - data objęcia i sprawowania przez Niego w sposób rzeczywisty urzędu Króla królów i Pana panów. Tym razem jest on królem duchowym - obecnym z całą mocą, choć niewidzialnym dla ludzi.
Te pierwsze poczynania naszego Pana w roli Króla Izraela, choć wtedy trwały jedynie kilka godzin, mają dla nas niezwykle głębokie znaczenie, gdyż stanowią cień i niewątpliwą wskazówkę, czego należy się spodziewać dzisiaj. To, czego świadkami byli ludzie w tamtym czasie - a więc królewski wjazd do Jerozolimy na oślęciu i wypędzenie biczem ze świątyni handlarzy pieniędzmi - wypełnia się, według naszego zrozumienia, dzisiaj na większą skalę, jakkolwiek bicz z postronków, król i proklamowanie jego królewskiego autorytetu objawiły się obecnie w zupełnie innej formie, widocznej jedynie dla oczu wiary. Te wydarzenia z rzeczywistości żydowskiej zwracają jednak naszą uwagę na wypełnienie, które inaczej uszłoby naszej uwadze. Pierwszą czynnością symbolicznego Króla było odrzucenie całego narodu-kościoła Izraela jako niegodnego stanowienia Jego Królestwa i dalszego traktowania jako Jego szczególne dziedzictwo. Wyraził to w słowach: "Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroki i które kamionujesz te, którzy do ciebie byli posłani: ilekroć chciałem zgromadzić dzieci twoje jako zgromadza kokosz kurczęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście? Oto wam dom wasz pusty zostanie" - Mat. 23:37-39.
Z porównania tych faktów z obecnym żniwem wynika, że tak jak w 33 roku Izrael, po 1845 latach uznawania go za lud Boży poprzez okazywanie łaski i stosowanie tymczasowego karania, został odrzucony przez Króla, gdyż w trakcie trzyipółletniego przeglądu i próby nie okazał się godnym, tak też i w czasie obecnego żniwa, po podobnym okresie inspekcji trwającej trzy i pół roku i przy końcu podobnego okresu 1845 lat łaski i karcenia, nominalne chrześcijaństwo miało zostać odrzucone przez Króla jako niegodne, aby nadal otrzymywać łaskę albo być przez Niego w jakiejkolwiek formie uznawane.
Odrzucenie nominalnego Izraela według ciała nie oznaczało bynajmniej indywidualnego odrzucenia żadnego z "prawdziwych Izraelitów", w którym nie było zdrady, lecz wręcz przeciwnie, stanowiło podstawę do udzielenia takim (którzy uwolnili się od "ślepych przewodników" i skorzystali z bardziej bezpośredniego i doskonałego nauczania przekazywanego przez nowe duchowe narzędzia - apostołów) jeszcze większej łaski. Tak też i obecnie powinniśmy oczekiwać, że duchowe łaski, którymi dotychczas były obdarzane rzesze nominalnych chrześcijan, będą odtąd należeć się tylko wiernym i posłusznym. Odtąd też nie można się spodziewać, że stosowne światło oraz "pokarm na czas słuszny dla domu wiary" miałyby być w jakimkolwiek stopniu udzielane za pośrednictwem dotychczasowych narzędzi. Użyte zostaną w tym celu wyłącznie wierne jednostki znajdujące się poza upadłymi i odrzuconymi systemami.
Nasz Pan w trakcie swej misji, zanim jako król nie odrzucił systemu żydowskiego, uznawał prawo Faryzeuszy i Saduceuszy do nauczania ludu, jakkolwiek często strofował ich za hipokryzję i zwodzenie ludu. Jasno wynika to z jego słów (Mat. 23:2): "Na stolicy Mojżeszowej usiedli nauczeni w Piśmie i Faryzeuszowie. Przetoż wszystkiego, czegokolwiek by wam rozkazali przestrzegać, przestrzegajcie i czyńcie". Podobnie też przez pewien czas wielcy religijni władcy nominalnego chrześcijaństwa na synodach, konferencjach, soborach, itp. jako nauczyciele ludu zasiadali w pewnym sensie na Chrystusowej stolicy, tak jak żydowski Sanhedryn zasiadał niegdyś na stolicy Mojżeszowej. Jednak po roku 33 n.e. Faryzeuszowie i Saduceuszowie pod żadnym względem nie byli już więcej uznawani przez Pana, a prawdziwi Izraelici nie byli już nauczani przez nich, lecz przez samego Boga za pośrednictwem pokorniejszych, nie utytułowanych i bardziej godnych narzędzi, które zostały powołane z ludu i w szczególny sposób przygotowane przez Boga. Musimy się tego spodziewać i teraz, w równoległym żniwie.
Ujęcie królewskiej władzy przez naszego Pana w roku 33 n.e. i Jego pierwszy urzędowy akt odrzucenia narodowego kościoła Izraela według ciała, w powiązaniu z innymi uderzającymi podobieństwami tych dwóch okresów, narzuca oczywisty wniosek, że w równoległym momencie czasowym obecnego żniwa, tj. w 1878 roku, mistyczny Babilon, inaczej zwany chrześcijaństwem, wyobrażany symbolicznie przez judaizm, został odcięty i rozeszła się wieść: "Upadł, upadł Babilon on wielki; i stał się przybytkiem czartów, i mieszkaniem wszelkiego ducha nieczystego, i mieszkaniem wszelkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego" - Obj. 18:2.
Przepowiedziany upadek, plagi i zniszczenie mistycznego Babilonu zostały proroczo przedstawione w wielkim ucisku i narodowym wyniszczeniu rzeczywistego Izraela, które doprowadziło w końcu do zupełnej klęski tego narodu w 70 r. n.e. Długość okresu, w którym dokonał się ów upadek ma także swoją równoległość. Od czasu, gdy nasz Pan w 33 r. n.e. wypowiedział słowa: "Oto wam dom wasz pusty zostanie", do roku 70 upłynęło 36 ? roku. Także od 1878 do końca 1914 roku upływa 36 ? roku. Zatem, według przedstawionych już proroctw, wraz z końcem roku 1914 przeminie to, co Bóg nazywa Babilonem, a ludzie chrześcijaństwem.
Judaizm był naznaczonym przez Boga wyobrażeniem Tysiącletniego Królestwa Chrystusowego, które obejmie swą władzą i wpływem wszystkie sprawy. Toteż nieprzypadkowo judaizm stanowił połączenie kościoła i państwa, unię rządu religijnego i świeckiego. Jednak Kościół ewangeliczny, jak to wykazaliśmy wcześniej, w żadnym razie nie miał stowarzyszać się ani mieć cokolwiek wspólnego z rządzeniem światem, aż do czasu, gdy jego Pan i Król królów, przyszedłszy, ujmie władzę i wywyższy go jako swą Oblubienicę do współudziału w królowaniu sprawiedliwości. Ustanowienie systemu zwanego chrześcijaństwem, które to objęło wszelkie formy zarządu i sformułowało creda stwierdzające przynależność do Chrystusa (w rzeczywistości jednak będące jedynie nędzną imitacją prawdziwego Królestwa Chrystusowego) było objawem zlekceważenia słów Pańskich i zastosowania się do zasad ludzkiej mądrości, teorii i planów. Twór ten powstał przed nadejściem właściwego czasu, z pominięciem Pana i przy użyciu niewłaściwych elementów. Upadek Babilonu jako niewłaściwego systemu państwowo-kościelnego oraz zgromadzenie poza jego obrębem godnej pszenicy może być i jest dobrze zilustrowane w upadku judaizmu.
Pierwotne znaczenie słowa Babilon to brama Boga, lecz później, na ironię, nabrało ono znaczenia mieszaniny albo zamieszania. W Księdze Objawienia nazwa ta użyta jest szczególnie dla określenia kościoła nominalnego, który będąc pierwotnie bramą chwały, stał się bramą błędu i zamieszania, nędzną mieszaniną składającą się głównie z kąkolu - hipokrytów, pomieszanego z rzeszami światowych wyznawców, wśród których zagrzebane zostały klejnoty Pańskie, a ich prawdziwe piękno i blask ukryte. W symbolice proroctw terminem Babilon określany jest niekiedy wyłącznie Kościół Rzymski, zwany "Babilonem wielkim, matką wszeteczeństw". Przez wieki nazwa ta mogła się odnosić wyłącznie do niego, gdyż był jedynym systemem zamieszania, nie tolerującym żadnego innego. Jednakże na skutek różnych nieudolnych usiłowań reformatorskich zrodziły się z niego inne systemy kościelne, choć nie tak wielkie, jak ich "matka", nie tak bezbożne ani nie tak zdecydowanie złe. Także i w nich dominowały błędy, kąkol i duch świata, tak iż nazwa Babilon użyta jest ogólnie jako określenie całej rodziny systemów chrześcijańskich, która obejmuje obecnie nie tylko Kościół Rzymski, lecz także wszystkie sekty protestanckie. Skoro bowiem system papiestwa miał być matką, to rozmaite systemy protestanckie, które z niego powstały, powinny być uważane za córki - do czego protestanci powszechnie się przyznają, a niekiedy nawet z dumą.
Jeszcze przed czasem żniwa, wielu spośród znajdującego się w Wielkim Babilonie ludu Bożego dostrzegało, iż rzeczywisty charakter tego systemu jest rażąco niechrześcijański (w szczególności zauważyli to Waldensi, Hugenoci i reformatorzy z XVI wieku). Zwracając na to uwagę, odłączali się od systemu-matki pociągając za sobą wielu ludzi, wśród których nie brakowało i kąkolu. Przepowiedział to prorok mówiąc: "Bo się do nich wiele pochlebców przyłączy" - Dan. 11:34. Były to burze polityczno-doktrynalne rozdzierające chrześcijaństwo jeszcze przed czasem żniwa. Ciągle przeważający w tych ruchach kąkol doprowadził do powstania kolejnych systemów babilońskich, choć nie były one tak niewłaściwe jak system macierzysty.
Pszenica, choć niejednokrotnie usiłowała uwolnić się od zmory kąkolu (szczególnie od haniebnych błędów przez niego popieranych bądź też wprowadzanych), a jej wysiłki spotykały się z błogosławieństwem, znajdowała się w tej sytuacji pod nieustannym wpływem kąkolu, była ciągle zmieszana z przeważającą ilością tego chwastu. Jednakże przez wzgląd na pszenicę Boża łaska rozciągała się nawet na te pomieszane babilońskie systemy. Nie zostały one zupełnie i na zawsze odcięte od wszelkich łask ani skazane na rychłe zniszczenie, ani też cały lud Boży nie został jasno i zdecydowanie wezwany do ich opuszczenia, dokąd nie nadszedł Boski czas na dokonanie całkowitego i ostatecznego oddzielania - czas żniwa, 1878 rok. Na samym początku wieku lud Boży został przestrzeżony przed podstępami Antychrysta i pouczony, aby się z nim nie łączył. Jednakże w celu doświadczenia i wypróbowania go dozwolone zostało, aby w pewnej mierze został on zwiedziony oraz w mniejszym lub większym stopniu zmieszał się z tym systemem. Każde przebudzenie i zrozumienie niechrześcijańskich zasad, nauk i uczynków, które prowadziło do podjęcia działań reformatorskich, służyło próbowaniu i sprawdzaniu klasy pszenicy oraz pomagało w stopniowym oczyszczaniu jej od zmaz Antychrysta. Ostatnia próba i stanowcze wezwanie w powiązaniu z całkowitym odrzuceniem owych systemów, które już odtąd nie mogły korzystać z łaski Bożej (tak jak poprzednio otrzymywały ją ze względu na znajdującą się w nich pszenicę), mają na celu ostateczne odłączenie klasy pszenicy od wszelkich systemów i zasad antychrystusowych. Jeżeli systemy te podtrzymywały poprzednio jakieś prawdy, to obecnie gwałtownie się ich pozbywają, zastępując je ludzkimi teoriami, sprzeciwiającymi się wszystkim elementom Boskiej Prawdy; żywe nabożeństwo i pobożność szybko ustępują miejsca duchowi tego świata i zamiłowaniu do przyjemności.
Gdy upadek Babilonu został oznajmiony, znajdujący się w nim nadal lud Boży otrzymał nakaz wyjścia: "I słyszałem inszy głos z nieba mówiący: Wynijdźcie z niego ludu mój! abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego" - Obj. 18:4. Wyrażenie "Upadł Babilon: Wynijdźcie z niego ludu mój" zawiera dwie istotne myśli, na które należałoby szczególnie zwrócić uwagę. Wskazuje ono, że w pewnym okresie Babilon nie był odtrącony od łaski Bożej, otrzymując pewną jej miarę pomimo, że przejawiał cechy zamieszania; nie był on zupełnie odrzucony aż do czasu oddzielania podczas żniwa, niezależnie od wielkiej obfitości błędu tkwiącego w tym systemie oraz niezależnie od niewielkiej ilości okazywanego przez niego ducha Chrystusowego. Wskazuje ono, że w pewnym momencie Babilon miał być nagle i całkowicie odrzucony; wtedy też wszelkie łaski miały ustać dla niego na zawsze i miał nastąpić sąd; takie właśnie odrzucenie - według tego, co już wykazaliśmy - miało nastąpić w 1878 roku. Wskazuje ono także, że w momencie odrzucenia Babilonu mieli być w nim i być z nim stowarzyszeni liczni członkowie ludu Bożego, gdyż to po upadku, czyli odtrąceniu Babilonu od łaski, zostało skierowane do nich wezwanie: "Wynijdźcie z niego, ludu mój".
Należy przy tym zauważyć różnicę pomiędzy licznymi ruchami nastawionymi na stopniowe reformowanie systemu, jakie pojawiły się w minionych czterech stuleciach, a ostatecznym całkowitym oddzieleniem. Te pierwsze były dozwolonymi próbami reformowania Babilonu, podczas gdy to, co stało się ostatnio, jest skutkiem oceny, iż nie ma nadziei na przeprowadzenie takiej reformy: "Byłci Babilon kubkiem złotym w ręce Pańskiej, upajającym wszystkę ziemię; wino jego piły narody, dlatego poszalały narody [zatrute jego błędami], ale nagle upadnie Babilon i starty będzie; rozkwilcie się nad nim, nabierzcie olejku balsamowego dla boleści jego, owa się wyleczy. Leczyliśmy Babilon, ale nie jest uleczony. Opuśćmyż go, a pójdźmyż każdy do ziemi swej [do prawdziwego Kościoła albo, co może nastąpić, i do świata, gdyż przez to okaże się, kto jest pszenicą, a kto kąkolem]; bo sąd jego aż do nieba sięga" - Jer. 51:7-9 (por. Obj. 17:4, 14:8, 18:2,3,5,19).
Nie uleczony Babilon skazany jest obecnie na zagładę. Został odrzucony cały system - system systemów - a do wszystkich członków ludu Bożego, którzy nie sympatyzują z jego fałszywymi poglądami i praktykami, skierowane jest wezwanie, aby odłączyli się od niego. Prorok podaje przyczynę wydania wyroku o odrzuceniu oraz niemożności zrozumienia jej przez niektórych, mówiąc:
"I bocian na powietrzu zna ustawione czasy swe, i synogarlica, i żuraw, i jaskółka przestrzegająca czasu przylecenia swego; ale lud mój nie zna sądu Pańskiego. [Nie rozumie, że musi przyjść czas żniwa, pełnego i całkowitego oddzielenia pszenicy od plew i kąkolu. Wykazuje pod tym względem mniejszą orientację niż ptaki wędrowne.] Jakoż mówicie: Myśmy mądrzy, a zakon Pański jest przy nas [skoro nie potraficie dostrzec czasu żniwa i właściwej mu zmiany epok]? zaprawdę, oto daremnie pióro pisarz czyni; daremnie są w zakonie biegłymi [ponieważ słowo Pańskie wypowiedziane za pośrednictwem proroków i apostołów jest bezużyteczne i odłożone na bok bez rozważenia, a ułożone w minionych "ciemnych wiekach" wyznania wiary są latarniami bez światła dla tych, którzy chodzą w ciemności]. Kogoż zawstydzili ci mędrcy (?) [wykształceni]. Którzyż są przestraszeni [niepowodzeniem swych umiłowanych ludzkich metod] i pojmani? Oto słowo Pańskie odrzucają; cóż to tedy za mądrość ich [teraz]? [Por. Izaj. 29:10] Dlatego dam żony [kościoły] ich innym, pola [działania] ich tym, którzy ich opanują; bo od najmniejszego aż do największego, wszyscy [z nich] zgoła udali się za łakomstwem; od proroka [mówcy] aż do kapłana [duchownego] wszyscy przewodzą kłamstwo. [Por. Izaj. 56:10-12, 28:14-20.] Bo leczą skruszenie córki ludu mego [nominalnego Syonu - Babilonu] tylko po wierzchu, mówiąc: Pokój, pokój! chociaż nie masz pokoju [gdyż cały ten system jest skażony i wymaga gruntownego oczyszczenia przy pomocy lekarstwa Słowa Bożego - Prawdy]. Izali się zawstydzili, przeto że obrzydliwość czynili? Zaiste, ani się zapałać, ani wstydzić umieli; przeto upadną [nauczyciele] między padającymi czasu nawiedzenia swego [przeglądu - podczas "żniwa"] upadną, mówi Pan. Do szczętu ich wykorzenię, mówi Pan; nie będzie żadnego grona na winnej macicy, a żadnej figi na drzewie figowem; nawet i liść opadnie, a com im dał [wszystkie duchowe łaski i przywileje], odjęte będzie" - Jer. 8:7-13.
Kolejny werset stwierdza, iż wielu odrzuconych będzie zdawało sobie sprawę z nadchodzących ucisków, a jednak ciągle nie będą oni dostrzegać ich prawdziwej przyczyny. Będą mówić: Zjednoczmy się i obwarujmy się w potężnych miastach [rządach] i odpocznijmy. Do pewnego stopnia zdają sobie sprawę z tego, że ani rozsądek, ani Pismo Święte nie potwierdzają ich fałszywych doktryn i że najrozsądniejszą wobec tego metodą jest odpoczywać w cieniu starych przesądów pod ochroną tak zwanych chrześcijańskich rządów. Zupełnie szczerze mówią tu oni: "Pan Bóg nasz każe nam odpocząć, gdy nas napoi wodą żółci". Jedynym ich pokrzepieniem może być kielich, który sami sobie zgotowali (zatruty goryczą błędu - "naukami diabelskimi", zmieszanymi z czystą wodą żywota - Prawdą Słowa Bożego). Czyż ci, którzy należą do Babilonu, miłują go, a tym samym nie są gotowi, aby okazać posłuszeństwo wobec wezwania: "Wynijdźcie z niego", nie zostaną zmuszeni do wypicia kielicha, który sami przygotowali? Czyż nie będą musieli przyznać, że ich nauki są fałszywe? Z całą pewnością będą musieli to uczynić, aż im to całkowicie obrzydnie. Werset następny mówi o rozczarowaniu na skutek niespełnienia się ich oczekiwań; mieli oni nadzieję, że wyznawane przez nich gorzkie (jak woda żółci) nauki nawrócą świat i doprowadzą do Tysiąclecia. Mówią: "Czekaj pokoju, aleć nic dobrego; czasu uzdrowienia, alić oto strach!" - choroba nominalnego Syonu rozwinie się gwałtownie w czasie nawiedzenia i odrzucenia go, gdy "prawdziwi Izraelici", posłuszni wezwaniu Bożemu, zaczną opuszczać systemy nominalne.
Niektórzy zastanawiają się, dlaczego Bóg nie postanowił, aby została przeprowadzone kolejna reforma, jeszcze większa od poprzednich, które okazały się tak powierzchowne i krótkotrwałe. Pytają oni: Dlaczego Bóg nie wylał ducha łaski na wszystkie wielkie sekty, łącząc je w jedną, albo też na którąś z nich, oczyszczając ją od nieczystości i przyciągając do niej wszystkich innych? My zaś pytamy: Dlaczego by nie złączyć także wszystkich królestw na ziemi w jedno i nie oczyścić go?
Wszystkie dzieci Boże winny być przekonane, że byłoby to niezgodne z objawionym przez Niego planem. Nieco wnikliwsze przemyślenia i spojrzenie z punktu widzenia Słowa Bożego ujawniają brak rozsądku w takim rozumowaniu. Weź pod uwagę liczbę wyznawców kościoła (czterysta milionów) i zadaj sobie pytanie: Ilu z nich mogłoby rzeczywiście powiedzieć, że są zupełnie, ciałem i umysłem, ofiarowani na służbę Panu i w zgodzie z Jego planem? Twoje własne obserwacje doprowadzą cię do wniosku, że po oddzieleniu "pszenicy" od "kąkolu" przez usunięcie "kąkolu" w każdym prawie wypadku, w największych kościołach i katedrach zgromadzałaby się zaledwie niewielka garstka wiernych.
Próba oczyszczenia systemów nominalnych nie została podjęta z tego powodu, że nawet największy wysiłek w tym kierunku nie przystosowałby nie poświęconych rzesz "chrześcijaństwa" oraz ich świeckich i kościelnych organizacji do wykonywania dzieła Pańskiego, które ma być obecnie zapoczątkowane na ziemi. Pan wybierał prawdziwie poświęconych, godnych, przez minione osiemnaście stuleci; to, co pozostało do zrobienia na dziś, to wybrać ostatnich poświęconych - a jest ich niewielu - spomiędzy ludzi obecnie żyjących. Stanowią oni dopełnienie ustanowionej uprzednio liczby członków ciała Chrystusowego.
Powód, dla którego odrzucone są wszystkie ludzkie organizacje, a najlepsza z nich nie została zreformowana, aby wszystkie mogły się w niej zgromadzić, pokazany jest w postępowaniu naszego Pana w odniesieniu do sekt żydowskich w czasie żniwa, czyli zakończenia tamtej epoki. Tak wtedy jak i teraz wszystkie one zostały odrzucone, a "prawdziwi Izraelici" byli wezwani do opuszczenia ich i skorzystania z wolności, aby mogli być nauczani o Boskiej woli i planie za pośrednictwem osobiście przez Boga wybranych narzędzi.
Nasz Pan chcąc wytłumaczyć Żydom mądrość objawiającą się przez taki sposób postępowania, zilustrował ją dwoma przypowieściami: po pierwsze, że użycie łaty z nowego sukna do naprawienia bardzo starej szaty doprowadziłoby jedynie do objawienia jej słabości, a na skutek nierównej odporności materiałów rozdarcie powiększyłoby się i po drugie, że nalanie nowego wina do starych bukłaków, które utraciły już swoją rozciągliwość i elastyczność, przyniosłoby z całą pewnością raczej szkodę niż pożytek, gdyż w rezultacie stare bukłaki zostałyby natychmiast rozsadzone i zniszczone, a wartościowe, nowe wino zmarnowałoby się.
Nowe nauki naszego Pana były nowym winem, zaś żydowskie sekty starymi bukłakami. Przypuśćmy, że Pan przyłączyłby się do jednej z nich i próbował rozpocząć reformę; jaki byłby tego skutek? Nie ulega wątpliwości, że nowe nauki, jeżeliby zostały przyjęte, doprowadziłyby do zupełnego rozpadu takiej sekty. Moc jej organizacji wybudowana na szerokich podstawach sekciarskiej pychy, a scementowana błędami, uprzedzeniami i tradycjami ludzkimi, uległaby natychmiastowemu zniszczeniu. Nowe nauki natomiast byłyby tłamszone i ograniczane przez dawne błędy i tradycje takiej sekty, za której przeszłość świat powszechnie obciążyłby odpowiedzialnością te nauki.
Z tego też samego powodu, podczas odbywającego się obecnie żniwa, w brzasku Wieku Tysiąclecia, Pan nasz ukazując większe światło Prawdy, nie przykłada go jak łaty do jednego ze starych systemów, ani nie wlewa jako nowego wina do starych bukłaków. Po pierwsze, dlatego że żaden z nich nie znajduje się w takim stanie, który umożliwiałby załatanie, czyli przyjęcie nowych nauk, a po drugie, dlatego, że gdyby wśród starych systemów zostały przyjęte nowe prawdy, skutkiem ich działania byłoby wykształcenie sił, które rozsadziłyby każdą sektę, nawet solidnie zorganizowaną i spojoną. Gdyby poddawać tej próbie jeden system po drugim, rezultat byłby zawsze taki sam, aż w końcu nie pozostałoby żadne naczynie, w którym można by przetrzymywać i zachować nowe wino (nauki).
Metoda postępowania naszego Pana podczas pierwszego przyjścia była zatem najlepszym rozwiązaniem. Sporządził On całkowicie nową szatę z nowego sukna, a nowe wino wlał w nowe bukłaki, tj. powołał prawdziwych Izraelitów (nie związanych z sektami) i podał im prawdy słuszne w tamtym czasie. Podobnie i teraz. Nawołuje On, aby ci, co łakną Prawdy, opuścili nominalny duchowy Izrael, a będzie im dane poznać Prawdę w sposób, w jaki udziela jej Pan i będą z ochotą współdziałać z Nim w wykonywaniu Jego planu, nie bacząc na przemijanie starych bukłaków, odrzucanych jako nieprzydatne do przechowywania nowego wina. Cieszcie się raczej, że uznani jesteście za godnych otrzymania świadectwa o teraźniejszej prawdzie, o tym nowym winie. Gdy tylko doświadczycie słuszności tego świadectwa, przyjmijcie je i postępujcie według jego wskazań z radością.
Ci, którzy w czasie pierwszego przyjścia czekali, aż poznają opinię wybitnych przedstawicieli sekt, aby się nią kierować i którzy pytali: "Izali kto uwierzył weń z książąt albo z Faryzeuszów?", nie usłyszeli Prawdy, gdyż naśladowali ludzi, zamiast Boga. Wybitni członkowie sekt nie uznali wówczas nauczania Chrystusa. Tak wtedy, jak i dzisiaj ludzie tego rodzaju są najbardziej ślepymi przewodnikami ślepych. Zamiast przyjąć Prawdę i otrzymać błogosławieństwo, "upadają" w czasie próby. Stara szata i stare bukłaki znajdują się w tak złym stanie, że zupełnie nie nadają do dalszego użytku.
Skoro tym, który wzywa do opuszczenia Babilonu, jest sam Pan, nie mamy wątpliwości, że niezależnie od tego, jakie przedstawicielstwo będzie do tego celu użyte, cały lud prawdziwie do Niego należący usłyszy to wezwanie. Stanie się to próbą wykazującą albo posłuszeństwo, albo umiłowanie Babilonu i spokrewnienie z jego błędami. Jeśliby kto pochwalał nauki i metody tego systemu do tego stopnia, że byłoby mu ciężko go opuścić, dowiedzie tym, że nie jest godny teraźniejszej Prawdy i zasługuje na otrzymanie plag, które wkrótce zostaną wylane na Babilon. Jednakże słowa wezwania wskazują na to, że znajdujący się w Babilonie wierny lud Boży nie jest traktowany jako współodpowiedzialny za jego grzechy światowości oraz za ignorowanie Boskiej Prawdy, aż do czasu, gdy dowie się, że Babilon upadł - został odrzucony. Ci, którzy i wtedy by w nim trwali, będą już uznani za jego część, gdyż pochwalają złe uczynki i nauki, dawne i teraźniejsze, zostaną także policzeni wśród uczestników jego grzechów, a tym samym zasługujących na udział w jego karaniu, w nadchodzących plagach (zob. Obj. 18:4).
Jakże dosadnie brzmi stwierdzenie: "Stał się przybytkiem czartów i mieszkaniem wszelkiego ducha nieczystego, i mieszkaniem wszelkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego", lecz czyż nie jest prawdą, że najohydniejsza część społeczeństwa stara się przywdziewać szaty chrześcijaństwa i obrzędowości oraz znaleźć się w jednej z dzielnic (sekt) Babilonu. Reprezentowana jest w nim, w takiej czy innej formie, każda nieczysta zasada i nauka. Jest on "klatką", w której bezpiecznie mieszkają nie tylko ciche i łagodne gołębice Pańskie, ale i wiele nieczystych oraz budzących wstręt ptaków. Iluż przestępców i oszustów, zwodzących mężczyzn i kobiety, jest wyznawcami kościoła Chrystusowego! A ilu z nich pod płaszczykiem wyznania załatwia nadal swe ciemne interesy! Powszechnie wiadomo, iż większość najbrutalniejszych przestępców, którzy zostali skazani na karę śmierci, umiera pozostając w społeczności rzymskokatolickiej.
W Babilonie znajdowali się najlepsi i najgorsi, kwiat i męty społeczeństw cywilizowanego świata. Najlepsi, to garstka prawdziwie poświęconych, w politowania godny sposób przemieszana z ogromną liczbą tych, którzy są jedynie wyznawcami i plugawymi, przestępczymi mętami. Jednak w sprzyjających okolicznościach obecnego czasu żniwa prawdziwie poświęceni będą oddzieleni w przygotowaniu do uwielbienia.
Jako przykład proporcji występowania nieczystych i wzbudzających wstręt ptaków w Babilonie i poza nim podajemy oficjalny raport o stanie społecznym pewnej części pola pszenicznego, gdzie "ortodoksja" od wielu stuleci szczyciła się najwyższą jakością i czystością pszenicy i niewielką ilością kąkolu i gdzie w zakresie ustanawiania prawa i rządzenia ludźmi tak zwany jedyny "kościół" współpracuje z rządem:
Stan Społeczeństwa Anglii i Walii
Raport Parlamentarny 1873 roku
Populacja według wyznania religijnego
Rzymskokatolicy 1 500 000
Kościół Anglikański 6 933 935
Dysydenci [Protestanci poza Kościołem Episkopalnym]
7 234 158
Ateiści 7 000 000
Żydzi 57 000
Ogólna liczba przestępców w więzieniach
Rzymskokatolicy 37 300
Kościół Anglikański 96 600
Dysdenci 10 800
Ateiści 350
Żydzi 0
145 050
Ilość przestępców na 100 000 ludności
Rzymskokatolicy 2 500
Kościół Anglikański 1 400
Dysydenci 150
Ateiści 5
Żydzi 0
Przestępców w proporcji
Rzymskokatolicy 1 na 40
Kościół Anglikański 1 na 72
Dysydenci 1 na 666
Ateiści 1 na 20 000
Przyczyna takiego stanu rzeczy jest podana w Obj. 18:3: "Iż z win [ducha, wpływu] zapalczywości wszeteczeństwa [światowych związków] jego [Babilonu] piły wszystkie narody". Błędne nauki odnośnie charakteru i misji Kościoła oraz twierdzenie, iż nadszedł już czas jego wywyższenia i królowania (a szczególnie za czasów Konstantyna, po wielkim i głośnym sukcesie polegającym na zrealizowaniu ziemskich ambicji kościoła, gdy zaczął uważać się za Królestwo Boże, ustanowione w celu królowania w mocy i wielkiej chwale), przywiodły do Babilonu wielu ludzi, którzy nigdy by się do niego nie przyłączyli, gdyby był został na wąskiej drodze ofiarowania. Pycha i ambicja doprowadziły do zagarnięcia światowej władzy przez kościół tamtego wczesnego okresu. Osiągnięcie takiej władzy wymagało uznania mas i zdobycie światowego wpływu. W celu uzyskania wielkiej liczby zwolenników, której w obecnych warunkach Prawda nie mogłaby przyciągnąć, wprowadzano fałszywe nauki, które z czasem uzyskały przewagę nad wszystkimi innymi. Jeśli jakieś prawdy jeszcze były podtrzymywane, to w zniekształconej i przekręconej formie. Osiągnięto cel - wielką liczbę wyznawców, dochodzącą nawet do setek milionów, a prawdziwy Kościół - pszenica - ukryty między milionowymi rzeszami kąkolu, pozostał ciągle "Maluczkim Stadkiem". W tej sytuacji zarodek prawdziwego Królestwa Bożego, jak owca między drapieżnymi wilkami, siłą zmuszony do poddania się, padł ofiarą przemocy; tak jak nasz Pan, którego śladem postępował, spotkał się z pogardą i został odrzucony przez ludzi - jako mężowie boleści, świadomi niemocy.
Obecnie jednak, kiedy świta poranek Tysiąclecia, a objawiane są fałszywe nauki przynależące do ciemnej nocy, co przeminęła, kiedy błyszczą autentyczne klejnoty Prawdy, musi nastąpić zaplanowane całkowite oddzielenie pszenicy od kąkolu. Jak fałszywe nauki powodowały niewłaściwy rozwój, tak skutkiem objawienia Prawdy w świetle żniwa będzie podział. Kąkol jednak, a nawet częściowo pszenica, odczuwa strach. Wydaje im się, że rozpad Babilonu byłby równoznaczny ze zniszczeniem dzieła Pańskiego i niepowodzeniem jego sprawy. Tak jednak nie jest; kąkol nigdy nie był pszenicą, a Bóg nigdzie nie zachęca, aby go za pszenicę uważać. "Pozwolił" jedynie, aby rosły razem, aż do czasu żniwa. Teraz zaś lud Boży wezwany jest do opuszczenia Babilońskiej "klatki" z nieczystymi ptakami, aby cieszyć się wolnością i korzystać ze światła, biorąc udział w dziele żniwa, a także, aby dowieść, iż nie zgadza się z błędnymi naukami i praktykami Babilonu i w ten sposób uciec przed nimi oraz uniknąć grożącej za nie kary - plag, które dotkną wszystkich pozostających w tym systemie.
Owe plagi i ucisk, wyobrażane przez ucisk, jaki spadł na odrzucony dom żydowski, opisane są w Księdze Objawienia przy pomocy tak ponurej symboliki, iż wielu badaczy rozważając ten temat dochodzi do bardzo przesadnych i na ślepo wysnutych wniosków, a przez to nie posiada odpowiedniego przygotowania umożliwiającego im zrozumienie zbliżającej się rzeczywistości. Symbole tłumaczą oni często literalnie, stąd też nie będą w stanie zauważyć ich istotnego wypełniania się jako religijnych, społecznych i politycznych wstrząsów, kontrowersji, przewrotów, buntów, rewolucji itp.
Zauważmy także, iż pomiędzy odrzuceniem Babilonu, odtrąceniem go od łaski (1878 rok), a mającymi na niego spaść plagami i uciskiem, występuje krótki okres czasu, w którym wierny lud Boży zostanie poinformowany o tych faktach i będzie zgromadzony spośród Babilonu. Jasno wskazują na to słowa tego samego wersetu, jako że ogłoszeniu: "Upadł Babilon" towarzyszy wezwanie: "Wynijdźcie z niego ludu mój, abyście (...) nie wzięli z [nadchodzących] plag jego". O tym samym przedziale czasowym i tejże pracy, która ma być dokonana, wspomina Obj. 7:3 używając mowy symbolicznej. Posłaniec gniewu otrzymuje zakaz: "Nie szkodźcie ziemi ani morzu, ani drzewom, aż popieczętujemy sługi Boga naszego na czołach ich". Popieczętowanie na czołach oznacza, że intelektualne zrozumienie Prawdy będzie stanowiło znak, czyli pieczęć, który dokona podziału i rozróżnienia pomiędzy sługami Boga oraz sługami i czcicielami Babilonu. Poświadcza to prorok Daniel: "Wszyscy niezbożni [nie dochowujący swego przymierza] nie zrozumieją, ale mądrzy [z twego ludu] zrozumieją" - Dan. 12:10. W ten sposób zostaną oni zaznaczeni i rozdzieleni, zanim plagi spadną na odrzucony Babilon.
Z poprzednio rozważanego wersetu jasno wynika, że wiedza ma być czynnikiem dokonującym tak popieczętowania, jak i oddzielania. Najpierw bowiem jest wydane oświadczenie, że "upadł Babilon" i że spadną nań wkrótce różne plagi, czyli kara. I dopiero wtedy od ludu Bożego należy spodziewać się posłuszeństwa nakazowi "Wynijdźcie", na podstawie tej właśnie wiedzy. Doprawdy, zdajemy sobie z tego sprawę, że wszyscy muszą być dobrze "popieczętowani na czołach ich" - rozumnie poinformowani odnośnie planu Bożego, zanim będą mogli poprawnie ocenić ten nakaz i usłuchać go.
Czyż nie jest to oczywiste, że właśnie to dzieło pieczętowania jest już przeprowadzane? Czyż nasze czoła nie są teraz pieczętowane? Czyż nie odbywa się to w najstosowniejszym czasie? Czyż Pan osobiście swą ręką - przez swe Słowo - nie prowadzi nas krok po kroku do właściwego oceniania Prawdy i wszystkich innych zagadnień z Jego punktu widzenia, powodując, że zmieniamy swe wcześniejsze poglądy na wiele tematów, które opieraliśmy na innych źródłach? Czyż nie jest prawdą, że żadna z rozmaitych części, czyli sekt Babilonu, nie była użyta w celu popieczętowania naszych czół, lecz że wszystkie one stanowiły raczej przeszkodę, która hamowała szybkie przeprowadzanie tej pracy? Czyż nie dostrzegamy słuszności tych faktów oraz oświadczenia Pańskiego, że pszenica musi zostać oddzielona od kąkolu w czasie żniwa? Czyż mielibyśmy się nie zgodzić z tym, że Bóg zaplanował objawienie tych prawd swym wiernym, a następnie oczekiwał, by okazali serdeczne zamiłowanie do Jego planu i natychmiastowe posłuszeństwo? Jeżeli nawet posłuszeństwo i wyjście wymagałoby od nas zostawienia poza sobą ludzkiej chwały, zrezygnowania z wysokich dochodów, mieszkania na plebanii, finansowej pomocy w naszych interesach, domowego spokoju i innych rzeczy, nie bójmy się. Ten sam, który mówi do nas: "Wynijdź", powiedział kiedyś do Piotra, chodząc po morzu: "Pójdź". Piotr, usłuchawszy tego wezwania, poszedł i byłby utonął, gdyby nie podtrzymała go wyciągnięta ręka Pańska, ta sama, która obecnie skutecznie podpiera tych, co na Jego polecenie wychodzą z Babilonu. Nie zważajcie na rozkołysane morze trudności stających na drodze, lecz nabierzcie odwagi patrząc tylko na Pana.
Polecenie brzmi: Wynijdźcie, a nie: Idźcie; opuszczając bowiem niewolę ludzkich tradycji i wierzeń, systemów i błędów udajemy się wprost do Pana, abyśmy byli nauczani, karmieni, abyśmy się wzmacniali i zmierzali ku doskonałości w czynieniu wszystkiego tego, co jest Mu przyjemne, abyśmy mogli stać, a nie upaść wraz z Babilonem.
Słowo Boże objawia nam, że nominalny kościół, po odpadnięciu od łaski i po usunięciu go z ust Pańskich (Obj. 3:16), stopniowo pogrąży się w niewierze. Biblia zostanie tam w końcu zupełnie pominięta, stając się tylko pustą nazwą, a filozoficzne spekulacje w rozmaitych odcieniach zostaną uznane za prawdziwe credo. Wierni popieczętowani unikną tego upadku, gdyż będą "godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma, i stanąć" a nie upaść, w czasie obecności Pańskiej (Łuk. 21:36). W istocie już teraz wielu pogrążyło się w ten sposób, uprawiając jedynie formy kultu, wierząc w Boga i w przyszłe życie, lecz według wyobrażeń kształtowanych przez własne lub cudze filozofie, teorie, tworzone z pominięciem Biblii jako nieomylnego źródła wiedzy na temat Boskich zamiarów. Choć odwołują się do Biblii, nie wierzą w jej opowiadania, szczególnie te o raju i upadku. Trzymając się imienia Jezus i nazywając go Chrystusem oraz Zbawicielem, uważają go za przykład, znakomity aczkolwiek nie wolny od pomyłek, a całkowicie odrzucają Jego ofiarę okupową - Jego krzyż. Twierdząc, że Bóg jest Ojcem także dla grzeszników, wypierają się przekleństwa i Pośrednika.
Powszechnie nie dostrzega się faktu, że misja naszego Pana, która w czasie pierwszego przyjścia trwała trzy i pół roku, aż do odrzucenia narodu żydowskiego (ich kościół był identyczny z narodem), była raczej ogólną próbą dla tamtego ustroju, czyli systemu w całości, niż sprawdzianem dla pojedynczych członków. Jego duchowieństwo - kapłani, nauczeni w Piśmie i Faryzeusze - było przedstawicielem całego systemu. Oni sami twierdzili, że są przedstawicielami judaizmu (Jan 7:48,49), a i lud za takich ich uważał, stąd też tak istotne było pytanie: "Izali kto uwierzył weń z książąt albo z Faryzeuszów?" Także i nasz Pan tak ich traktował; rzadko kiedy strofował lud za to, iż Go nie przyjął, ustawicznie zaś obciążał odpowiedzialnością za to "ślepych przewodników", którzy sami do Królestwa nie wchodzą, ani nie dozwalają uczynić tego ludowi - który inaczej na pewno przyjąłby Jezusa jako Mesjasza i Króla.
Nasz Pan czynił nieustanne wysiłki w celu uniknięcia rozgłosu, aby Jego cuda i nauczanie nie doprowadziły do podburzenia ludu, który w takim wypadku na siłę ogłosiłby go królem (Jan 6:15), jednocześnie nie zaprzestając poddawania świadectw i dowodów swego mesjańskiego autorytetu pod uwagę żydowskiego kleru, aż do czasu, gdy po zakończeniu próby tego narodu-kościoła, jego dom - system - "został pusty", odrzucony. Wtedy dopiero, pod kierownictwem Pana, poprzez nauczanie apostolskie, cały wysiłek został skierowany do pojedynczych ludzi, a odrzucona organizacja kościelna i jej urzędnicy zostali całkowicie pominięci.
Dowodem, iż w czasie swej misji, aż do odrzucenia judaizmu, Pan Jezus traktował nauczycieli i kapłanów jako reprezentantów tego systemu, jest jego postępowanie w stosunku do oczyszczonego trędowatego, opisane w Mat. 8:4. Jezus powiedział do niego: "Patrz, abyś nikomu nie powiadał; ale idź ukaż się kapłanowi i ofiaruj dar on, który przykazał Mojżesz na świadectwo przeciwko nim". Dowód ten, czyli świadectwo, miał być do czasu ukryty przed ludem, lecz pospiesznie przedstawiony "przywódcom", którzy stanowili reprezentację kościoła żydowskiego w czasie przeprowadzanej wówczas próby.
Szczególną uwagę należy zwrócić na przedmiot i skutek próby systemu kościoła tworzonego przez Żydów ze względu na jej symboliczne znaczenie odnoszące się do obecnej próby Kościoła Wieku Ewangelii, a także ze względu na miejsce Żydów w całym planie Bożym. Wedle obietnic Bożych, uważali się oni za lud gotowy do przyjęcia Mesjasza, za lud, który zostanie przez Niego zorganizowany, wzmocniony, poprowadzony i wykorzystany jako "swój lud" w dziele błogosławienia wszystkich innych narodów ziemi, poprzez udzielenie im możliwości zupełnego poznania Boga i poddania się Jego sprawiedliwym prawom. Jakkolwiek Bóg dzięki swej przenikliwości był w pełni świadomy, że naród izraelski nie nadaje się do zajęcia tego nadrzędnego miejsca w Jego wielkim dziele, to jednak w pełni umożliwił im podjęcie próby skorzystania z tego przywileju, tak jakby nie wiedział, jaki będzie jej rezultat. Jednocześnie jednak Jego umiejętność przewidywania została zawarta w zapisach proroczych, których Żydzi nie byli w stanie zrozumieć, abyśmy my nie pomyśleli, że Bóg w swoim postępowaniu z Żydami przeprowadzał eksperyment, który się nie udał.
Dokąd Izrael twierdził, że jest przygotowany do wykonania swej części planu, a nawet, że czeka na to z utęsknieniem, było jak najbardziej właściwe, aby przeprowadzić taką próbę, zanim dalsza część tego planu zostanie wprowadzona w życie. Gdyby po przeprowadzeniu koniecznej próby okazało się, że nasienie Abrahama według ciała nie nadaje się do otrzymania najwyższego zaszczytu, który był obiecany i do którego dążyło, to kolejnym zamierzeniem przewidzianym na taką sytuację było powołanie i wybranie w czasie Wieku Ewangelii jednostek godnych najwyższej czci, jaka obiecana była dla nasienia Abrahamowego i, wraz z Mesjaszem, współdziedziców obiecanego Królestwa, które podźwignie i ubłogosławi wszystkie rodzaje ziemi (Gal. 3:16,27-29,14).
"Siedemdziesiąt tygodni" (490 lat) łaski Bożej dla narodu żydowskiego musiało się wypełnić, stąd też żaden poganin ani Samarytanin nie mógł być powołany, aby być uczniem albo w jakikolwiek inny sposób mieć do czynienia z Królestwem głoszonym przez Jezusa i apostołów (Dzieje Ap. 3:26). "Wamci najpierw miało być opowiadane słowo Boże" [zaproszenie do udziału w Królestwie], powiedział apostoł Paweł, zwracając się do Żydów (Dzieje Ap. 13:46). "Na drogę poganów nie zachodźcie, ani do miasta samarytańskiego nie wchodźcie, ale raczej idźcie do owiec, które zaginęły z domu Izraelskiego", a także: "Nie jestem posłany, tylko do owiec, które poginęły z domu Izraelskiego", powiedział Mistrz rozsyłając uczniów (Mat. 10:5, 15:24).
Na przeprowadzenie próby Żydów Bóg wyznaczył cały "siedemdziesiąty tydzień", w połowie którego Chrystus zmarł - okres siedmiu lat, począwszy od rozpoczęcia misji przez naszego Pana aż do wysłania Piotra do Korneliusza - pierwszego nawróconego poganina. Zamiast jednak przeprowadzać próbę dla wszystkich (narodu-kościoła) przez całe siedem lat, została ona, na ich korzyść (a nie na niekorzyść), "skrócona w sprawiedliwości". Było rzeczą oczywistą i to nie tylko dla Boga, lecz i dla ludzi, że Faryzeusze, kapłani i nauczeni w Piśmie nie tylko odrzucili Jezusa, lecz aż do końca nienawidzili Go i szukali okazji, aby Go zabić. Toteż gdy nadszedł czas i gdy publicznie wystąpił On w roli króla przybywającego do nich na oślęciu, nie przyjęty przez przedstawicieli narodu-kościoła, natychmiast wyrzekł się tego systemu, pomimo iż prosty lud przyjął Go przyjaźnie, a nawet nalegał, aby został uznany za króla (Mar. 12:37). W ten to sposób Pan nasz skrócił próbę, która w dalszym ciągu byłaby bezużyteczna, aby pozostała część "siedemdziesiątego tygodnia" mogła być poświęcona specjalnie i wyłącznie dla ludu - jednostek spośród odrzuconego systemu, zanim praca głoszenia posłańców nowej dyspensacji zostanie skierowana do rozpowszechniania Prawdy między wszystkimi narodami. Tak też się stało. Gdy po zmartwychwstaniu nasz Pan powiedział uczniom, że ich praca nie musi się już ograniczać wyłącznie do Żydów, lecz powinna rozciągać się na "wszystkie narody", był na tyle dokładny, aby dodać "począwszy od Jeruzalemu" (Łuk. 24:47). Wiedział też, że ich żydowskie poglądy będą powstrzymywać ich od skierowania kroków dalej - poza własny naród, aż do czasu, gdy On sam otworzy tę drogę, co stało się po odtrąceniu ich od łaski przez posłanie Piotra do Korneliusza. Odtąd jednostki tak spośród pogan, jak i Żydów, miały równe prawo uczestniczenia w Boskiej łasce, będąc równie przyjemnymi w Chrystusie i przez Chrystusa. W obecnym powołaniu "nie ma różnicy" jak chodzi o Boga. Jeśli zaś jest, to tylko na niekorzyść dla Żydów, którzy z uprzedzenia nie chcą przyjąć, jako daru w Chrystusie, błogosławieństwa niegdyś im ofiarowanego na warunkach całkowitego dochowania litery i ducha prawa Bożego, którego nikt z ludzi upadłego stanu nie mógł wykonać.
Ów "siedemdziesiąty tydzień", z jego wszystkimi szczegółami dotyczącymi próby narodu izraelskiego, nie tylko miał na celu wypróbowanie tego systemu, lecz także, a może nawet przede wszystkim, był on symbolicznym wyobrażeniem podobnej próby nominalnego kościoła ewangelicznego, czyli duchowego Izraela, zwanego "chrześcijaństwem" i "Babilonem", która miała być przeprowadzona w trakcie podobnego siedmioletniego okresu - od październiku 1874 do października 1881 roku - rozpoczynającego żniwo Wieku Ewangelii. "Chrześcijaństwo", "Babilon" utrzymuje, iż dostrzega niepowodzenie, jakie przeżył jego poprzednik - naród izraelski i twierdzi, że stanowi prawdziwe duchowe nasienie Abrahama oraz że jest gotowe i z niecierpliwością oczekuje na czas, w którym będzie nawracać pogański świat i w sprawiedliwości rządzić wszystkimi narodami, nauczać je i błogosławić. Dokładnie to samo utrzymywał system żydowski. Wiek obecny jest taki sam, jak jego symboliczny odpowiednik, także pod tym względem, że wszyscy ówcześni przywódcy traktowali obietnice dotyczące przyjścia Mesjasza jako wyrażenia symboliczne, a tylko zwykli ludzie spodziewali się, że Mesjaszem będzie pojedynczy człowiek. Wykształceni Żydzi tamtego czasu zignorowali człowieka-Mesjasza, gdyż spodziewali się, że dzięki znakomitym prawom ich naród-kościół zapanuje nad innymi narodami i w ten sposób wypełni to, co dla prostych ludzi wiązało się z koniecznością nadejścia jednoosobowego Mesjasza. (Jest to pogląd wciąż podtrzymywany przez "wykształconych" nauczycieli żydowskich, rabinów, którzy uważają, że proroctwa mesjańskie odnoszą się do ich narodu-kościoła, a nie do jednoosobowego Zbawiciela świata. Nawet proroctwa odnoszące się do cierpienia Chrystusa stosują oni do swych narodowych cierpień.) Postępując wedle tej teorii, rozsyłali po całym świecie misjonarzy, aby nakłonić ludzkość do przestrzegania Prawa Mojżeszowego, mając nadzieję dotrzeć w ten sposób do wszystkich i "błogosławić wszystkie narody ziemi" pominąwszy jednoosobowego Mesjasza. Była to tendencja do tego stopnia istotna, że wspomniał o niej nasz Pan, mówiąc: "Obchodzicie morze i ziemię, abyście uczynili jednego nowego Żyda".
Jakże podobne są teorie współczesnego nominalnego "chrześcijaństwa". Prości ludzie, gdy dowiadują się, że Pan obiecał przyjść ponownie oraz że apostołowie i prorocy przepowiadali, iż Tysiąclecie, czyli czas restytucji, będzie skutkiem wtórego przyjścia naszego Pana (Dzieje Ap. 3:19-21), skłonni są przyjąć Prawdę i radować się nią, tak jak prosty lud w czasie pierwszego przyjścia. Podobnie jednak jak osiemnaście stuleci temu, najwyżsi kapłani i przywódcy ludu wyznają bardziej zaawansowane (?) idee. Twierdzą oni, że obietnice błogosławieństw Tysiąclecia, pokój dla ziemi i dobre upodobanie w ludziach przyjdą jako skutek ich wysiłków, działalności misyjnej itp., bez konieczności osobistego przyjścia Pana Jezusa, unieważniając w ten sposób obietnice wtórego przyjścia i nadchodzącego Królestwa.
Najwyżsi kapłani i przywódcy, "kler" współczesnego "chrześcijaństwa", zwodzą samych siebie i lud, twierdząc i, jak się wydaje, także wierząc, iż ich działalność misjonarska niebawem osiągnie ostateczny cel oraz że bez Pana znaleźli się w przededniu udzielenia światu przedstawionych w Słowie Bożym błogosławieństw Tysiąclecia.
To zwodnicze mniemanie po części znajduje podstawę w korzystnej sytuacji dla rozwoju handlu w krajach rozwiniętych i co za tym idzie, w zwiększeniu światowego dobrobytu, co wynika z właściwego dla "Dnia Przygotowania" rozwoju umiejętności i możliwości szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Babilon ośmiela się przypisywać sobie zasługę za zaistnienie takiej sytuacji, twierdząc, iż wszystkie te osiągnięcia są rezultatem chrystianizacji świata i jego pobudzającego wpływu. Dumnie wskazuje on na pomyślność i dobrobyt "chrześcijańskiego narodu" Wielkiej Brytanii, uważając, iż są one skutkiem przestrzegania zasad chrześcijańskich. A jaka jest rzeczywistość? Rozwój narodów, tak tego, jak i innych, pozostawał zawsze w proporcji do wysiłków włożonych w próby zrzucenia z siebie jarzma babilońskiego ucisku. Wielka Brytania na tyle cieszyła się pomyślnością, na ile zerwała gnębiące kajdany papiestwa, na ile zaś ciągle pozostaje pod wpływem papieskich poglądów dotyczących jedności kościoła i państwa, Boskiego upoważnienia do sprawowania władzy królewskiej, kapłańskiej i do uciskania oraz na ile poddaje się pod tyranię chciwości i samolubstwa, na tyle ciągle dowodzi swego upodlenia.
Żądza władzy i złota umożliwiła powolne otwarcie bram pogańskich lądów dla handlu prowadzonego przez tak zwane chrześcijańskie narody, dla angielskiego i niemieckiego rumu i opium oraz dla amerykańskiej whisky i tytoniu. Miłość Boża i błogosławieństwo dla pogańskich narodów nie miały nic wspólnego z tą działalnością. Oto niewielki fragment bieżącej historii, który powinien wstrząsnąć sumieniami tak zwanych chrześcijańskich narodów, jeśli w ogóle mają one jeszcze resztki sumienia. Mahometański Emir z Nupe w Zachodniej Afryce przesłał niedawno następujący list do Biskupa Crowthera z misji nigeryjskiej:
"Sprawa jest krótka. Chodzi jedynie o barasę [rum]. Barasa, barasa, barasa! Ona zrujnowała nasz kraj, zrujnowała strasznie nasz naród, ona doprowadziła nasz lud do szaleństwa. Błagam cię Malam Kip, nie zapomnij o tym piśmie, wszyscy cię błagamy, aby [Crowther] uprosił wielkich kapłanów [zarząd Towarzystwa Misyjnego Kościoła Anglikańskiego], żeby ubłagali Królową Angielską [Głowę Kościoła Anglikańskiego] o wydanie zakazu sprowadzania barasy do naszego kraju.
Przez Boga i Proroka! Przez Boga i Proroka, Jego posłańca, on musi nam w tym pomóc - w sprawie barasy. Powiedz mu, niech Bóg mu błogosławi w jego pracy. Jest to słowo ust Malike, Emira z Nupe."
W komentarzu pewna baptystyczna gazeta zauważa:
"Pokorny murzyński władca wykazuje w swym liście taką troskę o swój naród, jakiej jeszcze żaden chrześcijański monarcha czy rząd nie okazał, albowiem ani żaden europejski władca chrześcijański, ani żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie stanął w taki sposób po stronie swego narodu. Nigdy nie znalazły się takie słowa w żadnym przemówieniu inauguracyjnym w parlamencie ani w żadnej odezwie prezydenckiej. Niech wstydzą się nasi chrześcijańscy władcy! Zysk, przeklęty głód złota, to prawa dla kupców, którzy są ulubieńcami i panami naszych rządów."
Pytamy zatem w imię prawdy, dlaczego rządy te zwą się chrześcijańskimi. Rząd Stanów Zjednoczonych nie stanowi pod tym względem wyjątku. Choć tak wielu jest tych, którzy uparcie określają go mianem rządu chrześcijańskiego, on sam nie przypisuje sobie prawa używania takiego niezasłużonego tytułu, jest jednak nieustannie do tego zachęcany przez gorliwych sekciarzy. Z Bostonu nieustannie wysyłane są do Afryki ogromne ładunki rumu, w co rząd nie ingeruje. Odbywa się to nawet za jego przyzwoleniem, jako że rząd wydaje producentom i handlowcom dziesiątki tysięcy licencji uprawniających do rozprowadzania między obywatelami swego własnego kraju straszliwej "wody ognistej", która poprzez proces nazywany rektyfikacją, czyli mówiąc inaczej- zalegalizowanym mieszaniem najwstrętniejszych trucizn, staje się podwójnie szkodliwa i powodująca uzależnienie. "Chrześcijańscy" mężowie stanu oraz władcy tak zwanych chrześcijańskich narodów stają w obronie takich i gorszych jeszcze praktyk, usprawiedliwiając je ze względu na podatki, które są najłatwiejszym sposobem pobierania od ludzi pieniędzy stanowiących udział w koniecznych wydatkach państwa. Jest to niewątpliwie najgorszy i najpodlejszy nierząd. Każdy myślący człowiek zgodzi się z tym, że określenie "chrześcijański" byłoby zupełnie nie na miejscu, nawet gdybyśmy używali go w odniesieniu do najlepszego z obecnych rządów. Próba pogodzenia treści tego określenia z charakterem "królestw tego świata" rządzonych przez "księcia tego świata" - Szatana i ludzi przepojonych "duchem światowości", wprowadziła zamieszanie w serca wielu prawdziwych chrześcijan, którzy zostali zwiedzeni błędnym poglądem, jakoby obecne rządy miały mieć cokolwiek wspólnego z Królestwem Chrystusowym.
Cannon Farrar w Contemporary Review ("Przegląd Współczesny") pisze:
"Dawna drapieżność handlu niewolnikami została zastąpiona zachłannością i rujnującą drapieżnością handlarzy wódką. Nasi ojcowie trzymali narody afrykańskie pod jarzmem bicza, a my zakuwamy je w jarzmo kańczugów. Rzeki Afryki zostały otwarte dla handlu tylko po to, aby popłynęła nimi szalejąca trucizna alkoholu. Żadna rzeka Inferna31 nie była bardziej przeklęta i czerwona od krwi. Czy żyje jeszcze nasze sumienie narodowe?"
31 Od łac. infernus - znajdujący się w dole, piekielny - przyp.tłum.
Odpowiadamy - Nie! Ten naród nigdy nie był narodem chrześcijańskim, tak jak nigdy nie posiadał chrześcijańskiego sumienia ani chrześcijańskiego ducha. Co najwyżej można by uznać, że światło, którym przyświecają szczerze poświęcone dzieci Boże, na tyle oświeciło, oczyściło i zawstydziło opinię publiczną krajów, w których "świecą oni jako światła", że podjęto się tam przeprowadzenia częściowej reformy moralnej.
W identyczny sposób te same chrześcijańskie (?) rządy zmusiły Chiny i Japonię, nie bacząc na ich szczery protest, do podobnie okropnego handlu. W 1840 roku Wielka Brytania rozpoczęła z Chinami wojnę zwaną "wojną opiumową", której celem było zniewolenie rządu chińskiego, pragnącego ochronić swój naród przed strasznym przekleństwem opium i zmuszenie go, aby zezwolił na napływ tego artykułu. Wojna przyniosła zwycięstwo tym, co stanęli w owym sporze po stronie diabła. Brytyjskie okręty wojenne zniszczyły tysiące domów i pozbawiły życia tysiące ludzi, ale zmusiły pogańskich władców Chin, aby otwarli bramy swego cesarstwa dla opium - powolnej śmierci, trucizny, którą Chiny przyjęły szybko. Według oficjalnego raportu opublikowanego w 1872 roku, czysty dochód rządu Brytyjskiego z handlu tym narkotykiem, po odliczeniu ogromnych kosztów związanych z poborem dochodów, wyniósł w roku poprzedzającym ponad 37 mln dolarów. Te 37 mln rocznie stały się główną przyczyną wojny, jakże przeciwnej duchowi miłości i troski o obecny albo przyszły dobrobyt Chińczyków. Zawarta w traktacie klauzula, zapewniająca ochronę chrześcijańskim misjonarzom, była jedynie kąskiem chytrze rzuconym w celu uspokojenia sumień miłujących sprawiedliwość ludzi, w celu wywołania wrażenia, że owa straszna zbrodnia była uprzejmym aktem miłosierdzia. Na mocy traktatu kończącego wojnę niektóre porty zostały otwarte dla brytyjskiego handlu, a w ślad za tym zawarte zostały podobne traktaty z innymi narodami, co przyniosło pewne dobre skutki. Jednym z nich było otwarcie Chin na wpływy cywilizacyjne. Jednakże pojawienie się w Chinach grupy chrześcijan głoszących tamtemu narodowi niektóre zasady sprawiedliwości nie było zasługą narodu brytyjskiego, którego jedynym przedmiotem zainteresowania był handel; źródłem niesłusznej niesprawiedliwej wojny przeciwko ludowi, nie tak dobrze wyszkolonemu w posługiwaniu się diabelskimi sztuczkami, nie było dobro narodu chińskiego ani chwała Boża, lecz żądza złota.
"Chrześcijaństwo" nauczyło narody, prócz innych przywar, najgorszej formy bałwochwalstwa - czczenia samego siebie, bogactwa i władzy, dla których to rzeczy wielu ludzi i wiele narodów przyznających się do chrześcijaństwa gotowych jest oszukiwać, szkodzić, a nawet zabijać się wzajemnie. Nauczyło ich także bluźnierstwa i świętokradztwa w każdym języku, gdyż każda załoga statku, niezależnie od tego, z jakiego chrześcijańskiego narodu pochodzi, bluźni przeciwko imieniowi Chrystusa. Jednakże pomimo takiego wpływu rzekomo chrześcijańskich narodów, spomiędzy nich wyszli także szlachetni misjonarze krzyża, prawdziwi słudzy Boży, a także mniej szlachetni słudzy człowieka - tych jednak była zaledwie garstka - których celem było opowiadanie narodom o Chrystusie i o prawdziwej cywilizacji.
Choć nie dotyczy to gorliwych misjonarzy, to jednak pozostający w kraju entuzjastyczni urzędnicy towarzystw misyjnych, nie mając pojęcia o sytuacji w obcych krajach ani nie będąc nią w rzeczywistości zainteresowani, sądząc po wielkich sumach, jakie są każdego roku zbierane i wydawane, myślą, że świat pogański jest już prawie nawrócony, a ich wysiłki niebawem sprowadzą obiecane błogosławieństwa Tysiąclecia bez konieczności wtórego przyjścia naszego Pana. Czołowi misjonarze, z wyjątkiem tych, którzy umieją ożywiać swe nadzieje niezależnie od rzeczywistych doświadczeń i zdrowego osądu, przyznają się do wielkiego zniechęcenia. Jeden z nich Wielebny J. C. R. Ewing, D.D., który przez dziewięć lat pracował na misji w Indiach, wygłaszając niedawno wykład dla Young Mens Christian Association32 w Pittsburghu przyznał, że aktualnym efektem działalności cywilizacyjnej i misyjnej jest nie tylko obalenie religii pogańskich, ale także podważenie wiary w jakąkolwiek religię, doprowadzające ludzi do ateizmu. Wyraził on jednak głęboką nadzieję, że następnie dokona się przejście od ateizmu do chrześcijaństwa. Nadzieja ta jest jednak bezpodstawna, jak wyraźnie dowodzą wszelkie doświadczenia krajów cywilizowanych. Przytaczamy poniżej fragmenty zamieszczonych w prasie relacji dotyczących jego publicznego wykładu:
32 Stowarzyszenie Męskiej Młodzieży Chrześcijańskiej, YMCA - przyp.tłum.
"Wiele zawdzięczają Indie pośrednim i bezpośrednim wpływom chrześcijaństwa, które przyczyniło się do obalenia dawnych wierzeń w materialne bóstwa oraz do zastąpienia ich uznawaną przez narody Zachodnie [Europy i Ameryki] ideą jednego najwyższego Boga. [Wprost należałoby raczej powiedzieć, że przyjmują oni pogląd właściwy dla ateizmu, głoszący, iż Natura jest najwyższym i jedynym Bogiem.]
Spomiędzy 263 mln mieszkańców tego kraju, 10 mln młodych ludzi, którzy znają język angielski, poznaje zachodnią ideologię taką, jakiej i my się uczymy. Wyższa kasta otrzymuje staranne wykształcenie w zakresie literatury, religii i nauki, które są podstawowymi elementami wykształcenia ludzi zamieszkujących Amerykę. Dawny obraz mściwego Boga, który musi zostać przebłagany rozlicznymi darami i modlitwami, ustąpił miejsca współczesnemu duchowi ateizmu. Wykształceni ludzie Wschodu nie wierzą już w bogów, w których wierzyli ich ojcowie. Na zawsze zaniechali swych przekonań, zastępując je naukami pułkownika Roberta G. Ingersola, Painea, Voltairea, Bradlaugha i wielu innych nauczycieli ateizmu i panteizmu. Epoka sceptycyzmu niebawem przeminie, a Zachód, tak jak udzielił Indiom swej ideologii, tak przekaże im religię chrześcijańskiego Boga.
Młodzież w Indiach jest wykształcona, bystra, inteligentna, dobrze zorientowana w problemach innych narodów oprócz swego własnego oraz, co może się wydawać dziwne, znakomicie znająca Biblię. Istotnie, znają ją oni tak dobrze, że jedynie człowiek posiadający gruntowną znajomość Biblii i chrześcijańskiej teologii może mieć nadzieję, iż będzie w stanie odpowiedzieć w zadowalający sposób na wnoszone przez nich zastrzeżenia i argumenty. Powszechny pogląd, że misjonarz siedzi w cieniu drzewa i naucza zgromadzonych wokół niego nagich dzikusów, jest już daleki od rzeczywistości. W Indiach misjonarz spotyka inteligentnych oraz wykształconych ludzi i musi być dobrze przygotowany, aby wywrzeć na nich wpływ. Ludzie ci, oprócz posiadanego wykształcenia, dobrze wyglądają, są przyjaźni, grzeczni, uprzejmi, a cudzoziemców traktują z wielkim poważaniem i szacunkiem".
Sytuacja opisana przez misjonarza bynajmniej nie daje podstawy do żywienia nierozsądnej nadziei, którą wcześniej ten pan wyraził. Doświadczenie z całą pewnością dowiodło, iż przy pomocy nieudolnych argumentów sekciarzy, których błędy zniekształcają i wypaczają resztki posiadanej Prawdy, rzadko udaje się nawrócić czy to szczerego, czy też szyderczego sceptyka. Chyba tylko ślepi nie dostrzegają, że jeśliby tysiąc milionów pogan zostało nawróconych do stanu, w jakim znajduje się czterysta milionów* tak zwanych chrześcijan, to można by zadać podobne pytanie, jak w Wieku Żydowskim (Mat. 23:15), czy nie zasługiwaliby oni dwakroć więcej na zniszczenie niż wtedy, gdy pozostaliby byli wierni swym pogańskim przesądom. Doprawdy, żaden rozsądny człowiek nie mógłby powiedzieć, że nawrócenie do stanu, w jakim trwają tak zwani chrześcijanie pasowałoby do opisu Tysiąclecia oraz pokoju i dobrej woli z nim związanych, a przepowiedzianych przez proroków i krótko podsumowanych w modlitwie naszego Pana słowami: "Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi" - Łuk. 11:2.
* Z owych 400 mln, 280 mln to rzymskokatolicy i grekokatolicy, a 120 mln to protestanci.
Czyż należy się dziwić, że owe czterysta milionów ludzi tworzących, jak mniemają, Kościół Chrystusowy i nazywających się Królestwem - chrześcijaństwem, zostało przez Pana odrzuconych i określonych znacznie bardziej stosowną nazwą - Babilon (mieszanina, zamieszanie)? Czyż jest to zaskakujące, że na skutek swych poglądów na temat Królestwa Chrystusowego oraz sposobów i skutków upowszechnienia go w świecie, pozostają oni nie przygotowani do rzeczywistego Królestwa i niechętnie przyjmują nowego Króla, tak jak, z podobnych powodów, władcy domu, który był symbolicznym wyobrażeniem, byli nie przygotowani na pierwsze przyjście? Nie należy także wątpić, że owi cesarze, królowie i książęta, którzy obecnie używają swego wpływu i władzy głównie w celu wywyższania samych siebie, którzy wyposażają i utrzymują miliony ludzi pod bronią, aby zapewnić sobie ochronę i możliwość dalszego sprawowania władzy i imperialnych ekstrawagancji, będą chętnie patrzeć, jak to już miało miejsce w przeszłości, na miliony poległych, a w konsekwencji na kolejne miliony wdów i sierot, byle tylko nie dzielić z nikim doczesnych korzyści. Czyż jest w tym coś dziwnego, że ludzie ci nie pożądają, nie oczekują, ani nie wierzą w takie Królestwo, jakie jest obiecane w Piśmie Świętym, Królestwo, w którym wielcy, wyniośli i pyszni będą poniżeni, a ludzie niskiego stanu będą wywyższeni do powszechnego, właściwego i przewidzianego poziomu? Nie ma w tym nic dziwnego, że wszyscy, którzy sympatyzują z jakąkolwiek formą ucisku, zdzierstwa czy miażdżącego monopolu, dzięki którym uzyskują lub mają nadzieję uzyskać, niesprawiedliwe korzyści kosztem swych bliźnich, są nieskorzy do wierzenia w Królestwo sprawiedliwości, w którym każda niesprawiedliwość i nieuczciwość będzie zabroniona? A już zupełnie nie należy się dziwić, że nie są oni skłonni wierzyć w bliskość, czy właściwie w nadejście owego Królestwa.
Nie powinniśmy się także dziwić, iż wielcy kapłani i władcy "chrześcijaństwa", upatrujący w swych rewirach czy też sektach możliwości zarobku (Izaj. 56:11), nie rozpoznali, a przeto i odrzucili obecnego w tym czasie duchowego Króla, podobnie jak nauczyciele domu Izraela według ciała odrzucili Go wtedy, gdy był obecny w ciele. Czyż nie zauważamy, że tak jak wtedy Pan odtrącił, odciął, pozbawił łaski i wrzucił w ogień ucisku wiele "naturalnych gałęzi" drzewa oliwnego, zachowując jako gałęzie jedynie prawdziwych Izraelitów, tak i w żniwie obecnego wieku ta sama mądrość sprawdza także "dzikie gałęzie" (Rzym. 11:21,22), odcinając wielką ilość tych gałęzi z imienia, od łaski i tłustości korzenia [obietnicy Abrahamowej], gdyż ich charaktery, cele i skłonności są obce i naprawdę dzikie - nie przystające do obietnic i planu Bożego wyobrażanego przez korzeń?
Nie ma więc w tym nic dziwnego, że przeprowadzane obecnie żniwo zaznacza się oddzieleniem prawdziwych chrześcijan od tych, którzy są jedynie wyznawcami chrześcijaństwa, podobnie jak w czasie żniwa żydowskiego dokonane zostało rozdzielenie prawdziwych i rzekomych Izraelitów. Rozsądek wskazuje, że tego należałoby się spodziewać, nawet gdybyśmy nie mieli objawienia Słowa Bożego, które wskazuje, że szerokie rzesze będą odrzucone jako Babilon (por. Rzym. 11:20-22 z Obj. 3:16, 18:4).
Odrzucenie Babilonu ("chrześcijaństwa") w 1878 roku oznaczało odrzucenie szerokich rzesz wyznawców - "wojska", jak je określa Daniel - w celu zaznaczenia różnicy pomiędzy nimi a tymi, którzy stanowią Świątnicę czy też klasę Świątyni. Klasa Świątnicy nie będzie zaniechana ani spustoszona. Nie, dzięki Bogu, Świątnica ma być uwielbiona, chwała Pańska ma napełnić Świątynię, gdy ostatni z żywych kamieni zostanie wypolerowany, przyjęty i osadzony na swoim miejscu (1 Piotra 2:5-6). Dowiedzieliśmy się już, w jaki sposób klasa Świątnicy istniała w ciągu całego wieku, jak została splugawiona, a jej drogocenne naczynia (nauki) sprofanowane oraz jak dokonywało się stopniowe oczyszczanie jej od błędów. Cały czas stanowiła ona rzeczywisty Kościół, pomimo że do pewnego czasu systemy nominalne były jeszcze uznawane i do pewnego stopnia wykorzystywane. Jednakże po odrzuceniu systemów nominalnych, tak teraz, jak i podczas żniwa żydowskiego, uznawany jest i używany jako rzecznik spraw Bożych, jedynie prawdziwy Kościół, czyli Świątnica. Kajfasz, najwyższy kapłan Izraela, na kilka dni przed odrzuceniem tego systemu, był jeszcze uznawany za przedstawiciela Bożego i dane mu było wypowiedzieć wspaniałą naukę i proroctwo (zob. Jan 11:50,51,55, 18:14). Nie znajdujemy jednak żadnego potwierdzenia w Słowie Bożym ani żadnej logicznej przyczyny, dla której można by uważać, że po jego odrzuceniu Bóg kiedykolwiek liczył się z tym narodem-kościołem, czy też jego władcami i przedstawicielami. Taka sama lekcja stosuje się do czasu obecnego - do Babilonu. Został on "wypluty" z ust Pańskich, a głos Oblubieńca i Oblubienicy nie będzie w nim nigdy więcej słyszany (Obj. 18:23).
Na próżno usiłują niektórzy bronić swej dzielnicy Babilonu. Zgadzając się w ogólności z proroczym opisem, twierdzą, że ich sekta czy też pojedyncze zgromadzenie stanowi wyjątek w stosunku do ogólnego charakteru Babilonu, a przeto Pan nie mógłby ich wzywać do formalnego czy publicznego opuszczenia go, według tego jak kiedyś do niego wstąpili.
Tacy niech zwrócą uwagę na to, iż żyjemy obecnie w czasie żniwa, oddzielania oraz że nasz Pan określił przyczynę, dla której należy opuścić Babilon: "Abyście nie byli uczestnikami grzechów jego". Zastanówcie się także, z jakiego powodu Babilon otrzymał swą nazwę. Najwyraźniej dlatego, że stanowi mieszaninę wielu błędnych nauk i kilku elementów Boskiej Prawdy, co stało się przyczyną wielkiego zamieszania, także z powodu mieszanego towarzystwa zgromadzonego w nim na skutek pomieszania Prawdy i błędu. Ponieważ zaś błędy podtrzymywane są kosztem Prawdy, staje się ona bezużyteczna i częstokroć traktowana gorzej niż nic nie znacząca. Podtrzymywanie i nauczanie błędu kosztem Prawdy jest grzechem, któremu podlegają bez wyjątku wszystkie sekty kościoła nominalnego. Gdzie znajdziemy taką sektę, która pomagałaby w pilnym badaniu Pisma Świętego, aby dzięki temu można było wzrastać w łasce i w znajomości Prawdy? Czy znajdziemy sektę, która nie hamowałaby indywidualnego wzrostu tak poprzez swe nauki, jak i praktyki? Czy istnieje sekta, w której można by być posłusznym słowom Mistrza i pozwalać świecić swemu światłu? Nie słyszeliśmy o takowej.
Jeśli dzieci Boże znajdujące się w tych organizacjach nie zdają sobie sprawy ze swej niewoli, to znaczy, że nie próbują korzystać z danej im wolności, zasypiając na posterunku, podczas gdy powinni być czynnymi szafarzami i wiernymi strażnikami (1 Tes. 5:5-6). Niechaj się więc obudzą i spróbują skorzystać z wolności, którą wedle swego mniemania posiadają; niech wykażą współwyznawcom, w jakich miejscach ich przekonania nie zgadzają się z Boskim planem, gdzie odstąpili od niego i udali się w całkowicie przeciwnym kierunku; niechaj wykażą, że Jezus Chrystus z łaski Bożej skosztował śmierci za wszystkich oraz w jaki sposób prawda ta i błogosławieństwa z niej wypływające będą świadczone wszystkim ludziom "we właściwym czasie" i jak w "czasach ochłody" błogosławieństwa restytucji spłyną na całą ludzkość. W dalszym ciągu niech przedstawią zagadnienie wysokiego powołania do Kościoła ewangelicznego, twarde warunki członkostwa w tym Ciele oraz szczególne dzieło Wieku Ewangelii polegające na wyborze osobliwego "ludu imieniowi jego", który we właściwym czasie będzie wywyższony, aby królował z Chrystusem. Ci, którzy spróbowaliby użyć swej wolności w celu głoszenia dobrej nowiny w dzisiejszych synagogach, albo odniosą sukces i nawrócą całe zgromadzenie, albo ściągną na siebie gromy. Przeciwnicy wyrzucą was ze swych synagog i nie będą utrzymywać z wami społeczności oraz będą mówić wszystko złe przeciwko wam, kłamiąc dla imienia Chrystusowego. Tak czyniąc, wielu będzie zapewne przekonanych, że wyświadczają Bogu przysługę. Jeśli jednak wytrwacie w takiej postawie, otrzymacie pociechę kosztownych obietnic zapisanych w Izaj. 66:5 i Łuk. 6:22: "Słuchajcie słowa Pańskiego, którzy drżycie na słowo jego. Bracia wasi nienawidzący was, a wyganiający was dla imienia mego mówiąc: Niech się okaże sława Pańska [czynimy to dla chwały Pańskiej]. Okażeć się zaiste ku pociesze waszej; ale oni pohańbieni będą". "Błogosławieni będziecie, gdy was ludzie nienawidzić będą i gdy was wyłączą, i będą was sromocić, i imię wasze wyrzucą jako złe, dla Syna człowieczego. Radujcie się dnia tego i weselcie się; albowiem oto zapłata wasza jest obfita w niebiesiech; boć tak właśnie prorokom czynili ojcowie ich." Lecz: "Biada wam, gdyby dobrze o was mówili wszyscy ludzie; bo tak czynili fałszywym prorokom ojcowie ich".
Jeżeli w zgromadzeniu, z którym utrzymujesz społeczność, są sami święci - jeśli wszyscy stanowią pszenicę, a nie ma między nimi kąkolu - to spotkałeś wyjątkowych ludzi, którzy z radością przyjmą prawdy czasu żniwa. Jeżeli jednak tak nie jest, to musisz być przygotowany na to, że teraźniejsza Prawda oddzieli kąkol od pszenicy, a co więcej ty musisz wykonać swój obowiązek przedstawienia prawd, które dokonają takiego podziału.
Jeśli masz być jednym ze zwycięskich świętych, musisz teraz zostać "żniwiarzem" i zapuścić sierp Prawdy. Jeżeli jesteś wierny Panu, godny Prawdy i współdziedzictwa z Nim w chwale, będziesz się radował ze współudziału z Głównym Żniwiarzem w obecnym dziele żniwa, nie zważając na swą naturalną skłonność do gładkiego prześliźnięcia się przez ten świat.
Jeśli pomiędzy pszenicą zgromadzenia, którego jesteś członkiem, znajduje się kąkol, a tak jest zawsze, to wiele będzie zależało od tego, co stanowi większość. Jeśli przeważa pszenica, to mądrze i z miłością przedstawiona Prawda wywrze na nią pozytywny wpływ, a kąkol po pewnym czasie odłączy się. Jeśli jednak przewagę będzie miał kąkol - będzie go dziewięć dziesiątych albo więcej, jak to zwykle ma miejsce - to skutkiem nawet najostrożniejszego i najłagodniejszego przedstawienia Prawdy czasu żniwa będzie rozgoryczenie i gwałtowny sprzeciw; a jeśli trwałbyś w ogłaszaniu dobrej nowiny i w wykazywaniu z dawna przyjętych błędów, zostaniesz wkrótce "wypędzony" dla dobra sekciarskiej sprawy albo wolność twoja zostanie tak ograniczona, że twoje światło nie będzie mogło więcej przyświecać w tym zgromadzeniu. Nie ulega wątpliwości, co w takiej sytuacji należy zrobić. Należy wydać pełne miłości świadectwo o miłosierdziu i mądrości wspaniałego Boskiego planu wieków oraz w sposób publiczny odłączyć się od nich, przedstawiając z mądrością i w cichości uzasadnienie takiego postępowania.
Poszczególne sekty Babilonu - "chrześcijaństwa" - cechują się różnym stopniem niewoli. Niektórzy z tych, którzy gwałtownie oburzali się na absolutnie skrajne zniewolenie sumień i ograniczanie możliwości dokonywania ocen przez jednostki w rzymskim systemie, są zupełnie gotowi zniewolić samych siebie, a już szczególnie drugich, przy pomocy wyznań wiary i dogmatów przyjmowanych przez kolejne sekty protestanckie. To prawda, że ich łańcuchy są lżejsze i dłuższe od tych, które stosował Rzym w ciemnych wiekach. Z tego też powodu jest to dobre, jest to prawdziwa reformacja - krok we właściwym kierunku, w kierunku całkowitej wolności, w kierunku takich stosunków w Kościele, jakie panowały za czasów apostolskich. Dlaczego jednak mamy w ogóle nosić ludzkie kajdany? Po co wiązać i ograniczać sumienia? Dlaczego nie mielibyśmy stać w zupełnej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił? Dlaczegóż by nie wyrzec się wszystkich wysiłków upadłego człowieka, zmierzających do spętania sumień i powstrzymania dociekań, nie tylko tych, które czynione były w odległej przeszłości ciemnych wieków, ale i tych dokonywanych ostatnio przez rozmaitych reformatorów? Dlaczegóż by nie postanowić, aby na wzór Kościoła apostolskiego, swobodnie wzrastać w znajomości w tym samym stopniu, co w łasce i miłości, skoro w "słusznym czasie" Pańskim odsłaniają się kolejne zarysy Jego wspaniałego planu?
Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że wstępując do jednej z ziemskich organizacji i przyjmując jej wyznanie wiary jako swoje, zobowiązują się do wierzenia dokładnie w taki sposób, w jaki credo określa poszczególne zagadnienia. Jeśli, pomimo tych więzów, pod które dobrowolnie się poddali, chcieliby samodzielnie myśleć i otrzymywać z innego źródła światło, które przyświeca jaśniej niż to, co przyjmuje ich sekta, musieliby albo okazać nieposłuszeństwo sekcie i złamać umowę, że nie przyjmą wierzeń przeciwnych ich wyznaniu wiary, albo też musieliby uczciwie odrzucić credo, z którego "wyrośli" i opuścić taką sektę. Podjęcie takiego kroku nie jest rzeczą łatwą i wymaga pewnego wysiłku, gdyż prowadzi on do zniszczenia zwykle przyjemnych stosunków towarzyskich, a uczciwy człowiek poszukujący Prawdy jest narażony na nierozsądne oskarżenia, iż jest "zdrajcą" swej sekty, "renegatem", jednostką "nie utwierdzoną", itp. Od członka sekty wymaga się, aby całkowicie poddał jej swój umysł i nie starał się myśleć samodzielnie. Sekta podejmuje się w jego imieniu decydować o tym, co jest prawdą, a co błędem; on zaś, chcąc być uczciwym, lojalnym, wiernym członkiem, we wszelkich sprawach dotyczących religii musi akceptować tak przyszłe, jak i podjęte już w przeszłości decyzje swej sekty, nie uwzględniając swych indywidualnych poglądów i unikając osobistego dociekania, aby nie wzrosła jego wiedza, a sekta nie straciła członka. Owo oddanie sumienia w niewolę sekty i creda, wyrażane jest na ogół, gdy ktoś mówi, że "należy" do danej sekty.
Kajdany sekciarstwa, bynajmniej nie uważane za więzy, cieszą się poważaniem i są noszone jako ozdoba, jako odznaka szacunku i znak charakteru. Wiele dzieci Bożych zostało do tego stopnia zwiedzionych, że gdyby nie mieli tych łańcuchów - lżejszych czy cięższych, dłuższych albo krótszych, zależnie od stopnia ograniczenia ich wolności osobistej - czuliby się zawstydzeni. Wstydzą się oświadczyć, że nie znajdują się w niewoli żadnej sekty ani creda, lecz "przynależą" wyłącznie do Chrystusa.
Stąd też obserwujemy czasami zjawisko, że uczciwe, łaknące Prawdy dzieci Boże stopniowo przechodzą z jednej organizacji wyznaniowej do innej, tak jak dzieci, które przechodzą do kolejnych klas w szkole. Jeśli ktoś należał do kościoła rzymskiego, a jego oczy otwarły się, opuściwszy go wpada na ogół w jeden z odłamów systemu metodystycznego albo prezbiteriańskiego. Jeśli tam jego głód Prawdy nie zostanie całkowicie przytłumiony, a duchowe zmysły nie zostaną otępione duchem światowości, prawdopodobnie po kilku latach znajdzie się w jednym z nurtów systemu baptystycznego. Jeśli jednak nadal będzie wzrastał w łasce, znajomości oraz umiłowaniu Prawdy i docenianiu wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, znajdzie się w końcu poza wszystkimi ludzkimi organizacjami, złączony jedynie z Panem i jego świętymi, związany wyłącznie delikatnymi, a jednocześnie mocnymi więzami miłości i Prawdy, tak jak to miało miejsce w kościele pierwotnym (1 Kor. 6:15,17; Efezj. 4:15,16).
Powszechne jest obecnie poczucie niewygody i niepewności, jeśli nie pozostaje się w związkach łańcuchów sekciarstwa. Rodzi się ono na skutek przyjęcia fałszywego poglądu, pierwotnie głoszonego przez papiestwo, że przynależność do ziemskich organizacji jest rzeczą nieodzowną, przyjemną Panu i konieczną dla uzyskania żywota wiecznego. Ziemskie, ludzkie systemy organizacyjne, tak dalekie od prostoty i braku ograniczeń w społeczności czasów apostolskich, mimowolnie i prawie podświadomie traktowane są przez chrześcijan jak różnorodne Niebiańskie Towarzystwa Ubezpieczeniowe, w jednym z których należy regularnie opłacać składkę w postaci pieniędzy, czasu i poważania, by zapewnić sobie niebiański odpoczynek i pośmiertny pokój. Postępując wedle tej zasady ludzie występując z jednej sekty, wiążą się natychmiast z następną, kierowani podobnymi obawami, jakie towarzyszą przeterminowaniu się polisy ubezpieczeniowej, a które powodują natychmiastowe dążenie do odnowienia jej w jednej z firm cieszących się powszechnym szacunkiem.
Jednakże żadna ziemska organizacja nie jest w stanie wydać paszportu do niebiańskiej chwały. Najbardziej nawet fanatyczni sekciarze (pomijając rzymskokatolików) nie usiłują twierdzić, że członkostwo w ich sekcie daje gwarancję niebiańskiej chwały. Wszyscy są zmuszeni przyznać, że lista członków prawdziwego Kościoła znajduje się w niebie, a nie na ziemi. Zwodzą jednak ludzi twierdząc, że do Chrystusa należy koniecznie przychodzić za ich pośrednictwem - należy koniecznie uzyskać członkostwo w jednym z sekciarskich ciał, aby móc stać się członkiem "Ciała Chrystusowego", prawdziwego Kościoła. W przeciwieństwie do tego, Pan, nie odrzucając co prawda nikogo, kto przyszedł do Niego sekciarskimi drogami ani nie odsyłając próżno tych, co Go naprawdę poszukują, poucza nas, że takie zawady nie są nam potrzebne, a zrobilibyśmy znacznie lepiej przychodząc do niego bezpośrednio. Woła on: "Pójdźcie do mnie", "weźmijcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie", "jarzmo moje wdzięczne jest, a brzemię moje lekkie jest", "a znajdziecie odpocznienie duszom waszym". Obyśmy byli wcześniej posłuchali Jego głosu. Uniknęlibyśmy byli ciężkich jarzm nakładanych przez sekty, trzęsawisk rozpaczy, zamków zwątpienia, targowisk próżności i lwów światowego sposobu myślenia.
Jednakże wielu z tych, którzy z urodzenia byli członkami sekt, bądź też znaleźli się w nich jako niemowlęta czy małe dzieci, nie zastanawiając się nad systemami, zachowało w swym sercu wolność, a w rozwoju swym nieświadomie przekroczyło ograniczenia i więzy narzucane przez creda, które uznają z racji swego wyznania i popierają przy pomocy dostępnych im środków i wpływów. Niewielu z nich jednak zauważyło ujemne strony sekciarskiej niewoli i korzyści płynące z posiadania pełnej wolności, ani też zupełne, całkowite oddzielenie nie było przykazywane aż do obecnego czasu, czasu żniwa. Dziś rozbrzmiewają słowa naszego Pana: "Wynijdźcie z pośrodku jego; oczyśćcie się [uwolnijcie się tak od złych zwyczajów, jak i od fałszywych nauk] wy, którzy nosicie naczynie [prawdy - nauki] Pańskie" - Izaj. 52:11.
Do korzenia drzewa nominalnego systemu chrześcijańskiego - Babilonu, "chrześcijaństwa" - przyłożona jest już siekiera, podobnie jak w czasie pierwszego przyjścia została ona przyłożona do korzenia nominalnego systemu żydowskiego; i tak ów wielki system - ulubione miejsce "ptaków niebieskich", które go tak bardzo splugawiły (Łuk. 13:18,19), że stał się w rzeczywistości "mieszkaniem wszelkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego" (Obj. 18:2) - zostanie ścięty i nie będzie już dłużej zwodził świata. Zamiast niego zostanie przyjęte prawdziwe drzewo oliwne, którego korzeniami są obietnice Boże, a gałęziami jednostki szczerze i całkowicie poświęcone. Wierni Wieku Ewangelii, których imiona są "zapisane w niebie", zostaną uznani za prawdziwych i jedynych współdziedziców, za Oblubienicę Barankową (Obj. 17:14).
Doświadczanie i przesiewanie klasy Świątnicy
Wyjście z Babilonu jest ważnym i trwającym długo krokiem w kierunku zupełnego zwycięstwa. Nie jest to jednak bynajmniej krok ostatni i należy uważnie wystrzegać się tendencji do odpoczywania po dokonaniu każdego kolejnego kroku na tej drodze.
"Nie sądź, że twoim udziałem zwycięstwo,
Albo, że twoje trudy skończone.
Niejedną próbę przejdzie twe męstwo,
Zanim zdobędziesz niebieską koronę.
Patrząc na obłok świadków ogromny,
Niech trwa w czujności twa dusza słaba.
Złóż wszelki grzech twój i ciężar znojny,
Ku niebu zdążaj, gdzie czeka sława."
Wyjście z Babilonu poprzedzone bywa zwykle krokami świadczącymi o posłuszeństwie, które przyczyniają się do wykształcenia i wzmocnienia charakteru przed kolejnymi konfliktami i zwycięstwami. Po nim następują rozmaite próby i sposobności odniesienia zwycięstwa, o czym Paweł (Gal. 5:1) pisał: "Stójcie tedy w tej wolności, którą was Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli". Każdy kto zdał sobie sprawę z wolności synów Bożych i zupełnego uwolnienia z niewoli Babilonu, powinien spodziewać się, że wielki przeciwnik podejmie wysiłki, aby poddać go pod inne jarzmo niewoli albo spowodować zgorszenie. Pan dozwala na te trudne próby, aby wybierani obecnie ludzie mogli być objawieni i przygotowani do służby w Królestwie chwały.
Ilustrację takiego doświadczania i przesiewania, cień tego, czego należy się spodziewać obecnie, stanowią wydarzenia żniwa żydowskiego. Przedstawicielami Świątyni, czyli Świątnicy, podczas pierwszego przyjścia byli uczniowie naszego Pana, o których powiedział On: "Wy jesteście czystymi, ale nie wszyscy" [z was]. Po odrzuceniu nominalnego Izraela (w 33 r. n.e.) owa reprezentacja klasy Świątyni Bożej, składająca się z czystych i nieczystych, została dotknięta poważnymi doświadczeniami w celu rozdzielenia jej. Przesiewany był Piotr i nieomalże upadł (Łuk. 22:31; Mat. 26:74,75; Jan 21:15-17), ale że był "czysty", wierny w głębi serca, dane mu było wyjść z tej próby zwycięsko. Także Judasz był doświadczany i dowiódł, że był nieczystym, będąc gotowym sprzedać Prawdę za ziemskie korzyści, zaprzeć się Pana dla pieniędzy, chociaż ucałował Go, by wyrazić swą miłość.
Podobnie i teraz, w czasie obecnego żniwa, mamy oczyszczoną Świątnicę, a w bliskim związku z nią także i tych, którzy nie są czystymi. Tak więc od czasu odrzucenia Babilonu w 1878 roku i od momentu wezwania do opuszczenia go, wśród tych, którzy wyszli, przeprowadzane jest dzieło doświadczania i przesiewania. Historia Piotra i Judasza dowodzi bez wątpienia, że i w obecnym czasie pomiędzy opuszczającymi Babilon, oczyszczonymi od wielu jego zmaz w zakresie nauk, pojawią się klasy ludzi o podobnych cechach - jedni pozostaną wierni Panu i Prawdzie, a drudzy, którzy nie zmierzają ku poznaniu Pana, lecz udają się za złem i fałszywymi naukami, nierzadko gorszymi od tych, przed którymi uciekli, okazują swą niewierność.
Symboliczny akt oczyszczenia Świątyni Jerozolimskiej, dokonany przez naszego Pana po objęciu władzy królewskiej i ogłoszeniu sądu nad nominalnym kościołem żydowskim, był cieniem obecnego czasu żniwa, zapowiadającym doświadczanie i przesiewanie klasy Świątyni począwszy od 1878 roku. Po oświadczeniu, że dom ich zostanie spustoszony, wkroczył On do świątyni - stanowiącej symboliczne wyobrażenie rzeczywistej Świątyni, czy też Świątnicy - i uczyniwszy sobie bicz z powrózków, użył go w celu wypędzenia handlarzy pieniędzmi, a stoły sprzedawców gołębi poprzewracał.
Bicz z powrózków użyty przez Pana wyobraża rozmaite prawdy, które zostały użyte w Świątyni w obecnym czasie żniwa w celu naprawienia, doświadczenia i odłączenia nieczystych. Głoszona obecnie Prawda objawia tak jasno doskonałą wolę Bożą, istotną rolę zupełnego poświęcenia, ukazuje jak wąską jest droga, którą muszą podążać naśladowcy Pańscy, że ci, co przystąpili do klasy Świątnicy powodowani nieczystymi motywami, są ustawicznie chłostani przez Prawdę, aż w końcu zostaną zmuszeni do jej opuszczenia.
Jest kilka przypowieści naszego Pana, które wskazują na to, że klasa "Świątnicy" zostanie w ogólnym znaczeniu odłączona od "wojska", czyli szerokich rzesz wyznawców chrześcijaństwa. Dwie z nich jednak rozwijają to zagadnienie ukazując następujące potem dzieło doświadczania i przesiewania klasy Świątnicy - oddzielanie zwycięzców, którzy odziedziczą Królestwo (Obj. 3:21) od tych spośród szczerze poświęconych, którzy poddają się duchowi tego świata, zaniedbując się w ofiarowaniu obecnych przywilejów i ludzkich zaszczytów na rzecz większych zaszczytów od Boga.
Przypowieść o dziesięciu pannach ukazuje wszystkie panny - poświęconych - w stanie odłączenia od Babilonu. Zaznacza jednak, że i pomiędzy nimi nastąpi rozdział - odłączone zostaną panny mądre, pełne wiary, żarliwej miłości i ducha natychmiastowego posłuszeństwa, od głupich, które dopuściły do ostygnięcia swej pierwszej miłości oraz żarliwości ducha, na skutek czego osłabła ich wiara i gotowość do posłuszeństwa. Mądrzy, pozostając wierni uczynionemu przymierzu zupełnego poświęcenia Bogu oraz gorliwie czuwając w oczekiwaniu na obiecany powrót Pana, są przygotowani do przyjęcia radosnego poselstwa czasu żniwa, do rozpoznania przepowiedzianych znaków wskazujących na obecność Mistrza i do wytrzymania każdej próby, przez którą On uznałby za stosowne ich przeprowadzić; są gotowi dowieść swej lojalności i wierności. Tacy, nie śpiąc, lecz czuwając, za sprawą proroctw obwieszczających obecność Mistrza, usłyszą Jego pukanie. Doczesne niewygody i utrapienia, znoszone w cichości dla dobra Prawdy, są przez nich przyjmowane jako zwiastun zbliżania się wiecznego pokoju, radości, chwały i błogosławieństwa.
Rozlegający się głos pukania proroctw obwieszczających obecność Pańską w jesieni 1874 roku, był prawie natychmiast usłyszany i zaraz został wydany okrzyk: "Oto Oblubieniec! wynijdźcie przeciwko niemu". Okrzyk ten nadal rozbrzmiewa i będzie trwał dotąd, dokąd nie usłyszą go wszystkie poświęcone panny, dokąd nie dokona on próby ich wiary i lojalności. Wszyscy mądrzy, mając lampy (Słowo Boże) ochędożone i płonące, posiadając olej (duch święty) w swych naczyniach (w sercach), rozpoznają obecność Pańską, podporządkują swe sprawy i postępowanie posiadanej przez nich wierze i wynijdą "przeciwko" Niemu, aby spotkać się z umiłowanym Oblubieńcem i zasiąść z nim do uczty weselnej.
Żydowskie obrzędy weselne stanowią piękną ilustrację zaręczyn i poślubienia Kościoła przez Chrystusa, jego Pana. Zaręczyny, czyli zaślubiny, były prawną umową poświadczoną przymierzem wierności z obu stron. Kobieta pozostawała w domu ojca aż do zabrania jej do domu oblubieńca, co miało miejsce zwykle rok po zaręczynach, czyli zaślubinach. Realizacja umowy polegała na przyjęciu małżonki w domu przygotowanym przez jej męża. Dla uczczenia tego momentu urządzano trwającą kilka dni wielką ucztę, zwaną Świętem Godów. O oznaczonej godzinie oblubieniec stawiał się po oczekującą na niego z niecierpliwością oblubienicę i w towarzystwie orszaku panien, wyposażonych w lampy i inne konieczne przybory, odprowadzał ją do ich przyszłego domu, w którym odbywała się przygotowana przez niego uczta.
W przypowieści nie wspomniana jest oblubienica, a oblubieniec przychodzi po wszystkie "mądre panny", które towarzyszą mu i wchodzą na przygotowaną ucztę radości. Ilustracja taka jest słuszna, a nawet konieczna, ponieważ Oblubienica Chrystusowa składa się z wielu członków, którzy znajdują piękne wyobrażenie w mądrych pannach. Głupie panny, które później otrzymały światło i doświadczenie, nie dostępując jednak takiego wywyższenia jak "mądre" - klasa wiernej Oblubienicy, bez wątpienia zaliczą się do wspomnianych (w Psalmie 45:15,16), idących "za nią panien towarzyszek", które we właściwym czasie zostaną wyróżnione przez Króla, choć w mniejszym stopniu niż Oblubienica.
Postawa mądrych panien, przygotowanych i z niecierpliwością oczekujących na przyjście Oblubieńca, dokładnie odpowiada jedynej właściwej postawie, jaką winni zająć członkowie Kościoła, prawdziwie poświęconego i zaślubionego Panu. Gdyby oblubienica zaniedbała się i nie była przygotowana na ten najważniejszy moment w jej życiu, dowiodłaby tym samym, że nie jest godna zaszczytu. Podobnie rzecz się ma z Kościołem: "Ktokolwiek ma tę nadzieję w Nim, oczyszcza się", stara się posiąść takie nastawienie serca oraz postawę życia, które zadowalałyby Oblubieńca, tęskni i oczekuje na błogosławione połączenie i ucztę obiecaną przez tego, który powiedział: "Idę, abym wam zgotował miejsce, a (...) przyjdę zasię i wezmę was do siebie".
Ze wspomnianej przypowieści jasno wynikają dwie rzeczy: po pierwsze to, że ów szczególny rys Prawdy (rozpoznanie obecności Oblubieńca) nie był przeznaczony dla świata w ogólności, ani nawet dla całego kościoła nominalnego, lecz jedynie dla panien, czyli dla poświęconych, po drugie, zdaje się być oczywistym, że poselstwo ogłaszające obecność Oblubieńca dokona podziału, który doświadczy i wypróbuje każdą pannę z osobna oraz jasno objawi mądrych, wiernych i godnych w odróżnieniu od niewiernych - niemądrych panien.
Jakież bogactwo łaski zawiera się we wspaniałym poselstwie: "Oto Oblubieniec!" A jednak jest to wielka tajemnica, wiadoma jedynie świętym, gdyż świat nie jest w stanie jej przyjąć. Poselstwo to jest w jego opinii głupie i będzie tak przyjmowane, aż usłyszą go wszystkie panny, aż mądre panny wejdą na ucztę, aż "drzwi zostaną zamknięte", a "gorejący ogień" czasu wielkiego ucisku, który wówczas zapłonie, sprawi, że każde oko ujrzy (uzna), iż rozpoczęła się obecność Pańska i Jego królowanie.
Z jakąż królewską gracją zwraca się w swym posłannictwie Jahwe do pokornych sług i służebnic: "Słuchajże córko, a obacz, a nakłoń ucha twego, a zapomnij narodu twego i domu [ziemskich związków, nadziei, pragnień i ambicji] ojca twojego [Adama]. A zakocha się Król [Pan Jezus] w piękności twojej, albowiem on jest Panem twoim; przetoż kłaniaj się przed nim" - Psalm 45:11,12. Któż są ci, co otrzymają tak wielką łaskę? Czyż nie "powołani, przyjęci i wierni"? "Wszystka zacność córki królewskiej [córki Jahwe, gdyż Oblubienica Chrystusowa uważana jest za własność Jahwe] jest wewnątrz." Jej pięknem jest świętość. Zewnętrznie, dla świata, nie jest piękna, została wzgardzona i odrzucona przez ludzi, podobnie jak jej Pan w swym upokorzeniu. Nie zawsze jednak tak będzie; skoro naśladowała go w upokorzeniu, będzie także miała udział w Jego chwale; jako Nowe Stworzenie w stosownym czasie przywdzieje Jego boską naturę - "a szaty jej [po uwielbieniu] bramowane są złotem", które jest symbolem boskiej natury. "W odzieniu haftowanym przywiodą ją do króla" - w prostej białej szacie dostarczonej jej przez Pana, w szacie Jego sprawiedliwości, szacie, która zostanie przez nią starannie i pięknie obramowana chrześcijańskimi przymiotami. Jej hojnemu wejściu do królewskiego pałacu (2 Piotra 1:5-8,11) towarzyszyć będzie wielka radość na niebie i na ziemi. Wielu powie: "Weselmy się i radujmy się, a dajmy mu chwałę; bo przyszło wesele barankowe, a małżonka jego nagotowała się" - Obj. 19:7. "Córka Tyru [mocarze ziemscy] przyjdzie z darami, tobie złożą hołd najbogatsi z ludu (...) Upamiętnię imię twoje przez wszystkie pokolenia, dlatego ludy wysławiać cię będą po wieki wieczne" - Psalm 45:13-18 nb.
Prawdziwie "mądrymi" spośród poświęconych okażą się ci, którzy, poniechawszy uroków świata, ziemskich nadziei i nagród, z tęsknotą w sercu oczekując na Miłego, będą przygotowani i godni wielkiego wywyższenia obiecanego dla Oblubienicy, Małżonki Barankowej.
"Oblubienico Baranka, niech wdzięki twoje,
Naszym udziałem się staną."
Jeśli wzięcie lamp i podążanie za Oblubieńcem oznacza pozostawienie wszystkiego, aby naśladować Chrystusa w czasie Jego obecności, która stała się faktem, to jest to równoznaczne z opuszczeniem Babilonu, w którym przeważnie znajdowały się panny, skoro Prawda objawiona w świetle żniwa wyraźnie sugeruje oddzielenie pszenicy od kąkolu. Staranne ochędożenie lamp umożliwia mądrym pannom, które posiadają ducha świętego, ducha poświęcenia i posłuszeństwa, zauważenie tego faktu. Posiadając "olej" będą one miały także światło, a doceniając ten przywilej, prędko i z radością będą "naśladować Baranka, gdziekolwiek idzie".
W przeciwieństwie zaś do tego, głupim pannom, nie posiadającym dostatecznej ilości oleju, brakuje jasnego światła umożliwiającego zrozumienie obecności Oblubieńca. Na skutek zbytniego obciążenia troskami i zamierzeniami doczesnego żywota, nie udaje im się dostatecznie zgłębić tego tematu, a w konsekwencji wahają się, nie będąc zdecydowanymi na opuszczenie Babilonu i wykazując pewną miarę obojętności i niedowierzania w całej tej sprawie. Nawet wtedy, gdy zachęcani przez innych, niechętnie zabierają się od wyjścia, mają nieustanną tendencję do patrzenia za siebie, jak żona Lota. Dla takich Pan zostawił ostrzeżenie: "Pamiętajcie na żonę Lotową" - Łuk. 17:32. Powiedział także: "Żaden, który by przyłożył rękę swoją do pługa, a oglądałby się nazad, nie jest sposobny do królestwa Bożego".
W przypowieści nie ma niczego takiego, co wskazywałoby, iż ci, którzy wyobrażani są przez głupie panny, zdadzą sobie sprawę ze swej głupoty wcześniej, nim przeminie sposobność wejścia na ucztę. Dopiero wtedy uświadomią sobie, jak nierozsądne było ich oczekiwanie na to, że zostaną uznani przez Pana za członków Jego Oblubienicy i za współdziedziców, podczas gdy, co najwyżej, byli letnimi i oddalonymi naśladowcami. Wielu z tych, którzy obecnie cieszą się "najwyższym szacunkiem między ludźmi", a ze względu na swe "wspaniałe dokonania" są uznawani za wybitnych, znajdzie się między rozczarowanymi.
I zamknione są drzwi.
Głoszenie obecności Oblubieńca, wychodzenie Mu naprzeciw i wchodzenie z Nim na wesele w dalszym ciągu się odbywa i będzie trwało tak długo, aż wszystkie mądre panny zostaną w dostatecznym stopniu "popieczętowane na czołach ich" znajomością Prawdy czasu żniwa, aby mogły odłączyć się od Babilonu i wejść z Oblubieńcem na przygotowaną ucztę. Gdy już wszystkie panny zostaną doświadczone za pomocą teraźniejszej Prawdy, drzwi sposobności zostaną zamknięte i nikt już nie będzie mógł wejść na ucztę, ponieważ Mistrz powiedział: Jam jest, "który otwiera, a nikt nie zawiera, i zawiera, a nikt nie otwiera" - Obj. 3:7. Gdy zaś po zamknięciu drzwi głupie panny przyjdą i zapukają prosząc o wpuszczenie, mówiąc: "Panie, Panie, otwórz nam", wtedy On odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: nie znam was". Jeśli ktoś teraz wstydzi się Mistrza i Jego słów, pozostając na nie obojętnym, to i On się go będzie wstydził w czasie mającego niebawem nastąpić Jego objawienia się w chwale i potędze ze wszystkimi świętymi i wiernymi posłańcami - mądrymi pannymi uwielbionymi i wywyższonymi wraz z Nim.
Zauważmy, że zamknięcie drzwi nie ma nic wspólnego ze światem. Są to drzwi umożliwiające wejście na ucztę weselną. Zawsze były one otwarte wyłącznie dla poświęconych, dla panien. Nikt inny nie był zaproszony do wejścia przez nie. Zamkną się one, gdy prawdy czasu żniwa dokonają przesiania i oddzielenia wszystkich gorących - gorliwie strzegących przymierza - od zimnych, letnich i zbytnio zajętych, którzy się zaniedbują w dochowywaniu przymierza. Dzięki Bogu, te drzwi, które tutaj się zamykają, nie są drzwiami miłosierdzia czy wszelakich łask. Są to jednak drzwi możliwości uczestniczenia w największej łasce - współdziedzictwa z Chrystusem jako Jego Oblubienica. Choć głupie panny staną przed zamkniętymi drzwiami, które pomimo ich pukania nigdy już się nie otworzą, choć pozostaną na zewnątrz wystawione na wielkie uciśnienie "złego dnia", gdzie będzie płacz, narzekanie i zgrzytanie zębów, to jednak nie oznacza to, że Bóg oddalił je od swej miłości i miłosierdzia, albo że nie udziela im łaski czy nawet szczególnej opieki. Wielki ucisk, przez który przejdą, dokona zamierzonego oczyszczenia i uzdrowienia pokutujących już wówczas panien, dzięki czemu zostaną one przystosowane jako chwalebne naczynia w służbie Mistrza do zaszczytnego użytku, choć nie najbardziej zaszczytnego, do którego zostały pierwotnie powołane, a którego nie okazały się godne. Ze względu na to, iż kierują się w pewnym stopniu duchem Babilonu i, choć w niewielkiej mierze, lecz jednak wspierają go swym wpływem, zostaną uznane przez Boga za uczestniczki grzechów tego systemu, a przeto niegodne ujścia plag, którymi miał on zostać dotknięty. Plagi te muszą więc nastąpić nie tylko w celu zniszczenia Babilonu, lecz także dla oczyszczenia i odłączenia nie dojrzałej dotąd pszenicy w nim pozostającej - głupich panien, które w pewnej mierze zostały pokonane i upojone winem Babilonu.
Piękną ilustracją wejścia na wesele wraz z Panem jest szczęśliwy weselny orszak, który przy akompaniamencie muzyki, z zapalonymi lampami i ze wszelkimi objawami radości towarzyszył żydowskiej oblubienicy w drodze do domu jej męża. W ten sposób wchodziła ona do radości pana swego na przygotowaną przez niego ucztę. W radości takiej uczestniczą obecnie mądre panny. Radość zaczyna się już wtedy, gdy dowiadują się o obecności Oblubieńca. Szczęśliwe opuszczają wszystko, aby być z Nim i wziąć udział w uczcie. Wiarą już uczestniczą w nadchodzącej uczcie, gdyż obecny Oblubieniec zapoznaje je z nadzwyczaj wielkimi i kosztownymi rzeczami, jakie oczekują na Jego wybraną Oblubienicę. Objawia jej wielkie dzieło błogosławienia i naprawienia świata, w którym będzie miała przywilej wziąć udział. Doprawdy, wchodząc do sali, w której odbędzie się przyjęcie i widząc dowody, że nadchodzi czas uczty łask Królestwa, czujemy się jakbyśmy już weszli do radości Pana naszego. Czujemy już przedsmak zbliżających się błogosławieństw. Duchowo już ucztujemy, korzystając z bogactwa darów Jego łaski. Przez wiarę zasiedliśmy do stołu, a Mistrz zgodnie ze swą obietnicą (Łuk. 12:37) przyszedł, aby nam usługiwać.
Owo ucztowanie przez wiarę przy stole kosztownych prawd, odkrytych w czasie obecnego żniwa, rozpoczęło się w 1875 roku, po zakończeniu się 1335 dni (Dan. 12:12) na początku żniwa i stanowi błogosławieństwo przepowiedziane przez proroka, który powiedział: "Ach, błogosławiony, kto doczeka, a dojdzie do tysiąca trzech set trzydziestu i pięciu dni".
Próba szaty weselnej
Inna przypowieść naszego Pana (Mat. 22:1-14) ukazuje jeszcze dalej idące dzieło doświadczania klasy Świątnicy - próbowanie i oddzielanie nawet wśród tych, którzy usłyszeli i przyjęli poselstwo czasu żniwa. "Mądre panny" z poprzedniej przypowieści, które weszły z Oblubieńcem na wesele i "goście" z przypowieści rozważanej obecnie, to ta sama klasa poświęconych, którzy jak dotąd okazali się wierni i posłuszni. Ludzie ci zobrazowani są w rozmaitych symbolach, a każda z tych ilustracji ma swoje szczególne znaczenie. Przedstawieni są oni jako panny, jako słudzy oczekujący na powrót Pana z wesela, jako goście na uczcie weselnej i jako Oblubienica. Stanowią oni Ciało Chrystusa, przyszłą Oblubienicę Chrystusową, są żołnierzami pod wodzą Chrystusa, gałązkami w Chrystusie jako winorośli, gałęziami drzewa oliwnego w Chrystusie, żywymi kamieniami świątyni, której Chrystus jest węgielnym kamieniem, uczniami Chrystusa - Nauczyciela, owcami, dla których On jest pasterzem itp. Przy rozważaniu tych symboli musimy pamiętać, że każdy z nich stanowi oddzielną ilustrację, niezależną od innych i że należy poszukiwać w każdym z nich jemu właściwego znaczenia. Zrozumienie tych ilustracji byłoby całkowicie niemożliwe, gdybyśmy usiłowali je łączyć ze sobą i zastanawiać się, w jaki sposób kamienie mogą być gałązkami winorośli, owce żołnierzami albo goście weselni sługami czy oblubienicą. W rzeczywistości nie jesteśmy powołani, aby być gośćmi na Barankowej uczcie weselnej ani też sługami oczekującymi na powrót Pana z wesela, lecz aby stanowić Oblubienicę. Jednakże pod pewnymi względami musimy być podobni do sług i do gości - musimy posiadać uwagę i czujność wiernych sług oraz z innego punktu widzenia być jak owi goście.
Przypowieść ta ma na celu ukazanie aspektów, które nie są możliwe do zilustrowania przy pomocy porównania do oblubienicy, przedstawiającej Kościół jako jedną postać zbiorową, jako współdziedzica Chrystusowego. Tutaj zobrazowana jest niezbędna cecha gotowości oraz ukazany jest przegląd, któremu każdy będzie podlegał indywidualnie i który spowoduje odrzucenie jednych i przyjęcie drugich. Podlegający temu przeglądowi znajdują się już w komnacie gościnnej. Stanowią oni pszenicę zżętą i zebraną spośród kąkolu oraz są mądrymi pannami oddzielonymi od głupich. Usłyszeli oni i przyjęli prawdy czasu żniwa i przez wiarę już się radują, oczekując na chwałę i błogosławieństwo, które będą wynikiem ich zupełnego połączenia się z Chrystusem. Jak dotąd każdy z nich biegł dobrze, lecz przed dotarciem do celu, każdy "kto mniema, że stoi, niechże patrzy, aby nie upadł".
Znakiem świadczącym o stanie godnym pochwały i o gotowości do wesela jest w tej przypowieści posiadanie szaty weselnej. Na weselach żydowskich było w zwyczaju, że gospodarz zapewniał dla wszystkich gości właściwe przy tej uroczystości ubrania - białe, lniane szaty. Zaniechanie szaty weselnej podarowanej przez gospodarza z tej okazji i wystąpienie w swym własnym ubraniu uznawane było za bezwstydną niestosowność zachowania i oznaczało, że gość okazuje pychę i brak szacunku dla gospodarza.
Symbolicznym znaczeniem szaty weselnej jest oczywiście sprawiedliwość Chrystusowa, zapewniana przez naszego Gospodarza, Jahwe (Rzym. 8:30-34). Została ona przypisana każdemu wierzącemu i mającemu ufność w Nim. Bez niej nikt nie będzie przyjęty na weselu Barankowym, bez niej żaden gość nie zostanie wpuszczony. Niezbędne jest tak zaproszenie, jak i szata. Przypowieść pokazuje, że tylko tak ubrani zostaną wpuszczeni do specjalnego, przygotowawczego przedsionka - do światła teraźniejszej Prawdy - gdzie Oblubienica czyni ostateczne przygotowania (Obj. 19:7). Po otrzymaniu i przyjęciu zaproszenia oraz szaty, goście spędzają tu pewien krótki czas tuż przed ucztą weselną (w czasie żniwa) dopasowując szaty oraz pomagając sobie wzajemnie w ostatnich przygotowaniach. Działalność ta jest już teraz ucztowaniem, którego przyszli uczestnicy wiarą oceniają tę radosną perspektywę. Oblubieniec, wielkie przyszłe dzieło, chwalebne dziedzictwo i obecna praca związana z przygotowaniami - to nieustanne tematy ich myśli i rozmów.
W przedsionku, (którym jest obecny dogodny czas i warunki), wspaniale oświetlonym jasnym światłem Boskiej Prawdy na czasie, zapewnione są wszelkie udogodnienia i natchnienie ułatwiające ostateczne przyozdobienie się i zupełne przygotowanie do uczty weselnej. Przypowieść wskazuje jednak, że nawet w tych szczególnie dogodnych okolicznościach znajdą się ludzie - wyobrażani tutaj przez "jednego człowieka" - którzy znieważą gospodarza, Króla; pogardziwszy szatą weselną, zdejmą ją.
Wyraźna nauka tej przypowieści wskazuje zatem na to, że ostateczną powszechną próbą "mądrych panien", które dotąd wykazywały gotowość i godność, na skutek czego korzystały ze znacznej części światła czasu żniwa, będzie zdolność do właściwej oceny zagadnienia, które tak często podkreślane jest przez Pismo Święte, a mianowicie, że przyjęcie ich do grona uczestników uczty nie jest ich wyłączną zasługą, lecz zawdzięczają to przede wszystkim zakryciu ich nagości i niedoskonałości zasługą Tego, który dał za nie swe życie na okup, a Jego sprawiedliwość przypisana im jak szata, czyni je przyjemnymi i godnymi królewskiego przyjęcia. Wszyscy muszą ubrać szatę, którą można potem wyhaftować swymi dobrymi uczynkami.
Ostatnia wielka i powszechna próba będzie rzeczą niezwykle znamienną i istotną. Widoczne jest, że nasz Niebiański Ojciec postanowił, że w gronie Oblubienicy znajdą się wyłącznie ci, którzy jasno uświadamiają sobie swą nicość i przyjmują wspaniałego Oblubieńca za swego Zbawiciela, Pana i Nauczyciela.
Zdziwienie może wywoływać też fakt, że dobrze, jak dotąd, sprawujący się biegacze mogą upaść, będąc tak bliskimi spełnienia swych nadziei. Lecz to ostrzeżenie skłania wszystkich poświęconych do czuwania i modlitwy, aby nie wpadli w pokuszenie, gdyż w ostatecznych dniach nastaną przepowiedziane przez apostoła trudne czasy (1 Tym. 4:1; 2 Tym. 3:1, 4:3-5). Jednakże czasy te nie są aż tak trudne, aby łaska Boża nie mogła podtrzymać tych, którzy ufnie wspierają się na ramieniu Wszechmogącego. Istotnie, nigdy przedtem ci, co pokornie trzymali się wąskiej ścieżki ofiarowania, nie byli w takim stopniu podtrzymywani ani w pełni wyposażeni w zupełną zbroję Bożą jak teraz. Trudno pojąć, dlaczego jednak owa obfitość łask Bożych, wyrazistość objawienia miłosiernego planu Pańskiego (wedle którego w Tysiącleciu Kościół będzie użyty do udzielania błogosławieństw wszystkim rodzajom ziemi) zamiast prowadzić do pokory i głębszego uznania wartości wspaniałej ceny okupowej, sprawiającej wyzwolenie świata spod przekleństwa oraz zapewniającej nam powołanie do boskiej natury i współdziedzictwa z Chrystusem, wywołuje u niektórych ludzi skutek wprost przeciwny. Zamiast uznawać się co najwyżej za "nieużytecznych sług", zdają się przeceniać swe mało znaczące samozaparcie dla Prawdy i traktować je na równi z tym, co uczynił Pan Jezus, zapominając, że sami sobą nie przedstawiają żadnej wartości i nie dostrzegając nieskazitelnej doskonałości naszego Pana. Wydaje im się, że są tak samo jak Pan Jezus niezbędni do wykonania wspaniałego planu wieków objawionego w Piśmie Świętym. Stoją oni pod zarzutem "nie trzymania się Głowy" i niedostatecznego poszanowania Jego wielkiego dzieła wybawienia (Kol. 2:19). Znajdują się pod przekleństwem, jakie dotknie każdego, który by "krew przymierza, przez którą był poświęcony [i przyjęty], za pospolitą miał" (Hebr. 10:29). Odrzucając "drogę" - drogę jedyną - oraz jedyne imię pod niebem dane ludziom, przez które można uzyskać wybawienie od przekleństwa Adamowego i całkowite pojednanie z Bogiem, sprzeciwiają się samemu duchowi łaski Bożej.
W przypowieści ludzie ci zobrazowani są w człowieku, który został "związany". Ich przygotowania do uczty zostały przerwane, a także uniemożliwione zostało dalsze rozpoznawanie związanych z nią błogosławieństw i radości. Ostatecznie zostaną oni zupełnie pozbawieni światła przez wrzucenie w światowe "ciemności zewnętrzne", gdzie będą mieli udział w udręczeniach i utrapieniach czasu wielkiego ucisku. Odkrywane obecnie prawdy, które mają na celu nasze dobro i rozwój, stały się dla nich przyczyną potknięcia, gdyż nie zostali należycie wyćwiczeni w Prawdzie. Tak jak Izrael, który po długim okresie otrzymywania szczególnej łaski Bożej napełnił się pychą i począł myśleć o sobie, iż na łaskę sobie zasłużył i że jest niezbędny w Boskim planie, został odrzucony przez Boga od wszelkich łask, tak też będzie obecnie z tymi, którzy dotychczas biegli dobrze, lecz nie zachowawszy pokory, uznali samych siebie za godnych pokazania się przed Bogiem w szacie własnej sprawiedliwości; wydaje im się, iż mają prawo uczestniczenia w uczcie bez przywdziania weselnej szaty przypisanej sprawiedliwości Chrystusowej.
Ów proroczy szczegół rozważanej przypowieści, choć napawa nas smutkiem, wypełnia się na naszych oczach, dodając jeszcze jedno ogniwo do długiego łańcucha dowodów potwierdzających aktualność "żniwa". Niektórzy z cieszących się obecnie duchowymi łaskami pogardzili szatą weselną i odrzucili ją. Aczkolwiek nadal twierdzą, iż Chrystus jest ich Panem, to jednak zaprzeczają ważności ugody, na mocy której stał się On ich Panem, a oni sami zostali uznani za godnych zaproszenia na wesele (Rzym. 14:9, 5:2). Śmiało twierdzą, że nie potrzebują Zbawiciela i przy pomocy wyrafinowanej sofistyki i błędnego tłumaczenia Pisma Świętego przekonują samych siebie i innych, że dostali się do owczarni odmienną drogą, nie wymagającą odkupienia - drogą swej własnej sprawiedliwości, która według określenia apostoła jest "szatą splugawioną". Twierdzą oni, że nie potrzebują Obrońcy ani okupu, gdyż zostali nieodwołalnie wybrani przez Boga, aby odziedziczyć niebiańską chwałę.
Owo zdejmowanie szaty weselnej przez odrzucanie wartości ofiary okupowej Chrystusa, po raz pierwszy pojawiło się wśród chodzących w świetle teraźniejszej Prawdy w lecie 1878 roku. Od tamtego czasu każdy, kto wchodzi do bogato oświetlonej sali przyjęć, każdy, kto przyjmuje światło żniwa, przechodzi taki sprawdzian. Pomimo obecności Oblubieńca, błąd zapuszcza korzenie i sprawia, że niektórzy odrzucają niezbędną szatę weselną. Jakiż to wywołało niepokój pomiędzy gośćmi, jakie podziały, jakie przesiewanie! Ci, którzy odrzucają szatę, wydają się niecierpliwie zachęcać innych do uczynienia tego samego; czyniąc to, napotykają na sprzeciw ze strony wiernych i tak w samej sali, gdzie przebywają goście, dokonuje się podział, który będzie przebiegał aż do ostatniego momentu przed rozpoczęciem się wesela.
Tymczasem obecny, choć niewidzialny, Oblubieniec-Król wyznacza wierne, godne jednostki, które zakosztują przygotowanej przez Niego wieczerzy. Dozwala On na przeprowadzenie ostatecznej próby, którą sam przepowiedział w przypowieści. Do tych, co pozbyli się szaty, zwraca się z pytaniem: "Przyjacielu! [towarzyszu] jakoś tu wszedł nie mając szaty weselnej?" - delikatnie, lecz dobitnie przypominając, że ubranie szaty było właśnie warunkiem dopuszczenia do uczestnictwa w łaskach oraz że szata taka została każdemu darmo zapewniona. Niech więc ci wszyscy, którzy obecnie zapierają się wartości śmierci Chrystusa jako swej ceny okupowej, spróbują oświadczyć, iż w czasie, gdy wchodzili na ucztę, aby skorzystać z teraźniejszego światła - świadomości obecności Pańskiej oraz innych tak wyraźnie obecnie dostrzeganych głębokich prawd Bożych, nie posiadali szaty. Nikt nie wszedł tutaj bez szaty, gdyż w takim razie nie mógłby widzieć głębokich rzeczy Bożych (1 Kor. 2:7-14). Tak w przypowieści, jak i w otaczającej nas rzeczywistości jedyną odpowiedzią na takie pytanie zadane tym, co odrzucili szatę jest "milczenie". Nie potrafią zaprzeczyć, że wpuszczono ich tutaj, gdy jeszcze mieli szatę na sobie, nie chcą jednak tego potwierdzić.
"Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu nogi i ręce i wrzućcie go do ciemności zewnętrznej" (nb). "Ciemność zewnętrzna" jest to ciemność, która okrywa mądrych według tego świata, ciemność ludzkich uzasadnień nie kierowanych Słowem Bożym i niezgodnych z jego objawionym planem okupu i restytucji. Związanie, czy też ograniczenie, stanowi przykład dla grona poświęconych i dobitnie pomaga wszystkim prawdziwie wiernym zauważyć, że wedle oceny Króla szata przedstawia ogromną wartość, a jej posiadanie jest niezbędne. Sługami, którym polecono wykonać czynność związania, są tacy, dla których Prawda jest celem i którzy mogą związać wpływy takowych przy pomocy świadectw Pisma Świętego mówiących o wielkiej i niezbywalnej wartości kosztownej krwi i zakupionej dla nas szaty sprawiedliwości. Walcząc z tymi argumentami Pisma Świętego, jednostki nie odziane w szatę są zmuszone - swą własną argumentacją i próbami usprawiedliwiania samych siebie - do opuszczenia światłości i udania się w "ciemność zewnętrzną". Dla nich, tak jak i dla świata, krzyż stał się kamieniem obrażenia i głupstwem, lecz dla wiernych i poświęconych jest on niezmiennie "mocą Bożą i mądrością Bożą".
Należy jednak zauważyć, że ci, którzy według przypowieści zostaną "związani" i "wrzuceni w zewnętrzną ciemność", musieli najpierw znajdować się w świetle Prawdy czasu żniwa, a w związku z tym ich odpowiedzialność i kara są większe niż odpowiedzialność i kara tych, co nigdy nie cieszyli się taką łaską. Tysiące członków nominalnego kościoła pójdzie zapewne za naukami swych wybitnych przywódców, pogardzając wiarą w skuteczność kosztownej krwi Chrystusa jako ceny okupowej za grzeszników. Ludzie ci jednak czyniąc ten krok nie będą w pełni za niego odpowiedzialni, ponieważ w tej sprawie nigdy nie zostali dostatecznie uświadomieni.
Tysiące wyznawców chrześcijaństwa nigdy nie wierzyło, że Chrystus jest ich okupem albo zastępcą i nigdy nie miało na sobie szaty przypisanej sprawiedliwości. Oni oczywiście nie są wspomniani w przypowieści. Odnosi się ona jedynie do bardzo ograniczonej grupy tych, którzy dobrze pojmowali i oceniali okup i dzięki temu przez łaskę, jaka z niego wynika skorzystali ze szczególnego światła czasu żniwa - czasu obecności Króla tuż przed rozpoczęciem uczty. Jak bardzo winni się strzec przeto ci, co raz zostali oświeceni i którzy skosztowali dobrego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, aby obronić się przed najniewinniejszymi nawet sugestiami skłaniającymi ich do podjęcia tego kroku nielojalności, nieprawości i nieszczęścia (Hebr. 10:26-31, 6:4-8).
Rozważając te przypowieści, nie wolno nam popełnić błędu polegającego na mniemaniu, iż wszystkie mądre panny znalazły się już na weselu - w sali gościnnej przeznaczonej do szczególnych, ostatecznych przygotowań i że przed rozpoczęciem przeglądu, o którym wspomina przypowieść, drzwi zostały zamknięte. Drzwi sposobności ciągle pozostają otwarte dla wszystkich poświęconych, okrytych wiarą w weselną szatę sprawiedliwości Chrystusowej. Poselstwo: "Oto Oblubieniec!" ciągle jeszcze rozbrzmiewa, a mądre panny nieustannie wychodzą Mu naprzeciw i wchodzą z Nim na wesele. Głupie zaś nie powróciły jeszcze z olejem w swych naczyniach. Jednak od momentu "wejścia króla" (od 1878 roku, który stanowi równoległość w stosunku do symbolicznego objęcia przez naszego Pana urzędu Króla żydowskiego - Mat. 21:1-13) trwa przegląd gości i sprawdzian, czy doceniają oni wartość szaty weselnej. W czasie, gdy kolejne mądre panny dowiadują się o obecności Oblubieńca i z radością przybywają na ucztę, niektóre z tych, co przybyły tu wcześniej, dowodzą tego, iż nie są godne pozostania w środku. Ich nogi i ręce były i są wiązane, a ich ocena i zrozumienie teraźniejszej Prawdy - o obecności Pańskiej oraz o obecnym i przyszłym dziele - zaczynają być coraz bardziej nikłe, proporcjonalnie do szybszego, czy też wolniejszego, w zależności od temperamentu, ciążenia w kierunku światowego punktu widzenia, wynikającego z fałszywego rozumowania opartego na błędnych przesłankach - w kierunku "ciemności zewnętrznej" tego świata, w porównaniu do wewnętrznego światła, dostępnego obecnie świętym, którzy we właściwy sposób okryci są szatą. Nie ulega wątpliwości, że wszystkie panny, które tu weszły muszą być sprawdzone w tym zakresie. Szczęśliwi i bez obaw będą ci, których serca mogą powiedzieć:
"Nadzieja moja cała tkwi
W Chrystusa drogocennej krwi.
I Jego tylko pragnę znać,
Przy boku Pana wiernie stać.
Bo przez tę Jego świętą krew
Przebłagał Jezus Boski Gniew."
Oni też mogą triumfalnie śpiewać:
"Już przyszedł na ziemię Książę pokoju,
A jego oblicze jasnym blaskiem lśni.
Posłuchaj słów jego po znoju:
Dziś znowu mój pokój dam ci.
Krzyża ramiona zakryły me grzechy
A przeszłość niegodna w zbawczej mocy krwi
Jemu wciąż ufam, On źródłem pociechy.
Twa wola w mym życiu po wszystkie dni."
Koniec wysokiego powołania
nie jest równoznaczny z zamknięciem drzwi.
Pismo Święte nie podaje nam dokładnej daty zamknięcia drzwi umożliwiających wejście na ucztę weselną, jednakże wyraźne stwierdza, że zanim to nastąpi, wszystkim "pannom" będzie dana możliwość wejścia, a te z nich, które są "mądre" czyli gotowe, z tej sposobności skorzystają.
Otwarte "drzwi" wyobrażają możliwość skorzystania z pewnych warunków i przywilejów. Drzwi zamknięte oznaczają ustanie tego przywileju, czyli sposobności. Przywilej, zaproszenie, sposobność Wieku Ewangelii, które umożliwiają wierzącym w Chrystusa ograniczone pewnymi warunkami wejście do współdziedzictwa z Nim w Królestwie niebieskim i w boskiej naturze, stanowi "drzwi", przez które "przystęp otrzymaliśmy wiarą ku tej łasce, w której stoimy", tj. ku nadziei posiadania chwały Bożej (Rzym. 5:2). Drzwi, które stały otworem przez cały Wiek Ewangelii, zostaną w pewnym momencie zamknięte; wzmianka o drzwiach w przypowieści o dziesięciu pannach wyznacza ten moment. Wtedy to zakończą się wspomniane powyżej sposobności i przywileje. Przypowieść opisuje jedynie wydarzenia końca Wieku Ewangelii, które rozegrają się pomiędzy członkami prawdziwego Kościoła żyjącego w tym czasie. "Drzwi" wspomniane w tej przypowieści - symbol szczególnych przywilejów, spełnienia i celu wszelkich łask Wieku Ewangelii - będą otwarte dla "mądrych panien" w czasie żniwa. Zamknięcie drzwi, gdy wszystkie już panny skorzystają z tego przywileju, oznacza zamknięcie dostępu do wszelkich łask i przywilejów Wieku Ewangelii, bowiem uczta jest pełnym wyobrażeniem korzyści i przywilejów płynących z Ewangelii, wyobrażeniem wspaniałego dokończenia, do którego prowadzą wszelkie udzielone nam łaski; uczta jest stanem osiągnięcia obiecanej chwały Królestwa.
Zauważcie, że "drzwi" sposobności i przywileju niebawem zostaną zamknięte. Nasz Pan nazwał je bramą i powiedział, że w Wieku Ewangelii niełatwo będzie je znaleźć i wejść w nie. Radził dołożyć wszelkich starań, aby tego dokonać, gdyż jest to warunek uczestnictwa w nieśmiertelności i zaszczytach Królestwa, do którego wiodą te i tylko te drzwi. Powiedział przeto: "Usiłujcie, abyście weszli przez ciasną bramę; albowiem powiadam wam; wiele ich będą chcieli wnijść, ale nie będą mogli, gdy wstanie gospodarz i zamknie drzwi" - Łuk. 13:24,25. Wąska droga to, jak się już dowiedzieliśmy,* droga ofiarowania samego siebie na rzecz dzieła i planu Pańskiego. Warunki, w jakich obecnie żyjemy, czynią tę drogę wąską. Każdy, kto będzie chciał podążać śladami naszego Przewodnika i Poprzednika, z pewnością się o tym przekona; będzie musiał znosić trudności i prześladowania, gdyż duch światowości sprzeciwia się Prawdzie i sprawiedliwości. Obserwując przykład postępowania naszego Pana, przekonujemy się, że pójście tą drogą oznacza nie tylko bierne poddanie się zarządzeniom, Jego duchowi, lecz także wymaga od nas aktywnej, energicznej gorliwości w rozpowszechnianiu Prawdy za wszelką cenę. Wszyscy, którzy tak jak On, idą wąską drogą, wierni aż do śmierci, współuczestniczą w Jego cierpieniach, aby w słusznym czasie współuczestniczyć w Jego chwale uczty weselnej - chwale, która się okaże przy objawieniu Pana i jego Królestwa (Filip. 3:10; 1 Piotra 4:13).
* Tom I, str. 203.
Wobec tak chwalebnego kresu wąskiej drogi ofiarowania samego siebie dla dobra Prawdy, możliwość postępowania po niej jest największym z przywilejów, które zostały kiedykolwiek zaoferowane istotom stworzonym. Przywilej cierpienia z Chrystusem dla Jego sprawy, po uprzednim uznaniu Go za swego Odkupiciela, jest przeto drzwiami, jedynymi możliwymi drzwiami, przez które wchodząc można osiągnąć chwałę, stać się Oblubienicą i współdziedzicem Chrystusowym.
Zamknięcie drzwi mogłoby zostać wskazane na trzy sposoby: pierwszy, to wyraźne oświadczenie Biblii podające dokładną datę, drugi, to taki zwrot zapatrywań opinii publicznej, który spowodowałby, że wierność i gorliwość w służbie Prawdy nie spotykałyby się już ze sprzeciwem, a tym samym cierpienie z Chrystusem dla Prawdy (Rzym. 8:17) nie byłoby możliwe, lub trzeci - taki stan spraw światowych, który skutecznie zagrodziłby wszelkie możliwości służenia, nie pozostawiając w tej sytuacji kandydatom możliwości prowadzenia działalności, w której dzięki swej aktywności i wytrwałości mogliby rozwinąć i wykazać swą miłość i wierność.
Aczkolwiek z całą pewnością wiemy, że zamknięcie drzwi będzie miało miejsce w okresie żniwa, czyli dokonania obecnego wieku, to jednak Biblia nie określa dokładnej daty tego wydarzenia. Chociaż wiemy, że czas wielkiego ucisku spowoduje wielki zwrot zapatrywań opinii publicznej w kierunku pozytywnego stosunku do Prawdy i sprawiedliwości, to jednak nie mamy żadnych wzmianek, jakoby taki stan rzeczy miał zaistnieć, zanim całkowicie zakończy się żniwo. Mamy jednak wyraźne znaki świadczące o tym, iż zamknięcie drzwi nastąpi według ostatniego z wymienionych sposobów. Zostaliśmy przecież ostrzeżeni, że przed świtem dnia Tysiąclecia nastanie noc, w czasie której żaden nie będzie mógł nic sprawować - "Przyszedł poranek, także i noc" - Izaj. 21:12 (zob. także Tom II, rozdz. viii).
Otwarta przed nami wąska droga daje przywilej i możliwość współpracowania z Panem w obecnym czasie, kiedy okazywanie jego ducha cichości i gorliwości oraz lojalności względem Boga i Jego Prawdy odbywa się kosztem ziemskich korzyści, kiedy stawanie w obronie Jego sprawy i Prawdy, którą on zapoczątkował spowoduje, że staniemy się, co najmniej, bardzo niepopularnymi, kiedy usiłowanie oddawania czci Jego imieniowi i udzielania bliźnim błogosławieństwa Prawdy przez przyświecanie swym światłem, sprowadzi na nas zarzuty, fałszywe pomówienia i jakąś formę prześladowań. Skoro więc otwarcie ciasnej bramy oznacza, jak się przekonaliśmy, radowanie się przywilejem ofiarowania się za wszelką cenę, pozostając wiernymi aż do śmierci, to wynika z tego, że zamknięcie wszelkich sposobności współudziału w takiej służbie i cierpieniu będzie równoznaczne z zamknięciem drzwi, z zagrodzeniem wąskiej drogi do przyszłej chwały i współdziedziczenia. Królowanie z Chrystusem uwarunkowane jest naszą wiernością w Jego służbie, a obecnie oznacza to cierpienie wraz z nim (Rzym. 8:17, 6:8).
Jak się przekonaliśmy, cierpienie z Chrystusem różni się od zwykłego cierpienia, właściwego wszystkim członkom upadłego stanu. Są to jedynie takie cierpienia, które są mniej lub bardziej bezpośrednim skutkiem naśladowania przykładu Chrystusa w obronie niepopularnych prawd i w wykazywaniu popularnych błędów. Takie były przyczyny cierpień Chrystusa, takie też będą przyczyny prześladowań, cierpień i strat wszystkich, którzy postępują Jego śladami. Mając obecnie współudział w Jego cierpieniach, zostaną oni na końcu drogi uznani za godnych udziału w nagrodzie, jaka przypadnie tym, co pozostaną wierni zasadom. W ciągu Wieku Ewangelii oznaczało to dzieło ofiarowania samego siebie i wytrwałość w znoszeniu zarzutów przy pracy siania i podlewania nasion prawd Chrystusowych. Obecnie, przy końcu tego wieku, znaczy to podobną wierność i wytrwałość w odbywającym się obecnie dziele żniwa, aż do położenia życia włącznie, czy to, jeśliby była taka potrzeba, w stopniowym procesie zużywania swych sił witalnych przez pracę w służbie Pańskiej, umierając na każdy dzień, czy to przez bardziej gwałtowną, męczeńską śmierć.
Aczkolwiek prawdą jest, iż Kościół ma być "bez nagany" - "nie mającym zmazy, albo zmarszczku, albo czego takiego" (Efezj. 5:27), ponieważ został "nad śnieg wybielony" we wspaniałym źródle zbawczej miłości zasługą swego Odkupiciela, to jednak owa bezgrzeszność nie jest jedyną cechą, dzięki której zaślubiony, dziewiczy Kościół będzie godny uznania go za Oblubienicę, żonę Baranka. Spełnienie tego warunku będzie konieczne dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zostaną uznani za godnych posiadania jakiejkolwiek formy życia wiecznego. Oblubienica Barankowa, oprócz pozostawania w czystości panieńskiej i nie wchodzenia w żadne grzeszne związki czy flirty ze światem, winna wykazać się czymś znacznie istotniejszym. Musi ona tak dokładnie upodobnić się do swego Pana, tak ściśle postępować Jego śladem i wedle Jego wskazówek, aby, tak jak On, stała się ofiarą, męczennikiem dla tych samych zasad Prawdy i sprawiedliwości. Musi udowodnić, że pała miłością do swego Oblubieńca i pełna jest niestrudzonego oddania dla Jego imienia i zasad do tego stopnia, iż gotowa jest doznawać wzgardy i odrzucenia od świata, tak jak i On został odrzucony na skutek trwania przy swych naukach.
W celu rozwinięcia i okazania takiego charakteru Oblubienica musi być doświadczona i wypróbowana. Jej ufność, wytrwałość, wierność Panu na dobre i na złe, muszą się rozwinąć i być wypróbowane. Tylko tacy, którzy tak się rozwiną i będą wypróbowani, a w próbie okażą się wiernymi, będą przyjęci i uznani za Oblubienicę i współdziedziców swego Pana - dziedzica wszystkich rzeczy. Napisane jest bowiem: "Błogosławiony mąż, który znosi pokuszenie; bo gdy będzie [w ten sposób] doświadczony, weźmie koronę żywota, którą obiecał Pan tym, którzy go [tak gorąco] miłują". W tym sensie każdą próbę wierności powinniśmy przyjmować z radością, gdyż stanowi ona kolejną możliwość okazania Oblubieńcowi mocy i głębi naszej miłości, złożenia jeszcze jednego dowodu na to, że jesteśmy godni Jego miłości i zaufania oraz obiecanego wywyższenia. Uczestnicy nadchodzącej chwały naszego Pana są nie tylko powołani i przyjęci, lecz także muszą okazać się wiernymi, aż do śmierci (Obj. 17:14).
Drzwi możliwości współpracy z Panem w dziele Wieku Ewangelii zostaną zatem zamknięte wtedy, gdy "przyjdzie noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować". Dla tych zaś, którzy wcześniej w wiernej służbie nie rozwinęli koniecznych cech charakteru i nie udowodnili swej sympatii, poświęcenia, miłości i gorliwości dla Pana i Jego Prawdy (Mat. 10:37; Mar. 8:38), będzie już wtedy za późno, aby to uczynić. Okażą się, jak to określa przypowieść, "głupimi pannami", gdyż pozwolili, aby wymknęła im się wspaniała, chwalebna możliwość cierpienia dla tego i za tego, z którym chętnie byliby królowali. Do tego czasu pełna liczba tych, którzy według Bożego przeznaczenia mieli wejść w skład Kościoła i uzupełnić go, zostanie powołana, wybrana i okaże się w doświadczeniach wierna - "przypodobana obrazowi Syna jego" (Rzym. 8:29). Przeminie żniwo, skończy się lato łask, a do wykonania pozostanie jedynie spalenie kąkolu w celu oczyszczenia roli (świata, ludzkości) i zupełnego przygotowania jej pod daleko bardziej rozległy zasiew Wieku Tysiąclecia.
Nadejście owej nocy powstrzyma z pewnością dalszą pracę przy rozsiewaniu Prawdy, która na skutek powszechnego niezrozumienia, zamiast być przyjętą w swym rzeczywistym świetle jako zapowiedź Boskich zamiarów i objawienie nadciągającego ucisku świata oraz jego rzeczywistego podłoża, zostanie prawdopodobnie uznana za jedną z istotnych przyczyn anarchii i zamieszania, jakie wówczas zapanują. Nie należy się spodziewać, że nadejście nocy i zamknięcie drzwi nastąpi nagle. Będzie to raczej stopniowe utrudnianie i wygaszenie dzieła żniwa.
Czas obecny, przed wybuchem burzy ucisku, przeznaczony jest na popieczętowanie sług Bożych na czołach ich (Obj. 7:2,3). Każda zatem mądra panna, zanim zapadnie noc, a drzwi możliwości działania zostaną zamknięte, winna docenić przywilej obecnego czasu tak w sensie uzyskania intelektualnego zapieczętowania teraźniejszą Prawdą, jak i przez zaangażowanie się do żniwiarskiego dzieła pieczętowania innych należących do klasy pszenicy i gromadzenia ich w bezpiecznym gumnie.
Patrząc na dwadzieścia cztery lata, które pozostały do zakończenia żniwa,33 oczywistym się nam wydaje, że sprzyjające okoliczności obecnego czasu nie potrwają zbyt długo. Koniec żniwa oznaczał będzie zakończenie panowania zła i zapoczątkowanie chwalebnego Dnia Tysiąclecia. W tym też okresie musi nastać ciemna noc największego ucisku dla świata, wielka ciemność, która poprzedzi świtanie chwalebnego dnia: "Przyszedł poranek, także i noc" - "czas uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły być".
33 Pisane w 1890 roku - przyp.tłum.
Nadejście nocy, w której żniwiarze zostaną zmuszeni do zaniechania swej pracy, świadczyć będzie o wykonaniu ostatniego dzieła Wieku Ewangelii, o tym, że dokonało się "popieczętowanie" i "zgromadzenie" w miejscu odosobnienia od świata, w gumnie (Mat. 13:30) postanowionej liczby członków Oblubienicy Chrystusowej. Bóg nie dozwoli nikomu przerwać tej pracy, dokąd nie zostanie ona zakończona. Gdy zaś wszyscy prawdziwi i wierni słudzy Boży zostaną popieczętowani na czołach ich, a dzieło Wieku Ewangelii zostanie zakończone, nikt nie będzie już mógł przystąpić do tej pracy ani otrzymać za nią sowitej zapłaty, obiecanej w "bardzo wielkich i kosztownych obietnicach" jako nagroda dla wiernych, którzy korzystają z możliwości wejścia przez otwarte jeszcze "drzwi" (2 Piotra 1:4).
Nie należy jednak wyciągać wniosku, jakoby wszyscy mieli otrzymać nagrodę natychmiast, skoro tylko udowodnią, iż są wiernymi. Możliwe, że niektórzy z nich będą żyli nieco dłużej, wkraczając w ciemności nocy ucisku - naszą nadzieją jest jednak, że tak nie będzie. "Tuć jest cierpliwość świętych, tuć są ci, którzy chowają przykazania Boże i wiarę Jezusową." Przywdziawszy zupełną zbroję Bożą i dobitnie przeciwstawiwszy się błędowi przez wyraźne i odważne głoszenie i bronienie Prawdy w złym dniu, w którym ludzie śmiało i wyzywająco będą obnosić się z monstrualnymi błędami, święci mają postąpić wedle napomnienia, aby: "Wszystko wykonawszy, ostać się", mając na sobie zupełną zbroję, z mieczem ducha zawsze gotowym do obrony, czuwając ze wszelką ustawicznością i z modlitwą za wszystkich świętych. Wszyscy będą potrzebować cierpliwości, aby uczyniwszy wolę Bożą, odnieść obietnicę (Obj. 14:12; Efezj. 6:13; Hebr. 10:36).
Chcemy wyraźnie podkreślić, że zakończenie wysokiego powołania do współdziedzictwa z naszym Panem Jezusem w Królestwie Bożym nie jest równoznaczne z zamknięciem drzwi z przypowieści o dziesięciu pannach. Aczkolwiek ogólne "powołanie" do tej łaski zakończyło się w 1881 roku, to "drzwi" są nadal otwarte. Powołanie jest ogólnym zaproszeniem Bożym skierowanym do wszystkich usprawiedliwionych, wierzących w Odkupiciela, aby poszli w Jego ślady drogą ofiarowania samego siebie aż do śmierci, a przez to, aby mogli udowodnić, że są godni królowania z Nim w chwale. Łaska ta stała się dostępna w ściśle określonym czasie: oczekujący uczniowie zostali przyjęci do skorzystania z niej w Dniu Pięćdziesiątnicy roku 33 n.e. Jej koniec jest także ściśle określony - październik 1881 roku, jak to zostało wcześniej wykazane.*
* Zob. Tom II, rozdz. vii.
Z drugiej strony, zamknięcie "drzwi" z przypowieści zapisanej w 25 rozdziale Mateusza, wyznacza zupełne ustanie, także dla powołanych, wszelkich możliwości otrzymania nagrody wysokiego powołania. Wyznacza ono ustanie możliwości udowodnienia przez wierną służbę, iż jest się godnym otrzymania tej nagrody; gdy nadejdzie noc, w której nikt nie będzie mógł nic sprawować, wtedy zakończą się także wszelkie możliwości służenia (Jan 9:4). Jest przeto rzeczą oczywistą, że owe drzwi, czyli możliwość uczynienia naszego powołania i wybrania pewnym, niekoniecznie muszą się zamknąć wtedy, gdy powołanie, czyli ogólne zaproszenie, przestanie być rozpowszechniane. Dopóki więc drzwi stoją otworem, każdy wierzący, który pragnąłby wejść i byłby gotów zastosować się do wymagań, może to uczynić, pomimo, iż ogólne "powołanie", czyli zaproszenie do wejścia przez nie, nie jest już aktualne. W istocie, drzwi - możliwość pracy i ofiary - nie zostały jeszcze zamknięte, pomimo iż ogólne powołanie zakończyło się w 1881 roku.
Wiek Ewangelii był czasem powołania, po pierwsze przez wzywanie grzesznych do pokuty i do wiary w Chrystusa jako Odkupiciela i po drugie, przez wzywanie usprawiedliwionych do zaszczytnego przywileju współdziedzictwa z Chrystusem w Jego Królestwie, pod warunkiem, iż obecnie będziemy podążali Jego śladami, drogą ofiarowania samych siebie aż do śmierci. Spełniając ten warunek możemy być przyjęci do sprawowania dzieła Królestwa i otrzymać zaszczyty nadchodzącego Wieku Tysiąclecia. Skoro bowiem nasz Pan mówi, że dokonaniem obecnego wieku będzie żniwo, wyraźnie oznacza to radykalną zmianę z siania na żęcie, z powoływania na doświadczanie powołanych i zakończenie dzieła rozpoczętego przez powołanie.
Aby zilustrować zmianę charakteru pracy przy końcu Wieku Ewangelii, nasz Pan dał przypowieść o niewodzie (Mat. 13:47-50): "Zasię podobne jest królestwo niebieskie niewodowi zapuszczonemu w morze i ryby wszelkiego rodzaju zagarniającemu, który gdy był pełen, wyciągnęli rybitwi na brzeg, a usiadłszy, wybierali dobre ryby w naczynia, a złe precz wyrzucali. Takci będzie przy dokonaniu świata [żniwie - Mat. 13:39]; wynijdą Aniołowie [posłańcy, słudzy Boży] i wyłączą złe z pośrodku sprawiedliwych i wrzucą je w piec ognisty [czas wielkiego ucisku]; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów".
Przypowieść ta odnosi się do nominalnego Kościoła Chrześcijańskiego, który miał być wedle oczekiwań Królestwem Bożym. Sieć wrzucona w morze (świat), zagarniająca ryby (ludzi - Mat. 4:19) wszelkiego rodzaju (prawdziwych chrześcijan, na wpół zwiedzionych i oszukanych chrześcijan oraz tłumy hipokrytów), która, gdy jest pełna (w zupełności Bożego czasu), zostaje wyciągnięta na brzeg. Oznacza to, że zgromadzone w nominalnym kościele "ryby wszelkiego rodzaju", choćby nadawały się do wszystkiego innego, to nie pasują do Królestwa; Bóg sprawi, że przy końcu wieku - w czasie żniwa - powołanie, czyli zaproszenie do Królestwa, ustanie, co zobrazowane jest w wyciągnięciu niewodu na brzeg. Wtedy rybacy przystąpią do innej pracy, a mianowicie do segregacji i rozdzielania, czego efektem będzie zgromadzenie ryb pożądanego gatunku i odrzucenie innych, które nie okażą się godnymi łaski, do której zostały powołane. "Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych" - Mat. 22:14.
Dzieło oddzielania przedstawione w tej przypowieści jest równoznaczne z podobną pracą ukazaną w przypowieści o pszenicy i kąkolu. Na tej podstawie można się więc spodziewać, iż praca siania (powoływanie) zostanie przerwana i zastąpiona pracą żęcia. W obu przypowieściach słudzy Pańscy, którzy postępując wedle Jego wskazówek dokonają tej zmiany, nazywani są aniołami - specjalnymi posłańcami Bożymi. Są to Jego wierni uczniowie, którzy postępując pokornie, będąc blisko Pana, gorliwie starając się poznać Jego plan i dowiedzieć, w jaki sposób podjąć współpracę w Jego dziele, nie są pozostawieni w ciemności, jeśli chodzi o znajomość Jego czasów i chwil (Mat. 13:11; 1 Tes. 5:4; Jer. 8:7-12). Oczywiście owo żęcie i zbieranie odnosi się jedynie do żyjących w czasie żniwa, a nie do umarłych, z których każdy po zakończeniu swego życia został odnotowany i oddzielony w oczekiwaniu na należne mu miejsce w Maluczkim Stadku uwielbionych - w samym Królestwie - albo też poza nim (2 Tym. 4:8).
Zadaniem niewodu nie było złapanie wszystkich ryb morskich. Nasz Pan, Główny Rybak, zaplanował schwytać zamierzoną liczbę ryb określonego rodzaju. Bez znaczenia było, ile ryb innych gatunków dostanie się wraz z nimi do sieci. Gdy zaplanowana liczba pożądanego, szczególnego gatunku znalazła się w niewodzie, został on wyciągnięty na brzeg w celu dokonania sortowania i oddzielania. Skoro według zarządzenia niewód został wyciągnięty na brzeg, oznacza to, iż zakończone jest już polecenie wrzucenia niewodu w morze, wydane na początku wieku (Mat. 28:19, 24:14). Wszyscy zatem, którzy nadal chcą współpracować z Panem, muszą zwrócić uwagę na Jego polecenia i nie marnować czasu na ogólny połów, lecz zająć się obecną pracą wybierania i zgromadzania. Tak jak wówczas Prawdą na czasie było współdziałanie w pracy powołania, tak Prawdą czasu żniwa, "teraźniejszą prawdą" jest współdziałanie z Panem w dziele doświadczania i oddzielania.
Skoro zatem słudzy Pańscy usłyszą Jego głos, oświadczający za pośrednictwem Słowa, że w obecnym czasie należy zaprzestać siania, a rozpocząć żęcie, zaniechać połowu i przystąpić do sortowania ryb, wstrzymać powoływanie, a głosić poselstwo czasu żniwa skierowane do tych, którzy zostali już powołani, wykonają to polecenie z radością i z pośpiechem, jeśli będą naprawdę wiernymi. Otrzymawszy zatem od Mistrza świadomość Jego planu wieków i nie będąc w ciemności, jeśli chodzi o rozumienie czasów i chwil, w jakich żyjemy, nie powinni już czynić starań w celu rozsiewania na roli - wśród świata - dobrego nasienia Królestwa, lecz "dawać pokarm na czas słuszny dla czeladzi" - domowników wiary, rozpowszechniając między tymi, którzy twierdzą, że są dziećmi Bożymi, dobrą nowinę o nadejściu Królestwa oraz o wspaniałej radości i błogosławieństwie, jakie ono wkrótce przyniesie wszystkim ludziom.
Jakże dziwne jest to, że właśnie takie poselstwo głoszące, iż Boża miłość zapewniła okup i naprawienie wszystkich rzeczy przez Jezusa Chrystusa i Jego uwielbione Ciało - Kościół, poselstwo głoszące Królestwo Boże, poselstwo, które winno uradować, pobudzić i zjednoczyć wszystkie miłujące chrześcijańskie serca, rozwinie i doprowadzi do serdecznej jedności jedynie prawdziwych chrześcijan, a to w celu wypróbowania i oddzielenia ich od nominalnego ogółu.
Już wkrótce żniwo zakończy się, a wtedy będą się wspólnie radowali tak ci, co siali, jak i ci, co żęli. Obecnie jednak żniwiarze muszą spieszyć się z pracą, a trosce o jej zupełne wykonanie winna towarzyszyć modlitwa o to, aby Pan żniwa, Główny Żeńca, skierował do swego żniwa więcej robotników. Nie długo już oracz następnego wieku (przepowiedziany czas wielkiego ucisku, który przygotuje świat pod zasiew Tysiąclecia) będzie przynaglał żeńcę obecnej dyspensacji (Amos 9:13).
Siedemdziesiąty tydzień Izraela
symbolem ustania łaski ewangelicznej
Należy pamiętać, iż początek, środek i koniec izraelskiego "siedemdziesiątego tygodnia" - ostatnich siedmiu lat ich łaski - zostały bardzo dokładnie wyznaczone. Uważamy, iż było to uczynione w celu udzielenia nam wyraźnych informacji określających daty przy końcu ewangelicznego wieku łaski dla duchowego Izraela. Dla Izraela według ciała tydzień ten rozpoczął się, jak zauważyliśmy, wraz z zapoczątkowaniem próby żniwa w 29 r. n.e. Moment ten wyznaczony został przez chrzest naszego Pana w Jordanie i uznanie Go za Mesjasza. Odtąd rozpoczęło się żęcie. Równoległym odpowiednikiem tych wydarzeń w naszym czasie jest rozpoznanie obecności Pańskiej, która stała się faktem w 1874 roku, na początku obecnego żniwa.
Środek tygodnia dla tamtego przymierza wypadł w roku 33 n.e. Jest to data odrzucenia Izraela jako systemu narodu-kościoła, która zaznaczona została śmiercią naszego Pana na krzyżu i wypowiedzianymi przez Niego tuż przed śmiercią słowami: "Oto wam dom wasz pusty zostanie". W równoległości odpowiada to odtrąceniu od łaski i upadkowi sekciarskich systemów zwanych chrześcijaństwem albo "Babilonem", co stało się w 1878 roku.
Druga połowa tygodnia dla przymierza izraelskiego (3 ? roku, od 33 do 36 r. n.e.) to okres, w którym łaska nie była udzielana ani narodowi, ani sekcie, lecz poszczególnym jednostkom, zapewniając Izraelitom (nie tak jak poprzednio za pośrednictwem nominalnego kościoła, lecz indywidualnie, jeśliby to przyjęli) dostęp do wszystkich łask i szczególnych przywilejów wynikających z Przymierza Abrahamowego aż do momentu zakończenia siedemdziesięciu symbolicznych tygodni, do kresu ich łaski, wyznaczonego przez udzielenie łaski Korneliuszowi i poganom w ogólności. W równoległości zatem na czas obecny, okres 3 ? roku od kwietnia 1878 roku, kiedy to tak zwane chrześcijaństwo, czyli "Babilon", zastało odtrącone od łaski, do października 1881 roku był końcowym okresem łaski wysokiego powołania udzielanej pojedynczym wierzącym. Tak więc ogólne "powołanie" (łaska Wieku Ewangelii) zakończyło się w październiku 1881 roku, tak jak analogiczna data października 36 r. n.e. oznaczała koniec łaski żydowskiej.
Żydowska łaska polegała na tym, że Izraelowi zaproponowany został (wyłączny) udział w Królestwie. Przyrodzone potomstwo Abrahama zostało zaproszone do skorzystania z przywilejów i możliwości wynikających z Przymierza Zakonu. Wraz z zakończeniem tygodnia ich przymierza owo powołanie - łaska, albo przywilej - ustało zupełnie i na zawsze. Łaska ewangeliczna polegała zaś na zaoferowaniu Królestwa (wyłącznie) tym, co wierzą w Chrystusa - "wysokiego powołania" tym, którzy pod Przymierzem Łaski zostali pojednani z Bogiem i mogą skorzystać ze sposobności stąd wynikających (i stać się "nasieniem" Abrahamowym, które ma błogosławić świat) przez wzięcie udziału z Jezusem Chrystusem, ich Odkupicielem, w Jego przymierzu ofiarowania samego siebie, które stanowi sprawdzian wykazujący, czy są oni godni otrzymania udziału w przyszłym dziele i w chwale Chrystusowej. Ta właśnie łaska ustała całkowicie i na zawsze w październiku 1881 roku, punkcie czasowym równoległym do momentu zakończenia łaski powołania żydowskiego.
Należy zauważyć, że wstrzymanie łaski, czyli powołania Żydów, nastąpiło tuż przed ogłoszeniem innego powszechnego powołania, które, pomijając przynależność do narodu czy uprzednią łaskę, obejmowało jednak wszystkich Żydów, którzy przez wiarę stali się godnymi powołania do zaszczytu Królestwa udzielonego całemu światu. Wstrzymanie łaski, którą cieszyli się uprzednio, było rzeczywistością do tego stopnia, iż zdawało się, że nie będą już mieć udziału w żadnym innym zaproszeniu i że zostali później powołani do niższej łaski. Nie było to jednak tak wyraźne, gdyż ogólne powołanie ewangeliczne, które nie pomijało Żydów, ale przez wiarę w Chrystusa stało się dostępne dla każdego narodu, było właściwie tym samym powołaniem, tylko poszerzonym i pogłębionym.
Wstrzymanie łaski - "powołania" - w naszym czasie, w 1881 roku, wiąże się z następującym po nim, a właściwie zakładającym się z nim, ogólnym zaproszeniem całego świata do błogosławieństw Tysiąclecia i łask na warunkach wiary oraz dobrowolnego posłuszeństwa (ale nie ofiarowania się aż do śmierci). Jednak powołanie do radowania się błogosławieństwami pod panowaniem Królestwa, a nie do stania się częścią Pomazańca, stanowi niższe powołanie, mniejszą łaskę niż ta, która ustała. Zmiana ta, to wstrzymanie łaski wyższej, a rozpoczęcie udzielania niższej - będzie w obecnym czasie trudna do zauważenia ze względu na to, iż w Kościele utracone zostało zrozumienie wspaniałej nagrody Królestwa i współdziedzictwa z Chrystusem w boskiej naturze. Powszechne rozumienie nagrody, utrzymywane przez chrześcijan od wielu wieków, zakłada co najwyżej, że po zmartwychwstaniu otrzymają doskonałe ciała i uwolnieni od chorób, bólu i smutku będą cieszyć się łaską Bożą i życiem wiecznym. Zrozumienie to, daleko odbiegające od rzeczywistej oceny przywilejów wynikających z "wysokiego powołania" Wieku Ewangelii, można jednak uznać za bliskie prawdy, jeśli chodzi o zarysy błogosławionych przywilejów, jakie będą udzielone całemu światu w Wieku Tysiąclecia, każdemu człowiekowi, który wykaże się posłuszeństwem i pogodzi się z Bogiem.
W gruncie rzeczy, jedynymi, którzy wyraźnie i szczegółowo dostrzegają właściwy charakter wielkiego, wysokiego powołania Wieku Ewangelii, jedynymi, którzy mogą przeto głosić i tłumaczyć, czym ono jest, są ci, co zostali poinformowani przez Słowo Boże, że kresem tego powołania jest październik 1881 roku. Inni, cytując słowa apostoła dotyczące "wysokiego powołania Bożego w Chrystusie", w rzeczywistości mówią o niższym powołaniu, które zostanie ogłoszone w Wieku Tysiąclecia. Stąd też owo prawdziwe, ogólne ewangeliczne powołanie zostało zakończone i nikt nie może go przedłużyć. Jedni nie potrafią go rozpowszechniać ze względu na brak zrozumienia, a drudzy nie mogą, będąc poinformowani o jego zakończeniu.
Aczkolwiek ogólne "powołanie" ustało, to jednak "drzwi" nie są jeszcze zamknięte. Koniec "powołania" oraz zamknięcie "drzwi" są dwoma odmiennymi, różnymi zagadnieniami. Nawet po zakończeniu ogólnego "powołania" dla pewnej grupy ludzi "drzwi" pozostają otwarte, aby mogli rozpocząć bieg po wspaniałą nagrodę współdziedzictwa w Królestwie. Bóg zaplanował, że Kościół - "Ciało Chrystusa" - będzie składał się z określonej liczby członków. Nie może tam zatem wystąpić ani nadmiar, ani niedobór (zob. jak przedstawione to jest symbolicznie w 3 Mojż. 21:17-23). Oznacza to, iż powołanych - zaproszonych do tego zaszczytu - nie mogło być więcej niż zmieściłoby się w zaplanowanej przez Niego liczbie. Słowo Boże dowodzi zaś, że liczba ta została dopełniona w październiku 1881 roku. Ponieważ jednak niektórym z tych, co przyjęli ogólne powołanie i weszli w przymierze z Bogiem, nie uda się wytrwać w przymierzu i osiągnąć nagrody, to już po zakończeniu wysokiego powołania "drzwi" pozostają otwarte, aby mogli stanąć do biegu, uczynić ofiarę z samego siebie w służbie Prawdy ci, którzy zajmą miejsce tych którzy porzucili weselną szatę sprawiedliwości Chrystusowej w czasie sprawdzianu i tych, co uczyniwszy przymierze samo-ofiarowania się na służbę, umiłowali świat, a będąc nadmiernie obciążeni troskami i przyjemnościami nie dotrzymali warunków zawartego przymierza.
Jeszcze raz powtarzamy, że zakończenie powołania w 1881 roku w żaden sposób nie ma wpływu na przywileje tysięcy ludzi, którzy wcześniej przyjęli powołanie i stali się poświęconymi sługami Bożymi. Nikt z tych, co byli w środku, nie został usunięty. Nie oznacza to także, iż nikt więcej nie może już wejść do środka. Zakończenie powołania oznacza jedynie zaniechanie Boskiego ogólnego zapraszania.
To, że dopiero niedawno dokładnie zrozumiałeś, czym są bardzo wielkie i kosztowne obietnice dotyczące chwały przygotowanej przez Boga dla tych, którzy Go miłują, nie oznacza, że nie byłeś powołany i przyjęty w ubieganiu się o tę wspaniałą nagrodę na długo przed tym, zanim zrozumiałeś, jak ona jest wspaniałą i wielką. Prawdą jest, że nikt przyjmując powołanie, nie zdaje sobie na początku sprawy z tego, jak wyboista i wąska jest droga, ani jak wielka nagroda czeka tych, którzy dojdą do końca. Jasnością oświecającą nasze zrozumienie obietnicy jest działająca w nas moc Boża, która pokrzepia i pozwala zwyciężać pojawiające się przeszkody i doświadczenia. Wielkie i kosztowne obietnice odsłaniają się przed nami stopniowo, gdy okazując się wiernymi postępujemy naprzód, abyśmy pobudzeni nimi, z mocą i odwagą tak biegli, by otrzymać nagrodę (2 Piotra 1:4).
Zwycięzcy, którzy otrzymają nagrodę są nazwani nie tylko powołanymi i wybranymi (przyjętymi), ale i wiernymi. Chociaż więc zakończyło się ogólne powołanie, to wyraźnie widać, że nadal trwa próbowanie wierności powołanych. Wierni są pieczętowani i oddzielani od tych, którzy nie dochowują wierności przymierzu samo-ofiarowania się. Mądre panny oddzielane są od głupich, które dowodzą braku rozumu, sądząc, iż możliwe jest jednoczesne ubieganie się o nagrody, zaszczyty i bogactwa tego świata oraz wierne podążanie wąską drogą w biegu o nagrodę chwały, czci i nieśmiertelności, w biegu którego same wymagania uniemożliwiają przecież uprawianie takiej podwójnej gry. "Mąż umysłu dwoistego, jest niestateczny we wszystkich drogach swoich", "nie możecie Bogu służyć i mamonie" - Jak. 1:8; Mat. 6:24.
Gdy wszystkie wierne "mądre panny" zostaną wypróbowane i wejdą do radości Pana swego, "drzwi" sposobności umożliwiające dostęp do tego zaszczytu zamkną się i nikt więcej nie będzie mógł przez nie wejść. Gdy do środka wejdą wszyscy mądrzy, a przewidziana liczba będzie uzupełniona, wtedy powstanie gospodarz i zamknie drzwi (Łuk. 13:24,25; Mat. 25:10). Sam Pan mówi nam, że wtedy wielu zmieni zdanie, dostrzeże przywilej i sposobność ofiarowania się, którymi niegdyś się cieszyli, ale je utracili. Gdy będą usiłować wejść, Gospodarz powie im: Nie uznaję was za swoją Oblubienicę, mam tylko jedną Oblubienicę, a ona jest już zupełna. Jednak, dzięki Bogu, inne miejsca Pisma Świętego dowodzą, iż głupie panny, aczkolwiek w trakcie próby, ze względu na swe postępowanie, okazały się niegodne wysokiego powołania, dostąpią łaski i chociaż ich stanowisko będzie skromniejsze, znajdą się jednak wśród domowników Pańskich.
Przeto zanim się zamkną drzwi, zanim dopełni się liczba wiernych, niechaj każdy stara się uczynić pewnym swe powołanie i wybranie. Aż do końca pozwalajmy Panu, aby przez swe kosztowne obietnice oraz przez te pouczające przypowieści sprawował w nas i chcenie, i skuteczne wykonanie według upodobania swego.
Ktoś może jednak powiedzieć: Obawiam się, iż nie należę do tych, co zostali powołani przed zamknięciem ogólnego powołania w 1881 roku, ponieważ w tamtym czasie byłem zupełnie nieświadomy głębi obietnic Bożych, co więcej, byłem Bogu zupełnie nieznany, a nawet byłem Jego nieprzyjacielem, byłem daleki od uczynienia z Nim przymierza, daleki od chęci oddania się Mu na służbę. Dopiero niedawno poznałem w ogóle Boga, niedawno wziąłem na siebie jarzmo Chrystusowe, aby się od Niego uczyć, a już całkiem niedawno dowiedziałem się o obecnym przywileju cierpienia z Chrystusem, zapierania samego siebie w Jego służbie oraz o tym, że ci, którzy mają udział w ofierze, staną się wkrótce Jego współdziedzicami w chwalebnym dziele Tysiąclecia. Teraz zaś, gdy zobaczyłem chwałę, gdy zachwyciłem się kosztownymi obietnicami, zdecydowałem się stanąć do ubiegania się o tę cudowną nagrodę, miałbym stwierdzić, że nie jest ona dla mnie dostępna, ponieważ już powołano wystarczającą liczbę osób do uzupełnienia całości? Nie ośmielam się zmieniać Boskich zamiarów ani prosić Go, aby do wyznaczonej przez Jego mądrość liczby dodawał jeszcze jedno miejsce dla mnie, ale dotkliwie przeżyję to nieszczęście.
Takim odpowiadamy: Stań do biegu. Sprawa twoja nie jest tak beznadziejna, jak ci się wydaje. "Drzwi" nie są jeszcze "zamknięte". Pamiętaj, że gdyby nawet wszyscy, którzy przyjęli powołanie, mieli po jego zamknięciu okazać się wiernymi przymierzu, to i tak nie byłoby ich więcej niż należy, lecz dokładnie tyle ile potrzeba. Pamiętaj także, że skoro tak twoje obserwacje, jak i Pismo Święte wskazują, iż spośród wielu, którzy przyjęli powołanie, mało będzie wybranych, ponieważ tylko jednostki okazują się w czasie próby wierne przymierzu. Gdy powołani jeden po drugim upadają, ich możliwości, ich miejsca pracy oraz ich korony zwycięstwa zostaną przekazane innym. Jedno z tych miejsc pracy, jedna z tych koron zwycięstwa może przypaść tobie, twoje imię może jeszcze zostać zapisane w księdze żywota na liście próbnych członków Oblubienicy Chrystusowej na miejscu wymazanego imienia jednostki niegodnej (zob. Obj. 3:5; Hebr. 12:23).
Ci, którzy uchwycili się kosztownych obietnic i pragną pracować w winnicy, okazują przekonywujące dowody spłodzenia z ducha,* gdyż umysł ludzki, nawet w stanie usprawiedliwienia, nie jest w stanie pojąć głębokich rzeczy przygotowanych przez Boga dla tych, którzy poświęcili się i zostali przyjęci (1 Kor. 2:6-16). Bóg zaś jest zbyt miłosierny i zbyt sprawiedliwy, aby wzbudzał w sercu nadzieje, które nie mogą być urzeczywistnione. Spłodzenie z ducha przez Słowo Prawdy oznacza narodzenie do życia duchowego, chyba żeby ktoś jako spłodzony okazał się niegodny - niewierny. "Przetoż nie odrzucajcie ufności waszej, która ma wielką zapłatę."
* Zob. Tom I, str. 226.
Jedenasta Godzina
Mat. 20:1-16
Przypowieść ta zdaje się dostarczać szczególnej lekcji dotyczącej naszego czasu. Robotnikami są gorliwe i poświęcone dzieci Boże, które przez cały Wiek Ewangelii - "dzień" z przypowieści - wiernie wykorzystują swój czas i energię, nie w służbie samemu sobie czy mamonie, ale w służbie Bożej. Robotnicy wyobrażają więc tylko tych, którzy są wierni, z których każdy otrzyma tę samą zapłatę - zaszczyty Królestwa, symbolizowane przez "grosz".
Ogólny charakter powołania i potrzeba pracowników, ukazane są w fakcie czterokrotnego najmowania robotników - wcześnie rano, o godzinie dziewiątej, w południe oraz o godzinie trzeciej po południu. Jednakże tylko na początku udzielona była dokładna, wyraźna informacja o wysokości wynagrodzenia - wtedy to gospodarz "umówił się" z robotnikami, że będzie płacił jeden grosz za służbę. I tak, w pierwotnym Kościele dokładnie rozumiano obietnicę Królestwa, która później przeważnie nie była już zauważana ani wyraźnie głoszona. Żyjący członkowie Kościoła Chrystusowego zatrudnieni w winnicy w dowolnym momencie Wieku Ewangelii reprezentują wszystkich robotników. Szczególną cechą tej przypowieści jest klasa pracowników przyjętych na służbę Panu o "jedenastej [ostatniej] godzinie", gdy praca tego dnia była już prawie zakończona. Pragną oni zaangażować się na służbę Mistrza, jednakże zbyt późno, po zakończeniu ogólnego powołania. Mówią oni: "Nikt nas nie najął", zgłosiliśmy się za późno, aby być przyjęci do służby na warunkach powołania.
Odpowiedzią Mistrza jest wskazanie na "nie zamknięte" jeszcze drzwi możliwości działania i cierpienia w Jego służbie. Oznaką zamknięcia ich będzie nadejście "nocy, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować". Nie wspomina jednak nic o zapłacie, pomimo że innym, wezwanym na warunkach ogólnego powołania, powiedział: "Co będzie sprawiedliwego, dam wam"* - część zapłaty, na którą "zmówił się" na początku.
* Najstarsze manuskrypty greckie, Synaicki i Watykański w Mat. 20:7 pomijają słowa "a co będzie sprawiedliwego, weźmiecie".
Podobnie w ciągu Wieku Ewangelii, nasz Pan przez swych przedstawicieli w Kościele ustawicznie zapraszał wierzących, aby zgłaszali się do Niego na służbę. Pełnia zapłaty - boska natura i królewska chwała - została wyraźnie oznajmiona i zrozumiana jedynie na początku. Później zaś, w ciągu całego wieku, pomimo wspominania o niej, nie była ona jasno rozumiana z powodu wielkiego zboczenia z drogi Prawdy. Obecnie znaleźliśmy się przy końcu ewangelicznego dnia służby - jest "jedenasta godzina". Przeminął już czas powołania robotników na ten dzień. Jednakże obecnie stoją jeszcze niektórzy mówiąc: My nie zostaliśmy powołani do pracy, "nas nikt nie najął", nie dano nam obietnicy ani uzyskania pracy, ani otrzymania nagrody po zakończeniu służby. Powołanie jest zakończone, praca przypadająca na ten dzień prawie wykonana, i bez nas jest dosyć robotników. Pan jednak nakazał nam jako jego przedstawicielom powiedzieć im: "Idźcie i wy do winnicy". Niczego wam nie obiecuję, gdyż ogólne powołanie zakończyło się, nie ma wiele czasu, okres pracy dobiega już końca, "nadchodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować", ale idźcie, okażcie swą miłość i gorliwość, a sprawę zapłaty pozostawcie mojej szczodrobliwości.
Tyle też możemy powiedzieć. Jedyną nadzieją, której możemy się uchwycić, jest to, że wszyscy pracownicy naszego Mistrza zawsze otrzymywali zapłatę daleko obfitszą, niż mogliby się spodziewać. Wiemy także, iż niektóre miejsca pracy zostaną zwolnione przez tych, co nie okazali się wiernymi, a korony dla nich odłożone będą dane innym, którzy przez wierność i ofiarowanie samych siebie udowodnią, iż są godni udziału w pracy i w nagrodzie.
Dlatego też, jeśli ktoś poznał i umiłował Pana dopiero niedawno, a pragnie służyć Jemu i Jego Prawdzie, niech nie będzie zniechęcony z powodu zakończenia się ogólnego powołania w 1881 roku. Jeśli widzisz przed sobą otwarte "drzwi" sposobności ofiarowania się i służby, wejdź w nie, lecz uczyń to szybko, gdyż ciemna noc gwałtownego sprzeciwu wobec Prawdy wkrótce nas ogarnie i przeszkodzi ci w przyjęciu służby. "Przyszedł poranek, także i noc." "Przychodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować." Gdy to się stanie, będziesz wiedział, że "drzwi są zamknięte", że wszystkie mądre panny weszły już do środka, że wszyscy zostali wypróbowani, a wszystkie możliwe wolne miejsca zostały zapełnione. Do tego czasu wszyscy szczególni "słudzy Boga" zostaną "popieczętowani na czołach ich" (rozumowo docenią wartość Boskiego planu), cztery wiatry zostaną uwolnione (Obj. 7:1-3), powodując powstanie wielkiego "wichru" ucisku, w pośrodku którego reszta członków klasy Eliasza zostanie "przemieniona" i wywyższona do chwały Królestwa.
Jakaż nauka kryje się tutaj dla tych, co uczynili z Panem przymierze, aby tylko Jemu służyć, a jednak zaniedbują Jego pracę, usiłując zdobyć przemijającą radość i nagrodę, którą daje świat i poświęcając temu celowi swój czas, myśli i możliwości. Pan zachęca ich mówiąc: "Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota". "Kto zwycięży [kto pokona w sobie ducha tego świata], ten będzie obleczony w szaty białe i nie wymażę imienia jego z ksiąg żywota, ale wyznam imię jego przed obliczem Ojca mojego i przed świętymi sługami jego." "Trzymaj co masz, aby nikt nie wziął korony twojej" - Obj. 2:10, 3:5,11.
Wynijdźmy - List do Żydów 13:13
Spokojnym krokiem, z wolą niezłomną,
Wzgardzony, co głowy nie spuszcza nisko,
Wychodzi z miasta przez bramę ogromną,
Opuszcza ludzkiej pychy siedlisko
Wędrowiec. Tam zdąża, gdzie wąska jest droga,
Co wiedzie do życia, do szczęścia, do Boga.
Porzucił życie, bo żyć nie potrafił,
Z pleców swych złożył brzemię zbyt ciężkie,
Grzech, który duszę znękaną trapił,
Troski i smutki, i łzy niemęskie.
Nie jedną mu przyjdzie pokonać przeszkodę,
Lecz gdy zwycięży, otrzyma nagrodę.
Precz z bezczynnością, precz próżne sny!
W znojnym mozole trwać w trudach krzyża.
Nie zwalniać kroku idąc przez mgły
I nie uciekać, gdy bój się zbliża.
Porzucić chwałę doczesnej próżności,
Zaprzeć się, cierpieć, nie chować złości.
Nie płakać straty dobrego imienia,
Nie bać się hańby, szyderstw, pogardy,
Nie spuszczać głowy, gdy złe spojrzenia
Zapadną w serce jak kamień twardy.
Płacić miłością za złość i zawiść,
Za krzywdę kochać i błogosławić.
Niech wzrok w śnieżystych szczytach utkwiony
Wstecz się nie wraca do próżnych radości,
Nie patrzy ku żyznym równinom Sodomy,
Ku sławie, chwale egipskiej mądrości.
Niech babilońskie wierzby tułacze
Nie zwodzą serca swym rzewnym płaczem.
I cóż, że smutek, że ból doskwiera
Że serce drżące i ciało płonie.
Zza ciemnej chmury słońce wyziera.
Na białym koniu, w złotej koronie
Zbawca, ciemności władcę poniżył.
Noc przeminęła, dzień się przybliżył.
I jeszcze tylko chwila cierpienia
Oddziela chwałę od próby znoju.
Rok, dwa, pięć, więcej, nie ma znaczenia.
Mistrz jest obecny! Książę Pokoju!
Praca skończona, walka wygrana.
Wnijdź do radości, do domu Pana!
|